Established 1999

INWESTYCJE ZAGRANICZNE

21 styczeń 2010

Potrzeby a realia

Międzynarodowy kapitał pełni rolę katalizatora w procesie rozszerzenia UE na Wschód i środowiska z nim związane są łącznikiem pomiędzy Polska a państwami zachodnimi.
Niezależnie od pozytywnej roli w tym zakresie, silna pozycja inwestorów zagranicznych ogranicz jednak emancypację polskiego biznesu. Jego związki z firmami zagranicznymi są bowiem często silniejsze niż powiązania wewnątrz krajowych środowisk gospodarczych (np. prawie wszystkie duże polskie przedsiębiorstwa mają zagranicznych udziałowców) – pisze Krzysztof Jasiecki.


KRZYSZTOF JASIECKI


 


W jaki sposób ma powstawać wartość dodana polskich przedsiębiorstw, jeśli najbardziej „dochodotwórcze” firmy przejmuje kapitał zagraniczny? Czy  w takich warunkach może powstać polska elita biznesu? Jak łączyć korzyści z napływu inwestycji zagranicznych z potrzebami naszej gospodarki?


 


    Są to zasadnicze pytania do których postawienia prowokuje ponowna debata na temat roli kapitału zagranicznego w gospodarce polskiej. Pytania te można interpretować jako zwrócenie uwagi na niekiedy przemilczane negatywne  wymiary ekspansji inwestycji zagranicznych, które wymagają wypracowania pewnych strategii działań uwzględniających długookresowe interesy kraju, w tym potrzeby rozwojowe polskiego biznesu. Bronię tezy, że to raczej takie podejście tworzy dobre przesłanki dla korzystnych kontaktów Polski z inwestorami zagranicznymi, niż ich bezkrytyczne opiewanie uprawiane pod hasłem „zwalczanie nacjonalizmu gospodarczego”, bez odnoszenia się do kluczowych problemów, jakie w tym względzie występują w pokomunistycznej transformacji ustrojowej.


    W Polsce obecnie nie ma znaczących sił politycznych kwestionujących potrzebę udziału zagranicznych inwestorów w rozwoju gospodarczym kraju. Istnieją jednak spory, w jaki sposób najlepiej wykorzystać możliwości tkwiące w tym zakresie w polityce państwa i działaniach podmiotów gospodarczych.  Bez tego rodzaju dyskusji i wynikających z nich rozstrzygnięć trudno przecież liczyć na wzrost konkurencyjności przedsiębiorstw lub poprawę bilansu handlowego Polski. Równocześnie ignorowanie tej problematyki oznaczałoby rezygnację elit władzy z odgrywania podmiotowej roli w kształtowaniu instytucji i struktur społeczno-gospodarczych Polski w okresie przygotowawczym do pełnej integracji z UE.


    Ilustrację tworzą kwestie obecności kapitału zagranicznego w polskim sektorze bankowym, ponieważ kondycja tego sektora znacząco określa położenie także innych dziedzin gospodarki. Nieprzypadkowo przedstawiciele  Związku Banków Polskich i Nadzoru Bankowego od dawna przypominają, że wszystkie kraje, nawet te, które przeszły głęboką restrukturyzację dbają o to, by bezpośrednie inwestycje zagraniczne w sektorze bankowym podlegały kontroli większej niż w innych dziedzinach gospodarki. Nieprzypadkowo przedstawiciele Związku Banków Polskich i Nadzoru Bankowego od dawna przypominają, że wszystkie kraje, nawet te, które przeszły głęboką restrukturyzacje, dbają o to, by bezpośrednie inwestycje zagraniczne w sektorze bankowym podlegały kontroli większej niż w innych dziedzinach gospodarki. Pojawiają się pytania o strategicznym charakterze: dlaczego udział kapitału zagranicznego w tym sektorze jest tak niski w zdecydowanej większości państw UE?


Co powoduje, że kładą one nacisk na uchronienie systemu bankowego przed nadmiernym wpływem zagranicznym oraz starają się zapewnić własnym bankom lepsze możliwości zakładania banków i oddziałów za granicą? I pytanie z polskiego podwórka: dlaczego jedną z pierwszych czynności dokonywanych przez firmy z dominującym udziałem kapitału zagranicznego jest przenoszenie rachunków do banków macierzystych dla inwestora strategicznego?


