Established 1999

TYGODNIK POWSZECHNY

11 luty 2014

Numer 8 - 24.02

Oto, co ciekawi świata inteligenci znajdą w najświeższym numerze tygodnika redagowanego w Krakowie, a czytanego z uwagą w całej Polsce, ba – wszędzie tam, gdzie są Polacy. Temat wydania: przyszłość w rękach humanistów.

Ludzka połówka Leonarda – temat wydania [Paweł Wieczorek]


Częściej niż inni zaczyna drugie studia i chętniej podczas nich pracuje. Jego wartość dostrzegły firmy, ale on sam jest wciąż niepewny siebie.


Być może jest tak dlatego, że humaniści – wbrew obiegowej opinii, według której polskie uczelnie kształcą ich na potęgę, kosztem bardziej wartościowych rynkowo dyscyplin ścisłych i inżynierskich – są w Polsce w zdecydowanej mniejszości – humanistą jest na polskich uczelniach ledwie co 14 student! A jeśli nawet za humanistyczne uznać wszystkie kierunki, które potocznie za takie uchodzą – w tym nauki społeczne i pedagogikę – humanistą będzie co trzeci studiujący. Tymczasem to w rękach humanistów właśnie leży przyszłość. „Sprawdzają się na stanowiskach związanych z zarządzaniem, z kierowaniem ludźmi. Wszędzie tam, gdzie trzeba twórczo patrzeć na pracę i gdzie wymagana jest dobra komunikacja oraz praca zespołowa, tam jest zapotrzebowanie na humanistów” – mówi dr Rafał Jaros. Z przeglądu badań i statystyk wyłania się obraz humanisty, który wcale nie jest tak bezradny we współczesnym świecie, jak próbuje się go przedstawiać. I jak on sam siebie niestety widzi. Z badań wynika bowiem, że studenci-humaniści mają najniższą ogólną samoocenę (obok studentów weterynarii i pedagogiki).


 


Druga śmierć Neandertalczyka – temat wydania [Robert Siewiorek]


Wiele wskazuje na to, że od nauk humanistycznych zależy nasze przetrwanie.


Podobnie jak nasi praprzodkowie, ci sprzed miliona i ci sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat, znaleźliśmy się bowiem w  przełomowym momencie ewolucji, chwili wielkiego wyzwania – stanąwszy oko w oko z groźnym, coraz bardziej wyspecjalizowanym i przewyższającym nas pod wieloma względami przeciwnikiem działającym w nowym, nagle odmienionym środowisku. Jeśli chcemy przetrwać, nie możemy walczyć na jego warunkach i jego bronią. Nie możemy zamieniać uniwersytetów w „fabryki wiedzy”, które produkują kolejne pokolenia wytwórców gadżetów i łatwych wzruszeń. Nowego przeciwnika, który zagraża naszemu człowieczeństwu, musimy pokonać tym, co w nas najbardziej ludzkie – wyobraźnią, pomysłowością, nieszablonowym myśleniem, zdolnością do nieoczywistych skojarzeń, elastycznością i twórczym talentem. W  przeciwnym razie my, Homo sapiens, wyginiemy.


 


Między humanistyką a naukami ścisłymi – temat wydania [prof. Bożena Czerny, ks. Prof. Michał Heller, prof. Andrzej Jajszczyk]


O rosnącej wadze humanistyki we współczesnym świecie mówią też wybitni naukowcy – nie-humaniści.


Prof. Andrzej Jajszczyk, dyrektor Narodowego Centrum Nauki, przypomina, że humanistyka jest główną osią uniwersytetu, który zawsze był i nadal powinien być miejscem poszukiwania prawdy. A ks. prof. Michał Heller, kosmolog i filozof, pisze: „Wydaje mi się, że dyskusja o potrzebie nauk humanistycznych jest bezprzedmiotowa, bo człowiek bez pewnego minimum wiedzy humanistycznej nie wychodzi zbyt daleko poza stan życia wegetatywnego. A społeczeństwo bez minimum kultury humanistycznej niewiele różni się od jakiegoś plemiennego zbiorowiska.”


