WIATR OD MORZA
Nadchodzi Nowy Świat
Zrządzeniem losu znalazłem się tym razem w Warszawie w czasie obchodów 11 listopada – pisze Sławomir J. Czerniak. więcej...
Czy sztuka może istnieć bez widza, bez odbiorcy? Pewnie może i pewnie by mogła istnieć, ale po co? Pewnie nadal byliby tacy, którzy tworzyliby z wewnętrznej potrzeby, ale byłoby to zajęcie jałowe, bo ani sam akt tworzenia, ani jego efekt nie dawałby możliwości przetrwania. Na szczęście dla ludzkości jedni potrzebują tego, co potrafią stworzyć inni. Wśród nich od dawien dawna byli tacy, którym coś, co stworzyli inni nie było potrzebne do przeżycia, ale to coś życie czyniło przyjemniejszym – pisze Cyprian Nikodem Hypko.
Tym „czymś” były i są nadal wytwory tzw. artystów. Przez nich samych nazywanych skromnie „obiektami”, a przez publiczność „dziełami”. Jak zwał, tak zwał, w każdym razie artyści i ich „produkcje” są elementami scenografii otaczającego nas świata. Najczęściej to my, widzowie, musimy pofatygować się do galerii lub muzeum, aby po prostu sobie popatrzeć. Wyjątkiem są oczywiście pomniki, które – co prawda – wychodzą spod ręki artysty, ale czy od razu są to tzw. dzieła sztuki? Oczywiście być mogą, bo jest wiele znanych pomników, które nimi są bez najmniejszych wątpliwości, ale nie wszystkim tego rodzaju ozdobom przestrzeni przypisałbym to miano.
Podobnie rzecz się ma z plakatem. Jego podstawową rolą był przekaz informacji adresowanej do możliwie szerokiej rzeszy odbiorców (plakat poświęcony filmowi czy przedstawieniu teatralnemu). Stąd jego obecność w otwartej przestrzeni. Dopiero po latach zorientowano się, że taki plakat (a co dopiero jego projekt), to dzieło sztuki całą gębą, które ma swoje Muzeum Plakatu.
Ale zarówno pomniki, jak i plakaty powstawały na zamówienie i miano dzieła sztuki przypisywano im z biegiem lat. Prawdziwe dzieło powstaje bowiem z chęci, a nawet z przymusu wewnętrznego artysty, gdy wydarzy się coś, co artysta chce skomentować. Tak właśnie np. odbieram prace Evy Chełmeckiej, o której systematycznie wspominam w swoich felietonach.
W jej pracach widać ilustrację i komentarz tego, co nas otacza. Widać świat, którego stajemy się niemal niewolnikami. Jej „Cybermen”, czyli obiekt będący po trochu instalacją, rzeźbą, kolażem, który latem pokazywany był na trzech wystawach w ramach Weneckiego Biennale Sztuki tę „niewolę” pokazuje w dramatycznej niemal, według mnie, i przygnębiającej formie.
Jakże się ucieszyłem, gdy przechodząc przejściem podziemnym pod Rondem Czterdziestolatka przy Dworcu Centralnym w Warszawie natknąłem się na „Cybermena”, który zza szyby jednego z lokali, w których przechodzącym oferowane jest zwykle przysłowiowe mydło i powidło, wręcz zmusił mnie do tego, abym mu się przyjrzał, abym zastanowił się nad tym jak jesteśmy „oplątani”, żeby nie powiedzieć – opętani tym, co przecież sami wymyśliliśmy, wyprodukowaliśmy i co używamy na co dzień, nie zdając sobie sprawy, że sami sobie nałożyliśmy technologiczne okowy i wciąż nakładamy nowe.
Gdy tamtędy przechodziłem, przed szybą, za którą dzieła Evy Chełmeckiej „milcząco wykrzykiwały” jej twórczy manifest, stała grupa turystów (jak się okazało, z Japonii), którzy robili zdjęcia i żywo dyskutowali. Gdy zapytałem, co ich w tym zainteresowało, odpowiedziano mi, że to rodzaj „przepowiedni, zapowiedź świata terminatorów”, a także „przestroga przed takim światem” i jednocześnie „apel o powrót do natury”…
„Cybermen” chce nam to uświadomić. Towarzysząca mu w podziemiach „Harpiosyrena”, która także była w Wenecji na Biennale (o czym miałem już przyjemność pisać w jednym z poprzednich tekstów) wspaniale się komponuje w tej naprędce ułożonej historyjce, bo zastygła ona jakby w geście odrzucenia głową, nie wiedzieć czy z odrazy, zaskoczenia, żachnięcia się… W każdym razie ONA sama jest jakby mutantem, jakby rezultatem technicyzacji naszego świata… Warto poszukać tej pary w podziemiach Ronda Czterdziestolatka…
Tam też znalazłem informację o wernisażu i wystawie prac Evy Chełmeckiej w galerii „Pragaleria” na warszawskiej Pradze, która staje się powoli, ale systematycznie staje się jednym z ciekawszych zjawisk na stołecznej mapie Kultury (tak, właśnie kultury pisanej przez wielkie K), a sama „Pragaleria” przystanią dla tzw. młodej sztuki. Na wernisaż nie zdążyłem, ale – jak słyszałem – był bardzo udany, a podczas niego przez galerię przewinęło się blisko 300 osób. Pognałem na Stalową w ostatni listopadowy weekend… Powiem jedno – było WARTO!!!
Wystawa zatytułowana „Cyberrebel” jest manifestem buntu przeciwko cybernetyzacji naszego świata, jego zaśmiecaniu wytworami naszego pędu ku nowemu, jest ilustracją konsekwencji i zarazem przestrogą przed nimi. Wspaniale zademonstrowane prace, bez natłoku, z oddechem, ale cokolwiek złudnym w świecie cyber…, barwnym, ale – jak myślę – barwa pułapki. Niby świat ładu, ale z drzemiącą gdzieś tam jeżeli nie agresją, to ze snującym się zagrożeniem… W każdym razie fascynujący, niepokojący swym pozornym spokojem świat!
Ale czy to jedyny świat Evy Chełmeckiej? Zobaczymy…
CYPRIAN NIKODEM HYPKO
LEKTURY DECYDENTA
Goniąc Niemcy
„Skaldowie” śpiewali kiedyś: „Nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go”. Czy Polska może dogonić Niemcy? więcej...