WIATR OD MORZA
Kopce - specjalność narodowa
Popełniłem ostatnio felieton w Decydencie pt. „Kościuszko się wali” w trosce o zachowanie pamięci narodowej dla przeszłych i przyszłych bohaterów narodowych – pisze Sławomir J. Czerniak. więcej...
Ikoną XXI wieku stał się ekran wyświetlający miliony informacji przekazywanych globalnie. Staliśmy się w pewnym stopniu zakładnikami tej lawiny wiadomości, reklam, definicji, skrótów myślowych, słowem wypłaszczonej i odhumanizowanej wiedzy o wszystkim, czyli o niczym… Nie staramy się bronić przed tą powodzią, często nie możemy się oprzeć, aby po pierwszej zapowiedzi przejść do jej zgłębienia, a potem jeszcze i jeszcze, i jeszcze – pisze Andrzej Grabkowski.
Co może być skutecznym filtrem, zaporą, panaceum na truciznę chaosu informacyjnego, z którą nie możemy sobie poradzić? Myślę, że mimo wszystko SZTUKA!
Cofnijmy się o pięć stuleci. Europa po złotym wieku Renesansu wkroczyła w wiek wojen, a wojny i wojskowość były i są katalizatorem postępu technologicznego. Vasari pisał około połowy XVI wieku, że jeśli dawniej trzeba było sześciu lat na namalowanie jednego obrazu to obecnie wystarczy rok, aby namalować ich aż sześć i co ważniejsze – lepszych od tamtych.
To właśnie postęp doprowadził do powszechności materiału, jego niskiej ceny, a nade wszystko do łatwości pracy. Powstawały lekkie obiekty niewielkich rozmiarów – obrazy sztalugowe. To zapewniło malarstwu niebywały sukces. Sukces w konsumpcji sztuki, która stała się przedmiotem masowego zainteresowania. W XVII wieku John Evelyn (1620 – 1704), angielski znawca sztuki i jeden z pierwszych autorów traktujących o historii sztuki, opisuje ze zdumieniem holenderskie wnętrza domów, również wiejskich, w których znajdowały się malowidła stanowiące stały element wyposażenia wnętrza!
We wnętrzu dzisiejszego domostwa rolę malowidła pełnią ekrany. Telewizor, monitor, i-pad oraz wszechobecny smartfon, bez których trudno sobie wyobrazić żywot Homo Sapiens XXI wieku.
Rozwój technologiczny odbywał się w XX wieku w postępie geometrycznym. Rozwój w ostatniej dekadzie przekroczył wszelkie wyobrażenia! W tym tempie rola Artysty – Twórcy skarlała, stała się marginesem wypartym przez cyberprzestrzeń, spychając nas do roli ubezwłasnowolnionych użytkowników mediów cyfrowych. Niewolników cyberprzestrzeni. Ale…
Ale czy na pewno?
Od wielu lat obserwuję rynek sztuki w Polsce i mimo wielu chwil zwątpienia odnoszę wrażenie, że sztuka w Polsce nie tylko nie umiera, ale ma szanse na powtórne urodziny i rozkwit, mimo że w obszarze formalnym w SZTUCE już wszystko było!
Obserwuję starania wielu młodych artystów niezrażonych obiektywnymi trudnościami w poszukiwaniu nowych dróg twórczych. Jedni powtarzają i udoskonalają dzieło starych mistrzów, stosując metody malarskie z wykorzystaniem nowych materiałów i fizykochemii (tiksotropia, nanotechnologia, fluorescencja), drudzy próbują opisywać dzisiejszy świat wychodząc ze słusznego założenia, że należy tworzyć autonomicznie i szczerze, aby pozostawić artefakty jako signum temporis nie wdając się w niuanse ideologiczne!
Dlatego z wielkim zaciekawieniem przyglądam się karierze dwóch Ew: Juszkiewicz i Chełmeckiej.
