Established 1999

DECYDENT SNOBUJĄCY

1 lipiec 2013

Środa, 31.07 – Nie pozostało nic

Sport to w demokracji to opium dla mas. W czasach komuny narkotykiem była religia. Dziś tylko wielki sport przyciąga tłumy: piłka nożna, mistrzostwa i olimpiady.


Lekkoatletyka czy wyścigi kolarskie nie wzbudzają już takiego zainteresowania, jak dawniej. Chociaż, o trwającym właśnie Tour de Pologne wie sporo Polaków; jednak mało kto wyścigowi kibicuje. Tyle, co wysłucha w wiadomościach, kto jedzie w koszulce lidera i na którym miejscu pedałuje najlepszy Polak. A pamiętam z lat 70. jakie oczekiwania i kibicowanie wzbudzał Wyścig Pokoju. Dodam: rozgrywany w latach 1948 – 2006. Kolarze jechali przez Warszawę, Berlin i Pragę. Każdy etap bezpośrednio transmitował Program I Polskiego Radia oraz telewizja – program pierwszy i jedyny. Międzynarodowi kolarze amatorzy jazdą walczyli o pokój. A na podwórkach rysowało się na chodnikach trasy, malowało na wewnętrznej stronie kapsli z butelek flagi, pisało nazwiska zawodników i, pstrykając palcami, ścigało się, ale bez martyrologicznych uniesień. Naonczas w każdej drużynie musieli pedałować idole Ryszard Szurkowski, a także – mniej lubiany – Stanisław Szozda. A co do dużego wyścigu, to taka była wtedy pokojowa moda w zamkniętym obozie państw tzw. socjalistycznych. Ponoć polski barak był najbardziej krnąbrny, wolny i rozrywkowy, oczywiście w obrębie obozowych drutów. Organizatorami ówczesnego wyścigu były trzy największe komunistyczne gazety: „Trybuna Ludu”, „Neues Deutschland” i „Rude Pravo”. Dzisiaj żadna nie istnieje. Reaktywowanie w tym roku „Trybuny Ludu” pod nowym tytułem „Dziennik Trybuna” stwarza maleńką nadzieje, iż proletariusze wszystkich krajów (lub choćby tylko trzech: RP, Czech i Bundesrepubliki) znowu połączą się i wznowią kolarską walkę o pokój tak potrzebną w dzisiejszym niestabilnym świecie.


 


Wtorek, 30.07 – Poprawność nuży


 


Nauki w szkole podstawowej pobierałem w szarych czasach Gomułki (przez chwilę wahałem się nad zapisem nazwiska), a do szkoły średniej zdałem w nieco tylko sztucznie zabarwionych czasach Gierka. Obaj sztywni przywódcy zdecydowanie mniejszej części społeczeństwa byli zwolennikami reżimowej uniformizacji. I tak do podstawówki chłopcy obowiązkowo przychodzili w granatowych oślizłych fartuchach z białymi kołnierzykami przypinanymi guzikami. Do tego na rękawach niebieska tarcza. W szkole średniej fartuchy zniknęły i każdy wdziewał na co rodziców było stać, ale tarcza na lewym rękawie pozostała. Tym razem czerwona. Na studiach – całkowita dobrowolność. Z tym, że żak niczym nie wyróżniał się w tłumie. Kiedyś wyznacznikiem uczelnianego statusu była biała (kremowa?) czapka z daszkiem. Tak sobie pomyślałem o minionej uniformizacji robiąc zakupy w Leclercu na Bielanach. Był taki czas całkiem niedawno, że panie w kasach przymuszono do mówienia każdemu klientowi dzień dobry. Na takie dictum zawsze padała stosowna odpowiedź. Dzisiaj, przecież nie z powodu upałów, bo w supermarketach panuje przyjemny chłód, reżim się samowolnie rozluźnił. Już nie wszystkie kasjerki witają. Więc niektórzy klienci, wytresowani wcześniejszym savoire vivrem, sami zagajają uprzejmie. Jednak dowolność (demokracja?) posunęła się tak daleko, że panie „na kasach” nawet nie odpowiadają na kulturalne zaczepki klientów. A szkoda, bo kultury obywatel uczy się wszędzie. Nawet w empikach, gdzie postawieni u wejść ochroniarze każdego wchodzącego częstują „dzień dobry”. Często z zaskoczenia. I tak powitany klient odwzajemni to uczucie wobec innego bliźniego spotkanego gdzieś. Na chodniku lub na ulicy. Konkluzja: szalenie trudno utrzymać kulturę osobistą na jednolitym, wysokim poziomie. Mamy przecież demokrację i każdy może robić co chce i jak chce.


