Established 1999

WIELKA BRYTANIA

8 październik 2009

Lis - dylemat rządu Blair`a

Lis stał się źródłem filozoficznego sporu o wypieraniu wsi przez miasto na miarę „Wiśniowego sadu” Antoniego Czechowa, gdzie piękna, lecz uboga panna Raniewska nie może obronić się przed zakusami wulgarnego, lecz mającego niewątpliwie ekonomiczną rację Łopachina. W realiach brytyjskich konflikt o „Wiśniowy sad” sprowadza się do tego, że rząd ze swoimi urbanistycznymi zakusami wkracza na zielone pola i za mało dba o opłacalność produkcji rolnej – pisze Andrzej Świdlicki z Londynu.

ANDRZEJ ŚWIDLICKI, Londyn


W Wielkiej Brytanii wraca moda na fokstrot, towarzyski taniec pochodzenia amerykańskiego, który w Europie stał się modny po I wojnie światowej. Analogii z lisem można się tu doszukać nie tylko w tańcu, ale także w sposobie uprawiania polityki, a nawet jej treści. Nikt, kto 9 października obserwował wielotysięczny wiec w Birmingham, nie może mieć wątpliwości, że jednym z najpoważniejszych zagadnień w brytyjskim życiu politycznym jest walka o utrzymanie prawa do polowań na lista z psią nagonką, nazywanego „krwawym sportem”.


Wiec zorganizowała szeroka koalicja obrony interesów wsi (Countryside Alliance – CA), która reprezentuje najróżniejsze lobby działające na wsi, ale lis jest filarem i sprężyną koalicji.


Zdelegalizowania konnych polowań z ogarami domaga się potężne pro-lisie lobby, w którym pierwsze skrzypce odgrywa wpływowa organizacja RSPCA (Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu wobec Zwierząt), młodzież i rozmaite ideowe pięknoduchy przeciwne zadawaniu cierpienia zwierzętom. Badania opinii publicznej przeprowadzone w lecie br. przez Instytut MORI wskazują, że ponad 70 procent ludności uważa, że pościg i zabijanie dzikich zwierząt w imię sportu jest nie do przyjęcia. Łowcy lisa uważają, że takie badania dowodzą tylko jednego – stopnia zurbanizowania brytyjskiego społeczeństwa i jego zobojętnienia na sprawy wsi. Wyborczy slogan Partii Pracy „Britain deserves better” (Wielka Brytania zasługuje na lepszy rząd), CA przeciwstawia własne hasło „Rural Britain Deserves Better” (Wsi należy się lepsze traktowanie). Obie strony w walce o sumienia ludzi i poparcie opinii publicznej starają się zwerbować przedstawicieli artystycznej śmietanki filmu, teatru i muzyki pop. Przeciwko polowaniom jako przejawowi barbarzyństwa wypowiedział się Sir Paul McCartney. Zdaniem komedianta Harry Enfielda obrońcom lisa idzie nie tyle o jego skórę, co o pognębienie zarozumiałych snobów, których zwyczaje wydają się im archaiczne. Aktor Jeremy Irons oskarżył ich o hołdowanie modzie na „polityczną poprawność”.


Żadnej kwestii z wyjątkiem wspólnej europejskiej waluty nie udało się do tego stopnia spolaryzować życia politycznego w Wielkiej Brytanii, co polowaniom na lisa. Każda z głównych politycznych partii uznała za stosowne zajęcie stanowiska. Lider opozycyjnej partii konserwatywnej William Hague zadeklarował nawet, że stosunek do zwolenników polowań to „sprawdzian tolerancji wobec mniejszości”, sugerując że w grę wchodzi ten sam rodzaj tolerancji, jakiego wymaga się np. wobec Cyganów albo chorych na AIDS. Lis podzielił nawet laburzystowski rząd. Minister ds. sportu Kate Hoey niespodziewanie oświadczyła, że przeciwnicy polowań na lisa są w rzeczywistości zwolennikami ideowej łatwizny i te same argumenty, których używają przeciwko polowaniu na lisa, można zastosować przeciwko łowieniu ryb. Minister postała na swoim stanowisku, chyba tylko dlatego, że polowanie rozumiane jako sport nie podpada pod sferę zainteresowania jej resortu, a rybołówstwo nie jest w Wielkiej Brytanii szczególnie popularne.


