Established 1999

POLSKI HANDEL

9 grudzień 2007

Prawda o rynku

Państwo powinno gospodarke regulować, także procesy konkurencji, ale najgorsze, co obu partnerom może się przydarzyć, to działanie szkodzące silnym, podjęte z nadzieją na polepszenie pozycji słabszych. Ci silniejsi po prostu wejdą w obszary, które są rynkowym azylem dla słabszych. Restrykcje nie popłacają gospodarkom narodowym. Kraje bogate, które je kiedyś wprowadziły, dziś szybko od nich odchodzą.


Dr MARIA ANDRZEJ FALIŃSKI



Polski handel rozwija się równomiernie, nadążając za rozwojem sektora produkcyjnego, w znacznym stopniu stymulując go. Polski konsument doświadczył rewolucji w dostępie do produktów, ale także doświadczył wielkiej przemiany wewnętrznej, stając się konsumentem świadomym i wymagającym. Ma on do dyspozycji wszystkie formaty i koncepcje handlowe, które równomiernie rozwijając się nadążają za rosnącym i jakościowo różnicującym popytem.


Wspólnym mianownikiem polskiego rynku detalicznego jest modernizacja, w której uczestniczą wszystkie koncepcje i formaty handlowe. Jest ewenementem, znajdującym być może odpowiednik w Hiszpanii, że silna konkurencja stymuluje równomierny rozwój wszystkich rodzajów detalu, od tradycyjnego, po organizacje sieciowych gigantów – wystarczy sięgnąć do badań – np. rocznych raportów IRWiK , badań niezależnych instytutów (np. AC Nielsen, GfK, AT Kearney, Kinoulty Research, PBS itp ).


Żaden ze wspomnianych rodzajów handlu nie dominuje, ani też nie wykazuje symptomów wystąpienia takiej dominacji w przyszłości. Póki co, jest miejsce dla wszystkich. Sektor handlu, doświadczając rozwoju nowoczesnej dystrybucji, jednocześnie jest świadkiem rozwoju mniejszych form organizacyjnych. W samym zaś środku nowoczesnej dystrybucji zachodzą procesy równoważące siły rynkowe różnych uczestników gry o handel. Z jednej strony nastąpił intensywny, ale ostatnio tracący gwałtownie dynamikę, rozwój wielkich obiektów typu hipermarket. Ale z drugiej strony, dzięki wykorzystaniu nisz regionalnych i lokalizacyjnych, rozwija się multum nowoczesnych sklepów o tradycyjnej i samoobsługowej formule pracy, działających w sieci lub indywidualnie.


Warto też pamiętać, że ponad połowa obiektów formuły supermarketowej należy do firm polskich. Obawy więc, że małe sklepy są spychane z rynku jakoś nie potwierdzają się, a teza o dominacji inwestorów zagranicznych nie potwierdza się również jako ogólna zasada.


Prawda o polskim rynku jest taka: oto mamy ok. 45% rynku w rękach dystrybucji przez tzw. kanały nowoczesne, zaś ok. 30% owego quantum przechodzi przez firmy o polskim kapitale. Faktem jest, że w formacie hipermarketu dominują firmy z zewnątrz, ale nie ma już tego zjawiska w formacie supermarketu i sklepu osiedlowego. Zresztą, w zakresie wyolbrzymionej roli hipermarketu na polskim rynku właściwe spojrzenie przywracają liczby: 5,3 tych sklepów na 1 mln mieszkańców w Polsce, odpowiednio 8,5 w Hiszpanii, 19,1 w Czechach, 8,9 w Austrii, 10,2 we Włoszech, 18,4 w Szwecji, 20,2 w Niemczech, 21,0 we Francji, itd. Jedynie Grecja i Holandia mają mniejsze wskaźniki (odpowiednio 4,1 i 3,3). Owszem, dynamika rozwoju dużych sklepów jest większa od średniej sektorowej, ale powód tego jest oczywisty – po prostu ich nie było i w ciągu dekady nadrobić trzeba było to, co nie mogło stać się w czasach PRL.


