Established 1999

CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

1 marzec 2020

Anachroniczny honor męski

Honor jako taki nie jest przeżytkiem, choć tak zwykle sądzą cynicy lub pesymiści przygnębieni jego dewaluacją i zepchnięciem na margines zgoła muzealny. Ale też, paradoksalnie, wielu spośród tych, którzy pojęcie honoru traktują z najwyższą powagą jako imperatyw ciągle aktualny, kultywuje zupełnie anachroniczne wyobrażenia o tym, komu on przysługuje, a komu nie „z natury”. Kierują nimi przebrzmiałe i chybione kryteria honoru. Widać to wyraźnie w anachronicznych, neopatriarchalnych wzorcach męskości – pisze prof. dr hab. Mirosław Karwat.

Prof. dr hab. Mirosław Karwat, Uniwersytet Warszawski

„Kobiety są z Wenus, mężczyźni są z Marsa” – oto jeden z aksjomatów takiej „filozofii”. Metafora odnosząca się do utartych stereotypów męskości i kobiecości, tradycyjnych wyobrażeń zarówno o rolach męskich i żeńskich, jak i o odmiennych typach mentalności oraz wrażliwości – przez ludzi myślących przyjmowana z przymrużeniem oka, z ironicznym dystansem – bywa jednak rozumiana dosłownie.

Esencją męskości ma być powołanie do czynu, do boju i odpowiadająca temu postawa wojownika, obrońcy i myśliwego zarazem.  Kwintesencją kobiecości – powołanie do bycia piękną, by przyozdabiać świat, a zarazem, by skutecznie wabić, nęcić samca -rozpłodowca, spełnienie w macierzyństwie oraz wierność jako gwarancja niezawodności w tych rolach. Przywilejem mężczyzny ma być podbój (także jako „wielobój”), choć ładnie o nim świadczy, jeśli zadowoli się tą jedną-jedyną. Przeznaczeniem kobiety ma być to, by jej samiec posiadał ją na wyłączność. Te dogmaty wyznawane i wypowiadane są bądź w formie wyrafinowanej, nieomal eleganckiej, bądź w szokująco prymitywnej, ale niuanse formy niewiele zmieniają w treści.

Konsekwencje takich wyobrażeń i praktyk – utrwalanych w kolejnych pokoleniach niezmiennymi wzorcami wychowania (chłopczyk bawi się żołnierzykami, dziewczynka lalkami i kuchenką) są dość znane. I wciąż niewiele tu się zmienia mimo komputerowej uniformizacji dzieciństwa w obu płciach oraz wiadomego kryzysu męskości – to znaczy zarówno męskiej wydolności, jak i męskiego autorytetu. Mianowicie, nie tylko do czego innego są przeznaczeni On i Ona, samiec i samica, ale też inne są dla nich kryteria oceny,  co jest właściwe, a co niewłaściwe, co chwalebne, a co godne potępienia i kary, co przystoi mężczyźnie (zwłaszcza – przystojnemu), a co nie wypada kobiecie, która „się szanuje” – aby była szanowana. I w związku z tym inne są też zalecenia, nakazy oraz przestrogi i zakazy, inne nawet tabu.

Najprostszy przejaw tego to wciąż widoczna żywotność podwójnej miary w kwestiach inicjatywy seksualnej oraz wierności i zdrady.

Mężczyzna, który nie wykazuje „gotowości” w kontakcie z każdą kobietą (no, może poza szpetną lub sędziwą), to pierdoła. Kobieta, która zachowuje się zalotnie i wysyła sygnały – choćby tylko do jednego faceta, który wyraźnie ją pociąga i którego chce ośmielić (ba, ona – o zgrozo – zamierza go zdobyć!) jest rozpustna, zboczona, czci niewieściej pozbawiona. Bo cześć niewieścia polega na tym, aby skromną być, oczy spuszczać (nie – spódnicę ani majteczki), czekać cierpliwie na zauważenie, pozwalać na adorację, lecz ulegać tylko woli tego, kto jest jej przeznaczony (w szczególności – ślubem).

Lapidarnym podsumowaniem tego dualizmu w kwestiach „obyczajności” jest znane podsumowanie: Mężczyzna, który nie sprostał własnemu ślubowaniu wierności, „zapomniał się”. Kobieta, której się to przydarzyło, to puszczalska, lafirynda.

