Established 1999

POLSKI LOBBING DO NATO (cz. 2)

3 marzec 2009

Cel określał skuteczność

Każde z wielu dziesiątków spotkań polskiego ambasadora z senatorami było wykorzystywane do lobbowania na rzecz rozszerzenia NATO. W osiągnięciu tego celu pomagały też wszystkie delegacje przyjeżdżające z Polski. Jednak, by to było możliwe, każda musiała przejść pewnego rodzaju szkolenia przed spotkaniami. Członkowie delegacji musieli wiedzieć, o czym z kim należy rozmawiać, jakich należy używać argumentów, czego unikać w rozmowie, by nie posiać ziarna niepokoju. Władze w Polsce się zmieniały, ale cele polityki zagranicznej i obronnej pozostawały takie same.


JAROSŁAW J. SZCZEPAŃSKI


 


Korespondencja z Waszyngtonu


 


W poprzednim odcinku red. Jarosław J. Szczepański pisał z Waszyngtonu o potrzebie lobbingu wśród amerykańskich senatorów, dziennikarzy oraz wybranych opiniotwórczych grup społecznych. Przytaczając fakty przekonywał, że działania dyplomatyczne polskiej ambasady i Polonii amerykańskiej były niezbędne i okazały się bardzo skuteczne – głosami 82 senatorów Kongres Stanów Zjednoczonych zaaprobował przyjęcie Polski do NATO.


 


„Polska grupa etniczna w Stanach Zjednoczonych umiejętności oddziaływania na politykę amerykańską i na amerykańskich polityków powinna się uczyć od mniej licznej, ale jakże sprawniejszej, nie tylko z racji na posiadanie wielkich pieniędzy, etnicznej grupy Żydów amerykańskich, czy nawet żyjących w Stanach Kubańczyków, którzy potrafią wywrzeć taki nacisk na Kongres, że nikt nie jest w stanie zmienić obowiązujących ustaw restrykcyjnych wobec komunistycznej Kuby” – uważa były szef Radia Wolna Europa, legendarny „kurier z Warszawy” Jan Nowak-Jeziorański, którego udziału w akcji organizowania poparcia dla polskiej sprawy w czasie kampanii na rzecz rozszerzenia NATO, nie można przecenić.


Lobbing jest niezbędny i legalny, acz dokładnie uregulowany prawem. Nie można jednak nigdy, szczególnie polskim politykom, zapominać o amerykańskiej specyfice. Trzeba ją dobrze znać, żeby wiedzieć, jak wielka jest w Stanach rola lobbingu. Ogromnej wagi Kongresu i jego wpływu na bieżącą politykę amerykańską nie podważy nikt, ale właśnie ta świadomość wymaga prowadzenia działań mających dopomóc w przekonaniu Kongresu, by zaangażował się w jakąś konkretną sprawę. Zdaniem specjalistów, nie ma na świecie takiego drugiego parlamentu, który by tak mocno oddziaływał na bieżącą politykę państwa i prezydenta. W Stanach Zjednoczonych nie wystarczą więc dobre kontakty z rządem. Niezbędne jest prowadzenie intensywnej pracy z Kongresem i z Izbą Reprezentantów. Jest to więc działanie obliczone na wielką skalę. Zanim dotrze się do kongresmanów, trzeba monitorować zachowania, obserwować tysiące ludzi i trzeba wiedzieć, jak można do nich trafić w każdej chwili. Kongres jest opleciony doradcami, zawodowymi lobbystami, a wszyscy mają swoje interesy. Ale nie można się było ograniczać tylko do Waszyngtonu. Polityka lokalna ma w USA ogromne znaczenie, a to wymusza ciągłe wyjazdy również nie tylko poza „wielki Waszyngton”, czyli poza Beltway, a więc obwodnicę, ale i do wielu amerykańskich stanów.


To niezwykle ważne działanie miało na celu zainteresowanie problemem i ułatwienie zrozumienia powodów i potrzeby rozszerzenia NATO. Chodziło przede wszystkim o to, by mając ograniczone możliwości działania i ograniczone środki, wykorzystywać wszystkie możliwości tak, by żaden ruch nie był strzałem w próżnię. Działania były więc prowadzone tam, gdzie trzeba było pozyskiwać uwagę różnych polityków i obywateli, bo nie było dla sprawy wystarczającego zrozumienia, albo tam, gdzie trzeba było konsolidować, bowiem od przekonania kogoś o słuszności naszej sprawy do zaangażowania go w pozyskiwanie senatorów droga jest jeszcze daleka i wymagająca wielkiej pracy. Czyli niezbędna jest koncentracja i selektywność. Podobnie było w działaniach na szczeblu centralnym. O tym, że polskie działania były skuteczne, świadczy liczba 19 stanowych rezolucji na rzecz rozszerzenia NATO o Polskę. Takie rezolucje pomagały władzom stanowym, którym było łatwiej prowadzić kampanię na rzecz rozszerzenia NATO.


