Established 1999

UMYSŁ LIDERA

13 październik 2011

Być i mieć czyli najpierw charakter

Polacy z powodów kulturowo-historycznych nie mają wysokiego poczucia własnej wartości. Każda grupa społeczna dostała swoją część krytyki, a ponadto tzw. skromność i autorytarne , najczęściej surowe, wychowanie spowodowały, że przeciętny Polak nie bardzo kocha i szanuje siebie jako jednostkę, nie jest także wewnętrznie przekonany o swojej wartości – niezależności od wykształcenia, pochodzenia, a nawet osiągnięć. Rodzą się z tego bardzo niekorzystne dla kierowania i zarządzania zjawiska i w ogóle przykre sytuacje. Nie mając autentycznej wiary w siebie, podpieramy się pochlebstwami innych i w efekcie dochodzi do zjawiska, które nazwałam kiedyś „syndromem Gomułki” dziś równie dobrze mogę nazwać „syndromem Wałęsy” – pisze Iwona Majewska-Opiełka.

IWONA MAJEWSKA – OPIEŁKA


  


Po co szkoli się liderów i generalnie kadrę pracowniczą? W odpowiedzi mogą posypać się okrągłe stwierdzenia, którym pozornie nie można niczego zarzucić: „Po to, by byli bardziej skuteczni w swoim działaniu”, „Po to, żeby łatwiej było im kierować innymi czy wpływać na innych”, „Po to, żeby prowadzone przez nich interesy przynosiły zysk” itp.


   Często pytam o to uczestników moich zajęć i do rzadkości należy, by ktoś powiedział – po to, żeby stawali się coraz lepszymi ludźmi, a przez to zwiększali skuteczność swojego działania. Tymczasem dopiero w takim stwierdzeniu zawiera się idea doskonalenia kadr, szczególnie zaś liderów. Zakłada ono, że do skutecznego działania, do osiagania celow wspólnie z innymi ludźmi nie wystarczą pewne umiejętności czy techniki, nawet rzetelna wiedza to za mało; potrzebny jest charakter, a w nim kilka cech, które przede wszystkim decydują o jakości człowieka: poczucie własnej wartości, proaktywność czyli szczególna odpowiedzialność za dokonywane wybory, spójność wewnętrzną czyli zgodność słów z czynami, pozytywne myślenie oraz poczucie obfitości, które pozwala z wiarą w dostatek dóbr tego świata, bez pazerności i lęku „że zabraknie” systematycznie realizować zarówno społeczne jak i osobiste cele. Ponadto liderom potrzebne jest jeszcze autentyczne poczucie współzależności z innymi, a także zdolność i wola ciągłego uczenia się, wyobraźnia i intuicja oraz wyższa niż przeciętna inteligencja emocjonalna. Tego wszystkiego nie można zdobyć bez pracy nad charakterem.


   Pionier w dziedzinie samodoskonalenia Beniamin Franklin wypisał sobie swoje wszystkie braki i tak długo pracował nad każdym z nich, aż zamienił go w zaletę – siłę. Po nim pracowało tak wielu ludzi. Ach, marzy mi się, by każdy szef działu, wydziału, każdy prezes, minister, polityk przyjrzał się sobie spokojnie – może skorzystał z pomocy innych – i wypisał sobie te cechy, które wymagają u niego udoskonalenia… i żeby zaczął nad tym pracować.


   Nie na wiele wszak zdadzą się kursy z „technik komunikacji”, jeśli komuś brakuje poczucia własnej wartości, inteligencji emocjonalnej i prawdziwego zrozumienia istoty współdziałania i współzależności, a także spójności wewnętrznej w codziennym działaniu. Z moich doświadczeń konsultanta w zakresie kierowania wiem jak często problemem w firmie nie jest „brak komunikacji” ale brak zaufania do tego, co jest komunikowane. Czyż nie podobne wyzwania stoją przed politykami?


   Co pomogą „techniki negocjacji” zwłaszcza te, nastawione na pokonanie drugiej strony, jeśli brakuje zrozumienia potrzeb partnerów, poczucia wartości u każdej ze stron, współzależnego myślenia w kategoriach wygrana-wygrana oraz potrzebnej do tego zdolności wyobrażania sobie nowych rozwiązań i intuicji?


