Established 1999

W OPARACH WIZERUNKU

1 grudzień 2016

Enfante terrible

Są różne sposoby na zwrócenie na siebie uwagi i zaistnienie w obiegu publicznym. Pierwszy – dla naiwnych pracusiów lub pasjonatów i maniaków z jakimś talentem. To wybijanie się i przebijanie za sprawą jakichś cenionych społecznie, rzeczywistych i konstruktywnych osiągnięć. Z szansą na docenienie wysiłków i osiągnięć niewiele większą niż wygrana w loterii, jeśli ktoś naprawdę uwierzy, iż sama w sobie jego świetność (bez fałszywej skromności i autokokieterii) wystarczy, by został zauważony, zrozumiany i oceniony według wartości jego dzieł – pisze profesor Mirosław Karwat.

Prof. dr hab. Mirosław Karwat, Uniwersytet Warszawski

Drugi – dla osób wprawdzie pozbawionych talentu lub elementarnych kwalifikacji i profesjonalizmu, ale uzdolnionych inaczej, bo sprawnych w wypatrywaniu i znajdowaniu patronów, protektorów, sponsorów. Sukces zawdzięcza ktoś taki krewnym lub znajomym królika albo łaskawcom, jacy się nawinęli szukając transmisji dla swoich wpływów i splendorów. Ci wymagają od niego jedynie takiego wkładu we własną karierę jak wdzięk maskotki i zabawna bezceremonialność beniaminka, lizusostwo pochlebcy, dyspozycyjność sługusa, rytualna gorliwość i miedziane czoło figuranta, serwilizm zausznika w stałej gotowości i układności, czujność donosiciela itp. O sukcesie przesądza tu prosta arytmetyka: układy, konfitury i awanse są odwrotnie proporcjonalne do kwalifikacji, godności osobistej i wrażliwości na krytykę społeczną.

Trzeci sposób na karierę dotyczy osób nijakich i właściwie nudnych, ale uznawanych za… ciekawe i atrakcyjne, gdyż niezrównanych w umiejętności włączenia się w mikroświatek high life’u. Osiągają tę „koronację” za sprawą sugestywnej megalomanii i odcinania kuponów od niegdysiejszych śniegów lub udanego występu w konkursie na najlepszego dyletanta, grafomana, mitomana. Wygrywają w turnieju „kto będzie bardziej i dłużej znany” dzięki przelicytowaniu innych w ekshibicjonistycznej autoekspozycji. Nie trzeba tu mieć niczego do powiedzenia w sprawach merytorycznych (artystycznych, naukowych czy politycznych), jakie się firmuje formalną rolą, a w każdym razie wystarczą banały, a dobrze służą sławie nawet głupstwa. Atutem jest natomiast rekord próżności i narcyzmu, niezmordowana autopromocja w postaci popisów, pozerstwa, natrętnie inscenizowanych sensacyjek i skandalików oraz słowotoku (plus minus nieskończoność) na temat własnych upodobań, spraw intymnych i nastrojów. To właśnie droga, a nawet autostrada celebrytów. Nie szkodzi, że wszyscy oni w swych celebryckich kreacjach są jak ze sztancy, że oscylują między śmiesznością a żałosnością i niesmakiem. Zawsze mogą liczyć na plotkarski popyt ze strony milionów podglądaczy, podsłuchiwawczy i konsumentów tanich sensacji – burz w szklance wody. I na zapotrzebowanie ze strony mediów, które nie lubią wielkości samoistnych, lubują się natomiast w pompowaniu miernot i w trywialnych kreacjach kolejnych klonów schematycznego gwiazdorstwa.

Możliwy jest również sposób czwarty, który zaprzecza wszystkim poprzednim.

Wprawdzie pod takim czy innym względem są one odmienne i wzajemnie przeciwstawne. Ich przeciwieństwo wydaje się wyraziste: albo talent, albo protekcja; albo poważna praca, albo zbijanie bąków i puszczanie bąków na oczach wszystkich. Ale też wszystkie trzy – wytrwała praca i oryginalna twórczość, kariera po znajomości lub na smyczy, celebrycka parada próżniactwa i próżności – mają jedną wspólną cechę: podstawą sukcesu jest tu takie czy inne „namaszczenie” w odgrywanej roli. Nawet dysonans między protekcją i niekompetencją osób nachalnie protegowanych nie zmienia wiele, bo i protektorzy, i protegowani udają, że chodzi im o dobro wspólne, służbę społeczną i ciepły kontakt z otoczeniem.

