2 styczeń 2019
Honor jako wartość bezcenna
Pryncypialne, rygorystyczne rozumienie honoru zakłada względną bezinteresowność postępowania zgodnego z „nakazem honoru”. Ten nakaz honoru jest nie mniej stanowczy i bezwarunkowy niż „głos sumienia”. Uznaje się tu, że honor jest czymś ważniejszym niż jakakolwiek strata (na nią „stać nas” w sensie moralnym, w sensie gotowości „mimo wszystko”) i niż jakakolwiek korzyść. Bo wprawdzie zdarza się, choć rzadko, że jakiś czyn podyktowany honorem jednak przynosi nam korzyść, ale częściej jest tak, że honor wymaga rezygnacji z korzyści, która brzydko by pachniała – pisze prof. dr hab. Mirosław Karwat.
To jedna strona medalu.
Drugą jest założenie, iż honor należy do wartości absolutnych, a nie zależnych od kontekstu. A w konsekwencji pogląd, iż norma nakazująca zachowanie, postępowanie zgodne z „nakazem honoru” ma charakter bezwarunkowy. Powinieneś się zachować tak a tak, bez trybu warunkowego (o ile…, w sytuacji, gdy… itp.).
W stereotypowym wzorcu prawdziwego Polaka – patrioty ten sposób myślenia i odpowiadający mu schemat rytualnego zachowania jest wręcz natrętnie obecny. Polak z natury swej jest istotą rycerską. Może on nie mieć nic, nawet portek (czasem to adekwatny wynik jego pracy), ale honoru nigdy mu nie zabraknie, ma go zawsze w rezerwie z nadwyżką. Może on przegrywać (nawet głupio i zasłużenie, „na własne życzenie”), ale i wówczas jest on „moralnym zwycięzcą”. Bywa, że zbierze baty lub zbłaźni się, ale nawet wtedy góruje nad zwycięzcą lub prześladowcą cnotą dziewiczą, nieskalaną, jaką jest jego honor niewzruszony i w żadnym calu nieuszczknięty.
„Prawdziwy Polak” wziął sobie do serca puentę z wiekopomnego przemówienia ministra Becka – wygłoszonego 5 maja 1939 w odpowiedzi na niemieckie ultimatum będące zwiastunem wojny:
Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor.
Mniejsza o Pana Ministra i jego powikłania na drodze honoru; o tym warto pomyśleć osobno.
Ale co to znaczy: wartość bezcenna?
W najbardziej dosłownym znaczeniu jest to wartość (taką właśnie ma być honor), której znaczenie dla nas nie mieści się w żadnej skali. Tak więc: honor jest dla nas tak wiele wart, że aż nie wiemy, ile konkretnie. Ale już serio: nie ma takiej ceny, której nie bylibyśmy skłonni zapłacić za to, by mieć i by zachować honor.
Za tym prostym założeniem kryje się jednak cały ciąg pewników – nie zawsze w pełni uświadamianych lub wypowiedzianych.
Wartość „bezcenna” to wartość cenna sama w sobie, a nie ze względu na inne wartości. Cenna bezgranicznie i bezwarunkowo ze względu na swoje własne kryterium, a nie jako środek do jakiegoś innego celu. Co prawda, to nie wyklucza sytuacji, gdy honor jest wsparciem, sprzymierzeńcem lub właśnie instrumentem realizacji innych wartości. Honor, zachowanie honorowe jest przecież silnym korelatem (towarzyszem) spolegliwości – lojalności, solidarności, wierności. Wszak to honor podpowiada gotowość do pewnych wysiłków i poświęceń, byle nie zawieść. Ale podpowiada nam nie na tej zasadzie, że to jest praktycznie konieczne, użyteczne, korzystne dla nas i naszych partnerów, podopiecznych, dla wspólnoty, lecz na tej zasadzie, że po prostu tak trzeba, że to jest miarą i sprawdzianem naszej tożsamości.
I przy tym satysfakcja z powodu sprostania wymogom honoru zupełnie nam wystarcza. W tym ujęciu honor jest wartością samowystarczalną.
Honor nie ma ceny – w wiadomym sensie: nie jest do kupienia, nie jest na sprzedaż (gdyby ktoś po kramarsku pytał: za jaką cenę byłbyś gotów zachować się niehonorowo). Tym bardziej – nie ma ceny zmiennej jak kurs walut odpowiadający zmiennej koniunkturze czy jak warunki kontynuacji walki albo kapitulacji odpowiadające układowi sił.
Konsekwencją takiego nastawienia jest fakt, iż ten, kto ceni i chroni swój honor nade wszystko, jest gotów poświęcić inne wartości lub dobra (np. własne bezpieczeństwo, spodziewane i należne korzyści, które jednak byłyby uwikłane w smrodek sprzeniewierzenia się zasadom), natomiast nie wyobraża sobie, by jego honor miał doznać uszczerbku.