 


Człowiek Wielkiej Nocy. Kardynał Tagle [Piotr Sikora]


Wizja Kościoła kardynała Tagle jest bardzo bliska tej, którą kreśli papież Franciszek – jest to wizja Kościoła jako siostrzano-braterskiej wspólnoty, jednocześnie kontemplacyjnej i otwartej na świat.


Jeden z młodszych, ale już wybitniejszych hierarchów Azji – tak się o nim mówi.


Kim jest obecny metropolita Manili, kardynał Luis Antonio Gokim Tagle? Jego biografia to przykład błyskotliwej kariery kościelnej. W wieku 44 lat został mianowany biskupem diecezjalnym, w wieku 54 – metropolitą stolicy swego kraju, zaraz potem kardynałem. Pełni ważne funkcje w episkopacie nie tylko Filipin, ale całej Azji. Był wymieniany jako jeden z poważniejszych papabile na ostatnim konklawe. Świetnie porusza się po świecie mediów – prowadzi własny program w filipińskiej telewizji, posiada popularny profil na Facebooku. W kraju cieszy się dużym autorytetem. Za zewnętrznym pasmem sukcesów kardynała Tagle kryje się bowiem człowiek o głębokiej duchowości i przenikliwej wizji teologicznej – co można dostrzec w tym co mówi i pisze.


 


Sprawa Mariusza T. – sprawdzian z Ewangelii [ks. Grzegorz Michalczyk]


Egzamin zdały tylko sąd okręgowy i prokuratura. Oblali wszyscy pozostali: prezydent, posłowie, adwokaci, rzecznik praw obywatelskich i media.


Czy ktoś modli się dziś za Mariusza T., »krwawą bestię«, »potwora z Piotrkowa«, »zwyrodnialca, który spóźnił się na szubienicę«?” – pisze ks. Grzegorz Michalczyk. Krajowy duszpasterz środowisk twórczych pyta, jak daleko w naszych ocenach i sądach (o emocjonalnych epitetach nie wspominając) odeszliśmy od paradygmatu Ewangelii: „Czy pamiętamy jeszcze, co głosił Nauczyciel z Nazaretu? »Mówię wam: nie rewanżujcie się złu. Ale jeśli ktokolwiek cię uderza w prawy twój policzek, zwróć ku niemu i drugi«. I dalej: » Ja mówię wam: kochajcie waszych wrogów i módlcie się za prześladujących was, żebyście stali się synami waszego Ojca w niebie«. Te słowa Jezusa (…), są chyba najbardziej prowokującymi stwierdzeniami Ewangelii. Są gorszące do tego stopnia, że komentatorzy na kościelnych ambonach dopuszczają się nieraz kaznodziejskiej ekwilibrystyki, by osłabić ich wymowę. Kim jednak będą chrześcijanie pozbawieni Chrystusowego wezwania do wyzbycia się zemsty i zerwania z diabelską dialektyką gwałtu i odwetu?” – pyta duszpasterz.


 


 Sprawa Mariusza T.: sprawdzian z prawa [Adam Bodnar]


Jak wypadł egzamin z praworządności, który musieli zdawać przedstawiciele państwa oraz media przy okazji sprawy Mariusza T.? Według Adama Bodnara, wiceprezesa zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oblali go niemal wszyscy.


„Szczególnie niepokoi postawa Ministerstwa Sprawiedliwości, zwłaszcza głoszenie niezweryfikowanych rewelacji o odkryciach w celi Mariusza T.” – pisze Adam Bodnar. „Akurat resort sprawiedliwości powinien być wzorem dbania o procedury oraz ostatnim, który bezpodstawnie oskarża czy przekazuje niesprawdzone informacje. Pozostaje mieć nadzieję, że sprawa zostanie dogłębnie wyjaśniona, choć już teraz rzuca cień na urzędującego ministra i jego współpracowników.” Wiceprezes HFPC wytyka również zaniechania rządowi, który przygotował ustawę o groźnych przestępcach, prezydentowi (który ją podpisał), a nawet rzecznik praw obywatelskich Irenie Lipowicz. „Na razie egzamin w tej sprawie zdał tylko Sąd Okręgowy w Rzeszowie” – dodaje Bodnar. „Również prokuratura daleka była od podążania za nagłymi pomysłami i rzekomymi odkryciami zakładu karnego i ministerstwa. (…) Ustawa o tzw. zaburzonych pokazała zaburzone funkcjonowanie wielu instytucji.”


