Established 1999

O NAS - BEZ NAS?

6 czerwiec 2012

Obecność obowiązkowa

Jeśli Polska – tak jak deklaruje polski rząd – chciałaby przystąpić do Unii Europejskiej w 2003 roku, już teraz powinna rozpocząć w Brukseli jak najszerszy lobbing. Bo jedna z cech dobrego lobbingu to zaufanie, a na nie pracuje się latami – twierdzi Christian Le Clerq, który założył w 1994 roku w Brukseli Europejski Instytut Spraw Publicznych i Lobbingu. Kierowany przez niego Instytut, którego jednym z patronów jest Komisja Europejska, wykształcił już 250 wysokiej klasy specjalistów z 30 krajów – dyplomatów, zajmujących się sprawami europejskimi, szefów firm, specjalistów od masowej komunikacji itp. – pisze Małgorzata Grzelec w korespondencji z Brukseli.

   Polska podjęła już oczywiście wielki wysiłek i prowadzi lobbing polityczny, żeby przekonać poszczególne państwa Unii Europejskiej, że będzie dobrym członkiem tej organizacji. Lobbing polityczny to jednak nie wszystko. To wręcz zbyt mało, by państwo, które wchodzi do Unii w pełni, od razu poczuło wszystkie dobrodziejstwa płynące z członkostwa. Do tego niezbędny jest lobbing prowadzone przez organizacje reprezentujące różne sektory gospodarki oraz poszczególne przedsiębiorstwa i firmy, bo muszą one nauczyć się jak funkcjonują unijne inwestycje i jak działać, by skutecznie walczyć w tychże instytucjach o własne  interesy. Członkostwo to jak prawo jazdy, można je dostać po zdaniu egzaminu, ale to jeszcze nie oznacza, że jest się doskonałym kierowcą. Do tego potrzebna jest praktyka, a jedną z najlepszych jej form jest prowadzenie lobbingu. Lobbing sektorowy, rozpoczęty z wyprzedzeniem służy więc także zaadaptowaniu się firm państwa ubiegającego się o członkostwo do reguł gry obowiązujących w Brukseli i zdobyciu wiedzy, jak funkcjonują wszystkie unijne instytucje.


   Polska, jako duży kraj, mający wiele do zyskania, nie powinna pozwolić sobie na sytuację, by dopiero po wejściu do UE budować wszystko od podstaw, bo wasi lobbyści muszą zdobyć zaufanie swoich unijnych partnerów, a tego nie osiąga się z dnia na dzień, po jednym czy nawet dwóch wspólnie zjedzonych obiadach. Na zaufanie trzeba zapracować, udowodnić, że jest się kompetentnym, wiarygodnym, dobrze poinformowanym i rzetelnym partnerem, a to wymaga czasu – mówi Le Clerq.


   Kompetencja lobbysty, jego rozeznanie nie tylko w dziedzinie, którą się zajmuje, ale także wiedza, do kogo kierować swoje postulaty, to abecadło zawodu. Nikt, kto chce uchodzić za poważnego reprezentanta czyichś interesów nie może zaczynać swojej pracy od działania po omacku, od spotykania się z komisarzem i pytania go czym pan się właściwie zajmuje?, a takie przykłady pseudolobbingu niestety jeszcze się zdarzają, gdy jakaś firma nie pomyśli o tym, by rozeznać grunt w Brukseli wcześniej, zanim na dobre, pełną parą rozpocznie lobbing. Nie jest to bowiem działalność tak prosta, jak wydaje się jeszcze niektórym, zwłaszcza śledzącym ze znacznej odległości brukselską scenę – twierdzi Le Clerq.


   Jego zdaniem, przykładem krajów, które bardzo dobrze przygotowały się także pod względem lobbingu do członkostwa w Unii Europejskiej była Austria i Szwecja. Oba kraje rozpoczęły lobbing na długo przed wejściem do UE i zabrały się do tego zadanie bardzo inteligentnie. Austria wynajęła w Brukseli wspólną siedzibę dla wszystkich organizacji, które chciały nauczyć się, jak zabiegać o swoje interesy. Pod jednym dachem znalazły się więc organizacje związkowe, organizacje pracodawców, ekologiczne, konsumenckie i wiele innych, które czasem miały sprzeczne interesy, ale wspólnie administrowały budynkiem, dzieliły się kosztami czynszu, telefonów, a ponadto czasem – gdy zaszła potrzeba – od razu mogły konfrontować swoje stanowiska i oczekiwania – np. związkowcy z pracodawcami czy ekolodzy z organizacjami przemysłu chemicznego.


