Established 1999

NOBLESSE OBLIGE W POLSCE?

10 kwiecień 2016

Instytucjonalna kurtuazja versus pospolite chamstwo

Wydaje się rzeczą oczywistą, że instytucje publiczne wszelkiego rodzaju powinny być dla swych klientów i obywateli w ogóle wzorem życzliwości, a co najmniej dobrego zachowania. Tak jest w niektórych krajach, ale niestety rzadko się zdarza w Polsce. Mam duże doświadczenie w tej sferze, gdyż po upadku komunizmu zaangażowałem się głęboko w działalność publiczną różnego rodzaju w III Rzeczypospolitej. Myślałem, że długie lata działań w Wielkiej Brytanii, bogate doświadczenia i znajomość standardów obowiązujących w mej przybranej ojczyźnie mogą przynieść jakiś pożytek tej, w której się urodziłem i której dobro leżało mi na sercu. Niestety, rozczarowałem się głęboko – specjalnie dla DECYDENTA pisze profesor Zbigniew Pełczyński.

Profesor Zbigniew Pełczyński

Będę posługiwał się przykładami i zacznę od czegoś, co przydarzyło mi się w Wielkiej Brytanii pod koniec lat 90-ych. Parę lat po jej założeniu w Warszawie, Szkoła Liderów (wtedy zwana Szkołą Młodych Liderów Społecznych i Politycznych) zainicjowała eksperymentalny program zwalczania przemocy i innych patologii w szkołach średnich. Pomysł wyszedł ode mnie, ale był wspaniale realizowany przez młodego współpracownika Szkoły – Daniela Lichotę. Młodzi ludzie czuli na sparwę byli rekrutowani i szkoleni jak przeciwdziałać patologiom tworząc grupy entuzjastów, organizując wzorowe akcje i dając przykład dobrych relacji w szkole. Wydawało się nam, że oddolna inicjatywa może przynieść lepszy rezultat niż oficjalna presja (lub represje kierownictwa szkoły, nie mówiąc o uciekaniu się do interwencji policji, co się zdarzało). Program rozwijał się świetnie w podwarszawskich gminach, dopóki Ministerstwo Edukacji nie zdecydowało po trzech latach, że nie wart jest wsparcia.

Szkoła Liderow

W drugim roku programu „młodzi przeciw przemocy” przyszła mi myśl, aby sprawdzić czy coś ciekawego w tej dziedzinie dzieje się w Wielkiej Brytanii. Poradzono mi aby spróbować w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych (Home Office, które ma wydział przestępczości młodzieżowej). W sobotę rano, na chybił trafił zadzwoniłem do tego wydziału. Telefon przyjął mężczyzna, mówiąc, że sekretarka nie pracuje, ale on jest na miejscu. „Czym mogę służyć?” – zapytał i przedstawił się jako dyrektor wydziału. Przeprosiłem i powiedziałem o co chodzi. „Ma pan szczęście” – powiedział – „za tydzień odbywa się w Anglii międzynarodowa konferencja na temat młodzieżowej przestępczości. Już podaję namiary, choć myślę, że może być za późno aby się zgłosić” (miał rację). Powiedziałem mu, że szukam brytyjskich oficjalnych opracowań na temat, który interesuje Szkołę Liderów w Polsce. „Mamy bardzo dużo, ale niestety wszystko w drukowanej wersji. Jeśli Pan chce, poproszę sekretarkę, aby w poniedziałek przysłała Panu wybór”. Z żalem powiedziałem, że we wtorek rano odlatuję do Warszawy. „Nic nie szkodzi. Główna poczta działa w sobotę do 13-tej. Sam zrobię wybór i wyślę paczkę ekspresem, tak aby dostał ją Pan w poniedziałek rano”. Istotnie, tak się stało i poleciałem szczęśliwy do Warszawy z walizką pełną opracowań.

