Established 1999

CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

4 grudzień 2017

Mętniactwo

Największy komfort mamy w rozmowach, dyskusjach, debatach i w negocjacjach wtedy, gdy rozmówca się z nami zgadza w ocenach i zamiarach. Mniejszy – ale jednak wciąż komfort – wtedy, gdy jest to oponent, krytyk naszego stanowiska z zamiarami przeciwnymi do naszych, jeśli jego tok myślenia jest dla nas czytelny, argumenty zrozumiałe (choćbyśmy ich nie podzielali), cel i wniosek z polemiki jednoznaczny. Przynajmniej wiemy, w czym nam chce przeszkodzić albo jak go przekonywać. Gorzej, jeśli partner lub oponent w kontakcie jest krętaczem. Wtedy trudno go złapać za słowo, dowiedzieć się lub domyślić się, co w jego słowach jest prawdą, a co zmyśleniem; co zgodą, a co wykrętem – pisze profesor Mirosław Karwat.

Prof. dr hab. Mirosław Karwat, Uniwersytet Warszawski

Jednak krętacza można przyprzeć do muru. Można zmusić go, by w końcu wypowiedział się jasno, jaki ma pogląd w sprawie, jakie stanowisko w kwestii wymagającej rozstrzygnięcia: czy jest za, czy przeciw. Albo wykazać mu, w czym kręci, zwodzi, a nawet, w czym sam się zaplątał, na przykład w jakich niedopowiedzeniach lub kłamstwach.

Najgorzej mamy w styczności z mętniakiem.

A istnieje taki szczególny gatunek ludzi. Nie tylko ich sposób komunikowania się z innymi, ale i to, co myślą, jak myślą, a wyrażają tak mętnie, jest idealnym przykładem mętliku, chaosu w myślach, a zaprzeczeniem przejrzystości i komunikatywności.

Po czym poznać mętniaka? Po tym, że cierpi na swoistą „nadwymowność” – szczególny rodzaj nadpobudliwości uchodzący za gadulstwo. Ale jest to dar wymowy odwrotnie proporcjonalny do zrozumiałości. Im mniej ma do powiedzenia, tym więcej używa słów, a nawet wyszukanych wyrażeń. Piętrzy popisy retoryczne – porównania, metafory, alegorie. Przy tym elokwencja tak ponosi, że powstają groteskowe perełki. Przepyszne przykłady wynotował Julian Tuwim w swoim zbiorze osobliwości „Cicer cum caule, czyli groch z kapustą”:

«* Wszystkie okręty spalimy za sobą i z roz­winiętymi żaglami wpłyniemy na ocean wolności! (z przemówienia w parlamencie austriackim).

* Zbliża się już do nas ohydny wóz rewolucji i zgrzytając zębami grozi nam zagładą (minister austriacki Hey w r. 1848, w przemowie do studentów wiedeńskich).

* Niemcy połączone i jednolite – oto słowa, które usta waszej cesarskiej mości zawsze powinny mieć na oku (z przemówienia delegata jednej z niemiec­kich partii politycznych w roku 1877).

* Nagle z ciemnych sfer zagadnień wylatuje rój piosenek, z których każda trzyma w dziobku perłę myśli (historyk literatury prof. Scherr w artykule o poezji Lenaua).

* Skruszona uklękła w swoim sercu (z kazania o pokutującej Magdalenie).

* Panowie, będę uważał tę szablę za najpięk­niejszy dzień mego życia! (Prudhomme, dowódca oddziału gwardii narodowej, która mu ofiarowała honorową szablę).»

Mętniak aspirujący do UCZONOŚCI bawi się hermetyczną terminologią jako dowodem swojego wtajemniczenia. Z rozmachem wznosi konstrukcję wielowątkową, a wyraża to w zdaniach wielokrotnie złożonych; jedno jego zdanie to cały akapit, a nawet cała strona. Z tym jest kłopot, że z całego akapitu czy strony nie jesteśmy w stanie wysupłać jednego zdania – wyciągu, skrótu, streszczenia; takie to kłębowisko.

