Established 1999

LOBBING W BRUKSELI

13 listopad 2009

Lublin jak Laponia

W wielu państwach kandydujących daje się zauważyć bardzo słaby przepływ informacji od rządu centralnego do władz lokalnych i samorządowych. W przypadku Polski, która jest dużym państwem o stosunkowo słabej sieci telefonicznej, ten anemiczny przepływ wiadomości jest szczególnie uderzający. Biura regionów w Brukseli byłyby bardzo pomocne, bo skracałyby drogę informacji. Poza tym Polska przeszła niedawno gruntowną reformę administracyjną, nowe władze muszą się jak najszybciej zapoznać i oswoić z procedurami unijnymi, by mogły – kiedy Polska stanie się członkiem UE – jak najefektywniej korzystać z unijnych środków pomocowych. – pisze Małgorzata Grzelec z Brukseli.



 MAŁGORZATA GRZELEC



Korespondencja własna z Brukseli


 


Nie każdy region może się pochwalić, tak jak Laponia, że jest ojczyzną Świętego Mikołaja. Jednak dotąd ta  najuboższa kraina Finlandii miała niewiele pożytku ze świętego.  Bo to nie on zawiaduje pieniędzmi Unii Europejskiej na pomoc dla najuboższych regionów, lecz Komisja Europejska w Brukseli. Laponia postanowiła więc zadbać o własne interesy u źródła i otworzyć w Brukseli swoje biuro.


 


     Teraz przedstawiciel Laponii może  łatwiej docierać do tych urzędników Komisji Europejskiej, którzy oceniają projekty inwestycji nadesłane przez różne regiony państw członkowskich UE i decyduję komu przyznać pieniądze. Ich wskazówki są  nieocenioną pomocą – region może lepiej i szybciej konstruować projekty, tak by znalazły uznanie w Brukseli. Może też szukać partnerów do wspólnych inwestycji, bo w Brukseli działa około 200 biur, dbających o interesy znacznie większej liczby różnych regionów, gdyż często zdarza się, że jedną siedzibę dzieli między siebie kilka przedstawicielstw. Mają również łatwiejszy niż u siebie dostęp do reprezentantów różnych firm i instytucji, także placówek naukowych, które prowadzą tu lobbing. W czerwcu swoją reprezentację w Brukseli otworzyły też regiony lubelski i podlaski.


     Do zakładanie przedstawicielstw w „stolicy Europy” zachęca samorządy lokalne i regionalne państw kandydujących do UE Komitet Regionów Unii Europejskiej, który jest organem konsultacyjnym złożonym z przedstawicieli samorządów lokalnych i regionalnych państw „15”. Jego przewodniczący Manfred Dammeyer osobiście propagował tę ideę w czasie wizyty Polsce. Jednak jak dotąd poza dwoma regionami ze wschodniej Polski nie znalazło się wielu chętnych ( wizytę sondażową odbyli też przedstawiciele Szczecina). Koszt utrzymania biura w Brukseli jest po prostu zbyt wysoki dla wielu polskich województw – twierdzili przedstawiciele władz lokalnych, którzy wiosną ubiegłego roku na zaproszenie jednego z niemieckich banków poznawali unijne instytucje.


     Zdaniem ambasadora Jana Truszczyńskiego, szefa Przedstawicielstwa RP przy Unii Europejskiej w Brukseli, jest jeszcze za wcześnie na otwieranie biur polskich regionów.


     „ Zainstalowanie w Brukseli osoby niechby i znającej się na tajnikach procedur wspólnotowych, niechby i biegle władającej kilkoma językami i zdolnej do stworzenia siatki kontaktów, nie przyniesie wielkiego pożytku, jeśli odpowiednio przygotowana, skrojona do potrzeb regionu informacja nie będzie wykorzystana, tylko wyląduje w szufladzie urzędnika urzędu marszałkowskiego. To naprawdę musi działać w obie strony. Dlatego nie dziś, ale na jakiś rok przed uzyskaniem przez Polskę członkostwa byłby sens szerszej reprezentacji polskich regionów w Brukseli” – twierdzi ambasador i dodaje, że inne kraje ubiegające się o członkostwo także nie spieszą się z zakładaniem tu swoich biur.


     Elisa Garosi, która w Komitecie Regionów zajmuje się kontaktami z państwami Europy Środkowej i Wschodniej kandydującymi do UE, uważa, że wcale nie jest za wcześnie, skoro Polska zadeklarowała, że będzie gotowa do członkostwa na początku 2003 roku.


     W wielu państwach kandydujących daje się zauważyć bardzo słaby przepływ informacji od rządu centralnego do władz lokalnych i samorządowych. W przypadku Polski, która jest dużym państwem o stosunkowo słabej sieci telefonicznej, ten anemiczny przepływ wiadomości jest szczególnie uderzający. Biura regionów w Brukseli byłyby bardzo pomocne, bo skracałyby drogę informacji. Poza tym Polska przeszła niedawno gruntowną reformę administracyjną, nowe władze muszą się jak najszybciej zapoznać i oswoić z procedurami unijnymi, by mogły – kiedy Polska stanie się członkiem UE – jak najefektywniej korzystać z unijnych środków pomocowych.