   Przykład Austrii wydaje się  Le Clerqowi tym lepszy, iż czasem słyszy skargi przedstawicieli niektórych państw kandydujących do UE z Europy Środkowej i Wschodniej, że lobbing w Brukseli to dla nich zbyt duży wydatek, tym bardziej, że długo jeszcze nie będzie widać korzyści z niego płynących. Austriacy, choć nie należą do biednych, tak się zorganizowali, że zminimalizowali koszty i z pewnością nie przekroczyły one zbyt wiele kosztów utrzymania biura w Wiedniu. Podobnie mogą postąpić biedniejsi od nich – przekonuje profesor i dodaje, że co do korzyści z lobbingu, to najlepszym argumentem, żeby się o nich przekonać jest 10 do 12 tys. lobbystów reprezentujących w Brukseli interesy różnych firm. Na ich utrzymanie firmy wydają rocznie ok. 50 mld franków belgijskich, czyli 5 mln złotych.


   Gdy więc Austria stała się w 1995 roku pełnoprawnym członkiem UE, jej lobbyści po latach „terminowania”, nawiązywania kontaktów, zdobywania zaufania i wiedzy, mogli od razu zacząć spożytkowywać zdobytą wiedzę na korzyść swoich klientów.


   Pierwsze podstawowe zadanie lobbysty w Brukseli to biegłe i szczegółowe zapoznanie się z mechanizmem funkcjonowania instytucji europejskich i poznanie ludzi, którzy za nimi stoją, tak by móc śledzić projekty przygotowywanych ustaw i z odpowiednim wyprzedzeniem zgłaszać do nich zastrzeżenia, bądź poprawki tego, kogo się reprezentuje. Ale lobbing działa także w drugą stronę – partnerzy z UE przyjmując lobbystów widzą, który kraj ma naprawdę rozwinięte struktury demokratyczne, w którym działa w pełni gospodarka rynkowa i bardziej wyrafinowane instrumenty walki o własne interesy. Bo lobbing już dawno został uznany w Unii Europejskiej za instrument służący także wymianie informacji między przedstawicielami władzy a społeczeństwem i wnoszący uwagi opinii publicznej do procesu decyzyjnego, niezbędne do wypracowanie projektów unijnego prawodawstwa. Jest on również uważany za gwarancję demokratycznej kontroli i fundament, na którym opiera się wolność wypowiedzi.


   Dla wizerunku kraju liczy się więc to, czy ma inny lobbing niż tylko rządowy, ale także ogromnie ważna jest „jakość” lobbystów. Rozumie to w coraz większym stopniu Rosja, która chce budować swój wizerunek demokratycznego kraju także poprzez sieć lobbystów w Brukseli – twierdzi Christian Le Clerq.


   Dobry lobbysta musi znać przynajmniej dwa języki obce i najlepiej jeśli z wykształcenia jest prawnikiem, dziennikarzem lub ekonomistą, ale w żadnym wypadku nie może łączyć tych dwóch zawodów. Nie może bowiem występować raz jako dziennikarz, a raz jako lobbysta, bo jest niewiarygodny. W przeszłości zdarzały się takie sytuacje, iż niektórzy  dziennikarze z największych, wysokonakładowych gazet pracujący jako korespondenci przy Unii Europejskiej zatrudniani byli przez firmy, które chciały bronić swoich interesów jako lobbyści. Zdaniem swoich szefów-prezesów firm czy koncernów świetnie nadawali się do pełnienia roli lobbystów, bo jako dziennikarze mogli lepiej i szybciej zdobyć interesujące informacje, ale gdy takie praktyki zaczęły powtarzać się częściej, zaprotestowało zarówno samo środowisko dziennikarskie, jak i urzędnicy instytucji unijnych. Bo dziennikarz, który jednocześnie pracuje jako lobbysta czy rzecznik prasowy jakiejś firmy nie może być obiektywny, a tym samym postępuje nieetycznie i nie można mieć do niego zaufania.


