Established 1999

SEMANTYKA

12 październik 2010

Indiański bigos

Anglicy kolonizują swym językiem amerykańską prerię i naftę. Z czasem na Kontynencie Nowego Świata udaje się Stanom zbudować rodzimy House of Commons. Wszystko jest jednak inne – wszystko amerykańskie. Arkady, krużganki w gmachu Kongresu są wprawdzie zdecydowanie większe, ale to przecież też tylko kolumnada. Nie ma lepszego słowa na określenie przestronnych parlamentarnych pasaży jak właśnie lobby – pisze Ryszard Grupiński.

RYSZARD GRUPIŃSKI

 Mediatrix Sp. z o.o.,
Jednostka Usługowo-Badawcza


Adam i Ewa, gdy poznali, że byli nagimi, pozszywali liście figowe i poczynili sobie zasłony


(Gen. 3,7)


Każde słowo ma swą biografię. Jedno – jak przysłowiowa jętka – umiera w dniu narodzin, inne żywot ciągnie przez wieki.


A wyraz lobby? Lobby jest OK! Od co najmniej trzech tysięcy lat żyje w naszych kręgach jego mocny rdzeń. Nie sposób jednak w wieku tak sędziwym uniknąć ostrej skoliozy znaczeń. Czas więc na – ułatwiające porozumienie – terminologiczne implanty.


Zarówno proste okay – ten najpopularniejszy na świecie amerykanizm – jak i bardziej tajemniczo złożone lobby – wbrew geograficznym intuicjom nie wywodzą się z kraju polowań na bizony. Słów takich nie znali pierwotni władcy prerii. To wyrazy imigrujące z ekologii innych kontynentów. Oba wyszły z lasów. Okay niewolniczo popłynęło z afrykańskiej dżungli. Ameryka zawdzięcza je Murzynom z Afryki Zachodniej. W języku mandingo o ke, a w języku aulof uou kej znaczy właśnie tak jest. All right! Z co z drugim słowem? Co z lobby? Korzeń słowo zapuściło wśród żubrów. Gałęzie wyrosły w puszczy.


W średniowieczu życie północnej Europy – od wschodu do zachodu – rozwija się właśnie w puszczach. Język leśnych ludzi wyrasta wśród drzew, więc i słownictwo całe też w liściach być musi.


Już przed końcem VII w. w gąszczu językowej ekologii zachodniogermańskie plemię Franków odnotowuje w swym dialekcie na oznaczenie liścia dwa odrębne słowa: blatt znaczy tyle, co liść w ogóle, a loub wskazuje na liście przeznaczone na paszę dla bydła. Listowie zaczyna też służyć do budowy zadaszeń i szałasów. Stanowiące źródło cienia i ochronę przed deszczem liście nad głową to po prostu dach, a mieć taki dach nad głową to tyle, co mieć chatę, co mieć mieszkanie.


Przed końcem VIII w. pojawiają się słowa pochodne: laubja, loube, laube. Znaczą wtedy dla Franków tyle, co schronienie, mieszkanie.


W czasach średniowiecznych klasztorów i katedr frankońska laubja zmienia się w łacińskie lobium (lobia). Z zielonego, leśnego budownictwa listowie przechodzi do prawdziwej architektury. Łacińskie lobium to teraz tyle, co podcienie, pasaże, krużganki (dzisiejsze niem. Laubgang to właśnie podcień, też polski ganek od niem. Gang).


W XII w. pojawia się w języku francuskim słowo loge i znaczy tyle, co prowizoryczna osłona, okazjonalnie zbudowane schronienie z liści i gałęzi. Później określa się tym słowem chatkę drwala, szałas leśnego strażnika, stróżówkę (dziś portiernię) i nawet  budę owczarka. W XII w. od słowa loge powstaje czasownik logermieszkać, a około 100 lat później rzeczownik logement – mieszkanie. Aby w miarę dokładnie przetłumaczyć na język polski słowa francuskie, trzeba by ukuć takie np. wyrazy jak podliściować i podliściak.