    A nie jest to takie proste, jak wskazuje przykład Hiszpanii, która w 1986 roku weszła do Unii. Przez dwa pierwsze lata po akcesie nie potrafiła opanować tajników unijnych procedur i przedstawić dobrych projektów w terminie, tak by znalazły uznanie Komisji Europejskiej i zostały sfinansowane z funduszu strukturalnego. Przedstawiciel regionu w Brukseli ma także czysto praktyczne znaczenie ze względu na możliwość niemal codziennych osobistych kontaktów z urzędnikami Komisji czy przedstawicielami Parlamentu Europejskiego. Zatrudnienie choćby jednej osoby w Brukseli, która będzie dbała o kontakty pożyteczne dla regionu, i z całej masy informacji wyławiała te najbardziej go interesujące, jest ogromnie pożyteczne, bo daje większą gwarancję, że region będzie lepiej i szybciej informowany, i że będzie  mógł przygotować własną strategię zdobywania funduszy na sfinansowanie interesujących go inwestycji. Poza tym łatwiej zadzwonić do swojego przedstawiciela w Brukseli i zlecić mu zdobycie jakiejś informacji na miejscu lub skontaktowanie się z odpowiednim urzędnikiem w Komisji Europejskiej, niż próbować robić to ze stolicy regionu.


    Zdaniem Elisy Garesi, zupełnie nieprzekonujący jest argument, że utrzymanie biura  przekracza możliwości finansowe polskich regionów. Kilka regionów może przecież otworzyć wspólne biuro, tak jak pięć najbogatszych regionów Włoch.


    Można też próbować nawiązać kontakt z jakimś regionem państwa członkowskiego, który ma swoje biuro, zechce go użyczyć i przy okazji podzielić się doświadczeniami.


    Takie praktyki są częste nawet wśród regionów państw będących członkami i są bardzo mile widziane przez Komisję Europejską. Biuro Laponii mieści na przykład w Lancashire Mouse razem z kilkoma reprezentacjami regionów Wielkiej Brytanii, Irlandii, Szwecji i Grecji. Komitet Regionów bardzo zachęca nawet najuboższe krainy Unii, żeby wysyłały przedstawicieli do Brukseli. Dzięki temu będą mogły więcej skorzystać z możliwości, jakie oferuje Unia i szybciej nadrobić opóźnienia cywilizacyjne czy zmniejszyć bezrobocie.


    Praktyka bowiem pokazuje, że bogate regiony do maksimum wykorzystują szanse, jakie dają różne unijne programy. Natomiast regiony biedne twierdzą, że nie stać ich na zdobywanie informacji, jak skorzystać z unijnych pieniędzy, i są ciągle w tyle za bogatymi. Przykład Portugalii, która nie ma ani jednego biura regionalnego w Brukseli, świadczy nie tyle o tym, że nie ma potrzeby, co raczej o tym, że Portugalia jest krajem zbyt scentralizowanym. Wskazana jest większa równowaga między centrum a regionami – twierdzi pani Garesi i absolutnie nie radzi naśladować w tym względzie Portugalczyków.


    Tommi Lappalainen, szef otwartego we wrześniu 1998 roku biura regionu Laponii, twierdzi, że władze okręgu nie spieszyły się z zainstalowaniem biura w Brukseli, bo wolały najpierw przez  pewien czas poobserwować, czy jest rzeczywiście potrzebne. Śledziły więc poczynania regionu Zachodniej Finlandii, który otworzył tu przedstawicielstwo jesienią 1994 roku, na kilka miesięcy przed wejściem Finlandii do UE. Rezultaty były zachęcające, władze Laponii postanowiły na próbę wysłać swojego reprezentanta, który korzystając z gościny przedstawiciela Alzacji w Brukseli zdobywał doświadczenie i nawiązywał kontakty. Plon jego pobytu okazał się na tyle zachęcający, że Laponia postanowiła otworzyć swoje biuro – na początek na dwa i pół roku. W końcu 2000 roku region dokona bilansu kosztów i korzyści, jakie daje przedstawicielstwo.


    Lappalainen jest spokojny, że władze Laponii będą zdecydowane przedłużyć istnienie biura. Być może nawet zwiększą liczbę pracowników. Obecnie jest dwóch stałych i jeden stażysta. Biuro okazało się bowiem bardzo pomocne w zdobywaniu informacji, jak przygotować dobre projekty do sfinansowania z funduszu strukturalnego, ale przede wszystkim w wyszukiwaniu informacji o innych funduszach – na przykład na finansowanie inwestycji ekologicznych, na współpracę naukową, kulturalną czy rozwój turystyki. Także w pośredniczeniu między dwoma wyższymi uczelniami regionu, a uczelniami z innych części Europy, co zaowocowało wymianą naukową. Dzięki pośrednictwu biura Laponii udało się także nawiązać kontakty gospodarcze z firmami z innych części świata i przyciągnąć nowe inwestycje do tego odległego, peryferyjnego zakątka Unii.


