POEZJA DECYDENTA
Raz pewien mały trzmiel
Nie tylko "port to jest poezja" czy wyjątkowo smakowite danie. więcej...
Jest to książka o życiu znanego wszystkim Leopolda Tyrmanda. Napisana nieco inaczej, niż dotychczasowe, zresztą znakomite, biografie pióra Mariusza Urbanka.
Oparta jest nie na chronologicznym przekazie, ale na relacjach 70 znajomych Tyrmanda z różnych okresów jego życia i działalności. Z książki wyłania się postać człowieka-egotyka i kabotyna, który starał się uchodzić za kogoś zupełnie innego wobec otoczenia, niż był w rzeczywistości.
Autor przypomina postać Tyrmanda: Żyda, twierdzącego, że pochodzi ze szlachty kurlandzkiej, eleganta, wyróżniającego się w latach stalinowskiej szarzyzny przede wszystkim głośnymi, kolorowymi skarpetkami, człowieka, obrażającego się na innych z błahych przyczyn, uchodzącego za znawcę staromodnego jazzu, miłośnika kobiet, mówiąc delikatnie. Przy okazji Urbanek przywołuje postać jego syna, Mathew (Mateusza), który jest przedłużeniem negatywnych cech swego ojca.
Autor pisze o dzieciństwie i o latach młodości Tyrmanda, o przemilczanym później przez niego pobycie w Wilnie, fascynacji komunizmem i pracy w stalinowskiej gadzinówce, w której opublikował 142 felietony. Autor, z poprawności politycznej, milczy o przyczynach tej fascynacji, powszechnej wówczas wśród tzw. żydokomuny, tworzącej filar KPP.
Bardzo inteligentny Tyrmand, przedstawiając francuskie dokumenty, uchodził za Francuza i uniknął tragicznego losu swych współwyznawców, zgłaszając się na roboty do hitlerowskich Niemiec. Po wojnie wrócił do Polski i zamieszkał w budynku Ymki. Tyrmand w oczach mieszkańców Ymki, uchodził za człowieka napastliwego i agresywnego, choć na tamte czasy powszechnie panującego strachu, był dość odważny: spotykał się z zachodnimi dyplomatami, co było nie do pomyślenia. Można zadać sobie pytanie, jak to było możliwe w latach stalinowskiego terroru.
Wiele słów pada o znajomości jazzu przez Tyrmanda. Fachowcy twierdzą, że Tyrmand był pozbawionym słuchu dyletantem i znał się jedynie na jazzie tradycyjnym. Jego książki o jazzie to bełkot. Ostoją Tyrmanda był najpierw „Przekrój”, z którego został wyrzucony, potem zaś „Tygodnik Powszechny”, a jedynym autorytetem dla niego był Stefan Kisielewski. Tyrmand był biedny; jego sytuacja materialna znacznie poprawiła się po wydaniu powieści „Zły”.
Autor pisze o małżeństwach Tyrmanda. Drugie, z Barbarą Hoff, zakończyło się rozwodem w USA. A co było z legendarnym wyjazdem Tyrmanda do USA? Przez lata nie otrzymywał paszportu, choć władze uznawały go za wyrzutka. Wreszcie otrzymał paszport, dzięki wstawiennictwu wpływowego bezpieczniaka. Wtedy nie było paszportów przy duszy; władza każdorazowo decydowała o przyznaniu tego dokumentu. Czy Tyrmand otrzymał paszport, bo chciano się go pozbyć z Polski? Czy były jeszcze jakieś inne powody? Autor pisze o miotaniu się tego polskiego Amerykanina w USA, o jego tam małżeństwie, o zerwaniu przez niego wszelkich kontaktów z krajem.
Koniecznie trzeba przeczytać tę książkę o „enfant terrible” polskiego socjalizmu. Jest w niej wiele słów prawdy o Tyrmandzie i interesujących uwag znanych ludzi.
Jacek Potocki
Mariusz Urbanek. „Zły Tyrmand”. Wydawnictwo „Iskry”, Warszawa 2019 str. 285
DECYDENT POLIGLOTA
Biznes po niemiecku
Książka jest przeznaczona dla osób, które chcą opanować niemiecką terminologię biznesową, samodzielnie bądź na wyspecjalizowanych kursach. więcej...