W XIII w. Anglicy zaczynają określać namiot, altanę, mały leśny domek słowem lodge. W wieku XV słowo to znaczyć tyle, co szałas, chata, chałupa, drewniak, barak.


W XVI w. we Francji znanym już od stuleci słowem loge określa się pomieszczenie na widowni teatralnej, przeznaczone dla wybitnych osobistości, a także sam półotwarty, często bogato zdobiony ganek (loża honorowa). W tym samym mniej więcej czasie w Anglii pojawia się słowo lobby. Znaczy tyle, co klasztorny krużganek, a także zadaszone przejście do budynku. W wieku XVII nazwa lobby odnoszona jest prawie wyłącznie na oznaczenie wejścia prowadzącego do House of Commons (Izba Gmin). Innego, angielskiego znaczenia słowa lobby nie spotyka się w Oksfordzie po dziś dzień.


W średniowieczu powstają we Francji bractwa cechowe wolnych murarzy, budowniczych katedr. Stowarzyszenia te określa się za pomocą wspomnianego wyżej dwukrotnie słowa loge. Ramy organizacyjne bractw oraz organizację XVII-wiecznych stowarzyszeń okultystycznych wykorzystuje masoneria. Początek regularnego wolnomularstwa stanowi połączenie w Londynie 4 lóż w pierwszą Wielką Lożę. I w ten sposób nowego znaczenia nabiera istniejące w języku angielskim od XIII w. słowo lodge.


W XIX w. Włosi z francuskiej loge tworzą własny wyraz loggia, którym określają w architekturze portyki, pomieszczenia otwierające sie na zewnątrz kolumnadą (arkadami) z jednej lub kilku stron.


Anglicy kolonizują swym językiem amerykańską prerię i naftę. Z czasem na Kontynencie Nowego Świata udaje się Stanom zbudować rodzimy House of Commons. Wszystko jest jednak inne – wszystko amerykańskie. Arkady, krużganki w gmachu Kongresu są wprawdzie zdecydowanie większe, ale to przecież też tylko kolumnada. Nie ma lepszego słowa na określenie przestronnych parlamentarnych pasaży jak właśnie lobby.


Europejska forma językowa wypełniona zostaje czysto amerykańską treścią. Mówi się niekiedy, że jedyną rzeczą, która tak naprawdę dzieli Anglików i Amerykanów, jest język. W Stanach angielskie słowo lobby nabiera szybko swoistego, nigdzie niepowtarzalnego sensu. W waszyngtońskie pasaże Izby Reprezentantów i krużganki Senatu wstępują agenci wielkich przedsiębiorstw, zainteresowanych w uchwaleniu pewnych ustaw.


Na początku tego typu działalność uprawiana jest jedynie „na wybiegu”, „na przedpolu” parlamentarnej izby, w przylegających do kongresowej sali pasażach. Samo miejsce, jak i krzątające się tam mrówczo towarzystwo, zaczęto określać właśnie jako lobby. Jednostki zyskały miano lobbystów, a sama praktyka nazwana została lobbingiem.


Ojczyzną systematycznego metodycznego urabiania przedstawicieli narodu (We, the people…) przez przedstawicieli biznesu (We, the lobbyists…) są bez wątpienia Stany Zjednoczone.


Cechą konstytutywną pojęcia lobby jest jego amerykańskość. Lobby bez USA to jak sauna bez Finlandii, gulasz bez węgierskiej puszty, kawior z dala od Astrachania. Tak jak Indianie nigdy nie zrobią bigosu, tak też w Polsce (i okolicach) lobby nie będzie miało prawdziwego, naturalnego smaku, nie uzyska autentycznego aromatu Nowego Świata.


Są wynalazki uniwersalne – są i lokalne. Do tych ostatnich należy beż wątpienia amerykański Kongres i cały urok jego krużganków – podcieni. Można oczywiście nazywać farbowaną w Danii ikrę kawiorem, rozlewane w Bykach Wielkich niby wino z pianką – szampanem i w końcu przekonywanie gminnej władzy do inwestowania w higienę osobistą – lobbingiem, ale to wszystko ersatz i nic więcej. Jeśli wszystko jest lobbingiem to lobbing jest niczym!