Oto przykład WIELCE UCZONEJ rozprawy – tak typowej dla pseudonauki, honorowanej stopniami naukowymi, punktami i grantami. Przykład zaczerpnięty z tomu „Księga parodii”:

«Zagadnienie opleologii (ściślej a słuszniej byłoby: opleotyki) w tym pojęciu, w jakim przedstawił je młody uczony poznański, właściwie po raz pierwszy rozpatrywane jest w Polsce. Jeżeli pominiemy krótką kompilację Kowalewskiego, zamieszczoną w księ­dze pamiątkowej słuchaczy N.S.B., wydanej jeszcze przed wojną w Krakowie, i dwa trzy przygodne artykuły w prasie fachowej (m. in. niezłą, lecz niestety zbyt już dogmatyczną pracę prof. Wernera), rozprawa mgr Zuschnera jest pionierską pozycją w naszej ubogiej literaturze opleistycznej. Inaczej na Zachodzie, a w ostatnich czasach i w Rosji Sowieckiej. Zrozumiano tam, że pierwszy przesadny, niemal fanatyczny stosunek prozelitów opleizmu (Kirsch, Mundani) do słynnego podówczas hasła „symbolis ad symbola” zaszkodził tylko sprawie pogłębienia metod opleistycznych w zastosowaniu do innych dziedzin nauki, zrezygnowano z „totalnego”, jak byśmy dziś powiedzieli, opleizmu – a ograniczając go do zadań skromniejszych, uczyniono zeń taktyczną, sprecyzowaną i jak się okazało, niezawodną funkcję, nie zaś, jak chciał Kirsch, Verdingung des Lebens.»

Ale podobny talent wykazują niektórzy grafomani-czytelnicy gazet i czasopism, zarzucający redakcje w korespondencji (formalnie do rubryki „listy od czytelników”) elaboratami raz na taki, raz na inny, na dowolny, na każdy temat. Próbkę poetyki takiej korespondencji wydobył Tuwim w cytowanym już zbiorku „Groch z kapustą”, przytaczając list czytelnika do warszawskiego Kuriera Niedzielnego (w 1864 r.) w sprawie potrzeby założenia biur matrymonialnych:

„Gdy w Stanach Zjednoczonych Ameryki, na wys­pach Wielkiej Brytanii, a nawet i w Paryżu istnieją kantory mające na celu ułatwienie stosunków po­między osobami płci obojej pragnącymi zawrzeć ślu­by małżeńskie, i gdy tysiące stadeł żyje tam przy­kładnie i w pokoju spożywa słodkie hymenu owoce (dzieciożerstwo?! – przypisek redakcji), dlaczegóżby i u nas, w ojczyźnie uczuć łagodnych i sielankowego nastroju, gdzie każdy młodzieniec, jeszcze z książ­kami pod pachą, a każda dziewica, jeszcze w krót­kiej sukience, tęsknią już do niewytłumaczonych wrażliwości uczucia nastrojonego na ton słodkiego przymilenia, gdy znowu dorosła już młodzież, po­słuszna woli bożej, kwapi się wzajem ku sobie, ażeby w miłej społeczności rodzinnej oddychać po jarzących uciechach samoistności, gdy nawet mę­żowie już dojrzali i niewiasty stateczne, a i leciwe w części, łączą nieraz swe dłonie, ażeby prząść po społu długą i cienką nitkę rumianych skłonności swoich – dlaczegóżby, mówię, i u nas nie można było i nie godziło się nawet uorganizować luźne sentymenta samopas krążące w przestrzeni, kędy nadobność kształtów z popędem serca się zaplata, i urządzić dla nich stosownych zakładów?”

Znakiem rozpoznawczym mętniaków jest więc słowotok, jako skutek i wyraz nie tyle pomyślunku, myślenia, ile gonitwy myśli lub zaimprowizowanej próby zagadania innych, pokrycia gadulstwem własnego zagubienia w danej kwestii czy dziedzinie. Mętniak wyrzuca z siebie słowa, zdania i całe przemówienia z taką łatwością i z takim natężeniem, że przypomina to wyciek wody z rury lub z kranu, w którym zawiodła uszczelka.

To, co potocznie nazywamy słowotokiem, ma dwojakie oblicze.

