Established 1999

CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

1 październik 2023

Spektrum mierności

Epitetem MIERNOTA zwykle obdarzamy osobnika upośledzonego pod względem właśnie tych cech, jakich się oczekuje i wymaga od osoby zajmującej określone stanowisko, pełniącej odpowiedzialną funkcję – zwłaszcza kierowniczą, związaną z podejmowaniem decyzji. Dodajmy, że chodzi o kogoś, kto realnie zajmuje się właśnie tym, co go przerasta, co przekracza jego wyobraźnię, doświadczenie w danej dziedzinie, umiejętności. Liczny jest legion miernych wodzów, prezydentów, premierów, ministrów, kierowników, urzędników, menadżerów, biznesmenów z przerostem ambicji odwrotnie proporcjonalnych do ich wiedzy, wyobraźni, inwencji – pisze Mirosław Karwat.

Mirosław Karwat

W ściślejszym ujęciu mamy na myśli już nawet nie kogoś, kto jest w swej roli czy w kwalifikacjach przeciętny, ba, mizerny (i to wtedy, gdy trzeba znawcy, specjalisty, najlepszego z możliwych kandydatów, osoby kreatywnej), lecz kogoś, czyje kompetencje i uzdolnienia nie odpowiadają nawet standardowemu minimum. Mimo to ktoś taki „czuje się na siłach”, a nawet czuje się „powołany” do tego, by zajmować się tym, czego nie rozumie lub co niewystarczająco ogarnia, właśnie tym, czego nie umie, ale już się nie nauczy, bo jest to poza zasięgiem jego umysłowości.

A w radykalnym werdykcie traktujemy słowo miernota jako synonim beztalencia, jeśli w grę wchodzi sfera twórczości artystycznej – literackiej, muzycznej, teatralnej, filmowej czy związanej ze sztuką malarską, rzeźbiarską. Ta okrutna ocena jest konkretyzowana w postaci tak zaszczytnych określeń i podsumowań jak: grafoman, pacykarz, mistrz kiczu, kataryniarz itp.

Niewiele litościwsza jest kwalifikacja epigonów w danej dziedzinie – kiedy ktoś przejawia nawet rzeczywiste uzdolnienia, ale tylko do powielania już gotowych, często przeżytych wzorów, schematów, konwencji. Mimo posiadania uzdolnień i umiejętności nawet wyrafinowanych przypisujemy mu jednak mierność, jeśli jest tylko perfekcyjnym naśladowcą i odtwórcą tego, co już było, a było potrzebne, wartościowe i nowatorskie kiedyś-kiedyś, lecz już nie teraz w roli anachronicznej kopii czy persyflażu. Wynika to z wrażenia (najczęściej uzasadnionego), że o ile świat nie stoi w miejscu, w danej dziedzinie zaszły istotne zmiany, pojawiły się nowości, o tyle on jakby zatrzymał się na poprzednim etapie, sam się nie rozwija – więc tym bardziej nie posuwa naprzód życia społecznego (nauki, sztuki, edukacji).

Z podobną oceną styka się też niejeden architekt, zwłaszcza obdarzony osobowością tyleż mitomana i megalomana, co chałturnika i koniunkturalisty, jeśli tworząc na zamówienie sprawnie i korzystnie obsługuje bezguście, ale tylko w tym sensie jest profesjonalistą, gdyż to, co „sprzedaje”, jest profanacją kanonów sztuki w danej sferze (projektowania kościołów, pomników, pałaców lokalnych kacyków, „zamków” dla nuworyszy).

O mierności myślimy i mówimy również w przypadku niezdarnego, jałowego lub destrukcyjnego kierowania instytucją artystyczną, zespołem twórczym. W tym przypadku kwintesencją mierności jest rozziew między poziomem talentu twórców, artystów skupionych w danym miejscu a umysłowym, estetycznym horyzontem dyrektora, między subtelnością, wyrafinowaniem tego, co reprezentują sobą podwładni a topornością, niekiedy wręcz prostactwem szefa. A zdarza się, że teatrem lub wydawnictwem kieruje ktoś o mentalności i horyzontach straganiarza. Nie brakuje miernot (zwłaszcza – z nominacji polityczno-partyjnej lub z rozdania w sitwiarskich układach lokalnych) na stanowiskach dyrektorów teatru czy muzeum. Podobnie jak w sferze nauki i szkolnictwa wyższego nie są rzadkością zakompleksieni, a władczy i pełni „rozmachu” (w bizantyńskim rozumieniu tego słowa) rektorzy, dziekani, dyrektorzy instytutów – o mizernych własnych kwalifikacjach i osiągnięciach naukowych, lecz z wysoką samooceną, samopoczuciem mężów opatrznościowych z wielką misją. Gorliwie egzekwujący od kolegów w roli badaczy i wykładowców to, czemu sami nie byliby stanie sprostać. Mikrowładza pozwala im odwrócić kierunek strachu.

Współcześnie do tej kategorii miernot stadnie dołączyli jeszcze inni: butni, aroganccy karierowicze – „korpole”, zarządzający wielkimi wydawnictwami, firmami w sferze marketingu i PR, ale i bankami, firmami ubezpieczeniowymi. Szczerze są nie tylko oburzeni, ale i zdziwieni, gdy docierają do nich sygnały, że uważani są za miernoty. Jakże to? Przecież jesteśmy tacy sprawni, dynamiczni, kreatywni w prowadzonym biznesie i urzędowaniu, w kombinacjach podatkowych, tacy przebojowi, pełni inicjatywy, tacy produktywni (bo przynosimy zysk, zwłaszcza sobie)!