Znany polityk oświadcza na łamach DECYDENTA: Sam lobbowałem. I miałem sukcesy… A na czym rzecz poległa? Jak wyznaje parlamentarzysta, chodziło o przekonanie posłów, aby budowa oczyszczalni ścieków w Zamościu sfinansowana została z budżetu centralnego.


Jeśli wszelkie argumentacje na rzecz uprzątania naszej transformowanej stajni Augiasza nazywać by miano lobbingiem, to gra rzeczywiście warta świeczki – czystej językowej gromnicy. Już na początku bowiem nazwa stałaby się grobem kwestii. Określanie perswazyjnych zabiegów zmierzających do finansowania „biednych gmin z bardzo zacofaną infrastrukturą, bez wodociągów i kanalizacji”, za pomocą kojarzonego z centrum cywilizacji słowa lobbing trąci pretensjonalną kiczowatą semantyczną falsyfikacją naszego bigosu.


Lobbing to bez wątpienia fenomen i stąd atrakcyjny przedmiot studiów i analiz. Z pewnością wart też naszej mszy. Pod warunkiem, że stworzy się zgodną z rodzimym folklorem liturgię słowa.


W Niemczech, Francji, Włoszech, Anglii i dalej, gdzie tylko europejski wzrok sięga podejmowane są działania, których celem jest „kanalizacja i wodociągi”, a także wywieranie wpływu na inne rządowe decyzje i ustawodawcze rozstrzygnięcia. Zdecydowana większość unijnych polityków i europejskiego biznesu unika specyficzno-zamorskiej ideoterminologii. Miejsce dla niej, i to niemałe, rezerwują encyklopedie. Po prostu każda geografia ma swą własną siatkę pojęć. Nie znaczy to, że w Europie nie wykorzystuje się pewnych amerykańskich technik zarzucania sieci na ustawodawcze sztuki. Metody nęcenia zależą jednak i od gruntu, i od szlachetności ryby.


Na łamach „Decydenta” spotkać się można z poglądem, że „lobbing był w Polsce już drzewiej potrzebny i wówczas nazywano go antychambrowaniem”. Tak jak pewne jest, że to nie Eskimosi wynaleźli biegun – tak też pewne jest, że to nie Polacy są twórcami lobbingu, pod inną tylko nazwą. Stając na gruncie takiego „drzewiej”, wypada uznać, że pierwszą lobbowaną była Ewa. Wąż – lobbysta – reprezentujący szatańsko-grupowe interesy piekieł rozpoczął ziemską działalność od perswazyjnego sukcesu. Spowodował radykalne zmiany rajskiego ustawodawstwa. Powstał czyściec, pierwszy antichambre do nieba.


Słowo antichambre pojawia się w XVI w., a więc w tym samym czasie, co lobby. Czas ten sam – historia inna. Jest to okres, kiedy w Europie zaczyna się poszukiwać komfortu mieszkalnego. Antichambre oznacza izbę, z której wchodzi się bezpośrednio do pokoi biesiadnych i sypialni (jeśli wszędzie można lobbować to słowa lobby zyska później nowy sens dla króla Stasia z jego obiadami i pani Walewskiej z jej patriotycznymi wdziękami). W Luwrze Henryków II i IV pojawiają się przedpokoje, w których kurtyzany i petenci oczekują na przyjęcie i posłuchanie u króla lub u dworskich dygnitarzy. Przedpokoje Wersalu służą za sale jadalne w dniach, kiedy król spożywa posiłki publicznie. Porządek i przebieg spotkań reguluje rygorystyczna etykieta. Tego typu rolę odgrywają przedpokoje prawie do końca monarchii. Później kończą swój byt jako izby przyległe do pokoi i stają się pomieszczeniami, z których możliwy jest dostęp do wszystkich pomieszczeń apartamentu. Stają się więc raczej westybulami.


