Established 1999

SZTUKA MANIPULACJI

3 listopad 2013

(Wy)krętacze - 4.11

Chcieć to móc – powiada się w znanym porzekadle. To szczególnie dotyczy tych, którzy się wykręcają, a mają do dyspozycji gumowe przepisy i własną pomysłowość – pisze prof. Mirosław Karwat.

Oto typowy repertuar (wy)krętaczy-poceduralistów.


W miarę możliwości należy znaleźć pretekst, by okazać się niekompetentnym w danej sprawie. To nie mój zakres obowiązków, nie ten sektor, nie ten szczebel. Oddalam sprawę, wniosek czy skargę bez podania właściwego adresu (szukaj sobie sam) lub z ulgą stosuję spychotechnikę, podpowiadając ci, komu teraz możesz głowę zawracać. Niekoniecznie w intencji, by sprawa została załatwiona, czasem z zamysłem rozrywkowym. To dość zabawny widok, gdy gość ma okazję zwiedzić cały budynek i kręci się w tym korowodzie czy kołowrocie jak na karuzeli, bo kolejni adresaci zgłoszenia odsyłają go do następnych.


Z lubością korzystamy z luk i niedopowiedzeń w przepisach – głównie asekuracyjnie, tzn. nie na tej zasadzie, iż jeśli coś nie jest zabronione, to jest dozwolone, lecz przeciwnie: jeśli na coś nie ma wyraźnego przyzwolenia lub upoważnienia w przepisach, to obowiązuje domniemanie, iż tego urzędnikowi lub obywatelowi nie wolno. To pozwala wniosek, żądanie, roszczenie czy skargę oddalić bez wikłania się w merytoryczną analizę, z absolutną obojętnością wobec problemu, istotnej potrzeby społecznej albo określonych interesów i praw obywatela.


Z jeszcze większą przyjemnością chronimy się za tarczą błędnego koła w przepisach. Klasyczny przykład: Kapitan z Köpenick – opowiadanie Carla Zuckmayera, osnute na autentycznym wydarzeniu. Otóż bohater, zwolniony z aresztu i starający się o powrót do wzorowego życia, nie może podjąć pracy ze względu na brak meldunku, z kolei nie może być zameldowany, jeśli nigdzie nie jest zatrudniony. W oryginalny sposób bierze sprawę we własne ręce – zachęcam do lektury.


Inna okazja do wykrętu, tym razem umożliwiająca własną aktywność na rzecz własnej wygody, to posłużenie się przepisami uznaniowymi, których istotą jest to, że nie nakładają na dany organ jednoznacznie określonego obowiązku, bezwarunkowego lub związanego ze sprecyzowanymi warunkami. Organ ten może, a nie musi; urząd powinien to czy tamto (bez precyzyjnego określenia terminu i warunków przekształcających „powinność” w obowiązek). Każdy pracownik – na własnej skórze – może się czasem przekonać, jaka jest różnica między premią uznaniową a regulaminową, między automatycznym awansem lub przedłużeniem zatrudnienia w związku ze spełnieniem określonych warunków i wymagań a sytuacją, gdy decyzja w tej sprawie zależy od uznania pracodawcy, zwierzchnika.


Podobnie wygodne są tak zwane przepisy blankietowe, zgodnie z nazwą przypominające blankiet, formularz, w którym wpisujemy – kopiując – treści z innych źródeł, a czasem wręcz treści dowolne. Przepisy blankietowe, jak wiadomo, same nie rozstrzygają pewnych spraw, w jakich należy podjąć decyzję, zwykle nie zawierają też prawnej kwalifikacji czynów czy obowiązków, nie określają trybu ani charakteru decyzji administracyjnych; nie narzucają więc adresatom określonego sposobu postępowania. Natomiast uzależniają decyzje od postanowień zawartych w innych, wcześniejszych i ogólniejszych regulacji prawnych. A zdarzają się i takie, które odwołują się… do ustaw czy rozporządzeń, jakie dopiero mają być wydane. W takich przypadkach – pomijając już ewentualność obowiązków i kary „na kredyt” – możliwa jest oczywiście obstrukcja: nie mogę (całe szczęście, bo nie chcę) wydać decyzji, dopóki w Dzienniku Ustaw czy w Monitorze Polskim nie ukaże się stosowny akt normatywny – nowy lub znowelizowany. A może się nie ukazać i przez rok. Wiadomo, że wiele ustaw odsyła do aktów wykonawczych (stosownych rozporządzeń), których nie można się doczekać, choć ustawa już dawno weszła w życie. Obowiązuje, ale w zawieszeniu.