Na polskie warunki brzmi to utopijnie, wprost bajkowo. Podobne, choć może nie aż tak wzorcowe zachowanie, spotykałem w Anglii nie raz. A z czym zetknąłem się w Polsce? Dam cztery przykłady, a potem komentarz.

Pierwszy raz był trochę humorystyczny. Na początku lat 90-tych poznałem towarzysko dyrektora Instytutu Historii PAN i zaproponowałem mu polsko-brytyjską konferencję naukową pod jego patronatem. Pomysł mu się spodobał i umówiliśmy się na spotkanie w jego biurze na Starym Mieście na konkretny dzień i godzinę. Kiedy zjawiłem się, sekretarka powiedziała mi, że nic o spotkaniu nie wie i nie ma go w kalendarzu. Wyjaśniłem okoliczności, ale była nieubłagana: „Nic nie mogę dla Pana zrobić. Dyrektor jest wprawdzie u siebie, ale rozmawia z zagranicznym gościem”. „Ja też jestem zagranicznym gościem” – odparłem, wręczając oksfordzką wizytówkę. „To mi nic nie mówi. Kieruję się tylko słowami szefa”. Trafił mnie przysłowiowy szlag: „W takim razie ja nie wyjdę z Pani biura, dopóki Pan Dyrektor nie zostanie o zawiadomiony o mojej wizycie”. Patrzyliśmy na siebie wrogo, ale nie ustępowałem. Po pewnym czasie szef wyszedł z pokoju, zobaczył mnie i zaczął gorąco przepraszać. „Wpisałem nasze spotkanie do swego kalendarza, ale zapomniałem powiedzieć sekretarce. Serdecznie zapraszam, kawa czy herbata?”

Podobne i nawet gorsze wydarzenie miałem z szefami Ministerstwa Szkolnictwa, potem Nauk Wyższych po ich rozdzieleniu. Było to tym bardziej niemiłe, gdyż od 1990 r. trzech lub czterech ministrów mianowało mnie oficjalnym doradcą w sprawie reform uniwersyteckich. Była w tym kurtuazja, ale całkiem fałszywa. Nowy minister zapraszał mnie do swego gabinetu na miłą rozmowę przy kawie, wręczał dyplom nominacji i następnie absolutnie rezygnował z jakiegokolwiek kontaktu.

Za rządów premiera Jana Olszewskiego, niezrażony milczeniem, zwróciłem się do ministra edukacji (którego znałem osobiście jako profesora, gdyż jego uczelnia korzystała z programu gościnnego kolegiów oksfordzkich, który prowadziłem). Posłałem faks prosząc o spotkanie i wyjaśniając, że mam coś ważnego do omówienia. Nie dostałem żadnej odpowiedzi. Powtórzyłem faks, a potem zadzwoniłem do sekretariatu. „Tak”- powiedziała pani – „Pan Minister przekazał sprawę wiceministrowi”. Ponieważ wiceminister milczał, po dwóch tygodniach zadzwoniłem do jego sekretariatu. „Niestety pan minister ma grypę i jest na zwolnieniu. Odpowie jak tylko wróci”. Nigdy nie odpowiedział.

Okoliczności następnej sprawy pamiętam świetnie. Zwróciłem się do Pani Minister, będąc pewien, że odpowie pochlebnie, bo parę tygodni temu spotkaliśmy się na jej zaproszenie w sprawie, która ją interesowała.

