KOREA PÓŁNOCNA
Na chwałę
Łuk triumfalny w Pjongjangu to największa tego typu budowla na świecie. więcej...
Bliski Wschód w kontekście religii z reguły jawi się nam jako kolebka judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Ale ten region jest o wiele bardziej zróżnicowany, przypomina barwną mozaikę. Kamykiem w tej mozaice są Druzowie. Druzowie to grupa wyznaniowa, która wyłoniła się z ismailizmu, odgałęzienia szyickiego islamu. Szacuje się, że obecnie na świecie żyje około 1,3 mln Druzów – pisze Grażyna Jammoul.
Największe skupiska to południowa część Syrii, zwana czasami Jabal Al-Druz – Góry Druzów, gdzie mieszka około 700 tysięcy Druzów, 300 tysięcy mieszka w Libanie i około 150 tysięcy w Izraelu. Druzowie mieszkają także w Australii, Wenezueli, Niemczech i USA.
W moim życiu pojawili się niespodziewanie i w sposób bardzo osobisty – wyszłam za mąż za Druza, którego poznałam w Polsce, gdzie studiował rzeźbę na warszawskiej ASP. Wyjechałam z nim do Syrii i spędziłam w otoczeniu Druzów wiele lat. Poznałam ich historię, obyczaje i religię, co dla mnie wywodzącej się z katolickiego kraju było bardzo interesujące.
Religia druzyjska powstała w Egipcie w XI w za panowania kalifa Al –Hakima. Jest on uważany przez Druzów za wcielenie Boga. W 1018 roku istniała już doktryna nowej religii.
A jest ona monoteistyczna i stanowi mieszankę wybranych elementów z islamu, chrześcijaństwa, filozofii greckiej, hinduizmu i dawnych lokalnych wierzeń. W tym tyglu znalazły się idee faraona Echnatona żyjącego w XIV w. p. n. e., którego uważa się za twórcę pierwszej religii monoteistycznej opartej na kulcie boga Atona. Znajdujemy w niej poglądy Arystotelesa, Platona, Pitagorasa, a towarzyszą im Adam, Abraham, Jezus, jako syn Józefa nie Syn Boży, Jan Chrzciciel i Mohammad.
Dla Druzów Bóg jest jeden i jest jednością. Ten Absolut ujawnia się w rozumie, słowie, w całym otaczającym nas świecie. Wierzy się, że dusza będąca emanacją Boga została stworzona jeden raz. Osadza się w ciele, po śmierci cielesnej powłoki przechodzi do innego ciała zachowując stan ducha i przeżycia z poprzednich wcieleń. Cykl reinkarnacji kończy się, gdy dusza jednoczy się z Bogiem.
Formalnie Druzowie pozostają odłamem szyickiego islamu, ale od początku muzułmańscy ortodoksi patrzyli na nich z niechęcią, która w końcu przerodziła się we wrogość. Prześladowania doprowadziły do utajnienia doktryny i skłoniły Druzów do poszukiwania bezpiecznego miejsca w górzystych, niedostępnych terenach Libanu i Syrii. Od tamtej chwili nie można już zostać Druzem, trzeba się nim urodzić. Czas, gdy dusze mogły dokonać wyboru minął, „okienko transferowe” zamknęło się w 1031 roku.
W odróżnieniu od innych muzułmanów Druzowie nie modlą się utartymi formułami i o określonych porach, nie wznoszą okazałych świątyń, obchodzą tylko Święto Ofiary, nie noszą symboli religijnych, nie muszą pościć w Ramadanie ani pielgrzymować do Mekki. Wielożeństwo jest zakazane, a małżeństwa są w zasadzie endogamiczne. Są społecznością zamkniętą, co wzbudza niechęć otoczenia i rodzi różne, często fałszywe, teorie dotyczące ich wierzenia.
Można postawić pytanie – czy Druzów przybywa? I odpowiedź wydaje się dość oczywista – nie, ponieważ ich doktryna nie ma już charakteru misyjnego. Druzowie nikogo nie chcą nawracać, wręcz unikają rozmów o swoim wierzeniu, przy czym przeciętny Druz nie ma i nie musi mieć głębokiej wiedzy teologicznej. Ta pozostaje dla wybrańców. Każdy Druz rodzi się „jahel”, czyli nieświadomy, od niego zależy, czy zechce dołączyć do „uqqal”, czyli wtajemniczonych i uzyskać dostęp do świętych ksiąg, i możliwość ich zgłębiania. Wtajemniczeni stanowią około 20% społeczności, żyją w ascezie i wymaga się od nich więcej. Wszystkich obowiązuje przestrzeganie ustalonych społecznych reguł i zasad moralnych. Najważniejsza z nich to „ nie kłam”. Człowiek prawdomówny niejako z automatu unika innych grzechów – nie zabija, nie kradnie, nie cudzołoży, nie krzywdzi innych, unika przemocy. Druzów obowiązuje solidarność grupowa – powinni udzielać pomocy i wspierać innych członków druzyjskiej wspólnoty.
