Established 1999

MOIM ZDANIEM

18 grudzień 2009

Drogi donikąd

Pożegnałem się ze złudzeniem, że można w Polsce przekonać rozsądnych ludzi do faktu, że w transporcie nie ma nic za darmo. Mrzonki o prywatnie finansowanych autostradach okazały sie Potiomkinowską wioską – pisze Karol Szyndzielorz.

KAROL SZYNDZIELORZ


Wystarczy spojrzenie na mapę Europy, by się przekonać, że nad Odrą kończy się nowoczesność. Wiadomo, że nowoczesny system transportu lądowego stanowi jeden z warunków konkurencyjności naszej gospodarki. Prawda to, zdawałoby się, oczywista nie tylko dla polityków i ekonomistów, lecz przede wszystkim wyborców. Polscy podatnicy, jak na razie, nie musieli wyciągać wniosków z tych faktów. Każdy zdaje sobie sprawę z tego, że na polskich drogach do Europy nie dojedziemy. Europa o tym wie i finansuje budowę nowoczesnych pasów komunikacyjnych w Polsce w stopniu większym niż budżet naszego własnego kraju. Wynika to nie tylko z przemyśleń Brukseli, ale z faktu, że każde europejskie euro musi wywołać finansową inwestycję po polskiej stronie. Im mniej sami wydamy, tym mniej dostaniemy.


Pożegnałem się ze złudzeniem, że można w Polsce przekonać rozsądnych ludzi do faktu, że w transporcie nie ma nic za darmo. Mrzonki o prywatnie finansowanych autostradach okazały sie Potiomkinowską wioską, albo jak kto chce, Potiomkinowską magistralą. Trudno dziś prześledzić, czy złudzenia były podstawą  ustaw uchwalonych w końcu przez Sejm, czy też było to celowe działanie, aby kiedyś złapać się na finansowanie budżetowe. Jeśli takie były rachuby autorów polskiego programu budowy autostrad, to zostały rozwiane przez międzynarodowe konsorcja bankowe, a także przez potencjalnych inwestorów. Ministerstwo Finansów uległo w końcu argumentom Ministerstwa Transportu i jego obecnego szefa ministra Syryjczyka i udzieliło gwarancji pierwszemu konsorcjum, które zbuduje drogę od granicy pod Warszawę.


Budowanie infrastruktury kosztuje i trwa. W wielkich krajach impuls pochodził z kryzysu. Potrzeba było depresji w Ameryce, czy faszyzmu w Niemczech, aby w zdumiewającym tempie powstawały nowoczesne magistrale transportowe. W innych krajach dyktatorzy potrafili pokonać inercję parlamentów i gospodarki. Nie chodzi o przywoływanie nieprzyjemnych lub niestrawnych przykładów, aby zaszokować. Prawda jest taka, że nic się w Polsce nie stanie, jeśli użytkownicy dróg, czyli my wszyscy, nie zdenerwują się na tyle, aby zdenerwować innych, którzy rozsądne programy blokują na polski sposób – bezkarnym bezwładem.


Można  by powiedzieć, że autostrady muszą poczekać, bo są inne potrzeby. Taka teza powtarzana od dziesięcioleci traci sens, ponieważ ma coraz mniejsze związki z rzeczywistością, która w całej Europie dynamicznie się zmienia. Polska była i jest mocarstwem kolejowym. W sytuacji, w której z coraz większym trudem toczą się wozy z towarem, podejmujemy decyzje o likwidacji linii kolejowych. Sprawdziły się magistrale nowoczesne i szybkie z czasów Gierka. Teraz nie jesteśmy w stanie wyprostować szlaków kolejowych i zakupić nowoczesny sprzęt – choćby dostosowany do potrzeba polskich Pendolino. Załamanie gospodarki kraju z powodu atrofii systemu transportowego zapewne nie nastąpi. Ale kiedyś ktoś nam, albo sami sobie wystawimy rachunek.


Upominałem się przed dwoma laty o powstanie lobby transportowego. Miało ono zespolić wysiłki inwestorów i mediów dla skuteczniejszego oddziaływania na klimat wokół inwestycji drogowych. Może się przecież zdarzyć, i to w niezbyt odległej przyszłości, że w końcu znajdą się znaczące sumy na polepszenie warunków transportu ludzi i towarów. Ale plany te mogą utkwić w stosownych archiwach, ponieważ nie będzie przyzwolenia społecznego dla ich realizacji. Jest rzeczą zupełnie niezrozumiałą, że atmosfera wokół nieistniejących autostrad jest u nas irracjonalnie wroga. Być może dzieje się tak dlatego, że nikt z ludźmi nie rozmawia, że nie ma dialogu, który jest starciem racji. Uważam, że lobby transportowe, do którego mogłyby należeć firmy spedycyjne i firmy samochodowe, grupy ubezpieczeniowe i konsorcja banków, samorządy lokalne, ale i organy władz centralnych, powinno znaleźć metodę połączenia w sposób przekonujący tych wszystkich interesów, które przecież są interesami wspólnymi.


Inwestorzy i użytkownicy dróg, planiści i obrońcy narodowego interesu to są wyraźnie określone grupy, których w Polsce nie słychać. Tym różnią się od plantatorów tytoniu, czy hodowców świń, od dowolnej grupy zawodowej czy politycznej. Można sobie wyobrazić, że dopiero kiedy wszyscy utkniemy w jednym wielkim ogólnopolskim korku, rozlegnie sie wielkie wołanie – kto temu winien, kto za to odpowiada, kto wprowadził nas w narodową śpiączkę? Nie chcę sugerować odpowiedzi, bo są one równie oczywiste, jak to, co powiedzieliśmy na początku.


Natura nie znosi próżni. Czy się to komuś podoba czy nie, wszelkie działania publiczne wymagają w warunkach demokratycznych przyzwolenia społecznego. O tym nie chcieli i nadal nie chcą pamiętać ojcowie Programu Autostrad. Program ten jest sierotą, bo tylko sukces ma wielu ojców. Lobby transportowe mogłoby ten program usynowić.


Karol Szyndzielorz

W wydaniu 6, luty 2000 również

  1. W SEJMIE

    Czy wojsko samo się obroni?
  2. NIEPOTRZEBNY LOBBING?

    Bell nie był zainteresowany
  3. DYPLOMACJA

    Wyjście z kryzysu
  4. MOIM ZDANIEM

    Drogi donikąd
  5. WALKA O TRON

    Buddysta - tak, katolik - nie
  6. ROLNICTWO W UE

    Chłopi, łączcie się!
  7. SPECYFIKA BRANŻY ZBROJENIOWEJ

    Budowanie wizerunku
  8. TYTOŃ

    Lobbysta wśród biurokratów
  9. HAUBICA AS90

    "Chrobry" - wybór z przyszłością
  10. CEC GOVERNMENT RELATIONS

    Jest taki zawód
  11. DOBROCZYNNOŚĆ

    Lokalni darczyńcy
  12. SPRAWA JANA III SOBIESKIEGO

    Czy można ukraść sukces papierosom?
  13. KRÓLEWSKA WOJNA NERWÓW

    Interes na marginesie Europy
  14. SZTUKA MANIPULACJI

    Dobrodziejstwa perswazji
  15. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    Romans lobbingowy
  16. DECYZJE I ETYKA

    A imię jego czterdzieści i cztery
  17. FINANSOWANIE PARTII

    Podatki i cegiełki
  18. IMPONDERABILIA

    Sfery wrażliwe
  19. MILITARIA I OBRONNOŚĆ

    Armia musi mieć prestiż