Established 1999

CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

1 lipiec 2019

Ludzie bez honoru

Lustrzanym zaprzeczeniem budującego wzorca, jaki uosabia CZŁOWIEK HONORU, jest fenomen LUDZI BEZ HONORU. Ludzie bez honoru to bardzo szczególny gatunek uczestników życia publicznego lub współżycia w jakimś mikroświecie – w kręgu znajomych, kolegów z pracy, kontaktów towarzyskich. To tacy ludzie, styczność z którymi (o ile nie możemy jej uniknąć, a uniknąć wolelibyśmy) napełnia nas niesmakiem, o ile wręcz nie odrazą. Nasza reakcja na ich pojawienie się w jakimś gronie czy w pewnych sytuacjach łączy w sobie odruch moralnej dezaprobaty z odruchem estetycznej awersji. Bo reagujemy tak jak ktoś, kto dotknął śmierdzącego przedmiotu albo zmuszony został (przez grzeczność lub z zaskoczenia) do przyglądania się czemuś, co jest szpetne, może nawet obrzydliwe albo do skosztowania potrawy, która naraża go na niestrawność – pisze prof. dr hab. Mirosław Karwat.

Prof. dr hab. Mirosław Karwat, Uniwersytet Warszawski

Określenie „bez honoru” odnosi się do dwóch stron medalu.

Z jednej strony, chodzi o takie postrzeganie człowieka, że nie uznajemy go za godnego szacunku ani zasługującego na tolerancję dla jego obecności, nie mówiąc już o uznaniu. Czasem znajduje to wyraz w praktycznym potraktowaniu go w kontakcie. Wtedy okazywane jest mu wyraźnie i czytelnie: „nie należysz do ludzi godnych szacunku”, „nie ma dla Ciebie miejsca w towarzystwie ludzi przyzwoitych”. Nie zmieniają tego nawet wymuszone etykietą czy np. protokołem dyplomatycznym zachowania grzecznościowe związane z przywitaniem, pożegnaniem, zaproszeniem do stołu, udzieleniem głosu, udzieleniem odpowiedzi. Jeśli nawet – w roli urzędowej, zgodnie z wymogami jakiejś procedury czy ceremonii – podałem Ci rękę, czynię to tak, aby wszyscy widzieli, że wita Cię urząd, stanowisko, ja jednak osobiście nie mam z tym nic wspólnego poza tym przykrym urzędowym obowiązkiem, a rękę podaję tak, aby wszyscy widzieli, że mnie przy tym swędzi i że chciałbym jak najszybciej ją umyć.

Z drugiej strony, chodzi o takie cechy postępowania danego człowieka, które są niewydumanym i nieprzesadnie odebranym powodem do tak okazywanej niechęci, zażenowania stycznością, ledwie tylko zamaskowanej walki z własnym odruchem mdłości.

Taka to jest dialektyka. Najpierw ten ktoś sam pozbawia siebie honoru – tym, co uczynił lub jak się zachowuje w dłuższym czasie. Nie ma honoru w tym sensie, iż nie jest zdolny od siebie samego wyegzekwować postępowania godnego, nie przynoszącego ujmy. Następnie traci honor (nie tylko twarz, ale i szacunek) w oczach otoczenia – w każdym razie tej części otoczenia, która nie musi mu schlebiać, nie musi zabiegać o jego względy, gdyż na szczęście dla siebie nie jest od niego zależna. Inaczej już jest z jego poddanymi, podwładnymi, z członkami rodziny, których status i przyszłość zależy wyłącznie od jego pozycji i jego woli, łaski lub niełaski. Ci niejedno muszą przełknąć i niejedno udawać pozostając pod jego władzą lub w jakimś układzie zależności.

Bez honoru – to znaczy: bez godności, bez sumienia i bez klasy.