   Jakże często słyszę od obu stron negocjacji pomiędzy związkami zawodowymi, a zarządem: „nie mamy partnerów do dyskusji”. W zdaniu tym wyraża się zwykle rozgoryczenie związkowców co do sposobu traktowania przez zarząd. Często nastawieni roszczeniowo nie potrafią wyrwać się ze starych schematów myślowych i z zaangażowaniem wyobraźni tworzyć nowych lepszych rozwiązań dla firm, od swoich liderów oczekują jednak szacunku i chęci bycia wysłuchanym i zrozumianym. Bycie liderem związkowym narzuca określone wymagania od ludzi, którzy przyjęli tę funkcję, nie chcę zatem usprawiedliwiać ich braku woli samodoskonalenia. Sądzę jednak, ze ktoś powinien zacząć w każdej sytuacji prawdziwe negocjacje oparte na charakterze, nie na technikach. Tu nie chodzi o to, kto ma „obiektywnie” rację. Wyzwanie jest w tym, że kiedy w grę wchodzą ludzkie potrzeby, trudno oceniać i mówić o obiektywizmie. Kiedy ktokolwiek przegrywa negocjacje, tracą tak naprawdę obie strony. Czasami, jak w przypadku pertraktacji pomiędzy rolnikami i rządem, traci państwo, czyli my wszyscy.


   Jaki będzie pożytek z „technik prezentowania siebie”, z całej wiedzy na temat garniturów, garsonek, gestykulacji i kolorów, jeżeli zabraknie poczucia własnej wartości, które pozwala prezentować się szczerze i z szacunkiem dla siebie i innych wyrażać swoje wszelkie opinie.


Jaka będzie z nich korzyść jeśli za gładko płynącymi słowami nie ma spójnych treści, albo nie potwierdza tego życie? Na krótką metę jest to możliwe, to prawda. Można ludzi szybko uwieść. Tyle tylko, że prowadzenie potem tych jedynie uwiedzionych nie będzie łatwe ni skuteczne.


   Pragnę być właściwie zrozumiana. Nie twierdzę, że znajomość pewnych technik nie jest przydatna i nie może służyć najlepszej sprawie. Może i często służy. Rzecz jednak w położeniu właściwego nacisku w układzie „bycie właściwym człowiekiem” i „posiadanie właściwych umiejętności”. Obserwuję zdecydowaną przewagę szali z umiejętnościami. Nawet ludzie tego pokroju, co szef Unii Wolności nie ustrzegają się błędów wynikających z niedoceniania roli charakteru człowieka.


   Leszek Balcerowicz w wywiadzie Agnieszki Kublik i Moniki Olejnik w „Gazecie Wyborczej” z 28 kwietnia jawi się jako człowiek uczciwy, przestrzegający zasad, nie chcący uciekać się do taniej popularności. Jest to godne najwyższej pochwały, nie mamy wielu takich polityków. Gdyby jednak pan wicepremier bardziej rozumiał istotę współzależności oraz potrzebę pracy nad rozwojem własnej inteligencji emocjonalnej, miałby w Polsce znacznie więcej zwolenników swojego sposobu działania. Pan profesor jest przykładem człowieka spójnego wewnętrznie – postępuje w zgodzie z zasadami, którym jest wierny, oraz w zgodzie z wiedzą, którą posiadł, nie rzuca słów na wiatr, nie daje obietnic bez pokrycia, ceni sobie rzetelną wiedzę i punktualność. Nie chce, jak twierdzi, iść na popularne rozwiązania. Jednakże wychodzenie do ludzi i rozmawianie z nimi ich językiem nie musi być tanim chwytem socjotechnicznym (choć może), ale szczerą chęcią zrozumienia i szacunkiem dla tych, których się prowadzi. Jest dowodem nie tylko na ogromną wiedzę, która da się wyrazić każdym językiem, ale również na poczucie własnej wartości umożliwiające prawdziwy szacunek dla innych.


