Established 1999

CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

2 wrzesień 2022

Nagrody na wyrost i awansem

Nagrodą – w najszerszym rozumieniu – jest wyrażenie uznania za wykonaną pracę, spełniony obowiązek, stworzone dzieło. W tym sensie nagrodą jest już samo to, że moja praca została zauważona, uznana za ważną i cenną, ze w ten sposób zyskałem szacunek, podziw, popularność lub autorytet w pewnym kręgu – pisze prof. zw. dr hab. Mirosław Karwat.

Prof. zw. dr hab. Mirosław Karwat

Ale taka satysfakcja może dotyczyć nie tylko dokonań nadzwyczajnych czy nowatorskich, pionierskich, lecz i tych powszednich, powtarzalnych, przewidywalnych, wcześniej zaplanowanych.

Wtedy działa taki mechanizm: Jeśli ktoś zrobił to, co powinien zrobić i zrobił to tak, jak należy, to należy mu się pochwała i zapłata – jak wiernemu i posłusznemu psu należy się buda czy kiełbasa. Z tą różnicą, że psu naprawdę się to należy już za samo to, że z nami jest. Bo skoro objęliśmy nad nim opiekę, to jesteśmy mu to winni. Natomiast pracownik, wykonawca usługi, autor dzieła otrzymuje uznanie i materialną gratyfikację dlatego i pod tym warunkiem, że jego robota czy np. jakaś własna inicjatywa, oryginalny pomysł odpowiada zapotrzebowaniu i wymaganiom.

W tym sensie mówimy o wynagrodzeniu. Jest to – zwłaszcza w formie materialnej, pieniężnej, ale bywa i w postaci symbolicznej – odpłata. A więc odwzajemnienie wysiłku, starań, efektów przyznaną korzyścią użytkową lub symboliczną. Choć aby nie cmokać nad każdym zrealizowanym „psim obowiązkiem”, używamy raczej słowa wypłata. W tym szerokim znaczeniu nagroda jest więc przejawem i zwieńczeniem rozliczenia z zadań. Jest z jednej strony podsumowaniem – wyrazem pozytywnej oceny, z drugiej strony zrekompensowaniem („wynagrodzeniem” właśnie) poniesionych kosztów, poświęceń wykonawcy zadania, strat w inny sposób nie powetowanych.

W tym najszerszym rozumieniu nagrody (choć samo słowo nagroda rzadko tu pada) jako oczywistość zakładamy, że komuś coś się należy – przynajmniej wdzięczność, jeśli nie wymierna korzyść – za to, co zrobił, ale po tym, gdy to zrobił. Oczywistość? Jeszcze do niedawna. Powiew innowacji w cywilizacji współczesnej sprawia, że coraz częściej nagradzamy (wypłacamy w mamonie, awansie lub hołdach, przyznajemy splendor) z góry – jakby efekt był przesądzony (a może nieważny?) lub na zasadzie zachęty i zaliczki zarazem.

Groteskowym tego przykładem była sławetna Pokojowa Nagroda Nobla dla Obamy – na inaugurację prezydentury. Nagroda przyznana awansem za to, czego od niego oczekiwano w sprawie wiadomej wojny, choć następnie uczynił, jak wiadomo, coś zupełnie przeciwnego. Nikt się nie nabrał na rzekomy, ogólnikowy i banalny powód – „wyjątkowe starania o dobrą współpracę między państwami”. Wiarygodność inicjatorów takiej decyzji mocno na tym ucierpiała.

W praktyce polityki zatrudnienia w różnych instytucjach naukowych i pseudonaukowych, medialnych, biurokratycznych, nawet i w biznesowych bywa tak, że nagrodę przyznaje się komuś (na zasadzie „ustawki” czy przysługi) po to, aby następnie na fakt nagrody się powoływać wskazując „atuty” kandydata na stanowisko, jako uczestnika konkursu, który musi się odbyć, byle z wynikiem zaplanowanym.