Nie chodzi o lisa, lecz o… ratowanie wsi


Lis stał się źródłem filozoficznego sporu o wypieraniu wsi przez miasto na miarę „Wiśniowego sadu” Antoniego Czechowa, gdzie piękna, lecz uboga panna Raniewska nie może obronić się przed zakusami wulgarnego, lecz mającego niewątpliwie ekonomiczną rację Łopachina. W realiach brytyjskich konflikt o „Wiśniowy sad” sprowadza się do tego, że rząd ze swoimi urbanistycznymi zakusami wkracza na zielone pola i za mało dba o opłacalność produkcji rolnej. Spór o „Wiśniowy sad” wystawił Partię Pracy na zarzut reprezentowania przede wszystkim interesów miast, tymczasem partia ta chce, by uważano ją za siłę ogólnonarodową sprawującą władzę w interesie wszystkich. Nie wiadomo, jak lis zagłosuje w najbliższych wyborach spodziewanych w 2001 roku, ale już teraz jasne jest, że głosuje nogami, przenosząc się ze wsi do miast. Spotkanie lisa na którymś z przedmieść Londynu nie należy do rzadkości.


W swoim wyborczym manifeście z 1997 roku laburzyści zadeklarowali, że bardziej humanitarny stosunek do zwierząt leży im głęboko na sercu. Tym niemniej podjęta tuż po wyborach próba wprowadzenia ustawowego zakazu polowań, której patronował laburzystowski poseł Michael Foster, nie powiodła się. Projekt odpowiedniej ustawy był w ub. roku omawiany poza rządowym programem ustawodawczym, nie zyskał poparcia rządu (podobno z braku czasu) i został w dosłownym sensie tego słowa utopiony w morzu gadulstwa. By zabić inicjatywę pustosłowiem – posłowie zwolennicy utrzymania prawa do polowań zastanawiali się np. czy np. ogar i pies to jedno i to samo zwierzę? Czy wnioskodawca ustawy, mówiąc o psach, miał na myśli psy obu płci, a jeśli nie to czy polowanie na lisa z suczą nagonką będzie zgodne z duchem ustawy? Czy proponowany zakaz polowania na lisa z psią nagonką obejmuje także zakaz polowania na króliki albo na przykład szczury? Ogółem w czasie wyznaczonym na debatę zgłoszono 150 różnych poprawek, ale z braku czasu nie przegłosowano ani jednej. Tradycja parlamentarna zabrania przerywania mówcy, którego głowę zdobi cylinder, bo to oznacza, że wygłasza on jakąś ważną kwestię proceduralną, która musi być rozstrzygnięta w pierwszej kolejności. Cylinder wypożyczono z rekwizytorni jakiegoś teatru.


Tak było przed półtora rokiem. Sprawa polowań na lisa powróciła do życia politycznego za sprawą wyborów uzupełniających w jednym z okręgów wyborczych w lipcu br., w którym spory odłam wyborców poluje, a na co dzień chodzi w kraciastych koszulach i gumiakach. Premier Blair długi czas nie deklarował się po żadnej stronie potwierdzając, że istotnie jest „bardzo zdeterminowany, by nie zrobić niczego” – jak powiedział o nim b. lider liberałów – Paddy Ashdown. W końcu jednak skoczył na tę stronę płotu, przy której zgromadzili się przeciwnicy polowań, i oświadczył, że zdelegalizuje polowania przy najbliższej sposobności. W odpowiedzi anty-lisie lobby na początku października zorganizowało wielki wiec w Bournemouth w czasie dorocznego zjazdu Partii Pracy. Blair’a oskarżono o kulturalne czystki na wsi, porównując go nawet do Slobodana Milosevica.