   W ciągu jednego dnia dwukrotnie spotkałam się z wychwalaniem Szkoły Głównej Handlowej. Najpierw matka ucznia tejże szkoły mówiła, iż wiszą nam napisy w rodzaju „Jesteście najlepsi”, „Tworzycie elitę” i tym podobne, a potem pan Balcerowicz w wywiadzie gloryfikował role uczelni, którą skończył. Przechwalanie się nie jest dowodem na poczucie własnej wartości, wprost przeciwnie. Ponadto… różni ludzie kończyli tę (i inne) uczelnie.


Nie sama szkoła, ale człowiek w szkole ma znaczenie podstawowe. Pan wicepremier z pewnością w każdej szkole zdobyłby wiedzę fachową, ponieważ rozumie i rozumiał znaczenie fachowości. Gdyby z podobnym nastawieniem odniósł się do wiedzy psychologicznej i zainwestował w ten rodzaj fachowości, niezbędnej przecież liderom, byłby ideałem wielu. Nie robi tego, jak nie robią tego często inni fachowcy od ekonomii. Efekt?


Firmy prowadzone przez ekonomistów nie należą do najlepiej funkcjonujących. Firma to nie tylko cyfry i wiedza o ekonomii, to ludzie. Nie muszę dodawać, że rzecz ma się podobnie w wypadku państwa. Pan wicepremier przesadnie również – moim zdaniem – wychwala we wspomnianym wywiadzie zagraniczne pomysły i doświadczenia w dziedzinie ekonomii.  Taka postawa jest często dowodem braku prawdziwego poczucia własnej wartości i wiary w zdolność stworzenia czegoś doskonalszego.


   Otaczanie się ludźmi, którzy studiowali i żyli w innych krajach może utrudnić zrozumienie zachowań własnego społeczeństwa.  Działając w zgodzie z mentalnością innych narodów, zapominamy o mentalności naszych obywateli, o konieczności współdziałania z ludźmi takimi, jakich ukształtowały polskie realia, o współzależności jaka tkwi w każdej grupie i o potrzebie oddziaływania na zmianę świadomości tak, by było to dla ludzi strawne i w miarę łatwe do przyjęcia. Trudniej jest powiedzieć wprost do ludzi zdania wyjaśniające decyzję ekonomiczne czy administracyjne na otwartym spotkaniu, niż żonglować pośród cytatów z filozofów i górnolotnych słów w rozmowie z dwiema błyskotliwymi dziennikarkami. Rozumiem to doskonale, jednakże rola lidera łączy się z odwagą cywilną, a ta nie dotyczy tylko podejmowanych decyzji, ale także gotowości do jej bronienia i wyjaśniania w każdych warunkach. Bardzo szanuję wiedzę pana profesora i jego wierność zasadom, marzy mi się jednak, by zechciał bardziej całościowo popatrzeć na człowieka i do swoich niewątpliwych cnót dołączyć jeszcze kilka.


   Fachowość, wiedza merytoryczna z jakiejś dziedziny jest dla wielu rodzajem „techniki” warunkującej skuteczne działania. Niestety, to niezwykle cenne wyposażenie człowieka daje znakomite efekty tylko wtedy, kiedy towarzyszy mu poczucie własnej wartości i poczucie obfitości. Oto pracownik naukowy jednej z firm prosi kolegę o pomoc w rozwiązaniu problemu. W odpowiedzi słyszy: „Na tym polega moja przewaga, że ja to wiem, a ty nie. To mi daje gwarancję, że będę tu pracował”. Przykre… i jak bardzo niekorzystne dla owej firmy. Typowy przykład braku poczucia własnej wartości i obfitości. W przeciwnym wypadku młody człowiek nie bałby się utraty pracy, wiedząc, że zawsze znajdzie inną. Odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponoszą w dużej mierze liderzy firmy, od których wszak zależy rekrutacja i doskonalenie zawodowe pracowników. Gdyby stawiali nie tylko na wiedzę, ale także na charakter, gdyby w obu kierunkach doskonalili swój personel sytuacja w firmie byłaby inna. Opisany fakt jest prawdziwy, a duże, wydawałoby się, prężnie działające jeszcze trzy lata temu przedsiębiorstwo, dziś już nie istnieje. Upadło – mimo olbrzymiego potencjału intelektualnego.


