Established 1999

LEKTURY DECYDENTA

5 luty 2024

Zdradliwy urok

Z cmentarza zaginionych książek wygrzebuję teraz „Spotkanie na dalekim południku” zapomnianego od dawien dawna fizyka i pisarza amerykańskiego Mitchella Wilsona.

Czytelnik po październiku ‘56, a przed marcem ‘68, w pełnym świetle nocy gomułkowskiej wydawał amerykańskiego pisarza. I to na dobrym papierze, nawet dziś trzymającym jakość, w arkuszach szytych, a nie klejonych, w twardej okładce z obwolutą, z abstrakcyjną nieco, do dziś trzymającą fason szatą graficzną projektu Mariana Stachurskiego.

Jak to możliwe? Zaczynam kopać. Ale w Internetach kosmiczny szum: Joni Mitchell i Woodrow Wilson meldują się od razu, przykrywając setkami rekordów coraz bardziej intrygującą postać wydawanego w PRL amerykańskiego pisarza.

Poszukiwania dłużą się, pomaga wreszcie tytuł oryginału, łapię tę nitkę i krok po kroku zaczynam dogrzebywać się, ale jakieś zdawkowe te biogramy, wstydliwe jakby opisy tych fabuł. Domyślam się już, co się stało, ale nie chcąc przesądzać, zaczynam czytać tę książkę, już lekko do niej uprzedzony, przeczuwający, co mam w rękach – dzieło kolejnego paljeznowo idiota.

Ale tu zdziwienie – książka się broni po tylu latach, w innej zgoła rzeczywistości, broni się stylem, wartkością akcji, trafnością niektórych diagnoz. Czasem wręcz urzeka – czy często spotyka się dziś prowadzony przez stron kilka dialog, który wciąga, miast nużyć, bo jednak popycha akcję do przodu, bo nadaje rys bohaterom, pozwala wejrzeć w ich motywacje, nadaje historyczny kontekst ich życiowym rozterkom?

I wreszcie to, co w każdej książce najtrudniejsze: wątek, czy też raczej wątki, miłosne. Czytając, ma się wrażenie, że tak: przytrafiło mi się to; albo że równie dobrze mi mogłoby się to przydarzyć albo też: jakże chciałbym coś takiego przeżyć. Prowadzone twardą ręką zapisy ludzkich emocji i wahań, szorstkie jak azbest relacje z narodzin i rozpadu wypiekanych w najwyższych temperaturach uczuć, nie tylko przetrwały próbę czasu. One ją przebiły.

Wybaczmy zatem panu Wilsonowi wyidealizowany obraz ZSRR, naiwność graniczącą z głupotą, zamykanie oczu na realia życia za żelazną kurtyną, dziecinne próby zmierzenia się na kartach swojej powieści z epoką stalinizmu. Wszak i tak za chwilę Chruszczow zacznie walić butem w mównicę i skończy się sukces wydawniczy pisarza Wilsona w Kraju Rad i w krajach satelickich. Przestaną też płynąć tantiemy – a był wszakże jednym z nielicznych twórców Zachodu, którym ZSRR tantiemy wypłacał.

Może i był Mitchell Wilson pożytecznym idiotą, ale wczytajmy się w ten fragment „Spotkania na dalekim południku”, następujący bezpośrednio po żywiołowym sporze pomiędzy amerykańskim i radzieckim fizykiem:

„Oddychamy powietrzem naszych czasów. Siedząc naprzeciw siebie za stołem i prowadząc rozmowę, widzimy w sobie istoty ludzkie, ale przy pierwszym nieporozumieniu, choćby najbłahszym i najbardziej niewinnym, zaczynamy traktować siebie zgodnie z utartym szablonem.”

Lapidarny opis zimnowojennej rzeczywistości, przymierzony do pękniętej na pół Polski A.D. 2024, pasuje jak ulał.

*        *        *

Mitchell Wilson – zmarł młodo, żył szybko, pisał mało. Na szczęście wkrótce po jego śmierci na świat przyjść miał być może równie uzdolniony i podobnie jak on mało znany twórca…

Alojzy Topol

„Spotkanie na dalekim południku”, Mitchell Wilson. Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1965, z angielskiego tłumaczył Roman Kutyłowski.

 

W wydaniu nr 267, luty 2024, ISSN 2300-6692 również

  1. LEKTURY DECYDENTA

    Zdradliwy urok
  2. FOLWARCZNE SADOMASO

    Pan na włościach
  3. ZROZUMIEĆ DALEKI WSCHÓD

    Szogun
  4. ARABSKIE OPOWIEŚCI

    Abrakadabra, niebieski koralik i czarny kot
  5. WYPRAWY WAGABUNDY

    Polskie K2