Blair przeczekał ten najazd wrogiego plemienia, oględnie deklarując na zjeździe rozprawę z siłami konserwy, którą obwinił za całe polityczne zło XX wieku. Gdy wróg odstąpił od murów centrum konferencyjnego, Blair zadeklarował, że posłowie jeszcze w tej kadencji będą mieli okazję głosowania nad propozycja ustawowego zakazu polowań na lisa z nagonką, choć on sam osobiście nie uważa tej sprawy za szczególnie ważną. Antylisie lobby wytknęło Blair’owi brak konsekwencji, skoro nie uważa sprawy polowań za szczególnie ważną, to czemu od niej nie odstąpi? Zwolennicy polowań przystąpili do ogólnokrajowej akcji, której celem jest wywieranie presji na rząd, by zmusić go do zarzucenia planów.


Po wiecu w Birmingham z udziałem 10 tysięcy ludzi kolejne planowane są w Norwich, Exeter, Reading i Cardiff. Na razie zanosi się na to, że cała kontrowersja może umrzeć śmiercią naturalną przynajmniej do czasu zreformowania Izby Lordów i usunięcia z niej tych, którzy zasiadają tam z tytułu urodzenia. Lis nie może wśród lordów liczyć na zrozumienie. W Izbie pełno zwolenników „hunting, shooting and fishing”, jak potocznie określa się ziemskich arystokratów, którzy w koniach, frakach, psach i lisach widzą ucieleśnienie wolności, stylu i „życia godnego Brytyjczyka” (British way of life). Wprowadzenie do Izby Lordów polityków, którzy zasłużyli się premierowi, to jedyna nadzieja lisa.


Za i przeciw polowań


Zafraczeni konni jeźdźcy pędzący przed sobą psią zgraję, która po wytropieniu lisa goni go i rozszarpuje, według Oscar Wilde’a jest tym, co „nie daje się wyrazić słowami w pościgu za tym, co się nie daje zjeść”. Względy estetyczne nie wyczerpują jednak sprawy. Polowanie na lisa w obecnej postaci sięga czasów restauracji monarchii w drugiej połowie XVII wieku. Już w czasach Stuartów było postrzegane jako zajęcie zdrowe i szlachetne, moralnie wyższe niż pokusy życia w mieście. Wokół polowań narósł wyszukany rytuał, słownictwo, rzemiosło, nawet sztuka. Obrońcy polowań bronią tradycji, lokalnego folkloru i patriotyzmu, indywidualnej wolności i miejsc pracy. Liczbę tych ostatnich oceniają na 16 tysięcy. Są to w dodatku miejsca pracy na wsi, które raz stracone nigdy na wieś nie wrócą. Proponowana delegalizacja polowań na lisa jest nie tylko drakońska, niepoprzedzona żadnymi konsultacjami, ale w dodatku pozbawiona ekonomicznego uzasadnienia – argumentuje Countryside Alliance. Lis może być bohaterem dziecięcych opowiastek dla dzieci w rodzaju „Fantastic Mr Fox” Roalda Dahla, ale z punktu widzenia farmerów jest niebezpiecznym szkodnikiem. Przeciwnicy polowań odrzucają te argumenty i twierdzą, że sedno sprawy sprowadza się do okrucieństwa wobec zwierząt. Jeżeli któryś z lisich osobników wyrządza szkody, to należy go odstrzelić, ale nie stosować zbiorowej odpowiedzialności wobec całej lisiej zgrai.


Neil Ward z Uniwersytetu Newcastle wyliczył, że 16 tys. miejsc pracy, które związane są z polowaniem na lisa to zawyżona liczba, a bliższy prawdy jest jeden tysiąc. Zdaniem pro-lisiego lobby wprowadzenie nowych form polowania takich, jak np. chwytanie zwierzyny w sieci jest bardziej humanitarne, przysłuży się innowacji, jest moralnie słuszne i służy zwiększeniu zatrudnienia. Dla koni nie byłoby wprawdzie zastosowania, ale za to ogary zyskałyby większe prawa. RSPCA z myślą o nich chce opracować weterynaryjne zalecenia obejmujące opiekę i przechodzenie ich w stan spoczynku. RSPCA zwraca uwagę, że w Wielkiej Brytanii ze względu na okrucieństwo wobec zwierząt nie wolno zastawiać wnyków na borsuki ani organizować walk kogutów. Utrzymanie polowań na lisa z psią nagonka nie jest zatem logiczne i nie ma niczego wspólnego z prawami obywatelskimi myśliwych. Zarzut okrucieństwa w stosunku do lisa odrzucają miłośnicy polowań. Podkreślają, że przeciętne polowanie trwa 17 minut, lis nie spodziewa się śmierci, a główny pies w nagonce zagryza go profesjonalnie z tyłu głowy jednym „ugryzem”. Wszystkie inne alternatywy: strzelanie, chwytanie w sidła lub trucie są jeszcze okrutniejsze.


