Established 1999

MARZENIE ZIEMIANINA

3 październik 2022

Wiatr księżyca

Zjawiska dzielę na te, którym poświęcam uwagę i na te, którym uwagi nie poświęcam. Spośród tych drugich wyróżniam te, które cierpią na tym, że je zaniedbuję oraz takie, którym jest to obojętne, gdyż doskonale poradzą sobie beze mnie. Te ostatnie dzielę dalej na te, które ignoruję z czystym sumieniem oraz te, których zaniedbywanie rodzi we mnie poczucie straty, wzbudza wyrzuty sumienia i domaga się jakiejś reakcji – pisze Alojzy Topol.

I oto dochodzimy do sedna – otóż człowiek, po iluś tam latach, wraca na Księżyc. W olbrzymiej, imponującej majestatem rakiecie.

I co? I nic. Tysiące kilometrów dalej, w prowincjonalnym mieście na wschodnich rubieżach Europy, inny człowiek, konkretnie ja: Alojzy Topol, więcej czasu i uwagi poświęca wyborowi bułek na śniadanie, niż temu, że czas zatoczył koło i oto rodzaj ludzki znów zdolny jest wyprawiać się w kosmos.

W wąską przestrzeń pomiędzy sznytką a kajzerką wciska się myśl o odległym kosmodromie, gdzie na stanowisku startowym piętrzą się połączone kolosy z Rodos, zdolne unieść w przestrzeń malutką czapeczkę rakiety – lądownik, w którym niebawem będą dygotać ze strachu najodważniejsi z ludzi – kosmonauci.

Zaraz, zaraz, a może ta rakieta już wystartowała? Miała przecież jakoś teraz startować… Ale był jakiś wyciek, prawda? I huragan…

Wracam z pieczywem do domu i sam już w końcu nie wiem. Wystartowała rakieta, czy nie? Naprawili ją, zmieścili się w oknie pogodowym? A może musieli ją cofnąć do hangaru w obawie przed tym huraganem, jeśli w ogóle są takie wielkie hangary?

Poruszając się w niewidzialnym obłoczku własnej, kosmicznej ignorancji, dokupuję jeszcze po drodze śliwki, bo to ich pora, i pora – na zupę porową; obciążony jesiennymi zapasami obiecuję sobie solennie, że natychmiast sprawdzę, na jakim etapie podboju wszechświata znajduje się obecnie ludzkość.

Jednakże w domu drogę do wiedzy zagradza mi znienacka półka z książkami, a na niej granatowo-srebrzysta okładka „Wiatru księżyca”. Książkę tę na szczęście dla nas wszystkich napisał pisarz i dziennikarz Antonio Muñoz Molina. Dzięki temu możemy ją teraz otworzyć i od razu zanurzyć się w inny kosmos, w naszkicowany wprawną myślą autora wszechświat Hiszpanii czasów Franco.

Oto gdzieś hen-daleko na hiszpańskiej prowincji bohater powieści spędza ostatnie chwile dzieciństwa na nauce w przyklasztornej szkole i na pracy w rodzinnym gospodarstwie, z trudem znajdując czas na dorastanie. Lecz wieczorami, pomiędzy hiszpańską kajzerkę i plasterek chorizo wciska się głos radiowego spikera, relacjonującego pierwszą wyprawę człowieka na Księżyc.

Pod wpływem tych relacji osobisty wszechświat bohatera puchnie i rozszerza się; już niedługo planeta, po której stąpa – osada w Andaluzji – stanie się dla niego za mała, a on, z pomocą kilku życzliwych dorosłych, wystartuje do swojego własnego lotu, dłuższego i bardziej niebezpiecznego niż lot otaczających go rówieśników. Być może stanie się poczytnym hiszpańskim dziennikarzem i pisarzem, nagradzanym za lekkość, z jaką zwykł był wprowadzać czytelnika we wszechogarniający świat swoich powieści?

Ta książka elektryzuje, wprowadza w stan oczekiwania, jaki towarzyszył wówczas na Ziemi milionom ludzi, śledzących wydarzenie, jak się okazało, epokowe – nie dane mu bowiem było jak dotąd się powtórzyć. Któż z nas miał podówczas świadomość, że kres zimnej wojny i spadek napięcia między mocarstwami na długie lata spowolnią podbój kosmosu?

Katastrofy promów Challenger i Atlantis, rozgrywające się na oczach milionów telewidzów sprawiły, iż wzrok ludzkości na powrót skierował się pod nogi. Budowa stacji kosmicznej ISS i autentyczna współpraca wrogich sobie krajów nie przyciągała już takiej uwagi, jak gwiezdne wojny; stała się „wodą w kranie” dla milionów Ziemian, którzy – wgapieni w ekraniki smartfonów – nie oczekiwali właściwie niczego bardziej ambitnego.

I oto znów latamy w kosmos… tylko dzisiaj tak jakoś między wódką a zakąską, między sznytką a kajzerką. Patrzymy pod nogi, nie podnosimy głowy. I umyka nam to, co się dzieje na niebie, a niesłusznie – bo to epokowe wydarzenie jest. W żagle wieje jednak „Wiatr księżyca” i dzięki niemu możemy odzyskać dziś jakość i intensywność przynależnych lotom kosmicznym przeżyć.

Jedno natomiast mnie martwi. Obecna rakieta ma na głowie taką samą małą czapeczkę, jak tamta, i zmieści się w niej tak samo mało ludzi, co poprzednio. A przecież od czasów misji Apollo liczba osób, które chciałbym wysłać na Księżyc, wzrosła niepomiernie!

ALOJZY TOPOL

W wydaniu nr 251, październik 2022, ISSN 2300-6692 również

  1. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Opowieść o życiu
  2. ANGELA LANSBURY

    Aktorka nietuzinkowa
  3. WYJŚCIE Z ZAŚCIANKA

    Adam Maurizio
  4. DNI PAMIĘCI

    Urban tu był
  5. RELIGIE AZJI

    Zrozumieć i zaakceptować
  6. DRZWI

    Obrońcy przed duchami
  7. ŚWIAT W RUCHU

    Podróż do Pekinu
  8. MARZENIE ZIEMIANINA

    Wiatr księżyca
  9. HISTORIA DECYDENTA

    Krym - marzenie o powrocie do Jałty
  10. BLISKI WSCHÓD

    Gdzie się podziali dawni bogowie?
  11. CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

    Nagroda czy lans?
  12. RELIGIE AZJI

    Torii - brama do miejsc świętych