Godność mylę z pychą, gdy czuję się ważny i bezkarny (wtedy nie mam zahamowań, wolno mi tyle, na ile pozwala moja przewaga i bezkarność). Gdy koło fortuny się odwraca, to mylę godność z wyniosłym „pójściem w zaparte”, z poczuciem nieomylności, bezgrzeszności, z poczuciem prześladowania i cudzej złośliwości, skoro mnie rozliczają.

Sumienie? Mam czyste, nieużywane – jak to celnie ujął Stanisław Jerzy Lec. Nie widzę żadnej skazy, żadnej winy we własnym postępowaniu – nawet po ewidentnej kompromitacji. W każdym razie – te oczekiwania wyjaśnień, sprostowań, ubolewań, zadośćuczynień dziwią mnie swoją upierdliwością i małostkowością. O czym tu jeszcze gadać? Takie były układy, teraz są inne.

Bez klasy: Śmieszne i niepraktyczne są te wyobrażenia o elegancji, wymagania konsekwencji – wzięte z bajek i pogadanek wychowawczych. Realne życie jest krętą ścieżką i w nim nie chodzi o to, by ładnie się prezentować, być takim przykładnym i nieskazitelnym, ale, by dojść do celu i po drodze sięgnąć po to, co jest w zasięgu. Moralizowanie i estetyzowanie to samopocieszenie nieudaczników. Ideały są wzniosłe, ale niepraktyczne. Korzyść jest może przyziemna, ale osiągalna – w odróżnieniu od tej moralnej i estetycznej doskonałości. „Pieniądze nie śmierdzą” – powiedziano słusznie. I podobnie – żadna okazja ani korzyść nie mierzi, byle wpadła w ręce. I nic nie hańbi, jeśli zamiast strat przynosi bezpieczeństwo i korzyść.

Zajrzyjmy teraz do podręcznego katalogu – galerii ludzi bez honoru.

Bohater „Ziemi obiecanej”, Karol Borowiecki. Z kim innym się zaręczył, z kim innym ożenił, nie gardząc jednak tym, co da się wycisnąć z osób porzuconych. Proste kryterium decyzji racjonalnej: posag, oczywiste jeszcze bardziej w obliczu bankructwa.

Ktoś zawiódł w jakiejś sprawie, w której miał spełnić oczywisty obowiązek, może nawet miał być gwarantem efektu. Albo nie dotrzymał własnego zobowiązania, jakie wziął na siebie z własnej inicjatywy, a nie dlatego, że tak wypadało lub pod jakimś naciskiem. Ale nie poczuwa się do niczego – do winy, dyskomfortu, co najmniej zakłopotania. Zachowuje się tak, jak gdyby nic się nie stało. I oczekuje, by w następnych sprawach darzyć go zaufaniem; swój autorytet, wiarygodność lub urok osobisty uznaje za niewzruszony. Nawet obraża się, gdy pojawiają się jakieś wątpliwości

Ktoś namówił kogoś na coś, gorzej – naciągnął, ręcząc za swoją spolegliwość słowem honoru; po czym tchórzliwie się wykręca (ze spłaty długu, z obietnicy pomocy albo należnego świadczenia). A nawet cynicznie szydzi z czyjejś naiwności. Nie czuje się gorszy z powodu swojej nierzetelności lub wręcz nieuczciwości, przeciwnie – obnosi się ze swoim poczuciem wyższości nad tym, kogo wykorzystał i zostawił na lodzie.

Ktoś inny wzbogacił się na wykupie za grosze dorobku czyjegoś życia albo nawet spuścizny wielu pokoleń, wykorzystując cudzą sytuację bez wyjścia. Nie tylko nie jest wstrzemięźliwy w relacjonowaniu tego osiągnięcia, ale wręcz szczyci się nim i chwali, kładąc nacisk na swoją bystrość w roli hieny i refleks szybszy niż konkurencja do padliny.