 


Poniedziałek, 29.07 – Siła najemna


 


Od lat demokratyczna władza obiecuje zwiększenie nakładów finansowych na naukę. Tyleż samo publicyści lamentują, że są to slogany przedwyborcze bez pokrycia po odejściu obywateli od urn. Dla uwiarygodnienia pustego gadania rzucono Michała Boniego na „odcinek” administrowania cyfryzacją. Wszystko po to, aby Polska rosła w innowacyjność, a ludzie żyli europejsko. Ale po jaką cholerę? Zważmy kawałek historii. Byliśmy 123 lata pod trzema zaborami. Służyliśmy Prusakom, Rosjanom i Austriakom. Przez sześć lat drugiej wojny byliśmy okupowani przez Niemców. Ledwo się ich pozbyliśmy, a wpadliśmy w łapy Stalina. Na 44 lata. Zsumujmy: 123 + 6 + 44 = 173 lata. Przez taki szmat czasu nie byliśmy samodzielni społecznie, ekonomicznie i politycznie. Albo walczyliśmy przeciw komuś, albo za wolność waszą i przy okazji, ewentualnie, naszą. Skoro jesteśmy tak dobrzy w wymachiwaniu szabelką, to po co pchać się do pociągu z napisem światowa innowacja? Nie lepiej pozostać znaczącą, rozpoznawalną siłą najemną i wykonywać proste czynności dla innowacyjnych narodów? Oczywiście, że lepiej i zdrowiej dla społeczeństwa, które odetchnie z ulgą wypisując się ze światowego wyścigu szczurów. Jeśli nie posiadamy cech przywódczych, liderskich, to nic to. Zostańmy podwykonawcami. Przecież nie będzie wstydem przyłączyć się do zacnego grona państw takich jak choćby Indie, Chiny czy Bangladesz. Róbmy swoje czyli to, co potrafimy.


 


Piątek, 26.07 – Kobra i inne


 


Lato w pełni, więc w telewizji państwowej gorączka powtórzeń. Tym razem nie jest to zabieg irytujący, albowiem retrospekcje sięgają czterdziestu lat wstecz. Są też starsze, jak „Czterej pancerni i pies” czy „Stawka większa niż życie”. Te już tak się przejadły, że powodują odruchy wymiotne. Choć należy przyznać, że „Stawka…” reżysersko i aktorsko jest dziełem świetnym. Natomiast teatr „Kobra”, goszczący od kilku tygodni w TVP Kultura, ogląda się z przyjemnością, nie zważając na techniczne niedociągnięcia. W „Kobrach” ważni są aktorzy i dialogi. Mnóstwa aktorów kobrowych już nie ma wśród żywych, a ci, którzy jeszcze nie zeszli, odeszli w zapomnienie. Wczoraj „Kobra” przypomniała „Wspólniczkę” z 1973 roku. Obsada zaledwie pięcioosobowa: Ewa Wiśniewska, Małgorzata Niemirska, Maciej Englert, Tadeusz Bartosik i Roman Wilhelmi. Nieżyjący już Wilhelmi był klasą dla siebie. Naturalny, spontaniczny, śmieszny i tragiczny – biedak okazał się mordercą. Pozostała czwórka dotrzymywała mu kroku, ale to on był gwiazdą. W kontraście do „Kobry” plasuje się serial, równie kryminalny jak „Kobra”, „07 zgłoś się”. Przyznaję, w latach 70. porucznika Borewicza oglądało się z zapartym tchem. Dzisiaj serial, mimo iż nazywany przez niektórych kultowym, trąci starzyzną, a dialogi prowadzone przez Borewicza brzmią nie tyle buńczucznie, co prostacko. Jeśli warto oglądać polskiego Bonda, to tylko dla przypomnienia sobie atmosfery i scenerii z czasów Gierka.


Czwartek, 25.07 – Januszek żyje!