    W wyniku ekspansji banków z udziałem kapitału zagranicznego uległa zmniejszeniu baza pieniężna stanowiąca podstawę generowania zysku przez banki krajowe.


Dla banków zagranicznych najskuteczniejszą formą działania jest wykupywanie konkurencji i przejmowanie (wraz z zasobami lokalnych banków) najlepszych klientów. Cel ten jest realizowany przy relatywnie małym, jak na standardy zachodnie, zaangażowaniu kapitałowym. Bardzo szybki wzrost kapitału zagranicznego w bankowości (przekraczający już 57 proc. aktywów i 73 proc. kapitału) spycha zatem polskie banki na peryferie rynku kredytowego. Ważniejsze decyzje finansowe, inwestycyjne i kredytowe stają się domeną zagranicznych ośrodków decyzyjnych. Może to tworzyć utrudnienia kredytowe np. dla tych sektorów i przedsiębiorstw polskiej gospodarki, które okażą się konkurencyjne dla zagranicznych akcjonariuszy wykupionych banków. Trzeba bowiem uwzględnić fakt, że banki te prowadzą działalność w Polsce również dla kierowania na ten rynek eksportu kraju macierzystego. Nie muszą być zatem zainteresowane kredytobiorcami działającymi na rzecz restrukturyzacji gospodarki zgodnie z potrzebami polskiego kapitału.


     W takim kontekście warto przywołać także główne wątki dyskusji uczestników II Zjazdu Krajowego Polskiego Towarzystwa Ubezpieczeniowego, który odbył się w grudniu 1999 r. Duża część obrad zjazdu została poświęcona odpowiedzi na pytanie: czy za dwa – trzy lata Polska będzie mogła prowadzić jakąkolwiek samodzielną politykę ubezpieczeniową, jeśli zniknie polski kapitał i wszystkie firmy ubezpieczeniowe znajdą się w obcych rękach?


W dyskusji na temat kapitału zagranicznego w sektorze ubezpieczeń wymieniono zarówno korzyści jakie z tego wypływają, jak i zagrożenia. Wśród tych pierwszych wskazano na przyspieszenie rozwoju rynku, konsolidację i koncentrację kapitału oraz  wprowadzenie nowoczesnych produktów i polepszenie jakości usług. Wśród  zagrożeń wymieniono możliwość ukrytego transferu zysków za granicę, przechodzenie najlepszych  klientów z firm polskich oraz wojnę cenową polegającą na stosowaniu cen dumpingowych przez potężne firmy zagraniczne, co może być zabójcze dla  słabszych firm polskich.


     Tego rodzaju dylematy występują także w innych sektorach gospodarki poddanych silnym naciskom kapitału zagranicznego (np. w handlu detalicznym w związku z rozwojem sieci super i hipermarketów). Ich wspólnym mianownikiem jest przede wszystkim obawa o brak środków na rozwój. Duża aktywność kapitału zagranicznego powoduje, że firmy z jego udziałem, zwłaszcza oddziały dużych korporacji, tworzą najszybciej rozwijającą się część polskiej gospodarki. Oferujemy też najlepsze warunki pracy, najwyższe płace i prestiżowe kariery. Zmniejsza się zdolność firm polskich do wygrywania walki konkurencyjnej o rynek krajowy z firmami zagranicznymi. Podobnie jak w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, wzmacnia się także bardzo reprezentacja zagranicznych interesów. Zagraniczne firmo wykorzystują w tym zakresie swój potencjał organizacyjny, tworzą lub zatrudniają agencje lobbingowe i public relations, finansują niektórych polityków, a niekiedy wręcz korumpują lokalnych decydentów (w wielu państwach stosuje się praktykę odliczania od podatków środków przeznaczonych na ten cel w ramach tzw. „promocji eksportu”).


