Established 1999

POLSKI NOWY ZŁOTY WIEK

5 listopad 2013

Tak, ale nie popadajmy w samozachwyt - 5.11

Czy Polska wkroczyła w Złoty Wiek? Niedawno opublikowane opracowanie ekonomisty Banku Światowego roztacza świetlaną wizję polskiej gospodarki w XXI wieku. Czy te projekcje mogą się sprawdzić? W latach 2003-2012 doganialiśmy unijną „piętnastkę” w tempie 3,3 punktu procentowego rocznie. Takiego tempa prawdopodobnie nie da się utrzymać. Jednak jego drastyczne zmniejszenie wydaje się zupełnie nieprawdopodobne.

Marcin Piątkowski nie przypadkiem zatytułował swoją analizę „Polski Nowy Złoty Wiek”. Rozpoczyna bowiem od porównania obecnego stanu Polskiej gospodarki do jej względnego poziomu rozwoju w XVI wieku. Za panowania ostatnich Jagiellonów przyszedł bowiem nie tylko szczyt znaczenia politycznego naszego kraju, ale także apogeum konwergencji, czyli doganiania bardziej rozwiniętych państw Europy Zachodniej. Wzrost dobrobytu zapewniały wtedy pokój z sąsiadami i rosnący za granicą popyt na polskie zboże. W kolejnych wiekach pokój zburzyły wojny ze wszystkimi sąsiadami (wyłączywszy rozdrobnione politycznie Niemcy) a nieefektywna struktura własnościowa w rolnictwie przeniosła się na systematycznie spadającą wydajność. W rezultacie PKB per capita w Polsce spadło z ok. 62 proc. średniej dla Europy Zachodniej w 1500 roku do ok. 58 proc. w 1700 roku.


 


Kolejne dekady przynosiły coraz szybsze względne pogorszenie naszego statusu materialnego. Polskę praktycznie ominęła pierwsza faza rewolucji przemysłowej. W 1870 roku względny dochód na mieszkańca na ziemiach polskich spadł do 45 proc. dzisiejszych krajów unijnej „piętnastki”. Od tego czasu nastąpiła pewna poprawa (pamiętamy „Lalkę” czy „Ziemię Obiecaną”), którą przerwała wojna, która skądinąd przyniosła nam niepodległość. II Rzeczpospolita niestety w doganianiu Zachodu nie pomogła – cieniem położył się na pewno kryzys z lat 30-tych, którego skutki Polska odczuła najboleśniej w Europie. Paradoksalnie pewną poprawę względnego dobrobytu przyniosła wojna – w jej wyniku zamieniliśmy biedne tereny na bogatsze, a Europa, zwłaszcza Niemcy, także przecież poniosła duże straty. W efekcie statystyki konwergencji się poprawiły – w 1950 roku dochód na mieszkańca w PRL sięgał połowy dochodu w Europie Zachodniej. Dalej jednak było pod tym względem znacznie gorzej. W toku PRL i w wyniku koniecznej restrukturyzacji gospodarki PKB per capita w relacji do najbogatszych krajów UE spadł w 1992 roku do nienotowanych nigdy w historii 28 proc.


 


Powrót Złotego Wieku


 


Lata 1992-2013 przyniosły pod tym względem bezprecedensowa poprawę. Po raz pierwszy od czasów Wokulskiego i Borowieckiego poprawa ta nastąpiła nie przez zubożenie sąsiadów tylko przez szybsze bogacenie się Polaków. Przez niecałe 25 lat udało się nam odrobić pięciowiekowe opóźnienie. W 2013 roku PKB per capita w relacji do Europy Zachodniej przebije poziom z 1500 roku. Co więcej, wszystko na to wskazuje, że tendencja ta będzie kontynuowana, dlatego zasadne jest mówienie o nowym Złotym Wieku. Pytanie tylko, czy dotychczasowe tempo doganiania Zachodu jest możliwe do utrzymania?