 


Śmietnik historii nie jest miejscem często odwiedzanym. Jednak tambylcy sami od czasu do czasu usiłują przywrócić się do grona żywych. A media, osobliwie w kanikule, podają im pomocną dłoń. I tak dowiaduję się, że Janusz Korwin-Mikke, szef Unii Polityki Realnej przefarbowanej na Kongres Nowej Prawicy, żyje i ma się dobrze fizycznie oraz intelektualnie. Na tym drugim polu nie zawodzi i proponuje niebanalnie. Tym razem, z innymi politycznymi tuzami jak Janusz Palikot i Jarosław Ty Polski Nie Zbawiaj, ogłasza referendum w sprawie zlikwidowania straży miejskich w miastach. Pomijam zasadność takiego rozwiązania. Interesuje mnie chwilowe wpłynięcie JKM do głównego nurtu społeczno-politycznego. Januszek wychylił łeb nad wodę tylko na jeden dzień. Jutro ponownie o nim zapomnimy. Mam dla niego inny, na zawsze utrwalony w annałach, pomysł: niech zorganizuje referendum w sprawie odsunięcia Kościoła od władzy w państwie. I tak, jak przy sprawie straży jest Januszkiem z piaskownicy, tak przy wrotach kościelnych byłby już Januszem.


 


Środa, 24.07 – Bond w kurniku


 


Najlepiej i wierząco czyta się recenzje, kiedy kreślą je pisarze. Nie, nie swoich dzieł. Cudzych. Krytycy literaccy są zbyt sztampowi, choć czasem udaje im się odczytać przesłanie autora. Ale takiego Salmana Rushdiego, krytycznie patrzącego na kolegów po fachu (głównie żyjących) czyta się inaczej, bo też inaczej autor patrzy na zawodowca. Zdarza się, że z zazdrością. Ale też, czasami, z uznaniem. Taki właśnie jest Rushdie w „Ojczyznach wyobrażonych”. A u nas mamy młodego Ignacego Karpowicza, który wielce udatnie chwali dwie książki tyczące torturowania zwierząt, a następnie ich pożerania. Karpowicza recenzowanie to literatura, to mini opowiadanie, interpretujące, co przeczytał i zrozumiał w „Zjadaniu zwierząt” i „Jeść przyzwoicie. Autoeksperyment”. Niech tytuły świadczą za siebie i decydentki oraz decydenci, zanim przeczytają, niech domyślają się fabuły, która stała się modna w związku z religijnym katrupieniem braci mniejszych. Ale nie styl najbardziej przyciągnął mnie do Karpowiczowej recenzji, ale pewien pomysł. Otóż autor „Balladyn i romansów” ma szkic scenariusza na najnowszy odcinek Bonda, Jamesa. Proponuje, aby 007 zamiast ratować świat przez wrogim knowaniem ruskich, uratował kury z „jakiejś niedużej fermy, takiej na 50 tys. osobników”. Albowiem – jak uważa Ignacy Karpowicz – „wrogiem prawdziwym jesteśmy my sami i nasze bezrefleksyjne żarcie”. A ja proponuję tytuł: „Her Majesty Agent`s Cock”. Przekład na język nadwiślański pozostawiam translatorom.


 


Wtorek, 23.07 – Bez związku


 


Na wrzesień związkowcy zapowiadają duże akcje strajkowe. No właśnie: związkowcy. Co i kto kryje się za tym określeniem? Mało kto zdaje sobie sprawę. Mówię o związku zawodowym – myślę: „Solidarność”. A dalej? Może ktoś jeszcze pamięta „Sierpień 80”, a co starsi OPZZ (Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych). Jednak w potocznym obiegu funkcjonuje tylko „S”. Aż tu nagle największa mainstreamowa gazeta demaskuje towarzyszy związkowców. Kto wie, ile związków zawodowych jest w takim potentacie jak KGHM? Jest ich… 45. W Poczcie Polskiej? Są 73 zakładowe organizacje związkowe. Ich przewodniczący i członkowie figurują wśród zatrudnionych, ale czy działają ci działacze? Większość – nie, ale za to skutecznie mącą, manipulują nastrojami, utrudniają zarządzanie przedsiębiorstwem. A zarządów związków nie można zwolnić. Szeregowych członków też trudno. Podnosi się duże larum. Zastanawiające, skąd na poczcie tyle organizacji? Może swój związek mają listonosze, a swój pracownicy z okienek, a swój panie sortujące korespondencję? OK, a gdzie pozostałe 70? Poczta ma 90 etatów związkowych, a wydaje na nie rocznie 7 mln złotych. To tylko jeden przykład, na podstawie którego powinniśmy pomyśleć, kto wyprowadzi otumanionych ludzi na wrześniowe ulice.