Ulubioną tarczą urzędników lub sędziów jest też wieloznaczność przepisów regulujących ich obowiązki i uprawnienia, określających kryteria i przesłanki legalności określonych czynów, decyzji, transakcji; zwłaszcza jeśli wcześniej nie zostały poddane wiążącej wykładni. A w sytuacjach sporów cywilnoprawnych – wieloznaczność zapisów umowy określających zobowiązania stron. W takich sytuacjach urzędnik, policjant lub sędzia dokonuje ich interpretacji ad hoc, na własny użytek i ku własnej wygodzie. Przepisy wieloznaczne pozwalają więc na to samo, co przepisy uznaniowe lub blankietowe. Ten szeroki margines manewru dla organu podejmującego jakąś decyzję jest szczególnie istotny i odczuwalny w relacji między urzędem a obywatelem w roli petenta czy osoby, na którą nakłada się pewne obowiązki. W tym stosunku nie ma żadnej symetrii, równowagi: to, jak sam obywatel interpretuje dane niejasne przepisy, nie ma żadnego znaczenia, podczas gdy stanowisko urzędu jest dla niego wiążące. Urząd może mu więc coś narzucić, jak i czegoś odmówić kierując się nie zobiektywizowanym i jednoznacznym swoim obowiązkiem, lecz instytucjonalną wygodą, oszczędnością, a nawet widzimisię urzędnika. Sytuacja aż nadto znana z praktyki urzędów skarbowych.


W przypadku policji, prokuratur lub sądów znanym sposobem wykrętu jest umycie rąk przez pomysłowo wykrętną kwalifikację czynów potencjalnie podlegających ściganiu i osądzeniu. I tak, dowiadujemy się nieraz – przecierając oczy ze zdumienia – o znikomej społecznej szkodliwości pewnych czynów, skłaniającej prokuraturę do odmowy wszczęcia postępowania, sąd do oddalenia powództwa lub umorzenia sprawy. Zdarzają się nawet niezwykle dowcipne uzasadnienia takich decyzji – np. pewien sędzia zamknął sprawę łapownictwa uznając, że wysokość przyjętej łapówki (bagatela, dwadzieścia parę tysięcy złotych) to suma śmiesznie nieznaczna, zwłaszcza, że inni sprawcy w prawdziwie poważnych sprawach biorą o wiele więcej. Nie przejmował się przy tym faktem, że łapówkodawca w innym procesie został skazany – za tę samą przecież sumę – na poważną karę.


Podobnie jednak bywa w relacji między podmiotem gospodarczym (producentem, firmą handlową, serwisem gwarancyjnym i naprawczym) a klientem (nabywcą towaru, odbiorcą usług). W umowach regulujących transakcje i w misternie skonstruowanych gwarancjach chytrze przemyca się albo jawnie narzuca wiele takich zastrzeżeń, które umożliwiają odsyłanie klienta z kwitkiem. Niektóre z nich z góry zakładają, że użytkownikowi towaru, sprzętu może przydarzyć się coś, co spowoduje usterkę, awarię lub zniszczenie, ale jeśli nawet nie z jego winy, to z powodu czynników od producenta czy serwisanta niezależnych. Nie należy Ci się więc ani naprawa gwarancyjna, ani wymiana sprzętu – podobno uzbrojonego w niezbędne zabezpieczenia – jeśli nastąpiły wyłączenia prądu i przepięcia; nie uznajemy nawet takiej reklamacji, gdy wskutek przepięcia padła listwa przeciwprzepięciowa, a wraz z nią podłączony inny sprzęt.


