Established 1999

BEZPIECZEŃSTWO

13 marzec 2008

Ciągła rywalizacja

Podstawowe pytania nurtujące wszystkich policjantów brzmią: Jaki dystans dzieli ich od przestępcy? Czy przestępca czuje na plecach oddech goniącego go policjanta? Czy dysponujemy dostatecznie dobrą kadrą zdolna nie pozwolić półswiatkowi przestępczemu na jedną, nawet krótką, chwilę spoczynku w poczuciu bezkarności? Polska policja zaczęła wchodzić w swoją rolę jako instytucji państwa demokratycznego w 1990 r. Mamy już odpowiednie ustawy, pielęgnujemy zasadę apolityczności, doposażamy się sprzętowo. Myślę, że tę taktykę przyspieszonego doskonalenia kontynuujemy i dystans dzielący nas od Zachodu jest coraz mniejszy – mówi nadinspektor Jan Michna, komendant główny policji.

Z nadinspektorem JANEM MICHNĄ


 


komendantem głównym policji


 


rozmawiają Jan Forowicz i Damian A. Zaczek


 


Czy Podziela Pan wyrażany czasem na Zachodzie pogląd, że współczesne państwo traci zdolność skutecznej ochrony interesów obywateli?


 


Absolutnie się z taką tezą nie zgadzam. Mogę przyjąć natomiast argument niejednakowych możliwości wpływania przez policję na niektóre specjalne zjawiska. Np. w warunkach polskich, na taki wskaźnik jak liczba zabójstw w melinach, kiedy to półświatek przestępczy sam się unicestwia. Myślę, że pogląd o którym mowa, wyrażał raczej chęć sprowokowania polemik, niż istnienie rzeczywistego problemu, czy pojawienie się faktycznego zagrożenia nieskutecznością ochrony interesów.


 


Jakie więc inne, ale równie zasadnicze pytania, stawia przed sobą dzisiaj polska policja?


 


Podstawowe pytanie nurtujące wszystkich policjantów brzmi: jaki dystans dzieli ich od przestępcy? Czy przestępca czuje na plecach oddech goniącego go policjanta? Czy dysponujemy dostatecznie dobrą kadrą zdolną nie pozwolić półświatkowi przestępczemu na jedną, nawet krótką, chwilę spoczynku w poczuciu bezkarności? Polska policja zaczęła wchodzić w soją rolę jako instytucji państwa demokratycznego w 1990 roku. Spoglądała zazdrośnie na policje z Zachodu, które były i są bardzo dobrze zorganizowane pod względem prawnym, organizacyjnym i metodologicznym.  Zdawaliśmy też sobie sprawę z potrzeby przyspieszonego dochodzenia do pewnych rozwiązań stosując rozsądne, oszczędzające czas skróty. Myślę, że tą taktykę przyspieszonego doskonalenia kontynuujemy i dystans dzielący nas od Zachodu jest coraz mniejszy. Mamy już odpowiednie ustawy, pielęgnujemy zasadę apolityczności, doposażamy się sprzętowo. Ostatnio – jak wiadomo – wprowadziliśmy system automatycznej identyfikacji daktyloskopijnej, który pozwoli lepiej wykorzystywać nasz zbiór miliona kart z odciskami palców. Pozwoli szybciej działać w sprawach nowych, a także powrócić do pewnych spraw z przeszłości, co do których – nie mając takiego sprzętu – musieliśmy wstrzymać postępowanie. Przykładem zadaniowej racjonalizacji struktur organizacyjnych jest powołane 15 maja Centralne Biuro Śledcze, które ma ambitne zadania. Będzie m.in. bardzo radykalnie występować na obszarze przestępczości ekonomicznej, zwłaszcza tej, która godzi w interesy budżetu państwa. W niektórych specjalnościach nasza policja całkowicie zredukowała ów dystans. Są już nawet dziedziny, w których koledzy z Zachodu uznali nasz dorobek za godny skopiowania. Chodzi o takie metody, jak – przykładowo – działanie polskich policjantów w innych krajach pod przykryciem w celu paraliżowania sprawców przestępstw kradzieży i przemytu dzieł sztuki.