     Badania nad inwestycjami zagranicznymi prowadzone w wielu krajach prowadzą do wniosku, że ludzie przez nich zatrudniani na kierowniczych stanowiskach są bardziej zalążkiem international business class  niż częścią lokalnych elit gospodarczych wspierających interesy narodowe. Zależność ta występuje szczególnie silnie w przypadku państw, jak Polska, wyróżniających się relatywnie niskim poziomem rozwoju i ograniczonymi zasobami. W takich krajach istnieją też duże możliwości wykorzystania słabości lokalnego biznesu wynikające chociażby z braku niezależnej weryfikacji wycen w procedurach prywatyzacyjnych. W konsekwencji w działalności inwestorów zagranicznych następują również zmiany struktury społecznej istotne nie tylko z gospodarczego punktu widzenia. Formują się nowe warstwy i grupy społeczne ulokowane na styku gospodarki krajowej i rynku światowego, głównie w biznesie i administracji. Ludzie włączeni w ten system, tworzący swoistą „klasę transferową”, stają się częścią międzynarodowych sieci powiązań gospodarczych i politycznych, których centra decyzyjne znajdują się zagranicą.


Z nielicznymi wyjątkami trudno w tych środowiskach doszukiwać się  przedstawicieli „narodowej” elity biznesu, ponieważ większość z nich jest lub będzie jedynie lokalnym partnerem zagranicznych korporacji, posiadającym ograniczoną autonomię w porównaniu z siłą sprawczą swoich pracodawców.


      Kierunek tego procesu pokazuje rosnąca pozycja kapitału zagranicznego, w tym suma zysków netto czołowych stu przedsiębiorstw działających w 1998 r. w Polsce (ranking „Gazety Bankowej”). 46 procent tej kwoty już znajduje się pod kontrolą kapitału zagranicznego. Jeśli dodatkowo uwzględnimy zaawansowane plany prywatyzacyjne wobec TP S.A., PZU, sektora stalowego i energetycznego, to okazuje się, że może on objąć niebawem kontrolę nad 77 procentami zysku netto pierwszej polskiej setki przedsiębiorstw.


    Międzynarodowy kapitał pełni rolę katalizatora w procesie rozszerzenia UE na Wschód i środowiska z nim związane są łącznikiem pomiędzy Polska a państwami zachodnimi.


Niezależnie od pozytywnej roli w tym zakresie, silna pozycja inwestorów zagranicznych ogranicz jednak emancypację polskiego biznesu. Jego związki z firmami zagranicznymi są bowiem często silniejsze niż powiązania wewnątrz krajowych środowisk gospodarczych (np. prawie wszystkie duże polskie przedsiębiorstwa mają zagranicznych udziałowców).  Nikt nie kwestionuje, że inwestycje zagraniczne korzystnie wpłynęły na dostosowanie zachowań polskich firm do wymogów gospodarki rynkowej. Kapitał zagraniczny daje szansę wzmocnienia rozwoju gospodarczego i odgrywa rolę stymulatora restrukturyzacji poszczególnych przedsiębiorstw i gospodarki jako całości.  Przy dużym zadłużeniu, zacofaniu technologicznym i organizacyjnym polskich przedsiębiorstw nie ma  innego równie szybkiego i skutecznego sposobu podnoszenia konkurencyjności polskich wyrobów, jak bezpośrednie inwestycje zagraniczne.


     Każda strategia ma jednak także pewne ograniczenia. Istnieje wiele przykładów zarówno pozytywnego jak i negatywnego wpływu inwestycji zagranicznych na procesy gospodarcze i społeczne w kraju importera. Inwestorzy zagraniczni, o co trudno mieć do nich pretensje, kierują się przede wszystkim własnym interesem, który nie zawsze jest zgodny z potrzebami naszego kraju. Mamy w tym względzie doświadczenia z okresu II Rzeczpospolitej, gdy napływ kapitałów zagranicznych miał istotne znaczenie dla poprawy koniunktury gospodarczej, ale równocześnie oznacza wzrost zadłużenia kraju wobec zagranicy, a także pewną polityczną zależność od państw wierzycielskich. Prowadził też do odpływu środków finansowych w postaci zysków wywożonych za granicę. I tak np. inwestycje państwowe finansowane z budżetu oraz innych środków wynosiły w latach 1924-1936 około 500 mln. zł. rocznie, podczas gdy suma wypłacona za granicę z tytułu dywidend, procentów i prowizji w jednym tylko roku 1929 wynosiła 411 mln zł.