To najszersze i wręcz rozmyte znaczenie słowa nagroda (jeśli się starasz, to masz) jest wbrew pozorom bardzo obecne w mentalności ludzkiej i w rutynowej praktyce instytucji społecznych. Choć wszyscy udajemy, że mówiąc nagroda mamy na myśli uznanie i rodzaj korzyści zastrzeżone dla działań i dzieł wyjątkowych, przekraczających wymagania elementarne i typowe, nacechowane oryginalnością, a nie rutyną, pospolitością, przeciętnością.

Nie w tym rzecz, żeby lekceważyć wartość tego, co jest po prostu przyzwoite, zgodne z normą, niezawodne, ale możliwe do zastąpienia przez „porządną robotę” kogoś innego w podobnej, typowej roli. Jednak czym innym jest uznanie dla tego, co i tak powinno być takie jak trzeba, a czym innym uznanie dla czegoś, co posuwa sprawy naprzód, przełamuje jakieś „niemożliwości”, wzbogaca zbiorową wyobraźnię.

Ścisłe rozumienie nagrody odnosi się więc do czegoś, co zasługuje na podziw, niechby i zazdrość (zdrową zazdrość, nie zawiść), a tym samym na wyeksponowanie – jako powód do wdzięczności, jako przykład dla innych (choćby niedościgniony, niestety) i wzór do naśladowania.

Tak rozumiana nagroda jest rodzajem wyróżnienia, wiąże się ze splendorem. Aczkolwiek bywa tak, że splendor jest rezultatem nie szczególnych osiągnięć, zasług, ale czyjegoś znaczenia, pozycji i rangi w jakiejś formalnej lub nieformalnej hierarchii. Wyniesienie ponad innych może być oderwane od kwestii, czy „ważniak” albo autorytet rzeczywiście ma nadzwyczajne zdolności, umiejętności, dzieła perfekcyjne i wiekopomne na swoim koncie.

Jak nie chwalimy za „byle co”, albo za to, co jest poprawne i co każdy inny wykonałby równie dobrze (wyjątkiem są pochwały-zachęty dla dzieci na wczesnym etapie naiwności, kiedy odbierają te pochwały dosłownie), tak nie przyznajemy nagrody lub premii za to, co i tak powinno być wykonane, i to w jakości przewidywalnej i wymiernej. Ale to tylko pierwotne założenie, dawno już przekreślone we współczesnym deszczu nagród, w lawinie nagród (pierwsza nagroda jest tytułem do kolejnych, za to samo; mnożymy zaszczyty i honory na podobieństwo powielacza), w statusie „skazanego na nagrody” (bo „skazanego na sukces”).

Nagrodą w tym dystyngowanym znaczeniu może być przyznane miejsce w rankingu (pierwsze miejsce, drugie – też na podium), tytuł honorowy oznaczający uprzywilejowanie w dalszym funkcjonowaniu (książka roku, najlepszy doktorat), a nieformalnie – wizerunek uznany w danym kręgu (renoma, respekt dla artysty, literata, uczonego) pociągający za sobą kredyt uznania z góry, że każda następna wypowiedź, decyzja lub czynność osoby cieszącej się estymą będzie równie bezbłędna, doskonała, zobowiązująca do podziwu czy posłuchu. To często rodzi niezdrową pokusę wieczystego czerpania chwały z czegoś, co jest już tylko wspomnieniem albo rubryką w rejestrze.

Nagroda jako wyróżnienie to jednak coś innego niż premia – jako regularny dodatek motywacyjny, z góry przysługujący nawet „na zawsze”, a zawieszany tylko w szczególnej sytuacji, gdy ktoś zawiedzie. Czy też premia na zasadzie prowizji od przychodów przysporzonych firmie.

W przypadku czysto honorowej, symbolicznej funkcji nagrody (bez załącznika w kopercie lub na koncie) powstaje ciekawe zjawisko odwrócenia relacji między zbiorowym darczyńcą  (dawcą nagrody), jakim jest dane środowisko, zrzeszenie, wspólnota a obdarowanym (dyplomem, laurką, listem gratulacyjnym, tytułem honorowego prezesa itp.). Mianowicie: ci, którzy zaszczycili daną osobę, sami czują się potem zaszczyceni już samą obecnością nagrodzonego w swoim kręgu (nawet taką na co dzień), jego wizytą, udzieleniem wywiadu, użyczeniem nazwiska – w roli patrona – w takim czy innym konkursie, w przyozdobieniu i nobilitacji rady programowej, komitetu organizacyjnego.