Może to być patologiczna nieskładność wypowiedzi, skorelowana z niekontrolowaną gadatliwością, potokiem słów i wyrażeń inspirowanych nie tyle myślami i uporządkowanych nie tyle logicznie, ile stymulowanych spiętrzeniem i chaotycznością wrażeń i skojarzeń. Bo mętniak nie tyle rozumuje, wnioskuje, snuje wywód nie tyle o związkach logicznych lub przyczynowo-skutkowych, ile o tym, co mu z czym w danej chwili się kojarzy, co mu się przypomina.

Jego rozlewna wypowiedź to perpetuum mobile myśli niedokończonych, dygresji (czyli wątków ubocznych) i dywagacji (tzn. wywodów nie na temat).

Może to być również elokwencja przekształcona w sztukę dla sztuki – czy to gwoli popisu, czy też w celu asekuracji, odwrócenia uwagi od kłopotliwych pytań, oczekiwań itd.

Podłożem pierwszego typu „nadwymowności” (bezładu w gadulstwie, chaosu nie tylko logicznego, ale i gramatycznego) jest bądź szczególne upośledzenie umysłowe, bądź defekt umysłu polegający na niemożliwości skupienia (wtedy mętniak gada o wszystkim naraz, w środku mowy nawet nie pamięta, od czego zaczął, a zakończenie nie wynika z początku), bądź wreszcie przejściowy stan psychiczny – rozkojarzenie pod wpływem emocji, stresów itp. W każdym przypadku trudności z wyrażeniem myśli zdradzają trudności z myśleniem.

W grę wchodzi więc albo pewien rodzaj chorobliwej nadpobudliwości (do tego odnosi się medyczny termin wzięty z greki: logorea; człowiek dotknięty tą dolegliwością może nawet wyrażać się składnie i czytelnie w każdym zdaniu z osobna, jednak ma trudności z koncentracją na temacie, z tokiem wywodu itd.), albo potrzeba pokrycia i „zagadania” własnego zakłopotania, wypełnienia czymkolwiek dotkliwej luki w swojej wiedzy, zachowania pozorów w sytuacji grożącej obnażeniem niekompetencji czy błędu etc.

Słowotok najdosłowniej bezładny (nie składny gramatycznie, choć pozbawiony treści i sensu tok wypowiedzi, lecz potok słów w ogóle bez sensu względnie przekształcających rzecz potencjalnie jasną w mętną) powszechnie nazywany jest bełkotem.

Istotę takiego bełkotu znakomicie uchwycił Wacław Mejbaum w swej parodii konferencyjnej mowy-trawy (humoreska Stenogram w tomie „Świnia na sośnie. Felietony, wiersze, bajki”). „Żywa mowa” seminaryjna i konferencyjna – inaczej niż ta ornamentalna w druku, poprawna gramatycznie, lecz wyprana z treści – bywa tak mozaikowa, że aż pozbawiona sensu gramatycznego i logicznego. Oto jak wygląda pewien stenogram z wielce uczonego referatu konferencyjnego:

«Chcę powiedzieć parę słów o… dawno rozumianej kwestii mechanicyzmu, kierując się rzeczą następującą, że pojęcie mechanicyzmu o tyle o ile ono było użyteczne w historii filozofii pomijając jakiś taki jego ściślejszy mechanizm stosowania i czy rozumienia to było użyteczne jako pojęcie chyba nie jako-…. pogląd który okazywałby się jak potem np. ….. pokazuje absurdalny, ale on odpowiadał takiej tendencji wyrażającej się w tym, że określeni ludzie mieli skłonność do takiego a nie rozwiązywania problemów. Jeśli jest skłonny do upraszczania pewnych problemów przez budowanie jakiś pseudotomistycznych wyjaśnień…..To jest chyba sens użyteczności tego pojęcia. Teraz jeżeli popróbujemy wyjaśniać co właściwie tu się rozumie przez mechanicyzm, czy to jest pogląd, że człowiek to jest suma organów….. Wtedy już wiedziano, że rozłączone organizmy nie żyją, a jak się je połączy to one żyją, tu chodzi o coś innego.»