To, że pozostają grupą zamkniętą, nie znaczy wcale, że innych źle traktują. Wręcz przeciwnie – cechuje ich tolerancja i unikanie ekstremizmów. Bardzo dobrze asymilują się z lokalnym otoczeniem. W momencie zagrożenia, jak kameleon przybierają barwy ochronne i stapiają się z otoczeniem np. chodzą do meczetu, poszczą itp. To jedyny moment, gdy uchyla się nakaz mówienia prawdy.
Jacy są na co dzień? W praktyce mogłam się przekonać osobiście. Byliśmy z mężem przygotowani na jakiś społeczny ostracyzm ze strony wspólnoty druzyjskiej, ale nasze obawy okazały się bezpodstawne. Odwiedziliśmy wioskę rodzinną męża i podczas jednej z licznych wizyt zastaliśmy w domu seniora rodu, wtajemniczonego, dostojnego starca z charakterystycznym nakryciem głowy. Uprzedzona przez męża nigdy nie wyciągałam pierwsza ręki przy powitaniu mężczyzn. Wtajemniczeni Druzowie nie podają ręki kobiecie niespokrewnionej z nimi.
Ku mojemu zdziwieniu Szejch Yusef wstał, podszedł do mnie i wyciągnął rękę. Tym gestem zakomunikował mi i wszystkim obecnym: nie jesteś obca, przyjmujemy cię do rodziny. Dusza szejcha dawno przeniosła się do innego ciała, a ja do tej pory odczuwam wzruszenie wspominając jego zachowanie. I nie był on wyjątkiem. Moja przyjaciółka, także Polka i żona Druza, znalazła się w podobnej sytuacji, nawet bardziej stresującej. W czasie jakiegoś wesela przypadkowo weszła do pokoju, gdzie siedzieli sami szejchowie. Zmieszana chciała się wycofać tłumacząc, że ona niechcący, że tylko szuka męża. Wtedy jeden z nich wstał, podszedł do niej, przywitał się, uspokoił, że nic się nie stało, że zna ją i jej męża, który zaraz się znajdzie…
Druzowie doskonale wczuwali się w naszą sytuację – osamotnienie, stres wywołany nowym, nieznanym środowiskiem, różnicami kulturowymi, brakiem znajomości języka. Dlatego otworzyli nam swoje domy i serca. Z wdzięcznością skorzystałam z możliwości uczestniczenia w ich życiu, tym bardziej, że stosowali wobec mnie taryfę ulgową – wszelkie potknięcia, niezręczności, gafy i błędy językowe traktowali z humorem i przymrużeniem oka, tłumacząc to moją niewiedzą, a nie złymi intencjami.
Więc szybko zaczęłam uczyć się arabskiego, by zyskać większą samodzielność i bezpośredniość kontaktu. Płynnie i bezboleśnie wrastałam w ich środowisko. Tańczyłam na ich weselach, brałam udział w ceremoniach pogrzebowych, świętowałam narodziny dzieci, jadłam i gotowałam ich potrawy, przyswoiłam sobie ich rytuały społeczne – np. gościa należy zapewniać, że jest mile widziany powtarzając często „Ahlan wa sahlan”, co w wolnym tłumaczeniu oznaczy „witaj”. Wspomnienia z wypraw do winnicy, wyciskania soku z winogron, letnich nocy przespanych na dachu pod rozgwieżdżonym niebem, należą do najpiękniejszych w moim życiu. Wiele się od Druzów nauczyłam, wzbogacili moje życie i poszerzyli horyzonty.
Trwaj więc, druzyjski kamyku, w bliskowschodniej mozaice. Jesteś wyjątkowo piękny…
GRAŻYNA JAMMOUL
Zdjęcia ze zbiorów własnych
LEKTURY DECYDENTA
Niemcy - Niemcom
Mało jest książek tak przedstawiających wojnę. Jedynym bohaterem tej opowieści są żołnierze niemieccy i ich oprawcy – też niemieccy. więcej...