Osobnik przyłapany – nawet publicznie, przed oczami całego świata – na kłamstwie, oszczerstwie i nawet zmuszony do odwołania – popisuje się teraz krętactwem, wykrętem. Tak wykonuje wyrok lub własne zobowiązanie, by zadrwić ze sprostowania czy przeprosin. A czyni to tym bezczelniej, im bardziej przed chwilą – wystraszony tym, co mu grozi – sam zabiegał o polubowne załatwienie sprawy. Jeszcze przed chwilą podkulił ogon, zaskomlał (nie bijcie!), ale już wyprężył kark, wysunął pazury, warczy.

Inny osobnik nie tylko „żadnej pracy się nie boi” (szczególnie tej dochodowej i czyniącej go WAŻNIAKIEM), ale nie boi się też powszechnego zdziwienia, zdumienia, zgorszenia, sprzeciwu. Śmiało obejmie stanowisko, do którego nie tylko nie ma kwalifikacji, ale na którym zaprzecza przypisanym zadaniom całą swoją osobowością, poglądami (jeśli w ogóle ma takowe) i drogą życiową. Im bardziej jest osobą nieodpowiednią – jednak mocno protegowaną lub wynagradzaną zastępczo za zasługi na całkiem innym polu, tym chętniej podejmuje się roli figuranta lub luksusowego pasożyta. Nie ma też oporów, by przejąć stanowisko po kimś skrzywdzonym, wygryzionym właśnie po to, by jemu zrobić miejsce. Im bardziej mu się nie należy jakakolwiek nagroda (w sytuacji, gdy nie należy mu się już samo stanowisko z zawyżonym wynagrodzeniem), tym wyższą nagrodę, premię sam sobie przyznaje. I pokazuje protestującym „dziób pingwina”.

Celnym podsumowaniem moralnego oblicza człowieka bez honoru jest potoczna metafora „plują mu w twarz, a on mówi, że deszcz pada”. To postawa człowieka, który nie psuje sobie samopoczucia ani własnymi rachunkami sumienia, jakimiś skrupułami, wyrzutami typowymi dla mięczaków, ani powszechnym nawet napiętnowaniem, izolacją. Wystarcza mu samozadowolenie i poczucie „mogą mi naskoczyć”, względnie zadowolenie, przychylność i parasol ochronny aktualnych protektorów.

Toteż profil CZŁOWIEKA BEZ HONORU jest dość charakterystyczny dla karierowiczów, koniunkturalistów i neofitów. Nie jest dla nich problemem jakiekolwiek samozaprzeczenie, wypieranie się własnej przeszłości (przeciwnie, są do tego umotywowani, jeśli tego wymagają aktualne „układy” i okazje). Nie nastręcza im trudności nawet opluwanie byłych współtowarzyszy, współbojowników, współwyznawców ani też konfrontacja z dotychczasowym własnym wizerunkiem. Śmiało stawiają czoła kontrastowym porównaniom swego EGO. Wczoraj byłem tu, a dziś po przeciwnej stronie. Zawsze byłem, jestem i zawsze będę tam, gdzie – w danej chwili – trzeba.

Honoru za grosz nie ma zwłaszcza karierowicz wyspecjalizowany w repertuarze lizusostwa, serwilizmu i nadgorliwości. Wypełni każde zlecenie, w tym każde kolejne, które zaprzecza poprzedniemu. Po drodze przełknie wszelkie upokorzenia – udając nawet,  że to zaszczyty. Z najwyższą gorliwością wykona działanie haniebne już w chwili wykonywania, a następnie z niemniejszą nadgorliwością wyprze się tego. Stara się (łasi) dla nagrody, awansu. A wypiera się, wykręca i przerzuca winę, donosi na współsprawców, by uniknąć kary. Bezwzględny i pozbawiony skrupułów, gdy może obnosić się ze swoją władzą i samowolą. Poniża się, żebrze o litość i pomniejsza swoją rolę, gdy grozi mu surowa kara. Albo – bezceremonialnie zmienia front, gdy zmienia się koniunktura. Przechodzi na stronę przeciwną tak, jak przechodzi się z jednego pokoju do innego. Wtedy nie tylko rozpoczyna z marszu bojową działalność, ale już trakcie transferu wytargowuje dla siebie najlepsze warunki. I gotów jest nawet realizować to, co sam przed chwilą demaskował i zwalczał.