Ewa Juszkiewicz od trzech lat przewodzi w wytyczaniu Kompasu Młodej Sztuki – miarodajnego i jak na razie jedynego oficjalnego rankingu młodych twórców. Zasługuje na to z kilku powodów. Po pierwsze: została wytypowana przez polskie lobby akademii sztuk pięknych jako reprezentantka Polski do wyboru „100 Painters of Tomorrow” – albumu opiniotwórczego Kurta Beersa wydawanego pod auspicjami domu aukcyjnego Christie’s w Londynie. Jako jedna z ponad 4000 nominowanych dostała się do tej elitarnej setki. Było to w 2013 roku i od tego momentu Jej kariera nabrała rozpędu. Moim zdaniem zasługuje na najwyższe wyróżnienia. Jej twórczość wpisuje się w idee Starych Nowych Mistrzów opisaną i udowodnioną przez Donalda Kuspita w kultowym „The End of Art”. Juszkiewicz maluje obrazy olejne, łącząc kompozycje starych mistrzów (Veermer, Le Brun, Oestade, etc) z nową kreacją naturalizmu wyjętego z podręczników ochrony środowiska. Te kompilacje z pogranicza kiczu i hiperrealizmu mogą się podobać głównie ze względu na doskonałość warsztatową i dekoracyjność.
Ale mnie urzeka ta druga Ewa, a właściwie Eva, bo takie imię zaakceptowała sieć Internetu, do którego zapukała, aby otworzył dla niej swoje podwoje. Eva Chełmecka nie uczestniczyła w konkursach, rankingach, nie ma rekordów aukcyjnych; idzie swoją autonomiczną drogą, nie ulega pokusom practical & beautiful, tworzy i wystawia w nadziei, że nadejdzie ten dzień, w którym jej sztuka dotrze do właściwych ludzi.
Eva Chełmecka jest biegła warsztatowo i podobnie jak jej imienniczka dba o szczegóły – jakość wykonania, odpowiednią dawkę ekspresji, używanie kolorystyki będącej Jej wizytówką – ostrych barw nakładanych na podobrazie laserunkowo, często z umyślnym dopełnieniem metalami i minerałami…
Ale malarstwo uzupełnia rzeźbą i rozlicznymi asamblażami, które stanowią cykl „Cyberrebel”.
Chełmecka nieznana i na pozór hermetyczna pokazuje świat naszych czasów jak czynili to mistrzowie sprzed pięciu wieków. Pejzaże i opowieści z pogranicza jawy i snu wołają o powrót do natury, zadają pytania o człowiecze troski, czekają na impuls odwrócenia relacji mieć czy być! Filozofia twórczości Evy Chełmeckiej jest prosta! Świat cyberprzestrzeni nie może prowadzić do odhumanizowania relacji międzyludzkich. Nie możemy zapominać o podstawowych wartościach bytu – rozmowa, chęć porozumienia, intelekt, natura, symbioza z wypalanym światem złotego cielca.
Jako jedna z niewielu pokazywała swoje prace na Biennale w Wenecji. Po pierwszej wystawie dostała propozycję pokazania swych prac na dwóch innych, także odbywających się w ramach wspomnianego Biennale! Dla tej artystki rok 2015 był przełomem, po latach eksperymentowania z trudną materią twórczą otworzyła się nowa przestrzeń!
Rzeźby cyklu „Cyberrebel” oraz asambaże są moim zdaniem tak doniosłe i autonomiczne, że za kilka lat staną się tym dla sztuki, czym kilkaset lat temu były prace Veronesa, Benniniego czy Rubensa.
Harpiosyrena i Cybermen – dwa sztandarowe dzieła Artystki, właśnie te, które przypadły do gustu kuratorom Weneckiego Biennale, otwierają nową przestrzeń dyskursu o sztuce XXI wieku! Jeśli nie mam racji – uderzę się w pierś! Ale jeśli tę rację mam – pokażemy światu siłę i potęgę wizji niepokornej, jeszcze nieznanej, ale Nowej Dawnej Mistrzyni!
Andrzej Grabkowski
LEKTURY DECYDENTA
Proroczy przekaz
Nie jest to książka do śmiechu, mimo że jej autorem jest znany satyryk, którego audycja radiowa „ 60 minut na godzinę” powodowała w swoim czasie w niedzielne przedpołudnia wyludnienie miast i wsi w PRL. więcej...