 


Co się stało z naszą prasą? [Grzegorz Lindenberg, Rafał Szymczak]


Media przestają być miejscem debaty publicznej i kontrolerem patrzącym na ręce władzy. Przyniesie to opłakane skutki dla demokracji.


Kryzys mediów widać gołym okiem. Choć jak dotąd bardziej odczuwa się go w samych redakcjach niż w gronie widzów, słuchaczy i czytelników. Jak dotąd – bo uświadomienie sobie, że król jest nagi, to tylko kwestia czasu i czarowanie rzeczywistości, że tylko głupcy nie widzą materii okrywającej władcę, w niczym nie pomoże. Według Grzegorza Lindenberga, socjologa związanego z mediami i internetem oraz Rafała Szymczaka, konsultanta komunikacji społecznej, powodów tego stanu jest kilka. Pierwszy to internet, a właściwie darmowe oferowanie w nim treści. Drugi to błędne koło oszczędności: obniżenie jakości i wiarygodności mediów prowadziło do spadku czytelnictwa i oglądalności, a w konsekwencji do odpłynięcia reklam do tańszego internetu. „W ramach oszczędności media utracą – już utraciły – wielu profesjonalnych dziennikarzy, którzy nie dość, że nie będą tworzyli wartościowych treści, to nie wykształcą następców” – piszą Lindenberg i Szymczak. – Wyodrębni się grupa mediów, których jedyną funkcją jest dostarczanie rozrywki.


 


Stoch, Kowalczyk, Bródka – skąd się wzięły polskie sukcesy? [Bartłomiej Kuraś]


Dwa złota w skokach dla wielu mają znaczenie symboliczne. Większe nawet niż medal w biegach czy łyżwiarstwie szybkim.


W 2011 roku okrzyknięto Kamila Stocha następcą Adama Małysza, choć Stoch nigdy nie lubił tego określenia. Powtarza, że chce być sobą, a nie kogoś zastępować. Gdy był jeszcze dzieckiem, fascynował się wyczynami austriackiego skoczka Adreasa Goldbergera – starszego od niego o 15 lat trzykrotnego triumfatora Pucharu Świata. Urodzony w 1987 r., Kamil w tym czasie dopiero próbował sił na dziecięcej skoczni. Od razu zauważono, że ma talent do „hipkania”, jak po góralsku określa się skakanie. Trenerzy uważali go za nadzieję polskich skoków, zanim jeszcze sukcesy zaczął odnosić Adam Małysz. W 1999 r. chuderlawy 12-latek, który wylądował na 128 metrze zakopiańskiej Wielkiej Krokwi, mówił do kamery: „Chciałbym wystartować na olimpiadzie, zdobyć złoty medal, ale na razie to ja mam jeszcze czas. Może za jakieś pięć, sześć lat to wystartuję”. Dlaczego mu się udało? W zasadzie to skoki narciarskie są jedyną dyscypliną w Polsce, która ma rozsądny program szkolenia młodzieży. Wielu wierzy, że polskie skoki czekają teraz tłuste lata.


 


Berlinale 2014. Bezpieczny chłód [Urszula Lipińska]


Ten rok w filmie będzie należał do kinematografii azjatyckich. Na zakończonym właśnie Festiwalu w Berlinie Azjaci zdobyli połowę najważniejszych wyróżnień, w tym Złotego Niedźwiedzia, który przypadł chińskiemu filmowi „Czarny węgiel, cienki lód” Yinana Diao.