W latach 2003-2012 doganialiśmy unijną „piętnastkę” w tempie 3,3 punktu procentowego rocznie. Takiego tempa prawdopodobnie nie da się utrzymać. Jednak jego drastyczne zmniejszenie, co prognozują ośrodki oficjalne takie jak Komisja Europejska czy OECD, wydaje się autorowi opracowania zupełnie nieprawdopodobne. Przykładowo w latach 2010-2012 KE prognozuje konwergencję na poziome zaledwie 0.6 pkt. proc. PKB rocznie. Takie tempo, które w kolejnych latach ma jeszcze spaść nie gwarantuje dogonienia Zachodu nawet za 40 lat. Dlaczego rzeczywistość miałaby wyglądać lepiej od prognoz?


 


Atuty Polaków


 


Piątkowski podaje kilka ciekawych argumentów. Przytacza między innymi badania pokazujące, jak wraz z poziomem zamożności społeczeństw rośnie imigracja, co przekłada się na dodatkowe ręce do pracy pozwalające złagodzić problemy demograficzne. Ponadto uważa, że prognoza KE w niewystarczającym stopniu bierze pod uwagę dodatni wpływ funduszy strukturalnych UE, które w latach 2014-2020 znowu będą lały się do Polski szerokim strumieniem. Kolejnym argumentem jest stabilizacja prawna, którą przynosi prawodawstwo unijne oraz nadrzędna jurysdykcja Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Do tego dochodzi jeszcze jeden z najwyższych na świecie poziomów scholaryzacji młodzieży policealnej. Wśród osób w wieku 18-24 niemal 60% jest na studiach. Lepsza od nas pod tym względem pośród badanych krajów OECD jest tylko Islandia.


 


Na koniec Piątkowski dodaje, że postępująca w Polsce wymiana pokoleń także ma istotne konsekwencje dla wzrostu gospodarczego, które pomijają najprawdopodobniej oficjalne prognozy. Stopniowe odchodzenie z rynku pracy pokolenia wykształconego i wychowanego w PRL i jego zastępowanie przez nawykłe do gospodarki rynkowej roczniki z lat 80-tych i 90-tych doprowadzi do bardzo korzystnych przemian kulturowych. Miejsce roszczeniowości i apatii zajmą pracowitość i kreatywność.


 


Nie popadajmy w samozachwyt


 


Wszystko to brzmi pięknie i na pewno jest w tym sporo prawdy. Jednak Złoty Wiek Piątkowskiego zbytnio niestety przypomina historyczny Złoty Wiek, kiedy to szlachta z radością obserwowała jak chłopi zbierają zboże, które można będzie dobrze sprzedać w Holandii i wymienić na importowane towary. Inaczej mówiąc dobrobyt po prostu przyszedł sam i nie wymagało to z naszej strony wiele wysiłku. Tymczasem wyłączywszy unijną pomoc, którą przecież i tak trzeba mądrze wydać, wymienione czynniki wzrostu stanowią jedynie o potencjale Polski, nie przesądzając o możliwości jego realizacji. Analiza ekonomisty Banku Światowego w małym stopniu pochyla się nad zagrożeniami, zaś część przywoływanych w niej argumentów jest mocno na wyrost.


Przede wszystkim nie liczyłbym na jakiś znaczący napływ imigrantów do Polski. Zależność między dochodem a poziomem imigracji jest moim zdaniem pozorna. Liczy się bowiem względny a nie bezwzględny dochód. Emigrant stara się wyjechać do kraju, gdzie będzie mógł zarabiać relatywnie najwięcej. Póki Polska oferuje jedne z najgorszych warunków pracy w Europie, póty emigranci będą omijać nasz kraj szerokim łukiem. Oczywiście mogą nam pomóc inne czynniki, jak choćby podobieństwo kulturowe z naszymi wschodnimi sąsiadami. By jednak masowe otwarcie się na imigrantów ze wschodu było możliwe, trzeba przede wszystkim przekonać do tego UE.


 


Najlepsza edukacja w Polsce?