A zaufanie, na jakie powinien sobie zapracować dobry lobbysta, to jedna z jego podstawowych zalet i kwalifikacji.


   Dobry lobbysta nie może sobie pozwolić na to, by przedstawiać nieprawdziwe dane lub wybierać tylko te, które mu odpowiadają. Taką praktykę może zastosować raz, bo później jest już :spalony”. Dobrą, prawdziwą informację trzeba przekazywać w czasie spotkań z odpowiednimi przedstawicielami instytucji europejskiej – tymi, którzy zajmują się obchodzącymi nas tematami – ale także w szerszym gronie. Takie spotkania są okazją do wzajemnego poznania się, przedstawienia własnej racji, przedyskutowania argumentów. Dlatego ważne jest też organizowanie seminariów i uczestniczenia w „think tankach”, czyli grupach dyskusyjnych.


Lobbysta musi być kompetentny i potrafi rozmawiać z ludźmi oraz umieć przekonywać do swoich racji – przede wszystkim poprzez informowanie i wyjaśnianie. Jest to zawód, który polega na przekonywaniu do swoich racji ludzi o zupełnie innych, często krańcowo odmiennych poglądach na ten sam temat, dlatego też potrzebna jest spora doza pomysłowości – lobbysta musi umieć nie tylko przedstawić własne argumenty, ale odgadnąć kontrargumenty swojego partnera i zawczasu przygotować na nie odpowiedź. Ale musi też wystrzegać się wszelkiej przesady i nadmiaru – za długiego mówienia, zbyt skomplikowanych wyjaśnień, a już zwłaszcza popierania argumentów słownych „argumentami rzeczowymi” w postaci prezentów.


   Oczywiście, przyjął się zwyczaj wręczania drobnych upominków – najczęściej długopisów, zapalniczek czy notesów – ale ich wartość nie może przekraczać drobnej, symbolicznej kwoty. Bo już złote pióro wieczne czy skrzynka szampana, choć są może bardziej wyrafinowaną formą wpłynięcia na opinię rozmówcy, nie przestają być próbą korupcji. Podobnie, nie można uważać za próbę przekupstwa zaproszenia na obiad – taka forma lunchu biznesowego jest przyjętą formą kontaktów, zwłaszcza we Francji i Belgii, ale już na przyklad w Holandii nie jest to dobrze widziane. Dlatego holenderskim biznesmenom i kandydatom na lobbystów trzeba specjalnie tłumaczyć, żeby nie zapominali o dobrym posiłku, gdy chcą zrobić dobre wrażenie na rozmówcach z zagranicy.


   Istnieje oczywiście kodeks postępowania funkcjonariusza Komisji Europejskiej, kodeks postępowania parlamentarzysty europejskiego i bardzo surowy kodeks postępowania lobbysty, firmowany przez Stowarzyszenie Lobbystów, którego trzeba być członkiem jeśli chce się oficjalnie wykonywać ten zawód. Każdy z tych kodeksów mówi, czego nie wolno, ale według Le Clerqa, zarówno urzędnicy, jak i dziennikarze muszą być czujni, bo niektóre firmy starają się obejść zakazy. Są firmy, które chcą zorganizować seminarium na interesujący je temat z udziałem kompetentnych urzędników  przez  2 tygodnie na Florydzie albo w jakimś innym atrakcyjnym miejscu. I tu powinna zapalić się lampka ostrzegawcza, bo wybór miejsca i czas trwania za bardzo „pachną” wakacjami, by uwierzyć, że firma rzeczywiście ma na myśli jedynie wymianę informacji.


 


MAŁGORZATA GRZELEC


Bruksela

W wydaniu 15, listopad 2000 również

  1. O NAS - BEZ NAS?

    Obecność obowiązkowa
  2. KINO I POLITYKA

    Młodzieńcza pokraczność