Ci mają tym lepsze wyobrażenie o sobie (aż do megalomanii, manii wielkości, pychy), im bardziej gardzą podwładnymi i okazują to w najbardziej prymitywnych formach. Sam fakt, że to oni kierują, decydują, a pozostali wykonują ich polecenia, uznają za dowód swojej wyższości i powód do wyniesienia. Jeśli firma przeżywa kłopoty, wynika to całkowicie i wyłącznie z nieudolności pracowników (z jakim marnym materiałem ludzkim muszę pracować!); jeśli odnosi sukcesy, to oczywiście dzięki nim samym, nie w rezultacie wysiłków i kwalifikacji personelu.

Samopoczucie takiego bossa (przekonanego szczerze, że sam w sobie jest zaszczytem, ozdobą i błogosławieństwem dla zespołu, firmy, kimś oczywiście niezastąpionym) przypomina samozachwyt kapitana galery. Wspaniały mam okręt, szybko płyniemy, bo wszystko trzymam twardą ręką!

Oczywiście, nie każdy bufon i dzierżymorda w krainie biznesu czy biurokracji jest miernotą. Wielu z nich przypomina jako żywo wydajną wyciskarkę soku. Miernotami są ci z nich, którzy własnymi pomysłami (forsowanymi na siłę, wbrew regułom gry i obowiązującym procedurom, zdrowemu rozsądkowi, oporowi bardziej kompetentnych podwładnych) rujnują „swoje” gospodarstwo, swoim stylem zarządzania przeszkadzają w pracy albo wręcz paraliżują przedsiębiorstwo lub urząd; mają jednak wystarczającą dozę instynktu przystosowawczego i zachowawczego, aby umiejętnie firmować, nawet przywłaszczać cudze pomysły, zasługi i osiągnięcia. I aby przodować, przebijać innych w autoreklamie, samochwalstwie, wznoszeniu własnego pomnika.

Jak widać z powyższego katalogu, mierność ma różne oblicza. Obok miernot stłumionych własnym przerażeniem w nieadekwatnej dla siebie roli, na nieodpowiednim stanowisku, tak przycupniętych, że aż wydają się ludźmi skromnymi i poczciwymi (grzeczna, nawet sympatyczna miernota, która z każdym chce dobrze żyć, z każdym się dogadać, usłużna) świat struktur społecznych (biznesowych, artystycznych, kościelnych, partyjnych, medialnych) wypełniają – bardziej zauważalne – miernoty ekspansywne, przebojowe i władcze.

Paradoks polega na tym, że te miernoty asertywne – choć są miernotami właśnie – niezwykle skutecznie opanowują miejsca swojej inwazji. Czynią to perfekcyjnie zarówno solo, jak i – częściej – grupowo, w układach sitwiarskich, klikowych. Do mistrzostwa dochodzą w sztuce protekcji, nepotyzmu, intryg, ale też w repertuarze kombinatorstwa, przekrętów, przywłaszczeń lub legalizowanych przewłaszczeń. Współmiernie do swojej zachłanności, pazerności i bezczelności monopolizują taką czy inną sferę, ogniwo struktur społecznych, rozstawiają innych po kątach. Rozdeptują, a co najmniej wyrzucają z opanowanego folwarku tych, którzy mają rzeczywiste, produktywne społecznie kwalifikacje i uzdolnienia. Miernoty takie same dla siebie, z myślą o sobie, ustanawiają kryteria ocen, nagród i kar. Rozpisują takie „konkursy”, których wynik jest z góry znany. Powstaje absolutna innowacja: jak w tym powiedzeniu, że ktoś sam sobie jest żeglarzem, sterem i okrętem, tak oni sami są zarazem prawodawcą (uchwalając regulaminy konkursów, nagród, kryteria i warunki awansów), sędzią w konkursie i z góry przewidzianym zwycięzcą konkursu. Tak ostatnio dzieje się w środowisku naukowym, gdzie walka o awans, o punkty i granty toczy się z zażartością walki wygłodniałych psów o kość.

Jednak w takim przypadku mylące jest utożsamienie miernoty z beztalenciem. Tu, przeciwnie, mamy do czynienia z imponującym talentem: do sprawnego pasożytnictwa.

Dialektyczną osobliwością mierności ekspansywnej i wręcz agresywnej jest połączenie osobistej lub klikowej zapobiegliwości z… nieudolnością w wykonywaniu zawłaszczonych i zmonopolizowanych zadań i funkcji społecznych przypisanych do zajmowanego stanowiska, uzyskanej rangi w hierarchii zawodowej, służbowej. Asertywne miernoty są szokująco skuteczne, przebojowe w swoim „podboju” takiej czy innej sfery, w całkowitym jej zawłaszczeniu i – co więcej – w eliminacji oponentów, niedopuszczaniu i niszczeniu potencjalnych zmienników. Takie miernoty są mistrzami w monopolizowaniu tego (władzy, uprawnień, obowiązków, zadań, szczytnych idei), czemu nie są w stanie sprostać.

Nad tym dziwnym związkiem asertywności z nieudacznictwem warto osobno się zastanowić.

PROF. ZW. DR HAB. MIROSŁAW KARWAT
Uniwersytet Warszawski

W wydaniu nr 263, październik 2023, ISSN 2300-6692 również

  1. ZROZUMIEĆ DALEKI WSCHÓD

    Złoty wiek Makau
  2. WAŻNA ROCZNICA

    To już 174 lata
  3. ZROZUMIEĆ DALEKI WSCHÓD

    Portugalczyk chciał Makau rządzić sam
  4. ZROZUMIEĆ DALEKI WSCHÓD

    Jak Portugalczyk trafił do Makau
  5. ARABSKIE OPOWIEŚCI

    Kupić, sprzedać, zarobić...
  6. CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

    Spektrum mierności
  7. WEEKENDOWE WYPADY...

    Opera i architektura