Oto szczegóły. Przy okazji wystawy zdjęć nt. rocznicy 1989 r. pod hasłem „From Solidarity to Liberty” na Uniwersytecie w Warwick spotkałem dwóch liderów polskiego towarzystwa studenckiego, którzy zajmowali się sprawą. Okazało się, że obaj studiowali zarządzanie na SGH, przyjechali odwiedzić polskich studentów na Warwick i byli pod tak wielkim wrażeniem, że porzucili studia w Polsce i przenieśli się do Warwick, aby zacząć studia z zarządzania od początku. „Co było powodem?” – zapytałem zdziwiony. „Czy poziom studiów?” Powiedzieli, że nie – studia były porównywalne; różnica polegała na traktowaniu studentów. „U nas w Warwick, jeśli ma się sprawę, puka się do drzwi profesora lub wykładowcy i mówi: „I am sorry, but I have a problem”. Ten odpowiada: „Twoje szczęście; mam pół godziny wolnego czasu. W czym mogę Ci pomóc? A quick cup of tea?” Lub zaglądając do kalendarza: „I am sorry, mogę się z Tobą spotkać dopiero za tydzień, ale wtedy będę miał dla Ciebie całą godzinę, od czwartej do piątej”. Kiedy pomyśleli jakie traktowanie czekało na nich z powrotem na SGH, postanowili zostać w Warwick, choćby grubo się zapożyczając.

Co mnie uderzyło w tej rozmowie to groźba drenażu mózgów. Najzdolniejsi studenci w Polsce, jeśli zdobędą środki i znają dobrze angielski, mają możliwość studiowania na najlepszych uczelniach brytyjskich, a potem dostania ciekawej i intratnej pracy w zagranicznej instytucji lub korporacji. Zwróciłem uwagę Pani Minister na to zagrożenie, dodając, że nigdy nie słyszałem o zajęciu się tym problemem wśród różnych pomysłów reformatorskich. Głucha cisza. Wysłałem powtórnie e-mail na wypadek gdyby pierwszy był przeoczony przez sekretarkę. Nic nie podziałało.

Ze szczytem braku dobrych manier spotkałem się w Kancelarii Premiera. Miałem ciekawy pomysł, a doradca premiera zaproponował, żeby zwrócić się z nim do podsekretarza stanu jako osoby najbardziej kompetentnej. Wysłałem e-mail z opisem pomysłu polsko-brytyjskiego seminarium nt. planowania strategii zawodowej. Jeden z mych byłych studentów oksfordzkich właśnie poszedł na emeryturę i szukał czegoś ciekawego. Był wybitnym urzędnikiem w ministerstwie energetyki odpowiedzialnym za plan prywatyzacji produkcji i dystrybucji gazu, który kiedyś był monopolem państwowym. Plan był tak ceniony, że otrzymał idąc na emeryturę wysokie odznaczenie – Order Imperium Brytyjskiego (OBE). [Profesor Pełczyński również jest kawalerem OBE – przypisek redakcji].

John z sympatii do mnie i do Polski zgodził się wziąć udział w dwudniowym seminarium, bezpłatnie, tylko z pokryciem kosztów pobytu (chciał nawet zapłacić za swój bilet lotniczy). Wydawało mi się, że przykład brytyjski mógł być przydatny do planowania strategicznego w Polsce. Znów nie dostałem odpowiedzi, nawet po powtórnym liście. Chytrze zdobyłem numer telefonu do sekretarki i zadzwoniłem: „Pan minister jest na urlopie, na pewno odpowie za dwa tygodnie”. Minęły trzy tygodnie bez wieści. Gdy termin upłynął, zadzwoniłem do sekretarki. Była wyraźnie zażenowana: „Zwracała uwagę Panu Ministrowi wielokrotnie, ale nie zareagował w żaden sposób.”

Musiałem porzucić projekt, ale jak wyjaśnić sprawę memu brytyjskiemu przyjacielowi, pełnemu entuzjazmu i dobrych chęci? Jak przedstawić sprawę, aby nie kompromitowała wyższych sfer rządowych? Czy jest sens podejmować powtórnie podobną inicjatywę?

Staram się do dziś zrozumieć ten – mówiąc oględnie – wielki brak kurtuazji. Przeważnie winni byli prominenci, a nie ich biurowa obsługa. Czy nie można było mnie zbyć krótkim faksem lub e-mailem od sekretarki, np. „Pan Minister dziękuje za propozycję, lecz żałuje, że nie znajdzie na nią miejsca w bieżących planach urzędu” albo „Niestety, ta propozycja nie wydaje się być pożyteczna/możliwa do zrealizowania.”