Film otrzymał też nagrody dla najlepszego aktora, aktorki i operatora. Werdykt honorujący Azję można było przeczuwać od pierwszych dni festiwalu. Chociażby ze względu na sam układ sił w konkursie – filmy z tego kontynentu były w selekcji wyraźnie obecne. Zwycięski „Czarny węgiel..” równie dobrze mógłby się dziać w Polsce, a jego autorem mógłby być Wojciech Smarzowski. Chiński reżyser ma podobny jak nasz twórca pogląd na świat. Widzi go unurzanym w przemocy; postrzega zło jako gest słabości dostępny tak samo łatwo zwykłym ludziom, jak i wyrafinowanym zbrodniarzom; nie dzieli bohaterów na dobrych i złych. Thrillerowej narracji „Czarnego węgla, cienkiego lodu” towarzyszy schyłkowy nastrój. Wynikający z poczucia, że społeczeństwo doszło do pewnej ściany – skończyły się możliwości godnego życia, nadzieje na lepsze jutro i wiara w to, że z którejś strony nadejdzie pomoc. Pozostało tylko dzikie pragnienie przetrwania za wszelką cenę, bez liczenia ofiar, które pojawiają się po drodze.


 


Niewinny czarodziej – o „Dziadach” Zadary [Marcin Kościelniak]


Zadara poszukuje śladów tożsamości nieortodoksyjnej. Pokazanej w jego „Dziadach” wspólnocie obca jest narodowa przemoc i zacietrzewienie, w zamian świetnie umie się bawić przy ognisku.


W „Dziadach” krzyżują się dwie pasje Michała Zadary. Po pierwsze: klasyka. Zadara nieraz udowodnił, że ma do klasyki niezwykłe ucho; w inscenizacjach takich jak „Ksiądz Marek”, „Wesele” czy „Odprawa posłów greckich” niewyszukane pomysły inscenizacyjne i natężona, uważna lektura tekstów dawały niezwykłe owoce. Wrocławskie „Dziady” najwięcej wspólnego mają z „Odprawą”: w obydwu przypadkach wyjściowym – prowokującym – pomysłem była decyzja, by tekst potraktować jako integralną całość i wystawić bez skrótów. Zaprezentowano części I, II i IV Mickiewiczowskiego arcydzieła. Zadarze chodzi o klasykę polską, narosłą rozmaitymi interpretacjami i legendami, przez które reżyser umiejętnie przedziera się do tego, co można nazwać pierwszą, niewinną, nieobarczoną przesądami lekturą tekstu. Nie chodzi o wyśmianie obrzędu, przeciwnie: Zadara do rzeczy podchodzi z powagą. Zarazem nie traci z oczu tego, że obrzęd jest wyrazem ludzkich pragnień i potrzeb, wyrazem wiary w świat nadprzyrodzony. Za pojawieniem się duchów kryją się ludzkie dramaty, także niewypowiedziane, których możemy się jedynie domyślać.


 


Scorsese i polskie filmy na Manhattanie [Magdalena Rittenhouse]


„21 obrazów polskich reżyserów z lat 1957–1987 znalazło się w programie rozpoczętej w tym miesiącu amerykańskiej retrospektywy filmu polskiego pod kuratelą Martina Scorsese. Słynny reżyser twierdzi, że w młodości oglądając kino polskie uczył się nie tylko, jak robi się filmy, ale przede wszystkim: po co” – pisze Magdalena Rittenhouse.


Martin Scorsese został ambasadorem polskiego kina – przegląd zorganizowała założona przezeń kilkadziesiąt lat temu organizacja The Film Foundation, która za cel stawia sobie edukację i pielęgnowanie najlepszych tradycji kina. Obok stosunkowo lepiej znanych zachodnim widzom obrazów, jak „Człowiek z żelaza” Wajdy, „Krótki film o zabijaniu” Kieślowskiego czy „Constans” Zanussiego, w programie przeglądu znalazło się sporo filmów, o których większość amerykańskich widzów najprawdopodobniej nigdy nie słyszała. Filmy osobiście wyselekcjonował Scorsese. Po zakończeniu przeglądu, wybrane przez Scorsesego obrazy wyruszą na tournée po 30 miastach w Stanach i Kanadzie – m.in. do Los Angeles, Chicago, Filadelfii, Toronto i Montrealu.


 


World Press Photo 2014 – obowiązek patrzenia [Filip Springer]


„Patrzenie na przejmujące tragedie rozgrywające się na drugim krańcu świata jest wszystkim, co w ich sprawie możemy zrobić” – pisze reporter i fotograf Filip Springer.