 


Czy skuteczność policji zawsze będziemy mierzyć wykorzystując „ogólnopolski wskaźnik stopnia wykrywalności przestępstw”, który może nawet być dość wysoki, korzystny, jednak słabo przemawia do wyobraźni zwykłego obywatela okradzionego z pieniędzy, kosztowności lub samochodu i nigdy nie odzyskującego tych rzeczy?


 


Wiele tradycyjnych form statystyki nigdy nie straci przydatności. Nie zarzucimy ich. Pomiar sprawności funkcjonowania policji z użyciem wspomnianego wskaźnika obiektywizuje wiele ocen. Widzimy np., że złodzieje dokonujący włamań wykrywani są w 30 proc. przypadków, sprawcy zgwałceń  w 80 proc., zabójstw w 90 proc. Znacznie gorzej przedstawiają się statystyki wykrywalności kradzieży mienia, a w tym – trzeba przyznać – całkiem fatalnie w przypadku kradzieży samochodów. Ta arytmetyka nie przysłania nam jednak całego, szerzej rozumianego zagadnienia skuteczności policji. Bardzo istotnym wskaźnikiem branym pod uwagę w programowaniu poczynań policji jest bowiem taka wartość, jak poczucie bezpieczeństwa obywateli. To poczucie bezpieczeństwa, lub raczej jego brak, ujawnia się z całą ostrością podczas badań socjologiczno-sondażowych. Obywatel albo się boi spacerować wieczorem po ulicach, albo się nie boi. Anglik ufa, że na ulicy nic mu nie zagraża. Włoch też, chociaż na wszelki wypadek stara się być uważny. U nas z poczuciem bezpieczeństwa nie jest najlepiej. Dla polskich policjantów wynika z tego wniosek, że nawet gdy statystyka wykaże początek zmniejszania się – powiedzmy – wskaźnika rabunków na ulicach, długo jeszcze nie wolno sprawy zaniedbywać. Statystyka musi zostać potwierdzona odczuciami obywateli. Zwłaszcza, że od całkowitego rozwiązania wielu problemów jesteśmy dość daleko. Społeczne poczucie bezpieczeństwa poprawia się powoli. Trochę to potrwa, zanim nasz obywatel uwierzy, że w wolnym kraju doczekał komfortu swobodnego poruszania się po mieście, albo że samochodu mu nie ukradną nawet jeśliby zapomniał wyjąć kluczyki ze stacyjki. Zadanie policji polega na stworzeniu warunków utrwalania się wśród Polaków poczucia bezpieczeństwa. To poczucie ma pewną wartość wspomagającą nasze działania. Na drodze radykalnej poprawy bezpieczeństwa bardzo potrzebujemy okazywanego policji zaufania obywateli.


 


A jak przedstawiają się rezultaty współpracy z parlamentem i ogółem polityków, zwłaszcza zaś oprzyrządowanie prawne policji?


 


Nie mamy powodu do narzekań, chociaż wielu postulatów jeszcze nie spełniono. Bardzo przydatne okazało się wprowadzenie do systemu prawa takich rozwiązań, jak instytucja świadka koronnego, działania „pod przykryciem” z zastosowaniem zakupu kontrolowanego, uruchomienie świadków incognito. Świadek koronny wszedł do naszego systemu prawa na czas próbny trzech lat. Jestem przekonany, że pozostanie na zawsze. Policja co roku przedstawia ministrowi spraw wewnętrznych i administracji raporty oraz postulaty nowych rozwiązań warunkujących szybszą poprawę bezpieczeństwa w kraju. Wśród najpilniejszych propozycji znalazło się wprowadzenie systemu rejestrowego zgłaszania przestępstw i wykroczeń. Chodzi o zwolnienie funkcjonariusza policji z konieczności wszczynania postępowań przygotowawczych w sytuacji, gdy suma strat nie przekracza kwoty trzykrotnego najniższego wynagrodzenia pracowniczego. Chcemy, żeby zgłoszenie naruszenia prawa uzupełnione niezbędnym i danymi osobowymi i oględzinami trafiało od rejestrującego funkcjonariusza na biurko komendanta. Dopiero komendant decydowałby o wszczęciu, lub nie wszczynaniu, postępowania przygotowawczego. Przesunięcie decyzji na wyższy szczebel komisariatu umożliwiłoby trafniejszą kwalifikację spraw. Komendant dawałby pierwszeństwo sprawom rokującym szybkie wykrycie sprawców.