Dość podobną pułapkę – okazję do własnego wykrętu – serwują klientom sprzedawcy samochodów czy sprzętu elektronicznego, uzależniając respektowanie gwarancji od korzystania wyłącznie z serwisu autoryzowanego i stosowania przy naprawach wyłącznie oryginalnych, autoryzowanych części, podzespołów. Kiedy więc naprawimy samochód podczas podróży w „nieuprawnionym” warsztacie, korzystając z konieczności z jakichś zamienników, gwarancja oczywiście przepada. Choćby więc to producent lub jego autoryzowany serwisant był faktycznym sprawcą awarii i związanych z nią kosztów klienta, gdyż to jego podzespoły lub czynności zawiodły, może on w majestacie prawa nie tylko odmówić rekompensaty poniesionych kosztów, ale i dalszych bezpłatnych świadczeń, skracając sobie okres kłopotliwego zobowiązania.


Nagminna jest też manipulacja uprawnieniami do zwrotu, odszkodowania – najzupełniej legalna z punktu widzenia odpowiednich przepisów. Nader często jest tak, że dochodzenie uzasadnionych roszczeń pociągających za sobą bezsporną należność nie następuje automatycznie, lecz jedynie i dopiero wtedy, gdy poszkodowany – w określonym terminie – sam o to wystąpi. Przepisy takie (lub odpowiednio: sprytne zapisy w umowie regulującej jakąś transakcję) można rozmyślnie wprowadzić w rachubie na to, że wielu zainteresowanych, dotkniętych jakąś szkodą nie będzie świadomych tego warunku lub przegapi termin, spóźni się z roszczeniami, nie zdąży poprawić błędnie wypełnionych formularzy złożonych w ostatniej chwili lub uzupełnić brakujących załączników.


Popularnym sposobem zwodzenia klientów, petentów, powodów w postępowaniu sądowym, poszkodowanych z roszczeniami wobec firm ubezpieczeniowych jest manipulacja terminami. Wyznacza się takie terminy składania i przyjmowania oraz rozpatrywania roszczeń, skarg, zażaleń, reklamacji, aby poszkodowany nie zdążył skorzystać ze swoich uprawnień. W prokuraturach i sądach możliwe jest takie przewlekanie spraw niewygodnych, aby się przedawniły; czym posługują się zarówno adwokaci, jak i prokuratorzy lub sędziowie, którzy wprawdzie muszą, ale bardzo nie chcą – i zawsze znajdą czas na działania, dzięki którym na rozstrzygnięcie sprawy zabraknie czasu.


Chcieć to móc – powiada się w znanym porzekadle. To szczególnie dotyczy tych, którzy się wykręcają, a mają do dyspozycji gumowe przepisy i własną pomysłowość.




PROF. DR HAB. MIROSŁAW KARWAT


Uniwersytet Warszawski

W wydaniu nr 144, listopad 2013, ISSN 2300-6692 również

  1. MADE IN - GDZIE?

    Przedsiębiorcy sceptyczni - 27.11
  2. OSŁABIANIE POLSKI

    Emigracja rozdaje prezenty - 27.11
  3. KRONIKA BYWALCA

    Iran chroni środowisko - 22.11
  4. KOSMICZNY BIZNES

    Nieziemskie pamiątki - 19.11
  5. TEORIA INWESTOWANIA

    Akcje tylko z dywidendą? - 13.11
  6. XXII MLEKO EXPO

    Bieluch też tam był - 12.11
  7. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Kobieta z żelaza - 25.11
  8. POLSKI NOWY ZŁOTY WIEK

    Tak, ale nie popadajmy w samozachwyt - 5.11
  9. KOONS, HIRST, BASQUIAT

    Dobry rok dla sztuki współczesnej - 4.11
  10. I CO TERAZ?

    Aż do zdarcia płyty... - 21.11
  11. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Kwadratura trójkąta - 25.11
  12. LEKTURY DECYDENTA

    Neurotyczny Mrożek - 20.11
  13. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Piątek, 29.11 – Nic to
  14. SZTUKA MANIPULACJI

    (Wy)krętacze - 4.11
  15. OXFORD - AKADEMIA LIDERÓW

    Gdzie są Polacy? - 4.11
  16. PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ KOBIET

    Sukces w biznesie pisany szminką - 4.11