 


Drugą wątpliwą sprawą jest nasza przewaga konkurencyjna w edukacji. Tak się akurat złożyło, że zdystansowanie wszystkich krajów OECD oprócz Islandii dokonało się w dość specyficznej kategorii. Nasze zwycięstwo świadczy niestety bardziej o słabości niż o sile. Autor spojrzał bowiem tylko na jedną rubrykę tabeli dotyczącej edukacji policealnej, która mówiła o klasycznej teoretycznej edukacji akademickiej. Tymczasem jest jeszcze druga pozycja (edukacja typu B), która mówi o odsetku absolwentów studiów o nastawieniu praktyczno-technicznym, często o wiele lepiej przygotowujących do zawodu. Tych jest w Polsce bardzo mało – zaledwie 1 proc. Po zsumowaniu obu kolumn tabeli zachowujemy wprawdzie wysoką pozycję, ale już 9 krajów jest od nas lepszych.


 


Poza tym to, że znacząco wyprzedzamy Niemcy czy Szwajcarię nie wróży dobrze. Nie ma co się łudzić, że przeciętny Polak rodzi się dużo zdolniejszy od swojego kolegi z Zachodu. Być może jest jakiś racjonalny powód, że w tamtych krajach nie ma aż tylu absolwentów. Notabene Hiszpania też wyprzedza Niemcy, a bezrobocie wśród młodzieży wynosi tam 56%, zaś u naszych zachodnich sąsiadów 7,7 proc.


 


Wskaźnik scholaryzacji, moim zdaniem, nie powinien być zbyt niski, ale także nie zbyt wysoki. Wraz ze wzrostem odsetka absolwentów spada niestety jakość kształcenia. Na osoby o kiepskim wykształceniu teoretycznym nie ma zaś zapotrzebowania na rynku pracy. Zawodowców-praktyków kształcimy zaś bardzo niewielu. Edukacja jest więc nie tylko naszym atutem, ale i kolejną dziedziną wymagającą reform. A konieczna ich lista i bez tego jest długa. Począwszy od radykalnej poprawy funkcjonowania sądów i zwiększenia oszczędności narodowych, obejmuje uproszczenie systemu podatkowego, reformę finansów publicznych czy znalezienie sposobu na sfinansowanie olbrzymiego deficytu w ZUS, który pojawi się za kilka lat. Pod tym względem cenniejszym drogowskazem jest opublikowany w czerwcu Raport Hausnera. Chociaż z drugiej strony wizja nowego Złotego Wieku może stanowić atrakcyjną inspirację dla polityków do realizacji często niepopularnych reform.


MACIEJ BITNER


Główny Ekonomista
Wealth Solutions

W wydaniu nr 144, listopad 2013, ISSN 2300-6692 również

  1. MADE IN - GDZIE?

    Przedsiębiorcy sceptyczni - 27.11
  2. OSŁABIANIE POLSKI

    Emigracja rozdaje prezenty - 27.11
  3. KRONIKA BYWALCA

    Iran chroni środowisko - 22.11
  4. KOSMICZNY BIZNES

    Nieziemskie pamiątki - 19.11
  5. TEORIA INWESTOWANIA

    Akcje tylko z dywidendą? - 13.11
  6. XXII MLEKO EXPO

    Bieluch też tam był - 12.11
  7. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Kobieta z żelaza - 25.11
  8. POLSKI NOWY ZŁOTY WIEK

    Tak, ale nie popadajmy w samozachwyt - 5.11
  9. KOONS, HIRST, BASQUIAT

    Dobry rok dla sztuki współczesnej - 4.11
  10. I CO TERAZ?

    Aż do zdarcia płyty... - 21.11
  11. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Kwadratura trójkąta - 25.11
  12. LEKTURY DECYDENTA

    Neurotyczny Mrożek - 20.11
  13. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Piątek, 29.11 – Nic to
  14. SZTUKA MANIPULACJI

    (Wy)krętacze - 4.11
  15. OXFORD - AKADEMIA LIDERÓW

    Gdzie są Polacy? - 4.11
  16. PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ KOBIET

    Sukces w biznesie pisany szminką - 4.11