     Dzięki członkostwu w NATO i szansom wejścia do UE nasze państwo znalazło się w znacznie korzystniejszym położeniu geopolitycznym niż II Rzeczpospolita. Nie oznacza to jednak, że w nowej formie nie występują zjawiska znane z przeszłości. Ich przejawem jest manipulowanie cenami transferowymi stosowane przez firmy międzynarodowe. Często zaniżają one ceny eksportowe przy sprzedaży wyrobów gotowych i zawyżają ceny importowe przy zakupach dokonywanych przez oddziały zagraniczne. W ten sposób pomniejszają dochody przedsiębiorstwa w Polsce i realizują zysk za granicą. Pośrednim dowodem na tę działalność jest ujemna rentowność wykazana w sprawozdaniach finansowych przez wiele spółek z udziałem kapitału zagranicznego.


     Badania tej problematyki prowadzą do odrzucenia skrajności: poglądu, zgodnie z którym nie jest ważne pochodzenie kapitału, jak również poglądu przeciwstawnego, preferującego politykę bezwarunkowej ochrony kapitału narodowego. Perspektywiczna polityka gospodarcza zawiera się „gdzieś pomiędzy” tymi skrajnościami.


Współcześnie nie jest możliwy, tak potrzebny Polsce, dynamiczny wzrost bez udziału kapitałów zagranicznych. Nie ma jednak także państw, które osiągnęłyby wysoki poziom rozwoju gospodarczego jedynie dzięki inwestycjom zagranicznym. Nie zastępują też one nigdzie wewnętrznych źródeł finansowania wzrostu, a jego kontynuacja wymaga dysponowania określonymi narzędziami autonomicznej polityki gospodarczej. Poprawa konkurencyjności polskich przedsiębiorstw uzależniona jest głównie od własnej długookresowej strategii rozwojowej popartej odpowiednimi środkami finansowymi.


    Podstawowym wymogiem w tym zakresie jest rozbudowa polskiego sektora inwestorów instytucjonalnych i prowadzenie takiej polityki, która będzie wzmacniała kapitałowo i konsolidowała krajowe przedsiębiorstwa.  Potrzebna jest zatem poważna dyskusja jak tę rozbudowę przeprowadzić. Tworzenie warunków stabilnego rozwoju polskiej gospodarki wymaga takich działań, by początkowe sukcesy (np. prywatyzacyjne) nie przesłaniały negatywnych skutków mogących się rodzić w przyszłości. Dzisiejsze wybory rozstrzygają przecież także następne możliwości działania. Sprzedaż przedsiębiorstw inwestorom zagranicznym powinna się więc wiązać także z odpowiedzią na pytania w jaki sposób będziemy w polskiej gospodarce generować wartość dodaną.


Krzysztof Jasiecki


 


 


 


 


 

W wydaniu 7, marzec 2000 również

  1. UMYSŁ LIDERA

    Odciśnij swój ślad
  2. INWESTYCJE ZAGRANICZNE

    Potrzeby a realia
  3. NATO W AKCJI

    Wojna mediów
  4. WIDZIANE Z WYSPY

    To ludzka rzecz, połączyć się
  5. AZJATYCKA SPECYFIKA

    Jak negocjować z Japończykami?
  6. DECYZJE I ETYKA

    Onkologia korupcji
  7. SZTUKA MANIPULACJI

    Koniunktura dla podstępnych
  8. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    Lobbing nieudany, ale dlaczego?
  9. DYPLOMACJA

    Wyścig z czasem
  10. WYBORCZE DATKI

    Kandydaci na sprzedaż
  11. VAT NA SŁOWO PISANE

    Podatek na rozwój analfabetyzmu
  12. ADWOKATURA

    Na marginesie
  13. NAD SZPREWĄ

    Między lobbingiem a korupcją
  14. SUWALSKA SSE

    Otwarcie na Wschód
  15. LOBBYSTA Z BRUKSELI

    Bez kompleksów
  16. FIRMY POLONIJNE

    Przykuty inwestor