 


Poniedziałek, 22.07 – Na puszczy


 


Mówią i piszą wszyscy, nawet ci, którzy nie mają niczego do powiedzenia. Ich się nie słucha i nie zauważa. Gorzej, gdy mówi autorytet, którego się słucha, ale nie jest słyszany tam, gdzie powinien. Wraca konflikt Wojciech Tochman – Jan Paweł II. Reporter zarzucił papieżowi, że w 1994 r. nie interweniował podczas czystek etnicznych w Rwandzie. Zbigniew Nosowski z „Więzi” wziął papieża w obronę cytując wezwania do zaniechania ludobójstwa. Okazuje się, że szala argumentacji przechyliła się na stronę Tochmana. Mówi on, że żadne słowa papieża nigdy nie dotarły ani do Hutu, ani do Tutsi. A Jan Paweł II cieszył się w Afryce autorytetem. Mordercy z Hutu słuchali non stop radia. Gdyby głos papieża pojawił się w Radiu Tysiąca Wzgórz, może zostałby wysłuchany. Może. Pojawia się jednak kwestia zasięgu i doboru środków przekazu. Jeśli Putin powie coś w Moskwie, to usłyszą go u siebie i Obama, i Merkel i zaraz – za sprawą mediów – dowiedzą się obywatele. Bo siebie nasłuchują. Jeśli ten sam Putin powie coś o Afryce, to może usłyszy go garstka polityków w stolicach, ale już nikt w buszu czy dżungli. Głos z cywilizacji tam nie dociera. Nadawca musi zadbać o środek przekazu, który dotrze do odbiorcy. W przeciwnym razie jego przesłanie będzie jedynie wołaniem na puszczy.


Piątek, 19.07 – Kupa konkursowa


 


Ludzka nadkreatywność nie zna granic, więc ociera się o głupotę. Mieliśmy Big Brothera i śmierć transmitowaną w TV na żywo. Myliłby się jednak ten, kto twierdziłby, że wszystko już wymyślono. Nie w świecie, w którym rządzi żądza pieniądza. Magdalena Pawlak, kierowniczka działu rozwoju Caritasu Archidiecezji Lubelskiej, a więc można przypuszczać, że pomysłodawczyni, chwali się konkursem na krowią kupę. Otóż świeccy (a może też księża?) zatrudnieni w Archidiecezji podzielą łąkę na 100 pól i zagnają na nią krowę. Inwestorzy-hazardziści będą obstawiać (od 50 zł do 1 tysiąca), gdzie krowa posadzi pierwszy placek. Zwycięski inwestor wygra wycieczkę do Ziemi Świętej. Innowacyjność konkursu jest wielka. Ale nie największa. Można zasugerować „innowacyjniejszy” wyścig. Archidiecezję może przebić tylko Konferencja Episkopatu Polski. Biskupi mogliby ogłosić konkurs defekacyjny pomiędzy diecezjami. Która z nich wytworzy większą kupę. Sposób pozyskania materiału – dowolny, byle kreatywny. Personalny dobór uczestników pozostawmy organizatorom. Żeby maksymalnie „uinnowacyjnić” zmagania – w szranki nie muszą stawać tylko zwierzęta.


Czwartek, 18.07 – Urzędnicza dola


 


Jest kilka zawodów, których się nie zazdrości, a to ze względu na bliski, werbalny i fizyczny kontakt z klientami. Kto chciałby codziennie użerać się z krnąbrnymi zakupowiczami czy interesantami? Co prawda, dobre przysłowie rzecze, iż klient ma zawsze rację, ale z doświadczenia wiemy, że niekoniecznie. Byłem wczoraj w urzędzie gminy na Bielanach i przez jakiś czas obserwowałem intensywną pracę pani w informacji. A że 19 lipca, czyli koniec składania deklaracji śmieciowych, tuż-tuż, więc ludzi było sporo. Kilka osób przy ladzie wypełniało formularze, z boku podchodzili pytający – istny młyn. Młoda informatorka dwoiła się i troiła z uśmiechem na twarzy, natychmiast odpowiadała na pytania, pomagała wypełniać rubryki. Czy to norma? Po jakimś czasie udałem się i ja do okienka. Niezwykle sympatyczna i pomocna pani urzędniczka sprawnie i kompetentnie załatwiła sprawę. Pani kasjerka nie tylko przyjęła pieniądze, ale jeszcze doradziła. W bielańskim urzędzie widać dobrze wykonana pracę szkoleniową. A interesanci marudzą, nie rozumieją, pytają o oczywistości, żądają szybszej pracy. To ostatnie żądanie najczęściej bywa bezzasadne. I jeszcze jedno: w nowym, nowoczesnym, funkcjonalnym, czystym i widnym budynku bielańskiego urzędu sprawy załatwia się przyjemnie.