Oto doroczna tradycja: narzekanie na wyniki WPP – jednego z najważniejszych konkursów fotografii prasowej na świecie. Oglądaniu galerii nagrodzonych w tym konkursie zdjęć rzeczywiście może towarzyszyć uczucie déjà vu. Powtarzają się tematy, powtarzają sposoby ich ujęcia. Trzeba się z tym pogodzić – World Press Photo ma swoje evergreeny, tak jak je mają polskie konkursy fotografii prasowej. U nas regularnie nagradzane są materiały o Żydach pielgrzymujących do Lelowa, o procesji Bożego Ciała w Lipinach na Śląsku i wypalaniu węgla drzewnego w Bieszczadach. W WPP motywami obowiązkowymi są fronty najbardziej krwawych konfliktów, okrucieństwo we wszystkich postaciach i… goryle we mgle. Nie oznacza to jednak, że WPP jest zupełnie bezużyteczne. Wręcz przeciwnie. To właściwie jedyna okazja, by zobaczyć w polskiej prasie doskonałe fotografie o nieustająco istotnych problemach. Największe polskie tytuły skutecznie pozbyły się już fotografów, nic więc dziwnego, że wśród trójki nagrodzonych w tym roku Polaków nie ma żadnego pracującego na stałe dla jakiejkolwiek gazety.


 


Kompozytorka wina [Ntsiki Biyela, Michal Bardel]


„Był czas, kiedy zamiast trufli wyczuwałam w winie krowie łajno. Jego zapach znałam od dziecka. Tam, gdzie się wychowałam, robi się z niego ściany i podłogi. Nie dorastałam przecież w aromatach trufli!” – mówi Ntsiki Biyela, pierwsza czarna winemakerka w RPA.


Michał Bardel: Naprawdę skosztowałaś wina po raz pierwszy w życiu dopiero kiedy zostałaś studentką enologii?


Ntsiki Biyela: Naprawdę. Urodziłam się w małym kwa-zulańskim miasteczku. Nie uprawiamy tam winorośli, tylko banany. Po prostu tak się jakoś złożyło, że dostałam szansę – stypendium linii lotniczych w 1999 r. I tak trafiłam na uniwersytet w Stellenbosch, gdzie skosztowałam po raz pierwszy wina…


I jak?


Było okropne!


Jest coś specyficznego – Twoim zdaniem – w południowoafrykańskich winach? Jakiś wspólny mianownik, wyróżnik?


Południowa Afryka wytwarza wina od 350 lat. Mamy tu naprawdę niemało win w starym europejskim stylu. Nasze miejsce jest pośrodku między Starym a Nowym Światem.


A czy dostrzegasz w winach wychodzących spod kobiecej ręki coś, co by je – nawet jeśli dyskretnie – odróżniało od tych produkowanych przez mężczyzn?


To jest dość popularny dziś sposób patrzenia na wina, te męsko-damskie niuanse. Ok, kobiety na pewno dają winu więcej – jakby to nazwać – finezji. Ich wina są bardziej dopieszczone, wypielęgnowane, domknięte…


 


Belgia – spór o eutanazję niepełnoletnich [Marek Orzechowski z Brukseli]


Zdolność do świadomego rozpoznania przez chore dziecko własnej sytuacji ma być w Belgii warunkiem legalizującym jego eutanazję. Jednak nowe prawo nie określa stopnia takiej dojrzałości.


W ostatnich dniach – już po uchwaleniu przez belgijski parlament prawa zezwalającego na eutanazję osób poniżej 18. roku życia – pojawiło się sporo pytań: co się dzieje z krajem, w którym siedzibę ma Unia Europejska? Jak dalece posunęły się w nim perwersja i upadek wartości, skoro własny rząd i parlament głosują za śmiercią najmłodszych obywateli zamiast czynić wszystko, aby jak najdłużej żyli? Czy 7-letnie dziecko może odpowiedzialnie decydować o własnej śmierci? Prawo uchwalone w Belgii – dopuszczające aktywną pomoc w śmierci na życzenie niepełnoletnich pacjentów – pozostaje sporne. O eutanazji dyskutuje się w Belgii już od kilkunastu lat. Od 2002 r. stosuje się „pomoc ostateczną” – uśmiercenie dorosłego, terminalnie chorego człowieka na jego życzenie. W minionym roku zmarło w ten sposób blisko 1,5 tys. pacjentów (na ok. 100 tys. wszystkich zgonów). Z każdym rokiem rośnie liczba osób poddających się eutanazji. Procedurę popiera ponad 80% Belgów. Teraz z takiej możliwości będą mogli też skorzystać pacjenci niepełnoletni…Jak wygląda debata o eutanazji, jak argumentują jej zwolennicy i przeciwnicy?