Tu natomiast receptą na sukces (wzbudzenie zainteresowania, ba – obsesyjnej fascynacji, sprowokowanie podziwu i paradoksalnego respektu sprzężonego z zażenowaniem lub niepokojem, uzyskanie statusu ważnej osobistości) jest schemat e n f a n t  t e- r r i b l e. Za tym skrótem myślowym kryje się styl działania oparty na demonstracji lekceważenia dla elementarnych norm społecznych i dla wszystkich poza własnymi kumplami, albo nawet i dla nich.

To francuskie określenie znaczy dosłownie „okropne dziecko”. I w tym dosłownym sensie odnosiło się najpierw do dziecka sprawiającego trudności wychowawcze – przekornego, krnąbrnego, nieobliczalnego w nieprzewidywalnych wyskokach i powodach zakłopotania albo i poważnych kłopotów. Względnie do dobrego poniekąd dziecka, wzbudzającego jednak konsternację i zawstydzenie rodziców oraz otoczenia zdradzaniem domowych tajemnic (np. informacją o tym, co tatuś sądzi o teściowej, jak się wyraża mamusia-dama, gdy jest zdenerwowana); dziecka nie czującego różnicy między tym, na co wolno sobie pozwolić w kręgu samych swoich, a czego nie wypada przy gościach i nieznajomych, granicy między sferą prywatną a publiczną. Takie dobre dziecko także potrafi wyciąć niezły numer, zburzyć mozolnie budowany wizerunek rodziny, zdemaskować piękną fasadę poprawności czy wzorowości.

Z czasem określenie enfant terrible zaczęto odnosić również, może nawet bardziej, do osobników dorosłych niepodatnych na konwenanse, kryteria dobrego wychowania i stosowności. W tym przypadku określenie enfant terrible jest przenośnią, opartą na  porównaniu do trudnego dziecka osobnika dorosłego i rzeczywiście już dojrzałego życiowo, lecz nie w pełni dostosowanego lub nawet zupełnie nieprzystosowanego do współżycia z innymi.

Z początku nazywano tak dorosłych, lecz „niewyrośniętych”, mentalnie niedojrzałych – np. infantylnych w reakcjach na sytuacje konfliktowe i na jakąkolwiek niewygodę lub odmowę ich zachciankom. W szczególności – ludzi terroryzujących otoczenie uporem, wymuszających ustępstwa dla ich kaprysów, fanaberii, a nawet zupełną kapitulację opornych zachowaniem podobnym do dziecka, które urządza scenę, tupie, gryzie, rzuca zabawkami, wrzeszczy i płacze na przemian.

Ale też z czasem tak zaczęto traktować i nazywać ludzi dorosłych w rolach poważnych i odpowiedzialnych, jednak w postępowaniu niepoprawnie nieodpowiedzialnych, lekkomyślnych, których sposób działania włos na głowie jeży. A także osoby, które mimo zaawansowanego wieku i – wydawałoby się – długoletnich doświadczeń – w kontaktach, dyskusjach i konfliktach z innymi okazują się zupełnie surowe, nieoszlifowane, nieokrzesane; nie wiedzą, co to znaczy subtelność, takt, dobre maniery, a stawiają na swoim obcesowością, grubiaństwem, brutalnością. Esencjonalnie czysty przypadek enfant terrible to bulwersujący w życiu towarzyskim lub w życiu publicznym prostak i cham. Może to być nawet człowiek wykształcony, ale tym większy jest wtedy kontrast między jego wiedzą i pozycją społeczną a prymitywizmem jego sposobu myślenia i ordynarnością słownictwa, zachowań. Ostatnio sporo takich osób bryluje w Sejmie.