 


Środa, 17.07 – Czujność i chęć


 


Człowiek musi w coś wierzyć. Są tacy, którzy ufają słowu drukowanemu lub mówionemu. Tymi środkami wyrazu posługują się dziennikarze. Wyczytywacz nie ma możliwości sprawdzenia, czy to, co zostało napisane (powiedziane) zdarzyło się w rzeczywistości. Wierzy więc na słowo. Tę ludzką dobroduszność wykorzystują oszuści licząc, iż sprawiedliwa oliwa na wierzch nie wypłynie. Tak zapewne dumał Wojciech Tochman, autor książki o ludobójstwie w Rwandzie w 1994 roku pt. „Dzisiaj narysujemy śmierć”. Okazuje się, że Tochman ostatnio kilkakrotnie zarzucał śp. Janowi Pawłowi II, że nie piętnował bratobójczego wyrzynania się Tutsi i Hutu. I byłbym skłonny uwierzyć, gdyby nie whistleblower Zbigniew Nosowski. Redaktor naczelny kwartalnika katolickiego „Więź” zadał sobie trud udowodnienia Tochmanowi nieprawdy. W kilka godzin znalazł trzynaście dowodów na to, że papież natychmiast po otrzymaniu wieści o czystce etnicznej w Rwandzie rozpoczął zabiegi zmierzające do uspokojenia międzyplemiennych waśni. Powinniśmy być wdzięczni Nosowskiemu za czujność i chęć dania świadectwa prawdzie. A co z Tochmanem? Ano, bezpowrotnie utracił wiarygodność, więc nie czytajcie jego książek. Chyba, że w fikcyjnym kontekście.


 


Wtorek, 16.07 – Egzamin obywatelski


 


Jakość nigdzie nie natknąłem się na statystyki oglądalności programów informacyjnych, pomijając główne newsy w trzech największych stacjach telewizyjnych.Wydarzenia, Fakty i Wiadomości od czasu do czasu włączają nawet niezainteresowani polityką. Po prostu, chcą wiedzieć, kto akurat siorbie u żłobu. Natomiast osobnika świadomie ślepiącego (i słuchającego w radiach) programy polityczne trzeba nazwać obywatelem. I taki obywatel co jakiś czas wybiera swojego reprezentanta do władz ustawodawczych bądź samorządowych. Jakimi kryteriami się kieruje? Ano, pozornymi czyli żadnymi. A może tylko trochę aparycją. Bo cóż wiadomo o kandydacie? Nic. Amerykanie (znowu oni, mało im demokracji?) zaproponowali wprowadzenie egzaminu obywatelskiego dla kandydatów na polityków. Pomysł genialny w swej prostocie. Ale czy realizowalny? U nas – na pewno nie. A szkoda. Taki kandydat na funkcję publiczną musiałby wykazać się elementarną wiedzą o swoim kraju, czyli: polityce, ekonomii, historii, kulturze, sprawach społecznych. Dobrze też by było, gdyby wiedział coś o kontekstach międzynarodowych. Uzyskawszy certyfikat obywatelskości mógłby zgłosić swoją kandydaturę w jakichś wyborach. Gdyby te utopię udało się wdrożyć, to mielibyśmy choć częściowo kompetentnych polityków. Ale pozostaje jeszcze problem wyborców. Czy są oni kompetentni, czy orientują się w sprawach ważnych dla swojej społeczności, dla kraju? Nie. Kto miałby edukować obywatelsko lud pracujący miast i wsi? Ano, szkoła, rodzina. Czyli permanentna praca organiczna, u podstaw. A kto stworzy taki program nauczania? Facebook, Twitter, Google. Amen.


