WIATR OD MORZA
Nadchodzi Nowy Świat
Zrządzeniem losu znalazłem się tym razem w Warszawie w czasie obchodów 11 listopada – pisze Sławomir J. Czerniak. więcej...
Zrządzeniem losu znalazłem się tym razem w Warszawie w czasie obchodów 11 listopada – pisze Sławomir J. Czerniak.
Nie byłem już kilkanaście lat i jechałem także po to, aby skonfrontować stan na dzisiaj, zwłaszcza czy faktycznie nadal stolica jest miastem, w którym odbywają się ciekawe kryteria uliczne, zamiast merytorycznej dyskusji.
Zamek Królewski i Stare Miasto wypiękniały. Tłumy ludzi zwiedzających zamek, oraz spacerujących. Metro luksus. Stacja na Wilsona, jak z Gwiezdnych Wojen.
Kulminacją wizyty były oczywiście obchody na Placu Piłsudskiego, które zawsze oglądałem w telewizji.
Cała impreza na miarę nowej władzy. Powitano Prezydenta i innych oficjeli, których liczba była adekwatna do wysokości podatków, jakie płacimy jako naród.
Przemówienie patriotyczne Prezydenta przypomniało o milionach rodaków, którzy na przestrzeni ostatnich trzech wieków zginęli, żeby odzyskiwać niepodległość. Wzruszyłem się. Prezydent, podobnie jak jego poprzednicy, chyba profilaktycznie, nic nie powiedział na temat, że większość naszych narodowych klęsk była wynikiem nieudolności i prywaty władzy.
Kompanie honorowe defilowały przed Prezydentem, zaś licznie zebrana gawiedź oglądała tyłki żołnierzy i tyłeczki żołnierek – novum w polskiej armii. Gawiedź oddzielona była metalowymi płotami oraz żołnierzami, szpalerem żandarmerii i „cichociemnych” w czapkach debilkach z wystającymi gnatami.
Następnie Prezydent udał się wśród wiwatującego na jego cześć ludu Warszawy na miejsce spoczynku, czyli do swojego pałacu. Niestety zabrakło dla mnie miejsca w celu odbycia konsumpcji z Prezydentem, gdyż zaczęły przyjeżdżać sznurem czarne limuzyny polityków, dyplomatów itp. Czy ci ludzie jeszcze się nie najedli za nasze pieniądze? Ucieszyłem się, że wśród aut nie było „czarnej wołgi”, która w przeszłości zakłócała podobne imprezy.
Następnie poszedłem w kierunku skąd dochodziły wybuchy, świeciły race oraz było słychać okrzyki i hasła. To był ten słynny Marsz Niepodległości!
Czegoś takiego w życiu nie widziałem! Rzeka głównie młodych ludzi z flagami narodowymi. Co chwila wybuchy petard. Nad przemarszem latały helikoptery, jak w Wietnamie. Maszerowały jakieś odłamy młodzieżówki politycznej o różnej orientacji. Hasła i okrzyki Bóg Honor i Ojczyzna mieszały się z kurwy, złodzieje i czerwona hołota. Wiadomo, zaniedbana przez ustępujące władze młodzież jest niedouczona i na pewno braki te zostaną naprawione, bo w marszu szło wielu młodych księży.
No i niesiono hasło konsumpcyjne, które sprowadzi nas na ziemię Zamiast Mahometa, chcemy kotleta, razem z kluczowym hasłem Polska dla Polaków.
Stojący obok minie Chińczyk – restaurator – spytał, czy będzie musiał opuścić Polskę? Odpowiedziałem: Tak! Wraz z Wietnamczykami, Arabami, Niemcami i pozostałymi nacjami. Pascal – kucharz już kupił bilet na samolot. Wracamy do schabowego z kartoflami i kapustą i produkcji syrenek…
Marsz ten był inny niż pochody 1 Majowe. Tutaj szło więcej, niż oglądało…
Poczułem, że uczestniczę w chwili historycznej, jakiej doświadczali w przeszłości nasi dziadowie i pradziadowie hojnie oddając krew za Polskę. Nie dane mi było, bo nic nie wybuchło koło mnie…
Już myślałem, że ten marsz się nie skończy i że ludzie chodzą w koło. Ale się skończył.
Jako człowiekowi z prowincji, pozostał do zaliczenia ostatni punkt pielgrzymki do „stolycy”, czyli teatr. Windą, w planowanym do wyburzenia prezencie tow. Wisarionowicza, dotarłem do jednego z teatrów. Pomyślałem, że może to już ostatni raz widzę tę budowlę oraz zgrabne piersi i kształty aktorki Dereszowskiej (mojej wielbicielki, albowiem jestem jej ulubieńcem), gdyż w nowym naszym polskim świecie będzie już inny repertuar.
Sławomir J. Czerniak
imigrant do Prus Wschodnich
LEKTURY DECYDENTA
Goniąc Niemcy
„Skaldowie” śpiewali kiedyś: „Nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go”. Czy Polska może dogonić Niemcy? więcej...