IMR Z HIMALAYA HERBALS
Kosmetyki z natury - 10.12
W wyniku rekomendacji, IMR advertising by PR podpisała roczną umowę na promocję pełnej gamy kosmetyków Himalaya Herbals przeznaczonych do pielęgnacji skóry, włosów, zębów oraz dla dzieci. więcej...
Podobnie jak unik, również wykręt może mieć postać nie tylko bierną, ale również czynną – pisze profesor Mirosław Karwat.
Wykręt bierny to zachowanie kogoś, kto w odpowiedzi na przedstawione mu oczekiwania, prośby, wymagania, żądania lub nakazy stara się nie uczynić tego, do czego go nakłaniają lub do czego jest zobowiązany, ale w ten sposób, aby zachować pozory dobrej woli, chęci szczerych, a zarazem znaleźć alibi dla własnej obstrukcji.
Określenie „bierny” jest tu dość mylące, gdyż tak pomysłowe, przebiegłe zachowanie wymaga przecież od „wykrętacza” sporej aktywności umysłowej i praktycznej. Wykręcamy się biernie tylko o tyle, że nie jest to postępowanie kogoś, kto sam inicjuje jakąś sytuację lub usiłuje uprzedzić swoim działaniem to, czego sobie nie życzy. Może właściwszy byłby termin „wykręt reaktywny”, gdyż chodzi o wykręcanie się w odpowiedzi na czyjś nacisk. Czymś innym jest natomiast aktywne oddalanie od siebie niewygody lub niebezpieczeństwa w postaci cudzych oczekiwań, wezwań itp. zanim się ono pojawi.
Na takie rozróżnienia naprowadza nas już gramatyka (strona bierna i strona czynna w czasownikach-orzeczeniach zdań), a czasem terminologia. Przykładowo, co innego znaczy, gdy ktoś sam prosi i co innego, gdy jest przez kogoś o coś proszony; co innego, gdy ktoś słucha (to postawa w takim czy innym stopniu aktywna, postanowiona) niż gdy ktoś tylko słyszy. I oczywiście w sposób szczególny kwalifikujemy sytuację, gdy ktoś wprawdzie słyszy, lecz nie reaguje, ignoruje to, co słyszy lub udaje, że nie słyszy, albo że się przesłyszał, źle coś zrozumiał. Tu w grę wchodzi kryterium nieumyślności lub umyślności zachowania, a w przypadku umyślności – kryterium intencji.
Dodajmy jednak, gdy mowa o wykręcie właśnie, że chodzi o zachowanie „samoobsługowe”, bezpośrednio nie angażujące w sytuację postronnych – innych osób, grup lub instytucji, dotykające ich natomiast w skutkach. Wykręcam się przez zastosowanie wybiegów lub wymówek, w których sam, bez udziału innych, stawiam kogoś w sytuacji niezgodnej z jego w pewien sposób uzasadnionymi oczekiwaniami.
Istnieje jednak również czynny odpowiednik tego biernego wykrętu. Aktywny charakter takiego zachowania może mieć schemat dwojaki. Wariant pierwszy: podmiot stara się wyprzedzić i niejako skanalizować (tzn. skierować w wygodną dla siebie stronę) przewidywany niekorzystny przebieg wydarzeń albo cudze zachowanie – czyli podejmuje inicjatywę zanim zostanie postawiony przed sytuacją kłopotliwą. Przypomina to unik czynny, ale nie polega na zniknięciu z pola możliwego kontaktu, lecz na działaniu wyprzedzającym „atak”. Ot, taka profilaktyka lub prewencja. „Wykrętacz” przestawia zwrotnicę w trakcie ruchu tramwaju, który niebezpiecznie zmierza w jego stronę. A jeśli nawet nie zdąży tak zadziałać, to w każdym razie „przyciśnięty do muru” potrafi skutecznie odesłać nadawcę nacisku (oczekiwania, wniosku, prośby, żądania, wymagania) do innych, niejako przerzucić na innych własny kłopotliwy obowiązek lub odpowiedzialność za coś, którą ktoś usiłuje ustalić i wyegzekwować. Typowy przykład takiego czynnego wykrętu to praktykowana przez urzędników „spychotechnika” (odsyłanie do innych pod pozorem, że to nie leży w naszej kompetencji albo że nasze kompetencje są niewystarczające, a sprawą powinien się zająć sektor sąsiedni lub instancja wyższa). Inny znany przykład to linia obrony przyjęta przez wielu zbrodniarzy hitlerowskich („Ja tylko wykonywałem rozkazy”. Czyje? Postaram się pomóc w ustaleniu, ale to sprawa skomplikowana). Można by rzec, to taktyka przerzutowa. Dosyć podobna jak sprzątanie śmieci lub psiej kupy z własnego podwórka przez przerzucenie ich za płot do sąsiada.