Metody działania były różne: od wywierania presji, poprzez przypominanie, naciskanie. Korzystano z kolejnych kampanii wyborczych (co dwa lata), wychwytywano elementy dobrych koncepcji, starano się eliminować złe, niekorzystne dla polskiej racji stanu pomysły. Zrodziła się bowiem idea, żeby przyjęcie do NATO połączyć z wejściem państwa kandydującego do Unii Europejskiej. O tym nowym pomyśle strona polska dowiedziała się w czasie …meczu piłkarskiego rozgrywanego między młodymi pracownikami Departamentu Stanu, Pentagonu i ich znajomymi. Dzięki wcześniejszej wiedzy o tej inicjatywie, udało się przedsięwziąć akcję uprzedzającą tak, by nie dopuścić do realizacji tego niekorzystnego dla Polski zamierzenia. Mecze były zresztą niezłym źródłem wielu interesujących informacji. Chwytano się wszelkich sposobów, nawet najbardziej egzotycznych.


Cały czas prowadzona była akcja wysyłania do poszczególnych senatorów dziesiątków listów z różnymi gratulacjami i podziękowaniami za zainteresowanie polską sprawą. Chodziło o to, by wciąż im przypominać o deklaracji, o rozmowie, o sprawie. W Stanach Zjednoczonych co dwa lata zmienia się jedna trzecia składu Senatu. To więc wymagało wnikliwego obserwowania kampanii wyborczej w 1996 roku i kształtowania odpowiadającej polskim interesom opinii kandydatów na senatorów, a później już senatorów. Używano różnych argumentów, które zawsze były wcześniej starannie przygotowywane. I tak, na przykład, jeden z senatorów „przypadkiem” w czasie rozmowy z przedstawicielem polskiej ambasady dowiedział się, że jego babka pochodziła z poznańskiego. Senator tak się ucieszył z tej informacji, że stał się gorącym orędownikiem rozszerzenia NATO o Polskę.


W stosunkach z Senatem stosowano działania pośrednie i bezpośrednie. Rola senatorskich doradców – staffersów – jest ogromna. Wielu z senatorów całą swoją wiedzę w poszczególnych sprawach czerpie tylko i wyłącznie z tego, co przekażą im ich staffersi. Konieczne było więc docieranie do tych właściwych i skuteczne na nich oddziaływanie. W tym celu co roku organizowane było przez polską ambasadę zgromadzenie „właściwych” staffersów. Później, kiedy już było wiadomo, że będą kolejni przekonani, pracowano na „rozgrywających”. To – jak uczy doświadczenie – jest najlepsza metoda oddziaływania na senatorów.


Każde z wielu dziesiątków spotkań polskiego ambasadora z senatorami było wykorzystywane do lobbowania na rzecz rozszerzenia NATO. W osiągnięciu tego celu pomagały też wszystkie delegacje przyjeżdżające z Polski. Jednak, by to było możliwe, każda musiała przejść pewnego rodzaju szkolenia przed spotkaniami. Członkowie delegacji musieli wiedzieć, o czym z kim należy rozmawiać, jakich należy używać argumentów, czego unikać w rozmowie, by nie posiać ziarna niepokoju. Władze w Polsce się zmieniały, ale cele polityki zagranicznej i obronnej pozostawały takie same. Niezbędne jednak było pilnowanie , by – mimo zmiany rozmówców ze strony polskiej, a co najważniejsze zmiany ich politycznego usytuowania – argumenty były jednakowe.


Osobnym problemem było nastawienie Rosji do poszerzenia NATO. Po raz pierwszy od wielu lat stosunki administracji waszyngtońskiej z Kremlem były względnie dobre i nie wszystkim Amerykanom podobało się podnoszenie przez Polaków zagrożenia suwerenności Polski ze strony Rosji. Takie argumentowanie powiększało jedynie liczbę punktów zapalnych w kontaktach Rosji z USA. NATO było jednak cały czas postrzegane jako wehikuł integracji z Zachodem. W styczniu 1995 r. ogłoszono 10 punktów warunkujących poszerzenie NATO, stwarzając szansę ułożenia nowych stosunków z Rosją – nowych również i dla Polski.


Jednak nie wszystko było poukładane jak w szwajcarskim zegarku. Większość spraw dojrzewała na bieżąco. Ciągła presja, zmieniające się elementy koncepcji amerykańskich, stały udział w debatach, kształtowanie opinii publicznej i politycznej, jednocześnie dbałość o wizerunek Polski – to były sprawy bieżące wymagające działań albo zapobiegawczych, albo wystosowywania odpowiedzi, wyjaśnień. Dziś trudno jest powiedzieć, ile akcji „przeciwko” udało się zdusić w zarodku, trudno jest powiedzieć, ile nieprzychylnych Polsce artykułów nie ukazało się dzięki skutecznym i wyprzedzającym interwencjom.