Być może powodem jest coś, co nazywam arogancją władzy. Ten, kto jest u władzy ma prawo ją sprawować, jak tylko mu się podoba. Być może musi rozliczać się wobec zwierzchników, ale już nie wobec ludzi obcych, znikąd, będących na zewnątrz oficjalnych struktur. Być może inicjatywy z zewnątrz, choćby wyrażane grzecznie i nieśmiało, są postrzegane jako wtykanie nosa w nie swoje sprawy albo jako zawoalowana krytyka, że instytucji czegoś brakuje, że jest niedoskonała.

W dobrze rządzonym państwie, a z pewnością demokratycznym państwie prawa, w myśli politycznej Johna Locke’a – pierwszego teoretyka takiego sytemu – power is trust, władza jest czymś powierzonym obywatelom dla ich dobra, bo oni sami, en masse nie są w stanie sprawować jej na co dzień. Władza powinna postrzegać się więc jako służba obywatelom, jako przywilej, troska o dobro publiczne i naprawę Rzeczypospolitej. Powinna być sprawowana tak aby świeciła przykładem innym instytucjom, prominentom, ich szarym podwładnym i szarym obywatelom. Jeśli inicjatywa pochodzi z zagranicy, to działaniem powinna kierować troska o dobrą opinię, pozytywny image państwa, które się w danej chwili reprezentuje.

Niestety nie miałem szansy poznać tego arcykurtuazyjnego urzędnika Home Office, który tak się starał zaspokoić moją ciekawość zwalczaniem przestępczości młodzieżowej w Wielkiej Brytanii. Mogę więc tylko się domyślać jakie względy motywowały go, aby wyświadczyć mi przysługę. Pewno było ich kilka, a między nimi chęć pochwalenia się sukcesami swego kraju i ministerstwa. Ale to jest nieważne. Ważne jest to, że zachował się absolutnie wzorowo jako wysoki urzędnik państwowy, że miał wpojoną zasadę noblesse oblige.

ZBIGNIEW PEŁCZYŃSKI
Emerytowany profesor Uniwersytetu Oksfordzkiego,
Doradca Komisji Konstytucyjnej Sejmu RP i Urzędu Rady Ministrów w latach 1990-93,
Założyciel Szkoły Liderów

W wydaniu nr 173, kwiecień 2016, ISSN 2300-6692 również

  1. Z KRONIKI BYWALCA

    Ku czci ofiar ludobójstwa
  2. LEKTURY DECYDENTA

    Kierunek: Azja!
  3. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Dwa gołąbki pokoju
  4. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Prezesa na cokół !!!
  5. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Słynne i ubóstwiane
  6. W OPARACH WIZERUNKU

    Renoma Nikodema Dyzmy
  7. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Historical fiction doktora Piotra Zychowicza
  8. NOBLESSE OBLIGE W POLSCE?

    Instytucjonalna kurtuazja versus pospolite chamstwo
  9. WIATR OD MORZA

    Nowy Świat
  10. Z KRONIKI BYWALCA

    Ratujmy kolegiatę
  11. POLSKIE INNOWACJE PODBIŁY MOSKWĘ

    Cztery złote medale dla inżynierów i naukowców
  12. KONFEDERACJA LEWIATAN

    Ograniczyć odpady komunalne
  13. LEKTURY DECYDENTA

    Ciernista droga do szczęścia
  14. NIEUCZCIWA KONKURENCJA

    Podróżowanie na znanych plecach
  15. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    USA-Kuba: koniec pewnej ery
  16. WIATR OD MORZA

    Aborcja po polsku
  17. RADA DLA RZĄDU RP

    Szwedzki przykład prokreacyjny
  18. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Trzy życia
  19. DECYDENT POLIGLOTA

    Niderlandzki nie jest trudny
  20. SKĄD PRZYBYWAMY

    Początki Prasłowian