 


Czy Szkocja będzie niepodległa? [Patrycja Bukalska]


Kampania przed referendum w sprawie niepodległości Szkocji przyspiesza. Sprawa dotyczy wszystkich Brytyjczyków. Mniej jednak chodzi o idee, a bardziej o gospodarkę.


Podczas igrzysk w 2012 r. Brytyjczyków znów ogarnęło poczucie jedności oraz wiary w przyszłość. Do tamtych uniesień odwoływał się na początku lutego premier Cameron w apelu skierowanym do wszystkich obywateli – nie tylko Szkotów, ale także Anglików, Walijczyków i Irlandczyków. Podkreślał, że siła kraju leży w jedności i na oderwaniu się Szkocji stracą wszyscy. Poczucie to podziela wielu Brytyjczyków, w tym także Szkotów. Jak wynika z sondaży, za niepodległością zamierza głosować około 37% z nich; przeciwnych jest niemal połowa. Co najistotniejsze, kilkanaście procent nie wyrobiło sobie jeszcze zdania. To o nich toczy się walka.  Jak wygląda szkocki spór o niepodległość? Jaką rolę odgrywają w nim dzieje Szkocji, w których Szkoci często walczyli z Anglikami? Czy w razie secesji Szkocja przyjmie euro, skoro Brytyjczycy nie godzą się na to, aby nowy niepodległy kraj posługiwał się brytyjskim funtem?


 


Syryjskie Pola Elizejskie – fotoreportaż o uchodźcach z Syrii [François Struzik]


Obóz jest położony 20 km od granicy syryjskiej. Żyje w nim 120 tys. osób pochodzących głównie z okolic Aleppo. Pierwsi uchodźcy przyjechali tu 2 lata temu, tuż po rozpoczęciu wojny w Syrii. Ulicę ze sklepami wszyscy nazywają tutaj Champs Élysées: Pola Elizejskie…


Każdego dnia dowożeni są nowi – nawet 300 osób dziennie. Ale gdy w sierpniu na przedmieściach Damaszku doszło do domniemanego ataku chemicznego, w Zaatari przyjmowano dziennie nawet 4 tys. nowych uchodźców. Każdy nowo przybyły otrzymuje kartę identyfikacyjną, namiot i kilka koców. Rano można ich zobaczyć w obozie, jak szukają miejsca na rozbicie swojego namiotu. Wszystko, co posiadają, trzymają w ręku. Obóz ma powierzchnię 5 km kw. i jest położony na pustyni. Wodę dowozi się tirami. Bywa niebezpiecznie, zdarzają się gwałty. Mężczyzn jest niewielu, kobiety z reguły nie wychodzą z namiotów, dlatego w obozie widać głównie dzieci. Mieszka ich tu 60 tys. Niektóre próbują dorabiać: za 1 euro przywożą na taczkach do namiotów kanistry z wodą albo zakupy z bazaru. Tylko co piąte z dzieci chodzi tu do szkół. Ci, którzy mają trochę pieniędzy, próbują rozkręcać własny biznes. Działają: klub bilardowy, salon fryzjerski i herbaciarnia. Pewna kobieta prowadzi wypożyczalnię sukien ślubnych…


 


Wojna z mediami na rosyjskim Kaukazie [Tomasz Zawisko z Dagestanu]


Na rosyjskim Północnym Kaukazie regularnie giną dziennikarze. Od lat w tym „rankingu” prowadzi Dagestan: malownicza republika nad Morzem Kaspijskim, należąca do Federacji Rosyjskiej. Tyleż piękna co nieszczęśliwa.