   Kto nie spotkał w swoim życiu ludzi nauki, którzy nie szanowali swoich uczniów, wywyższali się ponad nich albo w obawie o utratę własnej pozycji spowalniali ich rozwój? Wydawałoby się, że w nowych realiach społecznych mogłaby to być pieśń przeszłości. Otóż nie jest! Miałam ostatnio wystąpienie na I Międzynarodowym Kongresie Dermatologii Estetycznej. Dobrze zorganizowana przez młode lekarki impreza przyciągnęła ponad 400 uczestników z Polski, Kanady, Australii, Nowej Zelandii, Francji, Niemiec o innych krajów. Nie przyciągnęła jednak znanych nazwisk polskiej dermatologii. Zabrakło profesorów z tej dziedziny. Była, owszem, znana i uznana na całym świecie pani profesor Jabłońska, której pewno nie tylko osiągnięcia i wiek na to pozwoliły, ale także  poczucie własnej wartości i obfitości. Kadrze profesorskiej niestety zabrakło tych cech charakteru.


   Polacy z powodów kulturowo-historycznych nie mają wysokiego poczucia własnej wartości. Każda grupa społeczna dostała swoją część krytyki, a ponadto tzw. skromność i autorytarne , najczęściej surowe, wychowanie spowodowały, że przeciętny Polak nie bardzo kocha i szanuje siebie jako jednostkę, nie jest także wewnętrznie przekonany o swojej wartości – niezależności od wykształcenia, pochodzenia, a nawet osiągnięć. Rodzą się z tego bardzo niekorzystne dla kierowania i zarządzania zjawiska i w ogóle przykre sytuacje. Nie mając autentycznej wiary w siebie, podpieramy się pochlebstwami innych i w efekcie dochodzi do zjawiska, które nazwałam kiedyś „syndromem Gomułki” dziś równie dobrze mogę nazwać „syndromem Wałęsy”.  Brak autentycznego poczucia własnej wartości zastąpiła tu wiara w swoją nieomylność, genialność czy wyjątkowy zmysł polityczny, w czym utwierdzały konkretne osoby rzesze prawdziwych entuzjastów ich czynów jak również interesowni pochlebcy. Zrodziła się cecha zwana pychą lub, która w żadnym wypadku nie może zastąpić prawdziwego poczucia własnej wartości. Posiadający tą cechę ludzie na dłuższą metę nie są skuteczni. Są nieodporni na krytykę, brakuje im szacunku dla innych – zwłaszcza dla oponentów, podpierają się argumentami siły, bywają aroganccy, nawet poniżają innych ludzi. Wielu jest takich szefów firm i działów, wielu polityków, wielu ludzi.


   Tymczasem nad charakterem można zapanować. Zaczynając od przeczytania właściwej książki czy uczestnictwa w kursie, poprzez przeżycie głębokiej refleksji nad życiem, wartościami i formami działania dla zdobycia owych wartości, a na regularnych ćwiczeniach w świadomych wyborach i wpływaniu na podświadomość kończąc, można zrobić z siebie człowieka jeszcze lepszego, jeszcze pełniejszego, lepiej służącego sobie, innym i wybranej sprawie.


 


Iwona Majewska-Opiełka


autorka książki „Umysł lidera”

W wydaniu 10, czerwiec 2000 również

  1. Z KRAKOWA DO BRUKSELI

    Lobbing integrujący
  2. UWAGA! WYBORY

    Dlaczego głosujemy?
  3. ZNAKI CZASU

    Europa bez granic
  4. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    Lobbing Busha w ONZ
  5. JACY JESTEŚMY

    Nieufni męczennicy, czyli ofiary niewybaczalnej krzywdy
  6. W SAMOOBRONIE

    Unia konsumentów
  7. WIDZIANE Z WYSPY

    "Czerwony Ken" czy "Obywatel Ken"?
  8. REGULACJE LOBBINGU

    Pro publico bono
  9. SEMANTYKA

    Lobby - nazwa grobem kwestii
  10. UMYSŁ LIDERA

    Być i mieć czyli najpierw charakter
  11. DECYZJE I ETYKA

    Rzecz o gwizdaniu
  12. SZTUKA MANIPULACJI

    Gra znaczonymi kartami
  13. BEZPIECZEŃSTWO

    Ciągła rywalizacja