Obrońcy lisa chcą dopiec arystokratycznym snobom, wyobrażają sobie polowanie jako zajęcie dla uprzywilejowanych warstw wyższych osiadłych na wsi. Tymczasem najbardziej poszkodowani w razie wprowadzenia zakazu konnego polowania na lisa z psią nagonką mogą okazać się osoby zatrudnione w rozmaitych usługach związanych z polowaniem, ludzie doglądający koni i psów, rymarze, producenci odzieży. 36-letni koniuszy Julian Barnfield z Yorkshire w sporze o lisa widzi przejaw walki klasowej, a argumenty pro-lisiego lobby nie przekonują go. „Jak to się dzieje, że lis najlepiej rozwija się na terenach, na których organizowane są polowania? Czy rozjechanie lisa przez samochód albo zatrucie go żywnością znalezioną na śmietniku jest bardziej humanitarne?” – zapytuje. „Na polowanie z siecią farmerzy nie zgodzą się, bo z tej formy polowania nic dla nich nie wynika, a ci, którzy twierdzą, że pracownicy zatrudnieni obecnie przy polowaniu przestawią się na nowe prace, przestawią się na nowe prace, nie znają realiów wsi” – powiedział Barnfield w wywiadzie dla BBC.


Zwolennicy polowań są rozżaleni. Arnold Garvey – wydawca pisma Country Life – oskarża premiera Blair’a o to, że przymila się do tych grup społecznych, o których głosy zabiega w wyborach, ale lekceważy prawa mniejszości na wsi. Garvey uważa, że zwolennicy polowań nie zastosują się do zakazu polowań, jeśli będzie wprowadzony i przygotowani są nawet na pobyt w więzieniu. Głębia emocji i frustracji anty-lisiego lobby jest przejawem ogólniejszego niezadowolenia wsi, która traci niezależne źródła utrzymania, jest upośledzona w usługach i boryka się z gospodarczymi skutkami złej koniunktury dla produkcji rolnej. Niewykluczone, że jeśli ogary ruszą na Downing Street, to Tony Blair będzie już wkrótce zmuszony do rozejrzenia się za wynajęciem jakiejś lisiej nory. Okazuje się, że trudno być przyjacielem lisów, nie okazując się równocześnie wrogiem koni.


Andrzej Świdlicki, Londyn


 

W wydaniu 3, listopad 1999 również

  1. WIDZIANE Z BRUKSELI

    Chłop do Unii
  2. LOBBING OBYWATELSKI

    Interes transformacyjny
  3. PUNKT WIDZENIA

    Na własnym koniu
  4. DYPLOMACJA

    Rząd zaufał obywatelom
  5. STATYSTYKI I SONDAŻE

    Wzajemność usług
  6. LOBBING SPORTOWY

    Zakopane nie rezygnuje z marzeń o igrzyskach
  7. WIELKA BRYTANIA

    Lis - dylemat rządu Blair`a
  8. RATOWANIE ZABYTKÓW

    Zaduszki na Powązkach
  9. OD REDAKTORA

    Więcej odwagi, proszę
  10. DECYZJE I ETYKA

    Czyje stawki w grze?
  11. SZTUKA MANIPULACJI

    Wstydliwa (?) interesowność
  12. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    Polski geniusz lobbingu
  13. LOBBING A PRAWO

    Tworzenie zbioru reguł
  14. PRAWO I ETYKA

    Regulacje lobbingu
  15. CZAS OPOZYCJI

    Siły na zamiary