Z tym wiąże się kilka „oczywistych oczywistości”:
Wartość bezcenna jest niewymierna , a w konsekwencji nieprzeliczalna. Takie wartości niewymierne i w metafizycznym czy mistycznym sensie nieomal nieuchwytne, ale jednak praktycznie znaczące nazywane są górnolotnie imponderabiliami. Otóż nie sposób przeliczyć honoru na poniesione koszty (w stratach materialnych, finansowych) ani na jakieś nawet pokrewne wartości – na zasadzie ekwiwalentu. Bo wprawdzie nieraz wiemy, ile czego konkretnie nas kosztuje decyzja i czyn podyktowany po prostu honorem, ale to nie są równoważniki czy przeliczniki, które miałyby „wycenić” koszt zachowania honoru lub uszczerbek na honorze porównywalnie jak straty w kilogramach, kilometrach kwadratowych, zmarnowanych latach.
Oczywiste jest więc i to, że wartość bezcenna jest niewymienna. Honor nie nadaje się do negocjacji, przetargu, transakcji – nawet chlubnej, a przy tym korzystnej czy rozsądnej. Nie nadaje się zwłaszcza w roli „waluty przetargowej”. Honoru nie można zastąpić, zrekompensować ani zrównoważyć jakąś inną wartością czy dobrem. Nie wchodzi w grę pocieszający bilans w rodzaju: „za szczyptę honoru zyskaliśmy trzy szczypty przychylności oraz solidną porcję bezpieczeństwa”, czy: „w zamian za przykrą mieszankę upokorzenia, niesmaku i zdrady odzyskaliśmy dobro utracone”.
Wartość bezcenna jest też „niezużywalna”, o ile nie sprzeniewierzymy się jej własnym postępowaniem. Honor należy zachować tyle razy, ile razy trzeba. Kto wzniośle myśli i mówi o honorze, ten nie rozważa zużycia ni amortyzacji. Nie ma tu analogii do gwarancji samochodu z limitem przebiegu.
Ale też w sytuacji, gdy ktoś zawiedzie zarazem i innych, i samego siebie postępowaniem niehonorowym, okazuje się szybko, iż ta wartość bezcenna, skoro jest niepodzielna i bezwzględna (albo się ma honor, albo się go nie ma; nie można mieć „trochę honoru” podobnie jak nie można być „trochę w ciąży”), jest tym samym nieodtwarzalna. A to znaczy: uszczerbku na honorze, a tym bardziej całkowitej utraty honoru w pewnej sytuacji, w godzinie próby nie można usunąć na takiej zasadzie, jak usuwa się usterkę w jakimś urządzeniu – przez naprawę, wymianę części. Nie ma takiej ceny, za jaką można byłoby sobie „dokupić” rezerwę czy „doładować” honor. Tu w pełni obowiązuje reguła „nie skleisz pobitego jajka”. Nie istnieje taka pralnia (choćby to była niewyobrażalnie chwalebna, bohaterska pokuta czy rehabilitacja), która skutecznie wyprałaby plamę na honorze. W tej sferze nie istnieje żaden Vanish ani jakieś podobne cudo.
Z jednej strony, to budujący wzorzec, ideał – odpowiadający oczekiwaniom moralnej doskonałości, niezłomności, chwalebnej bezkompromisowości, nieprzekupności itd.
Z drugiej strony, tkwi w tym pewne niebezpieczeństwo.
Jeśli podmiot w imię honoru lekceważy inne wartości i/lub swoje zobowiązania w stosunku do tych, za których odpowiada, którymi kieruje lub jeśli błędnie, fałszywie interpretuje niezłomne zasady i wyższe racje swego postępowania, może to pociągać za sobą postępowanie pięknoducha i lekkoducha zarazem. Ten działa jak kochanek lub zabójca w afekcie: jest skłonny i gotowy do zgubnej sztywności (albo wszystko, albo nic, skutkiem czego nie osiąga ani nie obroni niczego), do straceńczej obrony zajmowanego stanowiska bez względu na to, jakie to niesie niebezpieczeństwo, jakie przynosi straty, szkody. W „prawdziwie polskim” etosie bohaterstwa (nazwanym kiedyś „bohaterszczyzną”) oznacza to regułę znaną z „mocarstwowej” piosenki – „z honorem na dnie lec”. I to ma być powodem do dumy, a nie do zadumy, czy nie można było czegoś ocalić.
Tak zwany człowiek honoru – jeśli jest takim głównie we własnym mniemaniu, a bardziej niż poczuciem służebności przepojony jest duchem samozadowolenia, megalomanii, a więc i egocentryzmu – może być niebezpieczny dla swojej wspólnoty w roli przywódcy, przewodnika. Jest on jak nosorożec z karykatury: pędzi naprzeciw solidnej murowanej ściany, ale honor właśnie nie pozwala mu się zatrzymać ani zmienić kierunku swego galopu.
Bezcenny honor „upoważnia” maniakalnych jego wyznawców do zachowania go za wszelką cenę. Nie tylko własną, najczęściej w grę wchodzi los wspólnoty.
W rzeczy samej, honor jest wartością bezcenną. Ale bezcenna jest też rozwaga, odpowiedzialność za swoje czyny (choćby były chlubne, gdyż bohaterskie, męczeńskie). Paradoks polega na tym, że bezcenny honor zużyty nadaremnie lub zachowany za wszelką cenę ulega przecenie. Wtedy dostrzegamy: był tak bezcenny, że teraz już nic nie jest wart.
PROF. DR HAB. MIROSŁAW KARWAT
Uniwersytet Warszawski
LEKTURY DECYDENTA
Blisko obywatela
Ta książka ukazuje się niedługo po wyborach samorządowych, czyli jest dość aktualna. więcej...