Nasycenie rynku dystrybucji odbywa się poprzez wszystkie formaty, a efektywność niezbędna w konkurencji na wolnym rynku wymusza działania konsolidujące organizmy handlowe na wszystkich powierzchniach. Bądź zmusza do innych działań modernizujących – czy to do zajęcia niszy, czy też do wyprofilowania oferty pod oczekiwania niespełnialne na dużej powierzchni lub w ramach wielkiej sieci obiektów mniejszych. Handel osiągnął więc wiele. Wchłonął ogromne inwestycje (ok. 18 mld dol.) i nie zasłużył sobie na “dłubanie” w prawie, które ma pozwolić na łamiące zasady konkurencji i prawa gospodarczego stworzenie przywileju dla zrobienia szybkiego interesu na posiadanym majątku przez bardzo niewielu, a narazić rzesze drobnych firm na bankructwo. Chodzi o ustawę o tworzeniu i działaniu wielkoppowierzchniowych obiektów handlowych.


Wielokrotnie, także na stronach DECYDENTA, opisano mechanizm skutków wprowadzenia limitu 400 m kw. jako granicy od której zaczyna się biurokratyczna ścieżka zdrowia dla inwestorów. Wielokrotnie też wskazano na zabójczą w skutkach ekspansję wielkich inwestorów zagranicznych i polskich w sferze małych sklepów, które, jako zintegrowane, wielotysięczne sieci dyskontów i sklepów osiedlowych, zmiotą z rynku firmy słabsze, w tym także drobne sieci regionalne. Ustawa, jeśli komukolwiek będzie służyć, to na pewno nie tym, którym służyć ma w myśl “Uzasadnienia” proponowanej ustawy.


Poza tym, chodzi też o zasady gry wymagane przez Konstytucję RP i traktaty międzynarodowe, do których Rzeczpospolita Polska suwerennie przystąpiła i swą konstytucją respektowanie ich gwarantuje. Tu nie chodzi tylko o formalizm, ale o powagę, czy też – sięgnąć po odrobinę patosu – Majestat Rzeczypospolitej. Ku niemu z pewnością odwołał się 1 czerwca 2007 r. Senat RP, odrzucając ustawę zaproponowaną przez Sejm RP. Miał po temu pełną wiedzę, gdyż zarówno Kancelaria Senatu, jak i opinie organizacji gospodarczych jednoznacznie wskazały na niekonstytucyjność i sprzeczność z prawem europejskim – tę ostatnią zresztą stwierdza opinia UKIE, czyli organu odpowiedzialnego za badanie wszystkich projektów legislacyjnych właśnie pod tym względem. Środowisko handlu (nie całe, bynajmniej) przyjęło ów fakt z nadzieją, ale sprawa wraca do Sejmu, gdzie, jak wiadomo, ustawa może zostać przywrócona do istnienia, wbrew oczywistym wadom prawnym i ekonomicznym.


Gwoli zatem przestrogi i przypomnienia warto zauważyć, że:




  1. Opinia UKIE jest jednoznacznie przeciwna ustawie – po prostu TWE nie da się z nią pogodzić, podobnie, jak tzw. Dyrektywa Usługowa. Skutki uporu legislacyjnego (uzasadnionego bardzo partykularnym, nawet “prywatnym” interesem niektórych jego adherentów) będą dla Polski bardzo przykre. Po prostu Komisja Europejska zastosuje procedurę infringement (zaskarżenie) i – jeśli nasz kraj nie zastosuje się do postulatów Komisji – nastąpi proces przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości, jak stało się to w analogicznym przypadku we Francji. Nie są też trafne interpretacje niektórych parlamentarzystów, że do roku 2009, kiedy to kończy się okres implementacji Dyrektywy Usługowej, można ferować przepisy sprzeczne z nią – zakazuje tego art. 15 Dyrektywy, do którego odsyłam. Tymczasowość restrykcji jest równie nielegalna, jak ich “zręczne” zniesienie przed rokiem 2009.



  2. Konstytucja też nie “chce” pozwolić na to prawo. Opinie ekspertów niezależnych, m.in. Kancelarii SPCG i Kancelarii Senatu RP, nie pozostawiają wątpliwości: art.20, 22, 32 i inne zostały postawione w sprzeczności z tekstem ustawy. Ale to nie wszystko. Walor pryncypialny mają art. 87 i 91, nakazujące stosowanie zawartych traktatów w sposób bezpośredni lub poprzez akty ustawowe, niesprzeczne z nimi. Czy Sejm RP zamierza wypowiedzieć TWE i odmówić implementacji wynegocjowanej i przyjętej Dyrektywy? Nie sądzę, gdyż kryterium podstawowym i wchodzącym tu w grę jest międzynarodowy prestiż Polski, jej wiarygodność i fundamentalne interesy, realizowane właśnie poprzez członkostwo w Unii Europejskiej, która ma prawo wymagać szacunku do swego prawa obowiązującego m.in. w Polsce. Jakby to patetycznie nie brzmiało – chodzi o powagę suwerennego Państwa Polskiego.