 


Żaden poszkodowany nie byłby zachwycony zaliczeniem sprawy do rokujących mniejsze nadziej na wykrycie.


 


Gdyby uważał, że w jego przypadku popełnia się błąd, niezwłocznie mógłby decyzję zakwestionować wnosząc sprawę do najbliższej prokuratury. Interes poszkodowanego nie zostanie narażony na szwank. W szerszej skali system rejestrowy per saldo powinien się społeczeństwu opłacić. Proszę zauważyć, że od bagażu biurokratycznych czynności uwalniamy funkcjonariusza, którego miejsce jest w terenie. Nasze doświadczenie przemawia za sugerowanym systemem rejestrowym.  Proponujemy zerwanie z przewagą mozolnej pracy papierkowej. Mielibyśmy zupełnie inny układ proporcji. Jedną ósmą czasu pracy policjant poświęca na formalności. Siedem ósmych czasu na rozpracowywanie w terenie. Innym postulatem naszych środowisk kierowanym do parlamentarzystów jest przyjęcie rozwiązań umożliwiających zlecanie policjantom odpłatnych czynności realizowanych w czasie wolnym od obowiązków służbowych. Chodzi np. o umożliwienie wójtom czy burmistrzom zlecanie policjantowi zadań wspomagających kolegów pełniących normalne obowiązki służbowe podczas zabezpieczania jakiegoś festynu czy meczu.


 


Jak Pan ocenia firmy ochroniarskie: jest to pomoc dla policji czy kula u nogi?


 


Firmy ochroniarskie zatrudniają dwustutysięczną rzeszę ludzi. Przede wszystkim ochraniają. Niektóre firmy świadczą usługi detektywistyczne. Wszyscy są naszymi sojusznikami. Nie ma mowy o konkurencji, ponieważ my jesteśmy finansowani z budżetu. Oni zaś uprawiają klasyczną działalność komercyjną. Wielu pracowników tych firm są to nasi byli koledzy. Podjęli pracę w ochroniarstwie po przejściu na emeryturę, albo po zwolnieniu się z policji wskutek zbyt niskich płac tu otrzymywanych. W ostatnich czterech latach zwolniło się od nas, przechodząc do ochroniarstwa, około 20 tysięcy doświadczonych funkcjonariuszy. Złą opinię miało tylko kilka firm ochroniarskich, którym udowodniono niezgodne z prawem działania. Mam nadzieję, że były to przypadki, które bezpowrotnie zaliczają się już do niechlubnej przeszłości. Określoną rolę eliminującą złe tendencje pełni zresztą system przyznawania i pozbawiania koncesji na prowadzenie firm ochroniarskich.


 


Czy policja korzysta z pomocy przysłowiowej ciekawskiej babci, która przez wizjer drzwi podpatruje każdy ruch na klatce schodowej budynku mieszkalnego? Czy w minionym okresie nie nadwątlono więzi z tego rodzaju pomocnikami stróżów porządku?


 


Korzystamy i chcemy korzystać z takiej pomocy. Jest to jednak dość skomplikowany w polskich warunkach problem realizowania celów tzw. prewencji ogólnej. Nikt u nas nie kwestionuje wartości informacji, których może dostarczyć przysłowiowa wścibska babcia – sąsiadka z tego samego korytarza. Ona zazwyczaj spełnia rolę istotniejszą niż najlepsze zamki w drzwiach mieszkania bezpośrednio narażonego na włamanie. W ścisłej współpracy trochę jeszcze przeszkadzają stare zaszłości związane z postrzeganiem w PRL roli wyznaczonej dawnej milicji. Jeszcze zostało w nas trochę tamtej niechęci. Swoją rolę odgrywa też obawa, że przekazanie policji sygnału może się wiązać z potrzebą czasochłonnego przesłuchiwania w charakterze świadka itd. Informacje takie mimo wszystko otrzymujemy. Jest ich bardzo dużo i na pewno oszczędziły wielu strat, do których bez owej ciekawskiej sąsiadki mogłoby dojść. Miliony Polaków wyjeżdżają co roku na wycieczki zagraniczne, bywają u znajomych w osiedlach szwajcarskich czy niemieckich i widzą, że tam informowanie policji traktuje się jako oczywistą postać realizacji idei wspólnego bezpieczeństwa. Mieszkańcy naklejają na szybach okien plakietki zaznaczające „strefę obywatelskiej obserwacji” tego i sąsiednich domków. W Polsce także skuteczne jest powiadomienie dzielnicowego nawet o wyrzucaniu niedopałków z okna piętro wyżej. Niczego nie lekceważymy. Albo o naruszającym ciszę nocną zbyt hałaśliwym zachowaniu niesfornego sąsiada z pobliskiej kamienicy. Podobnie, gdy pijacy kręcą się zbyt blisko jakiegoś samochodu albo gdy bezmyślny wyrostek łamie gałęzie niedawno zasadzonego drzewka. Nie mówię już o informacjach na temat wydarzeń bardziej dramatycznych godzących w ludzkie zdrowie i życie. Te wszystkie reakcje sprzeciwu i wezwania do interwencji przekazane policji powinny być rozpatrywane jako większa całość. Łącznie tworzą bowiem ważny element sieci ochronnej skutecznie służącej wzajemnemu wzmacnianiu bezpieczeństwa.


