LEKTURY DECYDENTA
Cywilizacje, których nie znamy
Chiny. Potężne państwo. Druga gospodarka świata – za Stanami Zjednoczonymi. Do roku 1820 pierwsza – za nią były Stany Zjednoczone. więcej...
Kiedy trochę podrosłem i przestałem maniakalnie czytać o kowbojach i Indianach, dorośli zaczęli mi podrzucać inne książki, które do dzisiaj pamiętam; może dlatego, że nie powinienem ich jeszcze wtedy czytać – pisze Alojzy Topol.
Próby powrotu do tych przedwczesnych, nastoletnich lektur, podjęte w czasach mojej trzeciej młodości, na ogół kończyły się fiaskiem. Owszem, o ile do „Jeśli zimową nocą podróżny” Italo Calvino wróciłem z entuzjazmem, to do „Lotu nad kukułczym gniazdem” Keseya już z mniejszym, a „Pod wulkanem” Lowry’ego po prostu nie dawało się już czytać.
Wśród wszystkich tych młodocianych eksperymentów przewijały się książki w charakterystyczny sposób małe i pękate, wydawane przez wydawnictwo „Czytelnik”. W tym czasie byłem przekonany, że jeśli książki drukowane są w serii, to muszą być jakoś do siebie podobne. Musiałem na początku trafić na taką, która przypadła mi do gustu – nie pamiętam teraz jaką – a potem brałem już, jak leci, bezbłędnie wychwytując je spośród tłumu innych, dzięki ich kieszonkowości, grubości a nade wszystko – dzięki tajemniczej rycinie, widocznej na każdej okładce tej serii.
Nie wiedzieć czemu ktoś umieścił tam niezwykłą postać: zwierzęcego mędrca, animalistyczną wersję „Żyda – wiecznego tułacza”, przemierzającego manowce ludzkich umysłów w romantycznie rozwianym, postrzępionym płaszczu. Zarysowana piórkiem sylwetka psa, prawdopodobnie brodacza monachijskiego, o nienaturalnie wielkiej głowie zwróconej do czytelnika prawym profilem, natychmiast przyciągała uwagę: budziła zdumienie, szacunek, podziw, sympatię.
Wędrowiec wyglądał trochę strasznie, lecz nie sposób było się go bać: miał oklapnięte uszko, jak Miś Uszatek, i mimo zamkniętych, czy też nawet zaciśniętych oczu zdawał się szybko stąpać na wyprostowanych tylnych łapach.
Postać ta miała niebywałą dynamikę, wyłaniała się z kartki papieru zamaszystym krokiem podkreślonym wystawieniem do przodu łokcia lewej przedniej łapy, której dłoń (?) wsadzona była za pazuchę lub opierała się o biodro – trudno powiedzieć. Prawa, ukryta w kieszeni, zasygnalizowana była jedynie zgięciem przedramienia, schowanego w fałdach zbyt luźnego rękawa. Skojarzenie z Trzema Muszkieterami i lordem Byronem przesądzał kołnierz, szeroko wyłożony po obu stronach psiej szyi.
Ta właśnie postać psiego mędrca była moim przewodnikiem po wielu młodzieńczych lekturach i siłą rzeczy zaczęła mi się znakomicie kojarzyć: z wiedzą, cierpliwością, ale też jakąś zamaszystością, uporczywą intensywnością w działaniu.
Któregoś dnia niepotrzebnie zwierzyłem się z uczuć, jakie budził we mnie ów tajemniczy psi wędrowiec z okładki.
Głuptasie! – usłyszałem. Toż to Nike z Samotraki!
Pamiętam, że trochę płakałem. Nic już nie było takie same, ale też nie wszystko się zmieniło. Zachwycajcie się swoją obłupaną rzeźbą, ile chcecie – postanowiłem. Ja mam swojego Dziwnego Pieska.
ALOJZY TOPOL
ROWERY I ESPERANTO
Cudze chwalicie, swoich nie znacie
Na początku marca w Warszawie ruszyła pozimowa wypożyczalnia rowerów miejskich Veturilo. więcej...