Ten stenogram nie dlatego jest bezużyteczny, że brak w nim słów niedosłyszanych lub tak niewyraźnych, że trudno się domyślić ich brzmienia, ale dlatego, że w zapisanym tekście brak po prostu tezy i elementarnie czytelnego związku logiczno-gramatycznego. Konia z rzędem temu, kto podołałby tu zadaniu rozbioru gramatycznego (wskazać podmiot i orzeczenie).

Całości dopełniają mądre miny takich mówców i słuchaczy.

Identycznie przedstawia się bełkot polityków (aktywistów, parlamentarzystów, dygnitarzy ministerialnych). Tyle tylko, że u części z nich przybiera postać wytworną – np. salonową, dyplomatyczną, oficjalistyczną, patetyczną, u innych zaś postać trywialną – wtedy jest to nieskładna mieszanka poprawnego politycznie frazesu, żargonu biurokratycznego lub slangu działaczy, kolokwializmów i groteskowych innowacji składniowych lub leksykalnych. W tym drugim gatunku retoryki celują szczególnie osobnicy dyzmoidalni, tzn. ludzie o nieznanych lub niejasnych kwalifikacjach, zasługach i poglądach, ale domniemanych i realnych „układach”. Ci długo potrafią rozprawiać o niczym lub nie wiadomo o czym lub nawet wiadomo o czym, lecz nie wiadomo, z jakim poglądem, stanowiskiem i z jakim wynikiem.

Mętniactwo nie jest, niestety, przeszkodą w zrobieniu kariery politycznej i medialnej. Mętniak raczej nie zostanie biznesmenem ani inżynierem, bo od nich wymaga się wymierności, sprawdzalności i efektów. Z powodzeniem jednak może zostać „artystą”, „uczonym”, kaznodzieją, ba, nauczycielem – bo taki wprawdzie niczego nie nauczy, ale zawsze może oceniać i egzaminować według kryteriów mętnych.

Pod tym względem już jest kiepsko, ale będzie jeszcze gorzej, coraz gorzej, sądząc po internetowych komentarzach i dyskusjach, które są rajem dla mętniaków. Tu, w internecie, następuje w dodatku odwrócenie ról: to nie ludzie kompetentni i komunikatywni oceniają (choć nie bez trudu) mętniaków, lecz mętniacy popisują się mętnymi uwagami do tego, czego nie zrozumieli. I w mediach, i w internecie słowo znawcy tematu tudzież mędrca znaczy tyle samo, co bełkot lub słowotok dyletanta i mętniaka, a często mętniak zagada, przegada i podsumuje mówcę treściwego. A żeby było śmieszniej, to publiczność uznaje popisy mętniactwa za… wyrazistość.

PROF. DR HAB. MIROSŁAW KARWAT

Uniwersytet Warszawski

W wydaniu nr 193, grudzień 2017, ISSN 2300-6692 również

  1. LEKTURY DECYDENTA

    Mistrzostwo słowa i opisów
  2. JUBILEUSZ SKLEPU

    5 lat Starej Mydlarni na Chmielnej
  3. WSPÓLNE CZYTANIE

    Głębokie spojrzenie na historię Polski
  4. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Tajemnice Kosmosu widziane z Ziemi
  5. Z KRONIKI BYWALCA

    Twórca nowoczesnego Azerbejdżanu
  6. Z KRONIKI BYWALCA

    Nowa rada PIW
  7. WIDZIANE Z OKSFORDU

    Wstyd za "patriotów"
  8. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Miłość i polityka
  9. MEDIA SPOŁECZNOŚCIOWE

    Świąteczne trendy ku uwadze decydentów
  10. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Wojna zimowa czyli talvisota
  11. CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

    Mętniactwo
  12. SALON PRASOWY IMR

    Świątecznie ze Starą Mydlarnią
  13. LEKTURY DECYDENTA

    GRU bez tajemnic
  14. WIATR OD MORZA

    Abstynent alkoholowy
  15. CO NAS CZEKA

    Kres doktryny neoliberalnej?
  16. PRAWA - WŁADZA - PROBLEMY

    Dehumanizacja politycznych eminencji
  17. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Mądre rozmowy z kogutem