DECYDENT SNOBUJĄCY
Dar jasnowidzenia
Godziwie jest być pomnikową postacią – jeśli za życia. A po śmierci? To tylko pamięć dla potomnych. więcej...
Taaak… Było to już jakieś półtora roku temu… Swoją drogą – jak ten czas leci… A więc, jakieś półtora roku temu w tym miejscu wspominałem o tym, że w pasażu pod rondem Czterdziestolatka przy Dworcu Centralnym w Warszawie, gdy tamtędy przechodziłem, za witryną jednego z tamtejszych lokali zauważyłem coś, co odstawało od charakteru tego miejsca, wyłamywało się z niego, ale bynajmniej nie burzyło go, ale – jak to się dzisiaj mawia – ubogacało. Za szybą ustawione były dwie tzw. instalacje. Z zamieszczonej informacji wynikało, że zza szyby „oko” do przechodniów robią Cybermen i Harpiosyrena, dzieła Evy Chełmeckiej, które właśnie wróciły z Wenecji, gdzie były prezentowane na trzech wystawach w ramach dorocznego Biennale Sztuki. Wspominam o tym, bo przechodząc tymże pasażem dwa tygodnie temu natknąłem się ponownie na „zaczepkę” Evy Chełmeckiej. Tym razem Eva prezentuje przechodniom instalację THE BODY BOX, a z zamieszczonej informacji wynika, że jest to rozwinięcie projektu artystycznego sprzed kilku lat eksploatującego element ludzkiej ciekawości – pisze Cyprian Nikodem Hypko.
Chęci zajrzenia tam, gdzie rzut oka nie wystarczy, aby dojrzeć to, co kryje się w miejscu, do którego tam zajrzeć można tylko przez szparkę. Bo przechodząc pasażem po lewej i po prawej stronie widzimy, a raczej nasz wzrok ślizga się po tym, co podświadomie wiemy i czujemy, że może w takim miejscu się mieścić. A tu nagle nasz wzrok, ślizgający się po witrynach z lewej i prawej, trafia na coś, co nie mieści się w tutejszym, pasażowym standardzie i… I to coś intrygując, zwraca naszą uwagę, zatrzymuje, przyciąga… Coś każe nam podejść bliżej, uważniej spojrzeć.
Tak było i ze mną. Moją uwagę zwróciły niezwyczajne dla tego miejsca zaklejone mocno niebieskimi ekranami witryny, a w tych ekranach jakby mrugające do mnie zaczepnie… Właśnie, co? Oczy? Właściwie już przeszedłem mimo, ale to „coś” niezwyczajne kazało mi się zatrzymać, uważniej spojrzeć i cofnąć się.
W ekranach zakrywających szyby witryny wycięte były otwory na kształt tych z tzw. kominiarek. Zajrzałem… A tam bajeczna feeria kolorów, zdobiących… pośladki i biusty, które z absolutnej ciemności wydobywa światło ultrafioletowe. To, co kryło się pod bajecznymi kolorami zorientowałem się dopiero po chwili, bo pierwsze wrażenie było tak niesamowite i niecodzienne, że w barwnych plamach wyzierających, czy też przytwierdzonych do czarnego tła nie od razu rozpoznałem to, na co patrzę. Bo pierwsze skojarzenie przywiodło mi na myśl mini wolierę wypełnioną rajskimi ptakami. Było to naprawdę niebywałe doznanie…
Gdy tak stałem z nosem przywartym do witryny na wysokości wyciętych otworów, które jakby zachęcająco mrugając zachęcały do zajrzenia, koło mnie zatrzymywali się kolejni przypadkowi przechodnie, których zaciekawił facet, nieruchomo stojący z twarzą przytuloną do szyby. Przypomniało mi to stary – nazwijmy to – eksperyment, a może raczej żart, który w latach młodości wiele razy powtarzaliśmy z kolegami, a i teraz, co jakiś czas można to obejrzeć w telewizji. Żart ten sprowadza się do tego, że ktoś staje nagle np. na ulicy, na środku chodnika i zaczyna intensywnie spoglądać w niebo. Po chwili dołącza do niego jeszcze ktoś i także zadziera głowę w górę i… I już po kilku minutach stoi na chodniku grupka ludzi, patrzących w niebo i wypatrujących coś, czego tam nie ma, a niektórzy próbują nawet wskazywać pozostałym to „nic”…
W podziemnym pasażu, zerknąwszy przez szpary wycięte w ekranach zasłaniających witryny, można nagle przenieść się niemal w inny wymiar. Wymiar barwnej, a nawet wielobarwnej osobowości człowieka. Ta instalacja, którą Eva Chełmecka kusi przechodzących odwołuje się do tego, co sprawiło, że człowiek jest istotą twórczą. Tym czymś jest CIEKAWOŚĆ. To ona, niemal instynktowna potrzeba jej zaspokojenia przecież sprawia, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy na drodze rozwoju gatunku. Mało tego – nie tkwimy w miejscu, zaglądamy, podglądamy, a czyniąc to, uświadamiamy sobie i odkrywamy nowe potrzeby. A te, jak wiadomo, są matką wynalazków, że odwołam się do tej bardzo starej, już może nieco zapomnianej, ale ciągle tkwiącej w naszej podświadomości prawdy, że właśnie ona, potrzeba, bywa, że tożsama z ciekawością czyni nas odkrywcami na mniejszą i większą skalę.
Jednak przesłaniem tej instalacji Evy Chełmeckiej jest – co sama wyjaśnia w tekście widniejącym na jednym z ekranów – zwrócenie uwagi na strywializowanie ciała kobiety, a szczególnie tych jego fragmentów, które świadczą o jego płciowości i seksualności. Można rozumieć, że jest to jej sposób na włączenie się do ruchu feministycznego, protestującego przeciwko przedmiotowemu traktowaniu i wykorzystywaniu ciała kobiety.
Czy ten głos zostanie podchwycony przez feministyczny chór, nie mnie rozstrzygać, ani sugerować. Moją uwagę zwraca artystyczna wypowiedź i tylko jako taką prezentuję to „podziemne kuszenie Evy”. A jak się dowiaduję, organizatorzy tegorocznego Weneckiego Biennale Sztuki BODY BOXEM Evy Chełemeckiej bardzo się zainteresowali i najpewniej ta jej instalacja trafi do miasta dożów śladem przetartym dwa lata temu przez Cybermena i Harpiosyrenę, czego Artystce szczerze życzę.
CYPRIAN NIKODEM HYPKO
Z KRONIKI BYWALCA
Maski Beaty Przedpełskiej
W galerii Audytorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego twa wystawa ponad 30. masek azjatyckich. więcej...