  3. Załóżmy jednak, że ustawa “przechodzi” przez odrzucający stanowisko Senatu Sejm. Naturalną koleją rzeczy trafia do Prezydenta Rzeczypospolitej, który może ją podpisać, a wtedy bierze na siebie odpowiedzialność za prawo niezgodne z Konstytucją na straży której stoi, może zapytać Trybunał Konstytucyjny o opinię w sprawie konstytucyjności ustawy, może jednak zastosować veto lub – co czynione było rzadko – odesłać Sejmowi do dokonania poprawek. Tak czy inaczej, nie odbiera uchwalenie tej ustawy przez Sejm możliwości zatrzymania jej wejścia w życie. W ostateczności, gdy organy państwa zawiodą handlowców, sami mogą zaufać sądowi, kierując ustawę do Trybunału Konstytucyjnego i notyfikując Komisję Europejską o powstaniu prawa godzącego w europejskie acquis. Dotychczasowe opinie zawodowych prawników, stąd – czyli z Polski, i stamtąd – czyli z Unii, nie pozostawiają wątpliwości, że nadzieja na pozytywny wynik nie będzie płonną.


Na koniec znowu nieco ekonomii i polityki gospodarczej. Wygrywają na rynku najlepsi, słabsi zaś odpadają z gry rynkowej, przekazując zasoby trwałe nowemu właścicielowi (handel przecież żyje, rozwija się). Nie jest bowiem tak, że liczba bankructw to zarazem liczba zlikwidowanych obiektów! Upadają lub rezygnują duzi i mali, a rynek żyje dalej. Państwo powinno gospodarkę regulować, także procesy konkurencji, ale najgorsze co obu partnerom może się przydarzyć, to działanie szkodzące silnym, podjęte z nadzieją na polepszenie pozycji słabszych. Ci silniejsi po prostu wejdą w obszary, które są rynkowym azylem tych słabszych. O wiele lepiej jest pomagać słabszym – ileż tu rzeczy jest do zrobienia! Można skierować strumień pieniędzy publicznych na tworzenie infrastruktury handlu, zredukować opłaty za najem obiektów komunalnych (i inne, a uciążliwe opłaty), dać gwarancje dla tanich kredytów, systemu umorzeń, itp. Inni, np. Hiszpanie czy Portugalczycy tak zrobili i jakoś sobie radzą, bez ideologicznego rozdzierania szat, a także bez tworzenia możliwości legislacyjnego promowania pomysłów na szybkie wzbogacenie się niektórych przedsiębiorców na nienaturalnej zwyżce cen ich obiektów, które staną się dzięki restrykcjom chwilowo droższe.


Restrykcje nie popłacają gospodarkom narodowym. Doszli do tego wniosku ci, którzy je wprowadzili w krajach dużo od Polski bogatszych (Niemcy, Francja) i dziś od nich szybko odchodzą. Nie pozwalają też na powstawanie nisz szybkiego “robienia” pieniędzy, blokującego tych uczestników rynku, którzy wyłożyli ogromne środki inwestycyjne. Liczy się też wiarygodność kraju.


W wydaniu 71, czerwiec 2007 również

  1. DECYZJE I ETYKA

    Caux Round Table Polska
  2. SPOŁECZEŃSTWO INFORMACYJNE

    Czas wiedzy
  3. ISTOTA MARKI

    Subtelna gra
  4. LOBBING W BRUKSELI / LOBBYING IN BRUSSELS

    Godzenie interesów
  5. NASZ LOBBING W BRUKSELI

    Walka o wódkę
  6. LOBBING WÓDCZANY W BRUKSELI

    Do śledzika
  7. PRAWO O LOBBINGU W UE

    Przejrzystość decyzji
  8. HISTORIA

    Potrzebny dystans
  9. PODGLĄDANIE LOBBINGU

    Brak marchewki
  10. OD REDAKTORA

    Warto być
  11. RELACJE PUBLICZNE

    Bez twarzy
  12. BEZPIECZEŃSTWO

    Wojna polsko-polska
  13. ESPERANTO

    Język przyszłości
  14. SZTUKA MANIPULACJI

    Uwdzięcznienie
  15. BIBLIOTEKA D & DM

    Machiavelli w Brukseli
  16. POLSKI HANDEL

    Prawda o rynku