Działano zadaniowo obserwując i pracując z różnymi grupami – z prasą nie tylko waszyngtońską, ale i nowojorską (co było dużo trudniejsze), ze środowiskami żydowskimi, z Pentagonem. Na rzecz lobbingu pracowali wszyscy zatrudnieni w polskiej ambasadzie. Dysponowano małymi pieniędzmi, ale udawało się pozyskiwać niezbędne środki spoza budżetu Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Najważniejsze, zdaniem moich rozmówców nie tylko wśród pracowników polskiej ambasady w Waszyngtonie, było postępowanie systematyczne, uporządkowane, skoordynowane.


Pamiętać trzeba, że sytuacja w kraju przez te lata nie była stabilna. Sprawa premiera Józefa Oleksego zamroziła posuwanie się rozszerzenia o pół roku. „Byliśmy zdani na siebie, a nie na instrukcje z kraju” – powiedział mi jeden z „rozgrywających” pracowników polskiej ambasady, dodając, że – na szczęście – opinie z Waszyngtonu były wysłuchiwane w Warszawie. Na pytanie, co było najbardziej stresującego w tym okresie, usłyszałem: „Poza stosunkami polonijno-żydowskimi drugi nerwowy obszar to właśnie współpraca z krajem, ciągły lęk, żeby ktoś czegoś świadomie, czy nieświadomie, nie zepsuł.”


Niezbędne więc było posiadanie drożnych ścieżek dojścia do ludzi zajmujących się poszczególnymi sprawami i tematami. W Stanach Zjednoczonych powodzenie wielu zamierzeń zależy od kontaktów osobistych. Takie nieformalne „dojścia” mają dużo większe znaczenie niż w Europie. Partner musi mieć zaufanie, trzeba je więc wzbudzić, zazwyczaj można to zrobić tylko poprzez kontakty osobiste. Później już wystarczy czasem wysłanie krótkiego faksu, żeby móc jakąś sprawę załatwić. Konstrukcja przekazywanego komunikatu musiała być tak przygotowana w kształcie, treści i formie, by był nie tylko zrozumiały, ale i odpowiadający przyzwyczajeniu amerykańskiego odbiorcy. Konieczne było więc zaapelowanie do amerykańskich wartości oraz amerykańskich interesów. Treść przekazu musiała być spójna, krótka i wyważona. W Stanach Zjednoczonych mówi i pisze się krócej niż w Europie, używa się skrótów myślowych i tak musiały być skonstruowane nasze przesłania.


Skuteczność polskich działań lobbingowych była możliwa dzięki, wcale nie oczywistej, jedności poglądu Polaków na przystąpienie do NATO. Udało się też zebrać, często rozproszone, ale skoordynowane ze sobą grupy entuzjastów, którzy za punkt honoru postawili sobie pokazanie Amerykanom i światu, że Polacy potrafią się zjednoczyć wokół istotnych spraw określanych mianem racji stanu. Pokazaliśmy też, że potrafimy uprawiać skuteczny lobbing.



 


Jarosław J. Szczepański


Waszyngton


 


 

W wydaniu 2, październik 1999 również

  1. WIDZIANE Z BRUKSELI

    Spontaniczność kontrolowana
  2. ODKRYWANIE LOBBINGU

    Skomplikowana materia
  3. JAK ZOSTAĆ LOBBYSTĄ?

    Rzecz o edukacji
  4. LOBBING W UE

    Europeizacja w Brukseli
  5. STATYSTYKI I SONDAŻE

    Postrzeganie lobbingu w Polsce
  6. AMERYKAŃSKA LIGA LOBBYSTÓW

    Teoria i praktyka
  7. JAK TO ROBIĄ NAD RENEM

    Jedność partii, rządu i lobby
  8. AMERYKAŃSCY SUPERLOBBYŚCI

    Kim są?
  9. WIELKA BRYTANIA

    Jakie wnioski z lobbygate?
  10. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    14 pokoi w Wirginii
  11. SZTUKA MANIPULACJI

    Bezinteresowni?
  12. DECYZJE I ETYKA

    Gaudeamus igitur!
  13. DYPLOMACJA

    Siła w jedności
  14. STANOWISKO

    Zakaz reklamy tytoniu
  15. SZKOŁA LIDERÓW

    Od przywództwa do lobbingu
  16. OPINIA

    Supermarkety w niedzielę
  17. POLSKI LOBBING DO NATO (cz. 2)

    Cel określał skuteczność
  18. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Psychologia polityczna
  19. WYZNANIE POSŁA

    Byłem skutecznym lobbystą
  20. LITERA PRAWA

    Lobbing a dostęp do informacji
  21. LOBBING STOLICY

    Potrzebny kontrakt