9 czerwiec 2009
Sercowa sprawa
Tendencje przychodzą i odchodzą, a my je spokojnie obserwujemy. W tej branży nie można ulegać presji chwilowej tendencji, bo nie można szafować ludzkim życiem w ramach nieustannych badań nowych kierunków rozwoju stentów. Problem polega na tym, że stent nadal pozostaje urządzeniem stosunkowo nowym, a w związku z tym wciąż nie do końca zbadanym – mówi Emil Płowiecki.
Z EMILEM PŁOWIECKIM
prezesem firmy BALTON
rozmawia Bożenna Sztyller
Panie prezesie, jak to możliwe, że prywatna polska firma średniej wielkości, bez dotacji państwa na badania naukowe, opracowała światowej klasy mikroprotezę naczynia wieńcowego, tzw. stent?
Nie było to zadanie łatwe, ale w branży medycznej nic nie przychodzi łatwo. Nasz sukces rzeczywiście wymagał najpierw zgromadzenia grupy pasjonatów, a później wielkiej determinacji, wiedzy medycznej, technicznej i technologicznej. Ale również silnej woli pokazania, że polska medyczna branża “high-tech” nie ustępuje zachodniej. Nie ma co ukrywać, że bardzo pomogło nam 23-letnie doświadczenie w produkcji precyzyjnego sprzętu dla anestezjologii, chirurgii, urologii, radiologii, ginekologii i kardiologii. Udało się – produkujemy polski stent pn. “Chopin” znany i ceniony już na dwóch kontynentach.
Jacy pasjonaci stoją zatem za sukcesem polskiego stentu?
Powstawał on od 1998 r. Inspiratorami prac nad nim i głównymi konsultantami w wielu kwestiach byli prof. dr hab. n. med. Andrzej Ziemiański z Instytutu Radiologii Akademii Medycznej w Poznaniu oraz prof. dr hab. n. med. Lech Poloński ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Od strony konstrukcyjno-technologicznej patronował “Cho
pinowi” dr inż. Leopold Płowiecki. Temu właśnie zespołowi i naszej firmie udało się skonstruować pierwszy stent w Europie Środkowo-Wschodniej. W tej części świata nikt jeszcze nie powtórzył naszego sukcesu.
Skąd wiadomo, że polski stent jest dobry?
Rzeczywiście – nie nam twierdzić, że “Chopin” jest konstrukcją udaną. Do pewnego momentu my gwarantujemy, że stent jest dobrze skonstruowany oraz wykonany z tego samego materiału i taką samą technologią, jak stenty zachodnie. Nadchodzi jednak moment, gdy o jakości stentu musi zdecydować praktyka medyczna. Fachowo nazywa się to “wieloośrodkowe badania odległe”. Są to badania prowadzone równolegle w wielu ośrodkach kardiologicznych i są one rozłożone na co najmniej trzy kwartały. Tylko wówczas można porównać powtarzalność efektów leczniczych i wysnuć inne prawidłowości regulujące zachowanie stentu w organizmie ludzkim.
Rozumiem więc, że “Chopin” został takim badaniom poddany. I co się okazało?
Ogłoszenie pierwszych wyników badań odległych miało miejsce w kwietniu br. Patronuje tym badaniom dr hab. n. med. Robert J. Gil – kierownik Kliniki Kardiologii Inwazyjnej w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWiA w Warszawie. Badania dobitnie pokazały, że polski stent jest konstrukcją bardzo udaną i niesie olbrzymią pomoc w chorobach naczyń wieńcowych. Z kolei drugi specjalista bardzo mocno zaangażowany w badania nad “Chopinem” – dr hab. n. med. Paweł Buszman, kierownik Kliniki Ostrych Zespołów Wieńcowych Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach – podkreśla fakt, iż “Chopin” jest niekopiowaną, lecz autorską konstrukcją i dlatego lepiej sprawdza się w wielu specyficznych przypadkach.
Na świecie toczy się ostra rywalizacja pomiędzy producentami stentów stalowych, kobaltowych i powlekanych lekiem. Szczególnie te ostatnie są mocno promowane, także w Polsce. Jaka jest odpowiedź Baltonu na te tendencje rynkowe?
Tendencje przychodzą i odchodzą, a my je spokojnie obserwujemy. W tej branży nie można ulegać presji chwilowej tendencji, bo nie można szafować ludzkim życiem w ramach nieustannych badań nowych kierunków rozwoju stentów. Problem polega na tym, że stent nadal pozostaje urządzeniem stosunkowo nowym, a w związku z tym wciąż nie do końca zbadanym. Wspomnę tylko, że pierwszej inplantacji stentu wieńcowego dokonano w Polsce w 1992 r. Jest to zbyt krótki czas, aby nie poznawszy do końca walorów podstawowego modelu stentu ze stali medycznej, eksperymentować z innymi stentami. Pamiętajmy, kto w końcu jest najważniejszym “eksperymentatorem” w takich sytuacjach – po prostu pacjent.
To wszystk
o racja, niemniej uchylił się Pan od odpowiedzi – trudno uwierzyć, aby nowoczesna firma nie pracowała nad nowymi stentami…
Balton technicznie, organizacyjnie i finansowo gotowy jest do podjęcia produkcji innych stentów do naczyń wieńcowych. Cały czas prowadzimy nad nimi badania, przeprowadzamy próby technologiczne, obserwujemy światowe analizy i kierunki rozwoju stentów innych, niż stalowe. Trzeba jednak wiedzieć, że na rynku nie ma stentów gorszych lub lepszych – są tylko stenty różne dla różnych przypadków chorobowych. Wbrew specjalistom od reklamy, handlu i marketingu to wyłącznie kardiochirurg decyduje, jaki rodzaj stentu jest wymagany dla danego pacjenta, stąd lekarz musi mieć do wyboru różne typy stentów. Stenty powlekane lekiem są droższe, trudno zatem przewidzieć, jaką drogą podąży krajowa kardiologia i jej menedżerowie odpowiedzialni za zakupy sprzętu.
Wspomniał Pan, że polski stent “Chopin” znany jest już na dwóch kontynentach. A z jakim przyjęciem spotyka się w Polsce?
Istotnie, “Chopin” ma wszelkie certyfikaty medyczne honorowane na świecie w obrocie sprzętem medycznym. Dlatego jest eksportowany do krajów Europy i Ameryki Południowej. W Polsce bywa różnie. “Chopin” – przy identycznej i naukowo potwierdzonej jakości – jest tańszy od porównywalnych stentów zachodnich o ok. 30-40 proc. Mimo to daje się czasami odczuć nierównoprawność podmiotów gospodarczych w przetargach polskiego szpitalnictwa. Nie może być przecież tak, że od polskiego stentu wymaga się większej liczby certyfikatów, niż od stentów zachodnich. Czasami ubolewam więc nad specyficzną polską “magią Zachodu” i brakiem wiary w polskich naukowców. Oni też potrafią robić rzeczy znaczące na świecie i warto o tym w Polsce pamiętać.
Dziękuję za rozmowę.
NIEUCZESANE REFLEKSJE
Krajobraz przed bitwą
Wiatrak przesłuchań, podejrzeń, doniesień, gadatliwości, prezentowania niegodziwości kręcił się w szalonym tempie. W międzyczasie były „niedźwiadki”, siarczyste pocałunki, pierwszy szereg na fetach - pisze Andrzej Will. więcej...