Wariant drugi – to już sposób działania na pograniczu prowokacji podjętej z własnej inicjatywy oraz wykrętu. Może to być załatwienie czegoś (gdy nam samym to nie wypada, nie uchodzi albo wręcz nam jest zabronione) albo załatwienie kogoś (pozbycie się rywala, zniszczenie przeciwnika) cudzymi rękami. Takie poprowadzenie sprawy, aby decyzja, wysiłki na rzecz jej realizacji i odpowiedzialność formalnie obciążała kogoś innego. W tym kontekście zwykle nasuwa się jako oczywistość ewangelijna przypowieść o symboliczno-rytualnym umyciu rąk przez Poncjusza Piłata, gdy miał podjąć decyzję o życiu Jezusa. Metafora „umyć ręce” (od czegoś) zrobiła zawrotną karierę jako określenie sytuacji, gdy ktoś, kto ma w danej sprawie kluczową władzę w swoich rękach, moc rozstrzygania, postanowienia i nakazania, pozostawia (co prawda, przeważnie nie bez sugestii) tę decyzję innym.
To zachowanie Piłata tradycyjnie interpretuje się jako przykład biernego właśnie wykrętu, a do utrwalenia takiej interpretacji mocno przyczynił się Bułhakow, gdy w Mistrzu i Małgorzacie zarysował sugestywny portret polityka niezdecydowanego, targanego wątpliwościami i skrupułami, ba, współczującego Jezusowi i mającego osobisty dystans do oskarżeń. Dygnitarza zakłopotanego sytuacją bez dobrego wyjścia, który jednak chce się uwolnić od rozterek i balastu sumienia przez scedowanie decyzji na tłum nienawistników i krąg kapłanów pragnących pozbyć się konkurencji. Dociekliwi i skrupulatni w rekonstrukcji faktów historycy rewidują tę legendę, przypominając sylwetkę i styl działania tego rzymskiego namiestnika – jako, przeciwnie, namiestnika z natury zdecydowanego, brutalnego „kiedy trzeba”, a zarazem przebiegłego makiawelisty. I z ich analiz wynika, że działając w interesie imperium, w ramach zasady „dziel i rządź”, przesądził o losie proroka, mając ku temu znakomity pretekst i okazję (incydent ze straganami w świątyni), lecz rozegrał to tak, żeby ukrzyżowanie było nie aktem represyjnym okupacyjnej władzy, lecz zalegalizowanym samosądem w kręgu ludu podbitego.
Mniej patetycznym niż ta wiekopomna tragedia, niejako trywialnym ucieleśnieniem taktyki wykrętu czynnego (bo inicjatywnego i sprawczego, a nie czysto reaktywnego i przystosowawczego) jest schemat działania również metaforycznie określany jako „podrzucanie kukułczego jaja”. W tym wypadku kłopot, który nam grozi (czasem nawet w wyniku naszych własnych działań, np. naszych błędów) przerzucamy zawczasu na innych, znajdując jakiś tytuł formalny lub jakiś okazjonalny pretekst, aby to oni byli zmuszeni się z nim borykać. A nawet bywa tak, że z rozmysłem stwarzamy pewien kłopot – ale od razu z myślą o innych, których nim obdarzymy.
„Kukułcze jajo” to niejako inicjatywny odpowiednik reaktywnej spychotechniki. Sam składam jajo (a nie jest tak, że mnie przynoszą to jajo inni), i robię to rozmyślnie, mam w tym swój cel, po czym to własne jajo podsuwam, podrzucam innym; niech za mnie, a dla mnie, wykonają niewdzięczną robotę.
Prof. dr hab. MIROSŁAW KARWAT
Uniwersytet Warszawski
IMR ADVERTISING BY PR
Śniadanie z Duchem Bielucha
Serki Bieluch z wizerunkiem ducha na opakowaniu są znane niemal powszechnie. Ale dlaczego nie są zajadane? Z niewiedzy, jakie skarby odżywcze zawierają. Śniadanie prasowe w IMR advertising by PR odsłoniło zalety Ducha Bielucha. więcej...