 


Poniedziałek, 15.07 – O pracy


 


Pierwszego dnia po niedzieli myśli się o pracy. W przeciwieństwie do dnia piątkowego, kiedy to żyje się już weekendowym wypoczynkiem. W dzisiejszym wydaniu dodatku „Praca” do „Gazety Wyborczej” ogłoszeń o zatrudnieniu mniej niż jeszcze niedawno, ale nadal jest w czym przebierać. Utarło się, że o pracę łatwiej ludziom wykształconym. Ta prawda coraz częściej negatywnie redukowana jest przez rynek. W dobie rewolucji technologicznej bezrobocie powinno dosięgać robotników niewykwalifikowanych. Okazuje się, że sporo ogłoszeń dotyczy zatrudnienia w ochroniarstwie i na budowach. Jeśli ochroniarzem może zostać każdy (no, może z wyjątkiem skruszonych bandytów), to budowlańcem prawie. Oczywiście: tynkarz czy glazurnik to zawody wymagające wiedzy i praktyki, ale nietrudno się ich wyuczyć. A w tych fachach praca też czeka. Niestety, w większości sezonowo. Jeśli w skali makro bezrobocie jest problemem społeczno-ekonomicznym, to w kwestiach indywidualnych zagrożenie bezczynnością i biedą ma inny wymiar. Nie wszystkim bezrobotnym chce się bowiem pracować. Odzwyczaili się. Wolą pozostawać na utrzymaniu rodziny, a o to wcale nietrudno. Trzeba tylko mieć minimalne wymagania życiowe.


 


Piątek, 12.07 – Pytanie o powód


 


Ledwo prezydent Komorowski wręczył naszym tenisistom wimbledońskim krzyże zasługi, a tu znowu o tenisie. Kibic nie ma wytchnienia. Media obiegła ilustrowana informacja, iż Agnieszka Radwańska pozowała nago dla magazynu „The Body Issue” (kto słyszał o takim periodyku?). Zanim owo medium ukazało się drukiem, kilka zdjęć wpadło do sieci. Rzeczywiście, jest nasza tenisistka nad basenem, jest na materacu w basenie, są piłki tenisowe. A gdzie rakieta? Czyżby się nie komponowała? Ale ważniejsze pytanie brzmi: czym kierowała się AR godząc się rozebrać? Pieniędzmi? Przecież w jednym, nawet przegranym, meczu zarobi więcej. Ekshibicjonizm? Może, ale postronni o tym nie wiedzą. Chęć podtrzymania celebryckości? Możliwe, ale dlaczego zaraz po Wimbledonie? Można było poczekać kilka tygodni i w ciszy tenisowej uraczyć gawiedź (pardon: nobliwą tenisową publiczność) swoim ciałem ujętym z tyłu i z boku. Teraz Radwańskiej pozostaje tylko powrót do reklamy produktów Amiki. Choć wątpię, aby dzięki niej wzrosła sprzedaż kuchenek czy lodówek. Radwańska jest niemedialna. I antypatyczna, z wyglądu, zachowania i wysławiania się.


 


Czwartek, 11.07 – Donkiszoteria


 


Trwa międzynarodowy festiwal ścigania Edwarda Snowdena. Impreza jednych śmieszy, drugich wkurza. Ci drudzy, to rząd amerykański z wściekłością dziecka próbujący dopaść zdrajcę-zbiega. A może Waszyngton powinien siedzieć cicho? Przecież nawet nieco tylko rozgarnięte nastolatki wiedzą, że dzisiaj wszyscy śledzą wszystkich. Jednak nie nazywają tego inwigilacją, lecz komunikacją społeczną, lajkowaniem. Przecież Facebook czy Twitter to media szpiegowskie – zainteresowani obserwują się nawzajem i jeszcze się z tego radują. Przy okazji podglądani są postronni. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Nie ma więc sensu utyskiwanie i polowanie. Szpiegował, szpieguje i będzie szpiegował cały świat. W tym fachu nie ma przyjaciół. Z rzeczywistością należy się pogodzić, albowiem się jej nie zwalczy. Warto natomiast uświadamiać użytkowników sieci, że każda informacja może być wykorzystana przeciwko nim. Kto więc chce, niech uważa. Donkiszoterię zostawmy oburzonym Don Kichotom. Wiatraków nie zabraknie.