Hadżimurada dopadli w pobliżu redakcji, w biały dzień. Po pierwszych strzałach ranny redaktor naczelny schował się za autem, a gdy doliczył się – jak sądził – ostatniej kuli, ruszył na swego oprawcę, z gołymi rękoma. Nie zdążył: mężczyzna przeładował broń. Hadżimurad umarł w karetce, w drodze do szpitala, 15 grudnia 2011 r. W dzień pamięci o poległych dziennikarzach. „Hadżimurad to mój brat” – zaczyna swą opowieść Magdi Kamalow. Umówiłem się z redakcją gazety „Czernowik” na wywiad. Nie wiedziałem, że spotkam się z Kamalowem, który rzadko udziela się jako dziennikarz. „Nie miałem nic wspólnego z dziennikarstwem. (…) Z wykształcenia jestem prawnikiem, a zajmowałem się budownictwem i remontami. Jednak kiedy zginął mój brat, wiedziałem, że nie mogę tego zostawić.” Magdi wrócił do Dagestanu i przejął pracę brata: zajął się „Czernowikiem”. Ta jedyna niezależna gazeta w Dagestanie potrzebowała naczelnego, który wziąłby na siebie całą odpowiedzialność. Jak funkcjonuje jedyna niezależna gazeta w Dagestanie?


 


Zbigniew Romaszewski – walczący z bezprawiem [Paweł Sowiński]


Zbigniew Romaszewski zapowiadał się na utalentowanego fizyka. Porwany przez wartki nurt wydarzeń – porzucił naukę dla obrony praw człowieka.


Niedługo po Październiku’56 uczestniczył w ogólnopolskiej naradzie pod auspicjami „Po prostu”, pisma skupiającego rzeczników destalinizacji. „Wydarzenie miało dla mnie przełomowe znaczenie, ponieważ na tym zjeździe poznałem swoją żonę Zosię” – wspominał w 1986 r. Odtąd z żoną szli krok w krok, angażowali się razem w działania na rzecz poszerzenia wolności. W 1967 r. Romaszewscy zbierali podpisy pod petycją pracowników naukowych w obronie Adama Michnika zawieszonego w prawach studenta UW. Po Marcu’68 w ich mieszkaniu odbywały się spotkania dyskusyjne, na które zapraszano osoby ze starszego pokolenia, znane z postawy sprzeciwu wobec PRL. Ten domowy, kameralny klimat kontestacji utrzymał się do 1989 r. W 1976 r., dzięki znajomości z Henrykiem Wujcem, Romaszewski zaangażował się w zbiórkę pieniędzy dla robotników represjonowanych w Radomiu i Ursusie. Wkrótce wszedł w skład tak zwanej grupy radomskiej, kierowanej przez Mirosława Chojeckiego; przyjeżdżał do Radomia z pomocą dla represjonowanych. Stał się jednym z najaktywniejszych członków powołanego we wrześniu 1976 r. Komitetu Obrony Robotników…


 


Drony w promocji – jak przygotować grunt pod nowy świat [Grzegorz Jankowicz]


Co łączy Lexusa, nową wersję kultowego filmu „RoboCop” i firmę Amazon? Drony. Ale nie do zabijania, tylko do codziennego użytku.


Kojarzą nam się one jednoznacznie – jako zdalnie sterowane maszyny do zabijania, latające lub jeżdżące elektroniczne roboty, których zadaniem jest eksterminacja. Z punktu widzenia producentów, którym marzy się poszerzenie rynku zbytu, powyższe wyobrażenia są nie lada przeszkodą. Żeby wprowadzić do sprzedaży drony przeznaczone do komercyjnego użytku, trzeba zmienić świadomość społeczeństwa. Nakarmić potencjalnych klientów nowymi obrazkami. Przeprogramować ich. Sprawić, by uwierzyli, że dron to najlepszy przyjaciel człowieka. Uważny odbiorca bez trudu spostrzeże, że kampania zmiany wizerunku dronów już trwa. „Wired. World in 2014”, specjalne wydanie amerykańskiego miesięcznika zajmującego się nowymi technologiami, zawierało aż trzy obszerne teksty o dronach. Inny przykład to film „Amazing in Motion”, wyprodukowany przez Lexusa i KMel Robotics, a nawet remake „RoboCopa” z Joelem Kinnamanem w roli głównej, którego reżyser tematem przewodnim filmu uczynił kontrowersje związane z upowszechnieniem nowych technologii. „Stawka, o którą toczy się gra, jest bardzo wysoka” – pisze Jankowicz.