W tej kategorii zawodnikiem bezkonkurencyjnym jest w dzisiejszej Polsce prokurator Piotrowicz. Dyspozycyjny w stanie wojennym, po latach opowiadał androny o swoim wallenrodyzmie i legendy o ratowaniu dysydentów. Odpowiedział też na okrzyki pod swoim adresem „precz z komuną”… takim samym okrzykiem, z uśmiechem kogoś, kto dobrze się bawi sytuacją qui pro quo.

Zaznaczę na boku: powodem do wstydu niekoniecznie musi być to, że ktoś wypełniał jakieś obowiązki (nawet prokuratorskie) w stanie wojennym – bo zależy, jak je wypełniał i czym się przy tym kierował, lecz to, jak bezproblemowo zmienił wcielenie – na takiej zasadzie, jak zmienia się koszulę, garnitur i nieświeże skarpetki. Szanujemy i uznajemy za ludzi honoru tych, którzy mieli nieakceptowane przez nas poglądy, nawet w czymś nam szkodzili, popełnili jakieś błędy lub nadużycia – o ile oni sami szanują swoją własną przeszłość i tożsamość, o ile w czymś są sobie wierni. A kiedy zmieniają postępowanie lub poglądy, to nie tak, jak sprzedawca używanego samochodu z wyzerowanym licznikiem. Odrazę budzą natomiast ludzie bez kręgosłupa i bez twarzy, ale zawsze z aktualną maską, legitymacją, gorliwością.

W nowej epoce pan prokurator użył swych wpływów, by ukręcić łeb sprawie pedofila, proboszcza z Tylawy, opatrując to jeszcze sławetnym „poczciwym” komentarzem o „ciumkaniu”. Nowym patronom dał znak „do usług”. Po czym bez mrugnięcia powieką zreinterpretował swą rolę i swe słowa w nowej odsłonie sprawy, gdy na porządku dnia stanęła kwestia masowego zasięgu pedofilii wśród duchownych – jako problem już nie incydentalny, ale trzęsienie ziemi. Bez zahamowań przewodniczy sejmowej komisji zajmującej się… praworządnością, wymiarem sprawiedliwości, używając swego doświadczenia i umiejętności do forsowania przez większość rządzącą nadużyć prawa. W mediach występuje często i chętnie, z gładką mową-trawą, bez zakłopotania w oczach, bez rumieńców i drgawek na policzkach. Żywa ilustracja powiedzenia „są ludzie zdolni i ludzie zdolni do wszystkiego”.

Nie pocieszajmy się jednak, że to jakiś wyjątkowy okaz. To bohater naszych czasów. Kariery takich ludzi to swoiste signum temporis.

PROF. DR HAB. MIROSŁAW KARWAT
Uniwersytet Warszawski

W wydaniu nr 212, lipiec 2019, ISSN 2300-6692 również

  1. WSPÓLNE CZYTANIE

    Groszek dorośleje
  2. LEKTURY DECYDENTA

    Młodzi i piękni oboje
  3. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Rok zmiany
  4. LEKTURY DECYDENTA

    Szlachta i kurtyzany
  5. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Siła roślin
  6. LEKTURY DECYDENTA

    "Anioł zemsty"
  7. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Czy powstanie Wielka Albania?
  8. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Cierpieć muszą wszyscy
  9. LEKTURY DECYDENTA

    Kapitalizm
  10. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Prawdziwe oblicze FDR
  11. DECYDENT GLOBTROTER

    Skarbnica chińskiej kultury
  12. WSPÓLNE CZYTANIE

    Maluszki też się złoszczą
  13. LEKTURY DECYDENTA

    Jestem debeściak!
  14. WIATR OD MORZA

    Żubr na grilla
  15. CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

    Ludzie bez honoru