 


Środa, 10.07 – Czytając Pilcha


 


Czytając „Dziennik” Jerzego Pilcha szukałem natchnienia do dzisiejszego tekstu. I znalazłem. Dlaczego u Pilcha? Albowiem zapisuje on swoje spostrzeżenia i komentarze niemal codziennie. W jednym z zapisków mówi, gdzie ślepi inspiracji, kiedy nie wie o czym napisać. Przytacza też wspomnienie Ryszarda Kapuścińskiego, który weny szukał u Żeromskiego. Domyślam się, że mistrzowi reportażu chodziło o styl, język polski, gramatykę, a nie o temat. I tak rozpocząwszy skomplikowany proces myślowy dotarłem, ni z tego, ni z owego, do majowej listy bestsellerów „Gazety Wyborczej”. W dziale Literatura Piękna trzy pierwsze miejsca okupuje niejaki E.L. James i jego trylogia o Greyu. W Literaturze Faktu na czele mamy „Kronos” Witolda Gombrowicza, a na drugim „Towarzyszkę Panienkę” Moniki Jaruzelskiej. Trzecia kategoria to Dla Dzieci i Młodzieży. Tu mamy iście bestsellerowe książki (sądząc po tytułach). Na pierwszym miejscu „Pan Pierdziołka spadł ze stołka”, a na drugim „Nowe fikołki pana Pierdziołki”. Proszę zwrócić uwagę, że już nasi najmłodsi milusińscy są intelektualnie przygotowywani do dorosłej literatury, czyli owego sadystycznego Greya, w którym zakochuje się studentka (w tomie pierwszym), studentka rozstaje się z Greyem i wraca do Greya (w tomie drugim), ta sama studentka żeni się z Greyem (w tomie trzecim). Czekamy na trzeci tom przygód pana Pierdziołki. My, Polacy, kochamy trylogie. Od maleńkości.


 


Wtorek, 9.07 – Szastanie


 


Dzisiaj o poranku z programu pierwszego Polskiego Radia dowiedziałem się o wysokim uhonorowaniu naszych przegranych tenisistów. Prezydent Bronisław Komorowski Złotym Krzyżem Zasługi odznaczył Agnieszkę Radwańską (czwarta tenisistka w rankingu ATP), a Jerzego Janowicz (miejsce 17) i Łukasza Kubota (miejsce 62) krzyżami srebrnymi. Głowa państwa nagrodziła naszych nie za zwycięstwa, ale za emocje, których nam dostarczyła. Niestety, dla nas, Polaków, liczy się walka, a nie wygrywanie. Tak, jak było podczas wszystkich przegranych powstań narodowych. Trochę rozumiem prezydenta – lud pracujący miast i wsi potrzebuje igrzysk, a w nich nie zawsze się zwycięża. Liczy się postawa i chęć walki. Ale żeby w połowie drogi na szczyt od razu dawać krzyże? Przecież nie „na drogę”? A co się stanie, gdy za rok Radwańska lub Janowicz wygrają Wimbledon? Order Orła Białego?


 


Poniedziałek, 8.07 – Autarkia


 


Kryzysowe spadki sprzedaży wszystkiego owocują powstawaniem małych, regionalnych biznesów. Piwa, wina, sery, miody, przetwory etc., etc. Jak piszą tu i ówdzie statystycy, popyt na takie wyroby rośnie, a bywa i tak, że znacznie przewyższa podaż. I tu powstaje problem, gdyż zwiększenie produkcji rzadko jest możliwe, a przerost inwestycyjny może grozić bankructwem. Ceny takich wytworów są znacznie wyższe od sklepowych, ale i jakość również. Nie ma nawet szacunkowych danych, ile jest niszowych biznesów i ilu Polaków stać na niekonwencjonalne zakupy. Na pewno jest to grupa niezwykle świadomych konsumentów, bowiem po te produkty trzeba się pofatygować, nie ma ich w zasięgu ręki. Ciekawe, czy trend samowystarczalności (z konieczności czy ze świadomości) cofnie ludzkość do czasów cechów rzemieślniczych, a Teska, Leklerki i Oszony zamkną swoje kołchozy sprzedażowe? Wydaje się, że każdy w domu może potrafić upiec chleb i nastawić wino. Masło z mleka prosto od krowy też nietrudno utłuc. Dość niewyobrażalny scenariusz? Czyżby? Wrócimy do tematu za 50 lat.