 


Wariacje Kolbergowskie [red. Anna Niedźwiedź, Marcin Żyła]


Oskar Kolberg – prekursor polskiej etnografii i badacz kultury ludowej zebrał w czasie swojego życia tak dużo materiału, że naukowcy opracowują go do dziś.


Materiał ten do dziś pozostaje nieocenionym źródłem wiedzy o polskiej XIX-wiecznej wsi, jej zwyczajach, muzyce, obrzędach – a także samych mieszkańcach.


Do najnowszego wydania „Tygodnika Powszechnego” dołączono 32-stronicowy, ilustrowany dodatek poświęcony Kolbergowi oraz polskiej kulturze ludowej. Wśród autorów znaleźli się etnografowie, antropologowie, znawcy ludowej muzyki, badacze jej obrzędów i zwyczajów.


W wydaniu m.in.:


– o „pierwszym odkryciu” Kolberga na przełomie lat 70. i 80. XX w. Dariusz Czaja rozmawia ze Zbgniewem Benedyktowiczem;


– Grażyna Kubica pisze o pionierkach kobiecej etnografii i antropologii;


– Alina Cała przedstawia, w jaki sposób polscy chłopi w XIX w. portretowali Żydów i obcokrajowców;


– członkowie grupy Kolektyw Terenowy opowiadają o artystyczno-badawczych „prowokacjach”, których dokonują na współczesnej polskiej wsi;


– Piotr Korduba pisze o estetyce dawnej „Cepelii”.


Dodatek „Wariacje Kolbergowskie” to również rozmowy o polskich kulinariach („od jadła chłopskiego do chłopskiego jadła”) oraz… seksualności XIX-wiecznej wsi.


 


W wydaniu także dodatek specjalny „Życiński in memoriam” stworzony z okazji 3. rocznicy śmierci abp. Życińskiego we współpracy z Teatrem Wielkim Operą Narodową.


 

W wydaniu 147, luty 2014, ISSN 2300-6692 również

  1. PRZED WYBORAMI

    Praca w europarlamencie - 24.02
  2. ZNACZKI JAKO INWESTYCJA

    Zagraniczne, ale nie polskie - 18.02
  3. DONALD TUSK NA PRIMA APRILIS

    Emerytalne zrób to sam - 14.02
  4. MOTORYZACJA

    Polska częściami zamiennymi stoi - 13.02
  5. DOCHODOWA NUMIZMATYKA

    25 lat Wiedeńskiego Filharmonika - 13.02
  6. POLAK BUDUJE

    Na własną rękę - 13.02
  7. ZAPROSZENIE

    Do Akademii Lobingu - 11.02
  8. TYGODNIK POWSZECHNY

    Numer 8 - 24.02
  9. Z KRONIKI BYWALCA

    Stara Albania na fotografii - 13.02
  10. FASCYNACJA MOTOCYKLOWA cz. 3

    Świat stoi otworem - 11.02
  11. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Lista Forsytha - 10.02
  12. 95 LAT SEJMU

    Wielkie święto narodu - 10.02
  13. DYSKUSJA W SGH

    Kobiety w lobbingu - 7.02
  14. AKADEMIA LOBBINGU

    Nowa inicjatywa edukacyjna
  15. AKADEMIA LOBBINGU

    SGH zaprasza - 4.02
  16. LEKTURY DECYDENTA

    Samobójca - skrytobójca - 19.02
  17. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Piatek, 28.02 – Lobby sprzeciwu
  18. SZTUKA MANIPULACJI

    Przewrotna retoryka - 3.02
  19. I CO TERAZ?

    Sorry - 4.02
  20. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Olimpiada należy do całej ludzkości - 17.02