9 czerwiec 2009
Pustynny come back
Polscy żołnierze staną w Iraku oko w oko z mediami całego świata. Tymczasem długo by szukać już nie tylko w NATO, ale w ogóle na świecie, takich medialnych wyskoków kadry oficerskiej, jakie w ciągu ostatniego roku można było oglądać w wykonaniu trzech polskich pułkowników – pisze Grzegorz Czwartosz.
GRZEGORZ CZWARTOSZ
Co może spotkać żołnierza, któremu wydaje się,
że przybył do obcego kraju, aby wyzwalać i czynić dobro?
Katalog zdarzeń jest przebogaty i oby w jak
najmniejszym stopniu dotknął on polską dywizję w Iraku
Historia zato
czyła koło i po 61 latach wracamy – już na inną pustynię – z naszym dawnym brytyjskim sojusznikiem z kampanii libijskiej – 7. Dywizją Pancerną “Szczurów pustyni”. Niczym w roku 1942 znów będziemy ze sobą sąsiadować i oby tylko duch umiarkowanie życzliwego Polakom marszałka Bernarda L. Montgomery’ego nie miał z tym wszystkim nic wspólnego.
Różne są doświadczenia polskich żołnierzy z zagranicznych misji wojskowych, tak jak skrajnie różne owe misje bywały. Jedno z najcięższych życiowych przeżyć, jakie wyniósł z “bratniej pomocy” w Czechosłowacji członek mojej rodziny – pilot-legenda polskiego lotnictwa śmigłowcowego – to opluwanie go przez Czechosłowaków w miastach i wsiach, dokąd dowoził śmigłowcem wodę dla polskich żołnierzy. Bez wątpienia inne doświadcz
enia są już udziałem Polaków z misji wojskowych na Bliskim Wschodzie, a jeszcze inne z Bałkanów.
Nieprzewidywalność tego, co może spotkać żołnierza wkraczającego do obcego kraju jest porażająca. Gdy 6 czerwca 1944 r. półprzytomne ze zmęczenia i strachu amerykańskie niedobitki z umiarkowanie udanego desantu w Normandii wyszły na ląd wydawało im się, że jako wyzwoliciele mogą być powitani tylko chlebem i solą. Być może – gdyby historia i polityka dały im szansę wyzwalania Polski. Tymczasem do historii prz
eszło wiele aktów wrogości Francuzów wobec wyzwolicieli – odmowy noclegów, poczęstunków płodami rolnymi itp. Najsławniejszy francuski farmer Anno Domini 1944 wygonił zmęczonych i rannych Amerykanów z pola truskawek ze słowami – “Niemiec niczego tu nie dotknął od 1940!”.
To fenomenalne zjawisko odkryte przez historyków zbadali socjologowie i psychologowie. Okazało się, że część Francuzów znienawidziła wyzwolicieli za zrujnowanie małej życiowej stabilizacji – francusko-niemieckie małżeństwa lub konkubinaty zdążyły okrzepnąć, gospodarka oficjalna i nielegalna jakoś funkcjonowały, z aparatem represji też dało się żyć tak, aby z nim nie zadzierać. Warto mieć choć odrobinę tego typu osobliwej wiedzy przed pierwszymi – nie wiadomo jakimi – informacjami na temat
traktowania polskich żołnierzy w Iraku przez lokalną społeczność naszej strefy stabilizacyjnej.
WIRUS GADATLIWYCH PUŁKOWNIKÓW
Polscy żołnierze staną w Iraku oko w oko z mediami całego świata. Tymczasem długo by szukać już nie tylko w NATO, ale w ogóle na świecie, takich medialnych wyskoków kadry oficerskiej, jakie w ciągu ostatniego roku można było oglądać w wykonaniu trzech polskich pułkowników. Z przeświadczeniem polskich żołnierzy, że członek sił zbrojnych może w każdej chwili pójść do mediów i wygłosić tam swój pogląd na sprawy państwa nie radzą sobie i struktury polityczne, i dowódcze Wojska Polskiego.
Fakt – jest jeden przypadek w NATO z pierwszej połowy lat 80., gdy wysokiej rangą brytyjskiej kadrze oficerskiej puściły nerwy i do mediów przeniknęła informacja o czymś w rodzaju buntu w Royal Navy. To jednak przypadek ekstremalny, ponadto ugruntowany prawodawstwem i tradycją – możliwością odmowy wykonania rozkazu sprzecznego z prawem. Rzecz dotyczyła rozkazu premier Margaret Thatcher profilakty
cznego zatopienia argentyńskiego krążownika “ARA General Belgrano” podczs wojny o Falklandy. W tej egzekucji na lodowatym morzu zginęło wówczas 323 argentyńskich marynarzy. Krążownik znajdował się 35 mil przed wyznaczoną przez Wielką Brytanię 200-milową strefą działań wojennych.
W historii brytyjskiej wojskowości jest to jedna z ciemniejszych kart powszechnie uznawanych za zbrodnię wojenną. Baronessa Thatcher od lat jest za nią sądzona w Strasburgu. Za to gadatliwymi marynarzami zajął się brytyjski kontrwywiad. Niejeden oficer Royal Navy zapłacił za tę sprawę zwolnieniem z wojska, latami zaś płacili za nią nerwami oficerowie marynarki i ich rodziny poddawani inwigilacji i rewizjom służb specjalnych. Jeśli wierzyć dziennikarskiemu śledztwu, co najmniej je
den oficer i jeden członek jego rodziny… zniknęli. Tak demokratyczne państwo radzi sobie ze swoim rozgadanym wojskiem.