Niby śmieją się z tego anachronizmu kolejne pokolenia już nowoczesnych i dobrze wykształconych dziewcząt oraz młodzieńców – ale śmieją się abstrakcyjnie, dopóki taka próba ich samych nie dotyczy. Bo wtedy już przykładają do sprawy tradycyjną miarę.

Jak to się ma do kwestii honoru?

Otóż mężczyzna, jako mężczyzna właśnie, wyposażony jest – poza tym, w co wyposażony jest z natury – w atrybut honoru właśnie. Honoru męskiego – i właściwie ma powód, by sądzić, że inny niż męski nie istnieje. Jest bowiem nie tylko tak – w patriarchalnej tradycji życia społecznego – że honor dotyczy tych, którzy rządzą, kierują, zarządzają, gospodarują dobrami państwowymi i rodzinnymi, a więc „oczywiście” mężczyzn w tych rolach, dla nich właśnie zarezerwowanych. Jest ponadto tak, że rdzeniem honoru mężczyzny w roli po prostu mężczyzny (osobnika z wiadomą końcówką) jest to, iż nie pozwoli na utratę czci kobiety, która jest pod jego pieczą.

Bowiem – zapamiętajcie to sobie – mężczyzna ma honor, a kobieta cześć. Cześć, której powinna sama strzec jak skarbu, choć przeważnie jest tak, iż jej czujność i niepodatność na jakiekolwiek niestosowne pokusy nie wystarcza i wymaga właśnie męskiej protekcji. W Średniowieczu takie założenie wyrażał znany rytuał rycerski: ten, kto chciał być godny miana rycerza, ślubował nie tylko obronę słabych, uciśnionych, ale w szczególności – koniecznie bezinteresowną (nieskonsumowaną) – obronę czci wybranej damy. Obrona czci – to znaczy obrona czego? Nie tylko i nie po prostu dobrego imienia, ale przede wszystkim warunku tegoż – w postaci dziewictwa.

Jeszcze dzisiaj funkcjonuje takie właśnie, niby-rycerskie, poczucie honoru jako atrybutu męskości, że mężczyzna traci honor, jeśli inny mężczyzna też jest użytkownikiem (wybaczcie to określenie) jego kobiety. Acz nie traci go, gdy sam tej strzeżonej – choćby pasem cnoty – wierności (a najpierw – dziewictwa, którego pozbawienie jest jego przywilejem) nie odwzajemni.

Niehonorowe postępowanie w innych rolach i kontekstach (jako kreatywnego księgowego, dziennikarza-potwarcy, sportowca-dopingowca, uczonego-plagiatora) nie plami go jako mężczyzny, lecz jako człowieka. Bo człowiek to – w domyśle – mężczyzna. Natomiast traci honor męski, gdy mu przyprawią rogi, gdy nie umie lub nie chce się bić o swoją babę, a nawet, jeśli o nią walczy, lecz przegrywa.

Feministki dawno już – celnie – przekłuły ten balon, w szczególności wzniosłą pseudorycerską oprawę tego schematu. Wykazały, iż to „męskie” pojęcie i poczucie honoru wyraża w rzeczywistości specyficzną konkretyzację prawa własności. Moja ci ona jest, i basta. Moja wyłączność na nią (z powołaniem się na monogamiczny prawnie i ideologicznie model małżeństwa oraz na przysięgę małżeńską – zobowiązanie do jedyności) ma być tożsama z moim (męskim) honorem. Ciekawe, że do zakresu honoru mężczyzny – w roli męża, ojca, głowy (lub półgłówka) rodziny już nie należy to, jak traktuje żonę, córkę, czy nie przepija małżeńskiego, rodzinnego majątku, nie przegrywa go w karty. Co więcej, jeśli pominąć opinię samych zainteresowanych – kobiet biorących na siebie utrzymanie i wychowanie potomstwa – nie traci honoru w oczach męskiego otoczenia alimenciarz zalegający z regulacją należności albo nawet pomysłowy w uchylaniu się od tego balastu. Nie traci też honoru facet, który uziemił partnerkę, żonę, gdy „zrobił jej dziecko”, a w tym czasie ponosi go temperament motyla lub doznał objawienia w już innych objęciach.