Antychambrować (fr. faire antichambre) to tyle, co oczekiwać, aż pan domu zechce nas przyjąć. Szerzej: to pomieszczenie sąsiadujące z apartamentem, biurem, w którym to pomieszczeniu zbiór petentów (osób ubiegających się o coś, usilnie starających się o coś, proszących, chodzących z czymś, np. za posadą) oczekuje na posłuchanie przez urzędnika (namiestnika, burmistrza itp.). Niewykluczone że prawdziwy (amerykański) lobbysta porównanie swej działalności z antychambrowaniem potraktowałby jako plaisanterie d’antichambre (pol. dowcip z magla).


A jednak i w słowie chambre odnaleźć można coś z zieleni. Ma ono grecki korzeń kam. Oznacza on wszystko, co w łuk wygięte, co zgarbione (por. kamel). Greckie kamara oznacza zaś sklepienie, izdebne, niebieskie i zielone (jako połączone korony drzew). Z tego rdzenia i szambelan, ale i kamerdyner jak też i francuski włamywacz (cambrioleur). Mówiąc krótko: związek lobbingu z antychambrowaniem to mniej więcej tyle, co związek amerykańskiej sali kongresowej z towarzyszami (La chambree to ogół mieszkańców tego samego pokoju, to dzielące izbę koleżeństwo, towarzystwo. Stąd właśnie camarade – towarzysz).


Nie bądźmy więc bardziej francuscy niż sami Francuzi i nie przypisujmy słowom znaczenia, którego nad Sekwaną nie mają i nigdy nie miały. Jeszcze chwila, a osoby ze słabą przegrodą nosową gotowe będą twierdzić, że antyszambrowanie to drzewiej szlachecka walka o czystość polskiego lobbingu.


Francuzi nie gęsi i radzą sobie z opisem zjawisk podobnych do tych, które gdzie indziej ze względu na swą specyfikę nazywa się lobbingiem. Radzą sobie też Niemcy. W tych to krajach tkwią przecież językowe korzenie słowa. Jak sobie te kraje radzą?


Językowe kulisy europejskiej ustawodawczej suflerki, kuluary semantycznego urabiania najstarszych parlamentów kontynentu – to miejsca, gdzie dalej tropione będzie lobby w odcieniu zieleni, a to w celu zdobycia wszelkich możliwych doświadczeń niezbędnych do stworzenia własnych metod profesjonalnego, perswazyjnego oddziaływania na treść i kształt polskiego ustawodawstwa.


Ryszard Grupiński

W wydaniu 9, maj 2000 również

  1. OKIEM SOCJOLOGA

    Bicz z piasku
  2. JAKA PŁACA?

    Widmo populizmu
  3. NAD SZPREWĄ

    Odsetki od odsetek
  4. RECENZJA

    Europejski niezbędnik
  5. SUPERMARKETY METRO AG

    Handel i integracja
  6. SUPERMARKETY METRO AG

    Handel i integracja
  7. DYPLOMACJA

    Proporcje składników
  8. DYPLOMACJA

    Proporcje składników
  9. SEJMOWE ŻYCIE

    Na dwóch etatach
  10. BLASKI I CIENIE

    Wszystko dla klienta
  11. DECYZJE I ETYKA

    Dwa rodzaje odpowiedzialności
  12. SZTUKA MANIPULACJI

    Makiawelizm
  13. PUNKTY WIDZENIA

    Trzeba mieć pomysł
  14. PUNKTY WIDZENIA

    Lobby na rzecz stabilizacji
  15. WIDZIANE Z WYSPY

    Irlandzki boom
  16. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    Królowa lobbystką
  17. SEMANTYKA

    Indiański bigos
  18. UMYSŁ LIDERA

    Szukanie rozwiązań
  19. REGULACJE LOBBINGU

    Państwo to ja
  20. PROSTO Z BRUKSELI

    W labiryncie
  21. POLSKA GOSPODARKA

    Atuty do wygrania