Established 1999

POLSKA DROGA DO UE

22 maj 2008

Przyszła kryska na Matyska / The chicken have come flocking home to roost

To, że Polska pod wieloma względami nie jest normalnym krajem i przystosowanie będzie wymagało wysiłku, było od dawna podejrzewane w wielu kręgach, a ostatnio te przeczucia przekształciły się w raczej chłodną pewność. Dlatego właśnie pracownicy Komisji w Brukseli będą od tej pory dyktować surowe zasady gry, przy stanowczym poparciu przedstawicielstwa UE w Warszawie, które wyczerpało swoją cierpliwość dla zachowania większości polskich polityków, z ministrami na czele.



RICHARD COTTRELL



Europa i jej konsekwencje są już tutaj.


Polska odegra rolę pierwszego kraju w historii Unii Europejskiej, który zostanie ukarany za łamanie zasad Wspólnoty jeszcze przed wejściem do klubu.



Przeciek listu z Brukseli, upominającego Ministerstwo Rolnictwa za nieprzystosowanie rzeźni i mleczarni do standardów unijnych, nie zaskoczył nikogo, kto choćby przez krótki czas miał okazję zapoznać się z pracą służby cywilnej w Polsce. To ośmiornica rozrośnięta do monstrualnych rozmiarów, która nie zauważyła jeszcze zmiany systemu po 1989 roku i obradach Okrągłego Stołu, cóż dopiero wymagać zrozumienia tajemnic Unii Europejskiej. Gdyby nie było to tak tragiczne, można by to uznać za zabawne. Ale nie jest zabawne, nie tak naprawdę, że administracja publiczna nie zdołała zrobić nic, nie tylko w ciągu miesięcy, ale mając na to lata, aby przekształcić Polskę w nowoczesne państwo.


Czy tylko urzędnicy, których całe zastępy bardziej przeszkadzają niż pomagają w zarządzaniu krajem, są tu winni? Oczywiście że nie. Wina, jak zawsze, leży po stronie polityków, którzy mają jeszcze bardziej mgliste pojęcie o skutkach członkostwa w UE. Do legend przechodzą opowieści o politykach, którzy ze swadą twierdzą, że mają informacje z pewnego źródła (czyli z własnej głowy lub od rządowych prawników), że członkostwo w Unii jest jak wybór z karty dań i że Polska może decydować, które z Unijnych obszarów i rozwiązań zamierza wprowadzać, a których nie. Poza tym nic w Polsce nie dzieje się nagle, i nawet sławne hiszpańskie “maniana” niesie w sobie więcej nadziei na urzeczywistnienie planów niż polskie “jutro”. Plany rządowe także są realizowane bez pośpiechu, jeśli w ogóle się materializują. Jest to jedna z przyczyn bieżącego kryzysu na linii Bruksela – Ministerstwo Rolnictwa.


Służba cywilna w Brukseli starała się już od jakiegoś czasu rozwiać polskie ambitne i, niestety, beznadziejnie romantyczne nadzieje związane z członkostwem w Unii. Parlament Europejski potrzebował znacznie więcej czasu, żeby zrozumieć polskie realia i nawet podczas majowego spotkania centroprawicowych parlamentarzystów w Warszawie, wciąż głośno było o tym, jak wiele świat zawdzięcza “Solidarności”. Natomiast pracownicy Komisji, którzy w krajach przystępujących do Unii starają się wypełnić zadania umożliwiające rzeczywistą integrację, straszą się nawzajem wizją polskiej służby cywilnej wokół nich i tym, jak polscy ministrowie będą się zachowywać podczas obrad Rady Ministrów.


Pierwsza kolizja między UE a Polską jest konsekwencją, co było do przewidzenia, braku pośpiechu we wprowadzeniu w życie programów związanych z rolnictwem, a zwłaszcza wymagań sanitarnych w rzeźniach. Ale mniej więcej w tym samych czasie przyszło drugie ostrzeżenie: Polska musi wprowadzić przepisy acquis communitaire do prawa krajowego w ciągu najbliższych 5 miesięcy, inaczej grożą jej poważne konsekwencje. Trzeba przy tym pamiętać, że “broń masowego rażenia”, czyli list skierowany do Ministerstwa Rolnictwa, powinien być tajny, a jednak media natychmiast dowiedziały się o jego treści – z wielu przyczyn.


Przedstawiciele Ministerstwa nabrali wody w usta, a następnie zastosowali jedyny bluff, jaki znają, czyli “nie było żadnego listu” – mając nadzieję, że burza przejdzie bokiem. Czemu nie, skoro tak się zawsze dzieje tutaj, to dlaczego w Brukseli podobnie sprawa nie miałaby się rozejść po kościach? Trudna do wyobrażenia jest przestrzeń, porównywalna z odległościami w kosmosie, między mentalnością polskiej służby cywilnej, zamkniętej w sobie i często ksenofobicznej, a sprawną maszyną w Brukseli, która składa się z przedstawicieli różnych nacji. Te dwie grupy niemal się nawzajem nie rozpoznają, a kiedy przyjdzie im stanąć twarzą w twarz, dla obu stron to będzie szok.


To, że Polska pod wieloma względami nie jest normalnym krajem i przystosowanie będzie wymagało wysiłku, było od dawna podejrzewane w wielu kręgach, a ostatnio te przeczucia przekształciły się w raczej chłodną pewność. Dlatego właśnie pracownicy Komisji w Brukseli będą od tej pory dyktować surowe zasady gry, przy stanowczym poparciu przedstawicielstwa UE w Warszawie, które wyczerpało swoją cierpliwość dla zachowania większości polskich polityków, z ministrami na czele.


