5 grudzień 2021
Przydrożne niespodzianki
Jadę z Krokowej do Warszawy. Albo z Węgierskiej Górki. Nie mam sprawdzonej restauracji. Zajeżdżam do przypadkowej. A tam w menu? Same smakowe niewiadome!
Niemal zawsze zamawiam schabowego z przysłowiowymi dodatkami. Uważam, że co jak co, ale naszego narodowego dobra świńskiego nie sposób doszczętnie schrzanić. Ale też rzadko można trafić na smakowitego. Dodam, że największą dla mnie zagadką jest ta: jak to możliwe, że Polska – kraj potentat ziemniaczany – ma tak je paskudne? OK, wiem, na bazarach można próbować kupować kilka odmian, ale zaopatrzeniowcy restauracyjni kupują co i jak popadnie. A, z drugiej strony, jak prawdziwy Polak może konsumować schabowego z kapustą i z… frytkami?!
Pomyślicie, że nie jestem wybitnym degustatorem. Zgadza się. Ze stołówkowym jedzeniem jestem za pan brat od starszaków w przedszkolu przy ulicy Kobielskiej, później w podstawówce przy Kordeckiego. I tak dalej. Przypadkowe jedzenia. I nie mam ani do siebie, ani do nikogo pretensji o takie żywieniowe konieczności.
I tak tułając się po polskiej gastronomii nigdy nie zastanawiałem się, jak wyglądają restauracyjne kuchnie, kim są kucharze i kto zmywa talerze, gary i czyści zasyfione tłuszczem okapy. Mało tego, kim są właściciele tych przybytków? Jak wiecie, rzadko zdarza się, iż ktoś chwali się imieniem lub nazwiskiem prowadzonej przez siebie jadłodajni. Na pewno są to ludzie przypadkowi, niemający bladego pojęcia o tak trudnym biznesie.
A skąd o tym wiem? Ano, od Magdy Gessler. Jakiś czas temu zostałem kulturalnie przymuszony do obejrzenia programu „Kuchenne rewolucje”. Jeśli znacie te produkcje, to dalej nie czytajcie. Jednak coś napiszę, gdyż obejrzałem tych rewolucji co najmniej kilkanaście.
Magda Gessler doskonale wpisuje się w ogólne sprostaczenie i schamienie społeczne. Zapowiadacz programów mówi, że jest ona „kontrowersyjna”. Tak, jest. Co do metod i co do języka. W pierwszych przypadkach rzuca talerzami, produktami. W drugich: klnie jak szewczyni. Nie wszystkie przekleństwa są wyciszane, a te które słychać rażą wulgarnością. Żeby było jasne: znam sporo wyjątkowo niecenzuralnych słówek i sentencji, ale ich nie używam, tak jak nie używam znajomości tabliczki mnożenia, bo nie muszę. Choć ją (chyba) pamiętam na wyrywki.
Do tych kontrowersyjności Magdy Gessler można jednak, choć z trudem, przywyknąć, gdyż jej programy niosą istotne wartości i ostrzeżenia. Tu od razu dodam, że ci, którzy widzieli choć dwa, trzy odcinki „Kuchennych rewolucji” nie powinni zajeżdżać do żadnej przydrożnej knajpy. Rozwiązaniem jest powrót do siermiężnej komuny, kiedy to w każdą podróż zaopatrywaliśmy się w jajko na twardo i kajzerkę z szynką lub tzw. żółtym serem. Nie zapomnijcie o termosie z herbatą.
Jakie uderzające w smak wnioski płyną z rewolucyjnych peregrynacji Magdy Gessler po kraju? Pierwszy, rozbrajający: wielu właścicieli restauracji nie ma pojęcia o tym szalenie trudnym fachu. Drugi, kucharzami są ludzie przypadkowi, pozbawieni smaku, wyobraźni i kultury gotowania. Trzeci, powszechny brud w kuchniach. Czwarty, przygotowywanie półproduktów na zapas, mrożenie ich i odgrzewanie w mikrofalówkach. Piąty, mało która porewolucyjna restauracja potrafi utrzymać bardzo wysoki poziom podawanych gościom potraw. Szósty, dobrze, że chociaż mało smacznie, to jednak nie trują.
Nie prowadzę statystyk, ale wiem, że całkiem sporo zrewolucjonizowanych restauracji nie przeżyło rewolucyjnych certyfikatów oraz pandemii Covid-19.
PS Z dzisiejszego programu „Kuchenne rewolucje” ze zdumieniem dowiedziałem się, że schabowy powinien składać się z dwóch warstw. Schabu i karkówki. Ponadto, mięsa te powinny być moczone w mleku i cebuli (o ile dobrze piszę, bo z wrażenia niewiedzy straciłem pamięć krótkotrwałą).
DECYDENT SNOBUJĄCY
WIERSZOWNIA DECYDENTA
Oksymorony
Oto kolejny wierszowany komentarz do pisowskiej bezkarności. więcej...