 


Piątek, 5.07 – Stajnia Augiasza


 


Ze smutkiem, a może powinienem napisać: z schadenfreude?, czytałem w Dużym Formacie wywiad z Wojciechem Byśkiniewiczem, właścicielem nowoczesnej, solidnej firmy śmieciarskiej „Byś”. Ten myślący przedsiębiorca przejął się ekologią i z myślą o przyszłości wybudował za 75 mln zł najnowocześniejszą w naszej części Europy segregatornię i utylizatornię odpadów. W myśl nowej ustawy firmę będzie musiał sprzedać lub zamknąć. Przegrał bowiem wszystkie przetargi. Jego usługi są droższe od dzikiej konkurencji, która mnoży się jak króliki lub koniki morskie. Byśkiniewicz odsłania oszustwa firm śmieciowych i obłudę urzędników samorządowych. Ci pierwsi wywożą śmieci do lasów, starych wyrobisk czy żwirowni i tam je zakopują. Ci drudzy za nic mają dobrostan mieszkańców, sugerują się wyłącznie ceną, nie interesuje ich, gdzie odpady są wywożone. Dla tych śmieci samorządowych (bo jak inaczej nazwać urzędniczych bezmózgowców – kryminalistami?) liczą się tylko przyszłe wybory. Bomba ekologiczna, jaką nam szykują, to istna stajnia Augiasza. Żadna siła jej nie oczyści: ani PO, ani PiS, ani inna obrzeżna partyjka. Tu potrzebne będzie tsunami. W tradycji polskiej, wyhodowanej w PRL-u, zasady: po nas choćby potop. I jeszcze jedno – w Bolandzie innowacyjności nigdy nie osiągniemy. Wrócimy do czasów wychodka za domem, a za papier toaletowy posłuży nam (znowu) niezastąpiona „Trybuna Ludu”, dzisiaj wznowiona pod tytułem „Dziennik Trybuna”.


 


Czwartek, 4.07 – Na psa urok


 


Wyrok na TVN jest dobrą okazją do przypomnienia o zasranych trawnikach i chodnikac

W wydaniu nr 140, lipiec 2013 również

  1. POD MŁOTKIEM W SOTHEBY`S

    Miliony utopione w winie - 26.07
  2. UNITED KINGDOM

    Zysk z królewskich narodzin - 23.07
  3. TAKA SZTUKA

    Najlepsze półrocze w historii Christie`s - 23.07
  4. UE Z USA

    Transatlantycka nadzieja - 19.07
  5. NA CZAS KANIKUŁY

    Leasing pracowniczy - 18.07
  6. SPRAWY MIĘDZYNARODOWE nr 1/2013

    Jaki jest ten świat? - 16.07
  7. CO DALEJ Z CHINAMI?

    Wielkie rebalansowanie - 16.07
  8. SPADA SPRZEDAŻ SAMOCHODÓW

    W Polsce jest nieco lepiej - 16.07
  9. NADCIĄGA CHMURA OBLICZENIOWA

    Toruń w czołówce postępu - 16.07
  10. RAPORT PMR

    Prywatna opieka medyczna - 16.07
  11. OUTSORCING

    Oszczędność, wygoda, konieczność - 9.07
  12. CLOUD COMPUTING

    Modna technologiczna nowinka - 9.07
  13. KRONIKA BYWALCA

    Lunch Pań Ambasadorów - 28.07
  14. POLITYKA KLIMATYCZNA

    Konieczna rewizja - 4.07
  15. PODRÓŻE SMAKUJĄ

    Praga piwem płynąca - 3.07
  16. LEKTURY DECYDENTA

    "MSZ: polski czy antypolski?" - 22.07
  17. W IMR ADVERTISING BY PR

    Ogrodowe przy Bieluchu rozmowy - 2.07
  18. RYNKI KAPITAŁOWE

    Dziwna korekta - 2.07
  19. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Środa, 31.07 – Nie pozostało nic
  20. SZTUKA MANIPULACJI

    Wykręt trywialny - 1.07
  21. SIŁA POLITYKI

    Z Europą czy z Moskwą? - 26.07
  22. I CO TERAZ?

    Świat odjechany... - 24.07
  23. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Trudne sąsiedztwo - 16.07
  24. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Portret bajkopisarza - 12.07