Porażka w dziedzinie rolnictwa była przewidywalna, mimo tego, że wymagane programy nie były skomplikowane i nie powinny były nastręczać prawdziwych trudności. A jednak nie, cała sprawa musiała zostać upolityczniona, a Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa zamieniła się w cyrk. A przecież nie sposób nie wytknąć roli Jarosława Kalinowskiego, który jako minister rolnictwa był ostatecznie odpowiedzialny za postęp prac w tej dziedzinie. Niestety na pierwszym planie minister stawiał swoją rolę lidera PSL i ambicje polityczne. Kalinowski nie jest głupcem, ani nie jest niekompetentny, ale dla niego, podobnie jak niemal dla wszystkich jego byłych kolegów w rządzie, Europa oznacza transfer funduszy do Polski – a w przypadku jego samego – do tej grupy wyborców, z której pochodzi jego polityczne poparcie.


Naturalnie wszyscy politycy w rządach państw należących do Unii rozgrywają podobną grę w interesie swoich krajów. Ale co jest wyjątkowe dla Polski, to brak świadomości wśród polityków (i służby cywilnej), że od momentu przystąpienia Polska będzie miała obowiązki wobec pozostałych 24 członków UE, wspólną politykę w wielu dziedzinach, która została wypracowana przez niemal połowę stulecia istnienia Unii oraz tego, że przepisy unijne i jej polityka niemal zawsze przeważają nad prawem krajowym i interesami narodowymi.


Zarówno politycy, jak i administracja w Brukseli, zaczęli zauważać brak koncentracji i długotrwałego zainteresowania jakimkolwiek tematem, które charakteryzują przybyszów z Polski. Należy dodać, żeby nie być oskarżonym o niesprawiedliwość, że ta uwaga dotyczy także innych państw przystępujących do Unii.


Powszechny jest brak przygotowania, który polega na nie czytaniu dokumentów lub ich pobieżnym przejrzeniu. Ku zdumieniu strony unijnej polscy politycy i negocjatorzy zadają pytania, odpowiedzi na które powinni od dawna znać. Specyficzny dla Polaków jest brak świadomości, że prawo unijne będzie ważniejsze niż duże obszary prawa krajowego, z wyjątkiem tych ustępstw, które zostały wynegocjowane, oraz tych obszarów, którymi Unia się nie zajmuje (jeszcze nie). Dla przykładu pomysł, że Parlament w Strasburgu nie ma prawa omawiać kwestii aborcji, wielu parlamentarzystom europejskim, którzy mają słabość do kwestii społecznych, wydaje się zaściankowy.


Trzeba przyznać, że wiele z tych problemów było nie do uniknięcia. Zawsze było wątpliwe, jak sensowny jest “wielki wybuch”, jakim jest zbliżające się rozszerzenie Unii jednocześnie o dziesięciu nowych członków, z których ośmiu ma za sobą szkody wyrządzone przez system socjalistyczny. To będzie bolało. A przecież była alternatywa, jaką było przygotowanie nowych krajów do pełnego członkostwa przez przyjęcie ich na trzy, cztery lata do “przedszkola”, czyli Europejskiej Strefy Gospodarczej (EEA). Tam podstawowe zasady odpowiedzialności w obrębie wspólnoty mogłyby “wejść w krew” poszczególnym nowym członkom, a zwłaszcza Polsce, która jest największym z krajów przystępujących do Unii. Poniewczasie uznaje się, że taki tryb powinien być zastosowany, ale teraz jest już za późno.


Wejście do Unii nastąpi w momencie dla Polski szczególnym, kiedy naród wykazuje oznaki zniechęcenia i zamiar odejścia od rozwiązania narzuconego przez porozumienia Okrągłego Stołu, które nie spełniły oczekiwań. Wyczerpująca lista skandali, które dotykają teraz niemal wszystkich osób publicznych, zniechęciła społeczeństwo do tego stopnia, że “rządy” Brukseli mogą się wydawać lepsze od kontynuacji niekończących się oskarżeń i kalumnii. Bieżące polityczne struktury muszą się załamać, co nastąpi prawdopodobnie niemal równocześnie z wejściem do UE.


Proces zastępowania ich czymś nowym może być nawet większym wyzwaniem, niż to, które stawia Unia Europejska.



Richard Cottrell

W wydaniu 45, czerwiec 2003 również

  1. EKONOMIA I POLITYKA

    Sarmacka przekora
  2. NIEUCZESANE REFLEKSJE

    Proste, jak konstrukcja cepa
  3. DYPLOMACJA

    Znak firmowy
  4. RECYKLING

    Puszka to jest to!
  5. TROSKI PRZEDSIĘBIORCY

    Kreator bezrobocia
  6. OD REDAKTORA

    Nieprzewidywalni
  7. SUROWCE

    Gazowe meandry
  8. DLA UNII - TAK

    Wybór dla środowiska
  9. PUNKTY WIDZENIA

    Trudny próg
  10. PUNKTY WIDZENIA

    Poczucie równości
  11. SZTUKA MANIPULACJI

    Finezja sugestii
  12. POLSKA - UNIA EUROPEJSKA

    Test dojrzałości
  13. DUCH CZASU

    Klawiatura wyborcza
  14. POLSKA W IRAKU

    Um Kasr - sen o potędze
  15. POLSKA - UNIA EUROPEJSKA

    Tylko dialog
  16. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    Izrael i Tunezja: miękki lobbing
  17. ANGLICY W POLSCE

    Mantra dla rządu / Investment climate
  18. AMERYKANIE W POLSCE

    Zegar tyka
  19. POLSKA DROGA DO UE

    Przyszła kryska na Matyska / The chicken have come flocking home to roost
  20. DECYZJE I ETYKA

    TAK w referendum
  21. PKN ORLEN

    Już jesteśmy w Unii Europejskiej