To zresztą sprawia, że o ile splendor nie okazuje się chwilowy, ulotny (w następnym roku już kto inny jest gwiazdą, ozdobą, mistrzem), to nagroda staje się wizytówką i abonamentem zarazem, upoważnieniem do odcinania kuponów od jednorazowego wzlotu (przykład: coraz znakomitszy reżyser jedynego dobrego, ale kiedyś nagrodzonego i niezapomnianego filmu)  – albo nawet samograjem i rodzajem immunitetu.

Tak na przykład w państwach, gdzie z urzędu ktoś został wyniesiony do godności „zasłużonego artysty republiki” albo „ludowego / narodowego artysty” oznaczało to w praktyce pierwszeństwo w kolejnych okazjach do podziału tortu (główne role, najwyższe honoraria – nawet za rólki epizodyczne, zagwarantowane stanowiska dyrektorskie w teatrach, filharmoniach, galeriach, muzeach), a zarazem więcej niż prawdopodobieństwo, że recenzenci kolejnych dokonań i występów laureata z tytułem państwotwórczym powinni być ostrożni, taktowni.

Laureat namaszczony państwową, rządową nominacją uwieczniającą jego pozycję może nawet podskórnie czuć, że na taką nagrodę zasłużył nie tyle wartością swych dzieł, talentem samym w sobie, ile raczej polityczną koniunkturą, przydatnością dla „mecenasów”, lojalnością lub gorliwością. Ale nawet jeśli to czuje lub wie, to przecież nie zrezygnuje z przyznanego mu komfortu. Co więcej, celebrowanie swojego statusu i konsumowanie luksusu traktuje jak należne odszkodowanie za cierpienia, na jakie naraża go własne poczucie niezgodności wizerunku i statusu z rzeczywistym własnym potencjałem. Oni mocno przesadzają z tym osadzaniem mnie na tronie, ale ja muszę sobie swoje zakłopotanie i wstyd wewnętrzny osłodzić. Hołdy na wyrost i przywileje to dla mnie środek znieczulający.

W systemach i instytucjach autorytarnych, przepojonych duchem hierarchii i poczuciem wieczystości władzy, jak i wieczystości splendorów mechanizm nagród ulega petryfikacji i jawnie przypomina grę znaczonymi kartami. Tu z góry wiadomo, kto wygra, a kto jest skazany na niebyt. Czy lepiej jest w systemach opartych na kalejdoskopowej zmienności koniunktur, sezonowych kaprysach mody, na permanentnym wyścigu do panteonu, na przekładańcach wzlotu i upadku, bankructwa? Nie, nie lepiej. Tylko inaczej.

PROF. ZW. DR HAB. MIROSŁAW KARWAT
Uniwersytet Warszawski

W wydaniu nr 250, wrzesień 2022, ISSN 2300-6692 również

  1. TROSKA O DECYDENTKĘ

    Beautyllagen: zdrowie i uroda
  2. DECYDENT ELEGANCKI

    Issey Miyake
  3. LEKTURY DECYDENTA

    Niemcy - Niemcom
  4. Historia i teraźniejszość

    Zagadka TBO
  5. DRUZOWIE

    Kamyk z mozaiki
  6. KOREA PÓŁNOCNA

    Na chwałę
  7. ARMIA BEZ RYŻU

    Sto tysięcy głodnych
  8. HISTORIA

    Wrześniowe rocznice
  9. GIBRALTAR

    Brytyjski "na wieczność"
  10. NAJWIĘKSZA NA ŚWIECIE

    "The Yomiuri Shimbun"
  11. CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

    Nagrody na wyrost i awansem
  12. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Ordery i wstęga