 


Czasem ktoś w komisariacie zlekceważy sygnał. A już celuje w takiej bezduszności warszawska Straż Miejska.


 


Policja odnotowuje wszystkie sygnały i uruchamia krążące po okolicy patrole. Przypadki zlekceważenia ostrzeżeń natychmiast byłyby analizowane, a ustaleniom towarzyszyłyby konsekwencje wobec winnego. Policja wykształciła procedury weryfikacji sygnałów i zabezpieczenia przed utratą nadsyłanych wiadomości.


 


Czy wojewoda albo starosta może wydawać polecenia komendantowi policji na jego obszarze działania?


 


Poleceń wydawać nie może. Może i powinien jednak stawiać policji zadania o charakterze prewencyjnym. Struktura każdej policji jest strukturą hierarchiczną z jednoznacznie określoną podległością służbową od posterunkowego do komendanta głównego. Istnieje tzw. centralne podporządkowanie komendantowi głównemu. Identyczna zasada dowodzenia i – ogólniej – zwierzchnictwa służbowego obowiązuje w sytuacjach kryzysowych.  Odpowiednie przepisy przewidują każdą z możliwych sytuacji. W policji polecenia wydaje bezpośredni przełożony, jest to policjant określonego stopnia. Domyślam się podtekstu zadanego mi pytania. Chodzi o wejście pół roku temu w życie przepisów decentralizujących uprawnienia komendanta głównego policji w zakresie kadrowo-finansowym. Pewne zadania z tego zakresu przeniesione zostały na szczebel samorządu lokalnego i wojewody, jako przedstawiciela rządu w terenie. Mieliśmy przypadek złego zrozumienia istoty nowej regulacji. Radni jednego z ogniw samorządu wyciągnęli niewłaściwe wnioski prowadzące do uzurpowania sobie prawa decyzji o wszystkim w bliskiej im policji. Wszystko powyjaśnialiśmy. Mam nadzieję, że innego przypadku interpretacji rozszerzającej nie będzie.


 


Dziękujemy za rozmowę.

W wydaniu 10, czerwiec 2000 również

  1. Z KRAKOWA DO BRUKSELI

    Lobbing integrujący
  2. UWAGA! WYBORY

    Dlaczego głosujemy?
  3. ZNAKI CZASU

    Europa bez granic
  4. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    Lobbing Busha w ONZ
  5. JACY JESTEŚMY

    Nieufni męczennicy, czyli ofiary niewybaczalnej krzywdy
  6. W SAMOOBRONIE

    Unia konsumentów
  7. WIDZIANE Z WYSPY

    "Czerwony Ken" czy "Obywatel Ken"?
  8. REGULACJE LOBBINGU

    Pro publico bono
  9. SEMANTYKA

    Lobby - nazwa grobem kwestii
  10. UMYSŁ LIDERA

    Być i mieć czyli najpierw charakter
  11. DECYZJE I ETYKA

    Rzecz o gwizdaniu
  12. SZTUKA MANIPULACJI

    Gra znaczonymi kartami
  13. BEZPIECZEŃSTWO

    Ciągła rywalizacja