Z zobowiązań dotkliwych dla „prawdziwego mężczyzny” pozostało jeszcze tylko założenie, iż traci honor ten, kto nie jest w stanie o własnych siłach i samowystarczalnie utrzymać rodziny. Natomiast mężczyzna, który zarabia mniej niż żona, kochanka, a tym bardziej ten, który – choćby nawet nie w roli pasożyta, lecz np. chorego, kaleki – jest na jej utrzymaniu, traci honor, i już.

Znam też dość osobliwy przypadek honoru męskiego. Mężczyzna w wieloletnim szczęśliwym związku. Już przed ślubem umówili się oboje – z pełną i niewymuszoną  wzajemnością – że nie będą mieli dzieci. I tak też się stało. Tyle tylko, że Jemu – podczas jakiejś konferencji czy delegacji – przydarzył się skok w bok, o którym może nawet już by nie pamiętał (poza migawkowym przyjemnym wspomnieniem), gdyby nie to, że właśnie wtedy począł. Wstrząśnięty i nieoczekiwanie dla samego siebie uszczęśliwiony ojcostwem zachował się tak, jak honor nakazuje, czyli rozwiódł się i wstąpił w nowy związek. Przecież nie porzuci swego dziecka, co najwyżej porzuci małżonkę, która dotrzymała słowa.

Anachroniczny jest ten wzorzec honoru. Pomijając już jego moralną ułomność i ekwilibrystykę, jest zupełnie nieadekwatny do nowoczesnych stosunków i struktur społecznych.

Słowo honoru w jednakowym stopniu dotyczy i wiąże dyrektora jak dyrektorkę; honor – zawodowy, jak i osobisty – ma nie tylko nauczyciel, lecz i nauczycielka; plamę na honorze na tej samej zasadzie ma lekarz, jak lekarka, gdy zaniedbali swój obowiązek lub gdy pracują przykładnie i punktualnie w prywatnej lecznicy „po godzinach”, a byle jak na etacie w przychodni publicznej.

W związkach uczuciowych, miłosnych także – realnie – występuje symetria. Honor kobiety nie polega na jej najpierw dziewictwie, a potem na nieodwzajemnianej przez męża bezwarunkowej wierności, lecz na tym, że swoim życiem, może i przygodami, kieruje tak, by nie zawieść w roli matki, by nie wdawać się w taki romans, który przynosi jej ujmę (choć inny może być całkiem w porządku i dodać jej wartości), że na związek toksyczny (wiarołomstwo lub przemoc domową) reaguje tak, by mimo upokorzeń zachować poczucie godności, a za doznane krzywdy odpłacać adekwatnie, nie mściwością opartą na zmyśleniach czy chęci zniszczenia.

Niestety jednak, związek Gentlemana z Damą to niezbyt częsty przypadek.

PROF. DR HAB. MIROSŁAW KARWAT
Uniwersytet Warszawski

W wydaniu nr 220, marzec 2020, ISSN 2300-6692 również

  1. KOBIETY DECYDENTA

    Czasy słusznie minione
  2. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Auf Wiedersehen, Herr Gutenberg!
  3. LIST OTWARTY DO PREMIERA RP

    Przedsiębiorcy z BCC radzą i proszą
  4. HISTORIA DECYDENTA

    Druga Osoba w II RP
  5. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Czy nas się ktoś pytał?
  6. HISTORIA DECYDENTA

    Amerykańska komunistka
  7. WIATR OD MORZA

    Dżuma XXI wieku
  8. POLITYKA DECYDENTA

    Nikt mu nie podskoczy
  9. KOBIETY DECYDENTA

    Życie za kratami
  10. GŁUPOTA DECYDENTA

    Jaki to kraj?
  11. REWOLUCJE DECYDENTA

    Życie człowieka z boku
  12. POCIĄG DO MLEKA

    Czarnocin liderem
  13. KLASYKA DECYDENTA

    Polskość w głębi duszy
  14. DLA SMAKOSZY

    Whisky Karuizawa
  15. KOBIETY DECYDENTA

    Życie w schyłkowym PRL-u
  16. WIATR OD MORZA

    Szczuhejt
  17. KONTROLA BIZNESOWA c.d.

    Budowanie staranności podatnika
  18. CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

    Anachroniczny honor męski