A zatem stanie WP w Iraku twarzą w twarz, nawet w najprostszych sytuacjach patroli ulicznych, z mediami różnie nastawionymi do zagranicznej obecności w Iraku. Także z mediami francuskimi i niemieckimi, które będą chciały udowodnić tezę swoich polityków, iż Polska technicznie, finansowo, militarnie, politycznie, organizacyjnie i logistycznie nie jest przygotowana do tworzenia zrębów no
wej irackiej państwowości. Tego typu mediom przez pierwsze miesiące polskiej misji w Iraku zapewne nie zabraknie powodów do złośliwości pod adresem WP.
Pomysłów na ironiczne uwagi wobec Polaków dostarcza już sama polska prasa – niezdolność do wyprodukowania w kraju plastikowej manierki, wycofanie z użycia w Iraku najnowszych, i kontrowersyjnych, polskich pistoletów WIST 94 itp. Mało prawdopodobne, aby ktoś nas pochwalił za znakomitą polską hybrydę namiotu i śpiworu z goreteksu, albo za talenty Marka Bel
ki w administrowaniu Irakiem zanim rzeczywiście nie zdobędzie on renomy sprawnego i kompetentnego urzędnika wysokiej rangi.
Czy uda się zatem rozkazać, tym razem pod karą najsurowszych sankcji dyscyplinarnych, aby zagadnięty na ulicy polski patrol w Iraku wręczył reporterom kartkę z danymi do kontaktu z biurem prasowym polskiej misji wojskowej, a nie zaczął rozprawiać o kwestiach zarezerwowanych dla polityków i specjalistów wojskowego public relations? Pokaże tylko życie, a raczej światowe media.
CIMIC – DOBRY WUJEK Z POLSKI
Być może najbardziej przyda się naszym żołnierzom w Iraku wykształcenie i doświadczenie każde inne od wojskowego. Czeka bowiem Wojsko Polskie wyzwanie, jakiego w powojennej historii jeszcze nie zaznało. NATO-wski skrót CIMIC rozszyfrowuje się jako
Civil-
Military
Co-operation, czyli współpraca cywilno-wojskowa. Definicja NATO dla tych specyficznych działań brzmi: “Koordynacja i współpraca na rzecz wsparcia misji pomiędzy dowódcą NATO a społeczeństwem. Obejmuje władze centralne danego państwa i jego władze lokalne, jak również agendy i organizacje międzynarodowe, krajowe i pozarządowe”.
Tyle sucha definicja. Jej rzeczywistej treści wszyscy będziemy się uczyć przez najbliższe lata wraz z tym, co zechce nam powiedzieć na ten temat aparat public relations polskiej dywizji w Iraku. Będziemy się tego uczyć, bo chyba tylko działalność Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie z lat 1945-1947 można by choć odrobinę przyrównać do tego, co czeka Wojsko Polskie w Iraku w ramach programów CIMIC.
Mamy wprawdzie niejakie doświadczenia w tej materii wywodzące się z Nordycko-Polskiej Grupy Bojowej działającej w bałkańskich siłach SFOR, ale wyzwanie irackie przekracza chyba wiele wyobrażeń np. polskich mediów na ten temat.
Tej sfery działalności polskiego kontyngentu na Bałkanach nigdy nie eksponowano w krajowych mediach, być może jako niewidowiskowej. W działaniach CIMIC łatwiej bowiem zobaczyć żołnierza z łopatą, młotkiem, siekierą lub woltomierzem niż z karabinem i w kamizelce kuloodpornej. O pop
ularyzację tej sfery polsko-nordyckich działań SFOR bardziej dbano w biurze prasowym tej jednostki niż w kraju. Teraz może się to mścić choćby w postaci interpelacji poselskich mało zorientowanych w CIMIC posłów pytających rząd: skąd Polska, albo MON, biorą pieniądze na odbudowę irackich szkół, placówek służby zdrowia, albo sponsoring programów edukacyjnych?
Czym zatem jest CIMIC? Ujmując rzecz prosto: budowaniem przez wojsko i lokalnych działaczy poszczególnych szczebli demokratycznej władzy i administracji; odbudowywaniem infrastruktury; edukowaniem; utrzymywaniem porządku publicznego; budowaniem zrębów gospodarki wolnorynkowej; tworzeniem systemu reagowania w stanach nadzwyczajnych; dostarczaniem doraźnej pomocy humanitarnej; organizowaniem imprez kul
turalnych itp. A ujmując rzecz najprościej – oddawaniem przez wojsko do użytku nawet kurnika lub bazy pogotowia ratunkowego, co w obu przypadkach mają za sobą Polacy ze SFOR.
CIMIC to wprawdzie najszlachetniejsza działalność, jaką wojsko może wnosić na rzecz sektora publicznego, ale też i worek pieniędzy, których w MON już nie ma. Tymczasem w ramach CIMIC trzeba sponsorować na przykład takie konferencje, jakie odbywały się w Sarajewie, a poświęcone przyszłości szkolnictwa lub gospodarki Bośni i Hercegow
iny. Nie jest więc bezzasadne pytanie o fundusze na CIMIC, tym bardziej, że według polskich deklaracji ma to być istotna część polskiej obecności w Iraku.
Grzegorz Czwartosz
NIEUCZESANE REFLEKSJE
Krajobraz przed bitwą
Wiatrak przesłuchań, podejrzeń, doniesień, gadatliwości, prezentowania niegodziwości kręcił się w szalonym tempie. W międzyczasie były „niedźwiadki”, siarczyste pocałunki, pierwszy szereg na fetach - pisze Andrzej Will. więcej...