     Austria, podobnie jak Finlandia, przystąpiły do Unii Europejskiej w 1995 roku. Pierwsze biura austriackich regionów zaczęły powstawać jesienią 1994 roku. Nasze biuro – mówi Coranne Juriard z przedstawicielstwa regionu Dolnej Austrii (Niederoesterreich) – miało początkowo zupełnie inne zadanie niż większość podobnych biur. Dość silna nieufność społeczeństwa austriackiego wobec Unii Europejskiej skłoniła władze lokalne do wysłania przedstawicieli regionów do Brukseli, by uzyskiwali odpowiedzi na bardzo nieraz szczegółowe i dziwne pytania, jeśli to tylko mogło rozwiać nieufność i obawy, by wreszcie przedstawiciele społeczności lokalnych wysyłali z Brukseli do swoich regionów informacje mogące uspokoić zwykłych obywateli.  Dziś, po 3 latach członkowstwa w Unii, większość obaw poszła w niepamięć, biuro zajmuje się więc przede wszystkim promocją i nawiązuje kontakty z tymi wszystkimi instytucjami unijnymi, które mają coś do powiedzenia w dziedzinie polityki regionalnej, by wiedzieć, w jakim kierunku ona zmierza i w razie czego interweniować – mówi Coranne Juriard.


    Biuro najbiedniejszego regionu Hiszpanii – Estremadury – powstało w Brukseli w 1992 roku, czyli w sześć lat po wejściu Hiszpanii do Unii Europejskiej. Na początku pracowały w nim dwie osoby, teraz sześć, co i tak jest niewielką obsadą w porównaniu z personelem większości biur niemieckich, liczących często po kilkanaście osób – mówi szef biura Luis Casas. Podział pracy jest dość prosty – każda z zatrudnionych osób zajmuje się śledzeniem pracy trzech dyrekcji generalnych Komisji Europejskiej – np. rolnictwa, handlu i polityki regionalnej – i wyławianiem tego, co może być przydatne dla Estremadury. Informacje są wysłane do regionu, dzięki temu może on na bieżąco śledzić politykę UE. Jako jeden z najbiedniejszych regionów Unii Estremadura korzysta też z funduszy strukturalnych i przedstawiciele biura są wykorzystywani jako pośrednicy między urzędnikami Komisji a urzędnikami regionu, którzy chcą się upewnić, że dobrze przygotowali projekty.


     Lucyna Kamińska, od czerwca 1999 roku jednoosobowa reprezentacja regionów lubelskiego i podlaskiego w Brukseli, chrzest bojowy przeszła  podczas stażu w biurze jednego z regionów holenderskich, z którym dawne województwo lubelskie nawiązało współpracę.


     Rząd holenderski sfinansował staż w Brukseli, dzięki mogłam zobaczyć, jak to wszystko działa – mówi Lucyna Kamińska. Holendrzy przez miesiąc otoczyli mnie opieką, z kim trzeba nawiązać kontakt, jakie telefony mieć absolutnie w notesie, a później puścili na szerokie wody i kazali uczyć się na własną rękę. Byłam bardzo dumna, gdy udało mi się zorganizować spotkanie z funkcjonariuszem Komisji Europejskiej, o które moi pracodawcy zabiegali bezskutecznie od dłuższego czasu. Za wielki sukces i osobistą satysfakcję uważam także to, że po wielu spotkaniach i telefonach nawiązałam bogate kontakty i wielu ludzi pracujących w instytucjach europejskich dla których słowo Lublin było tylko pustym dźwiękiem, teraz kojarzy, gdzie to miasto leży.


     Są także nieocenione korzyści w postaci nawiązanych kontaktów, poznania jak funkcjonują unijne instytucje, gdzie szukać potrzebnej informacji. To jest bezcenne – twierdzi Lucyna Kamińska. Gdyby wiedziała, do kogo zadzwonić w Brukseli, by wyjaśnić wątpliwości, gdy pracowała w Lublinie nad projektami w ramach funduszu bezzwrotnej pomocy PHARE, projekty te mogłyby być lepiej i szybciej przygotowane. Teraz już wie i ma nadzieję, że władze obu regionów także będą zdania, iż opłaca się mieć swojego człowieka w stolicy Europy.


 


                                                                                                   Małgorzata Grzelec


                                                                                                                                 Bruksela


     


 


 


 

W wydaniu 5, styczeń 2000 również

  1. SUMIENIE A ETYKA

    Niepotrzebny dylemat?
  2. PUBLIC AFFAIRS

    Inne spojrzenie
  3. DECYZJE I ETYKA

    Dobrzy ludzie i trudne decyzje
  4. SZTUKA MANIPULACJI

    W ręce Waści perswaduję
  5. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    Lobbyści w Waszyngtonie
  6. PUNKT WIDZENIA

    Lojalny sierżant
  7. CZAS PRZEMIAN

    Nowe grupy nacisku
  8. LOBBING W BRUKSELI

    Lublin jak Laponia
  9. HANNA SUCHOCKA DO RADY EUROPY

    Przegrana kampania
  10. REPRYWATYZACJA

    W obronie prawa
  11. ROK WYBORCZY

    Mam wizję, mogę kandydować