Wreszcie, określa się takim mianem osoby w swym mniemaniu pryncypialne, a znane z powodu samozachwytu tą ksobną pryncypialnością z nietaktów, z prawdomówności lub szczerości pozbawionej choćby odrobiny wyczucia formy i okoliczności tudzież dystansu do własnych wyobrażeń i emocji. Osoby, które raczej nie widzą różnicy między szczerością (mówię to, co myślę) i przywiązaniem do prawdy (mówię, jak jest) a realnym stanem rzeczy, jaki może zaprzeczać ich wyobrażeniom i odczuciom. Osoby takie święcie wierzą i z góry zakładają, że zawsze mówią po prostu prawdę, gdy tymczasem ich żar „mówienia prawdy prosto w oczy” wynika z pychy, subiektywnych przekonań, uprzedzeń, chwilowych nastrojów i emocji – np. wzburzenia, gniewu albo złośliwej satysfakcji. I przez analogię do dziecka, które wszystko wypaple – zwłaszcza to, czego nie wypada lub czego mówić się nie powinno, nie rozpoznają stosowności lub niestosowności chwili i miejsca, nie różnicują adresatów. Osoby takie są kategoryczne (i oczywiście „nieomylne”) w swych ocenach, bezwzględne w formach ich wypowiadania, a cudownie wyrozumiałe wobec siebie, wobec własnych błędów, pomyłek, sądów pochopnych i krzywdzących dla innych. Roszczą sobie pretensje do tego, by wszystkich wkoło oceniać i kontrolować przy zupełnym braku samokontroli.

Mianem enfant terrible obdarza się też osoby niedyskretne (acz ciekawskie i wścibskie) i właśnie swoją niedyskrecją naruszające tabu lub reguły lojalności i reguły etykiety zarazem.

To jednak i tak stosunkowo łagodne mutacje „okropnego bachora”, nawet na arenie publicznej. Choć infantylny samochwała i pieniacz zarazem lub gorszący pleciuga w roli związanej z funkcjami publicznymi, z autorytetem jakiegoś zawodu lub instytucji to zjawisko rzeczywiście straszne. Ale prawdziwie straszne – bo przerażająco skuteczne – są dopiero inne wcielenia nieokrzesańca. Takie jak karierowicz-skandalista, jak komercyjny gorszyciel i obrazoburca, jak cyniczny sprzedawca tanich, brukowych sensacji, włącznie ze zmyśleniami i oszczerstwami, jak polityczny oszołom paraliżujący otoczenie swoim szaleństwem i histerycznym ostrzałem.

Im gorszy jestem w tym swoim emploi, tym więcej znaczę, bo tym bardziej muszą się ze mną liczyć ci, których zaczepiam lub mógłbym zaczepić; bo tym większy jest krąg tych, którzy nie chcą mi wchodzić w drogę i z góry oddają pole. Przeto wszędzie wkraczam z wdziękiem słonia w składzie porcelany – i wszędzie mi schodzą z drogi; albo co najwyżej szczekają tylko zza płotu.

PROF. DR HAB. MIROSŁAW KARWAT

Uniwersytet Warszawski

W wydaniu nr 181, grudzień 2016, ISSN 2300-6692 również

  1. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Kryminał retro z GPU w tle
  2. LEKTURY DECYDENTA

    Wszyscy jesteśmy na podsłuchu
  3. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Unia Europejska a integracja
  4. WIATR OD MORZA

    Apel Smoleński
  5. PO PROSTU SZTUKA

    Eva w króliczej norce
  6. PO PROSTU SZTUKA

    Eva Chełmecka w Rabbithole ART ROOM
  7. WIATR OD MORZA

    Krwawa miesięcznica
  8. LEKTURY DECYDENTA

    Nadia - bohaterka
  9. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Izraelska wsi spokojna...
  10. KOBIETY PRACUJĄCE

    Coraz więcej w zawodach technicznych
  11. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Unia Europejska w roku 2016
  12. WIATR OD MORZA

    A więc - wojna?
  13. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Królowa bezpieki
  14. LEKTURY DECYDENTA

    Szalony, czyli przedsiębiorczy
  15. W OPARACH WIZERUNKU

    Enfante terrible