KONFEDERACJA LEWIATAN
Sprzedaż detaliczna - 25.06
Polacy zaczynają z większym optymizmem spoglądać w przyszłość, bo coraz chętniej wydają pieniądze w sklepach. Maj był pod tym względem przełomowy. więcej...
Czy celebryta to ktoś, kto sam siebie celebruje, czy jest celebrowany przez otoczenie? Pytanie tylko z pozoru wydaje się naiwne. Obie postawy, zachowania uzupełniają się i wzajemnie napędzają.
Fan patrzy na narcyza i ten kwitnie, a gdy kwitnie, to część blasku oddaje fanowi. I tak to się kręci. Dla jednych świat celebrytów, bezproblemowy i błyszczący, wzbudza zazdrość, podziw oraz chęć upodobnienia się, wejścia doń. Dla innych to targowisko próżności, bezwartości, niesmaczności, bezintelektualności. Oba światy żyją osobnym życiem, rzadko ingerując w swoje enklawy. Chociaż, kiedyś – przypadkowo – zobaczyłem w programie Kuby Wojewódzkiego (idola prof. Wiesława Godzica) Bogusława Kaczyńskiego, który absolutnie nie wiedział, gdzie się znalazł, po co, nie potrafił sklecić kilku poprawnych zdań w odpowiedzi na bezesnsowne pytania – żal mi było biedaka. Dlaczego dał się zaprosić? Może musiał popdkręcić swoją gasnącą celebryckość? Nie wiadomo.
Świat celebrytów to świat pieniędzy i lekkości bytu. Świat intelektualistów to świat ciężkiej pracy na drodze do wiązania ekonomicznego końca z końcem. Czy pierwszych należy podziwiać, a drugim współczuć? I jedni, i drudzy są społeczeństwu potrzebni. Celebryci, czego by nie powiedzieć, kreują popyt na ich celebryckie produkty, które znajdują nabywców – dobre to dla gospodarki. W księgarniach nieuzbrojonym okiem widać zalew książek o celebrytach i przez nich napisanych. Mniemam, iż dzieło niejakiej Kasi Cichopek zostało wydrukowane w nakładzie kilkutysięcznym, a książka autora z tytułem profesorskim osiągnie zaledwie kilkaset egzemplarzy. I tak dalej. Wdzięczny temat dla tabloidów „Super Expressu” czy „Faktu”.
Ale można też o celebrytach mówić i pisać z przyłożeniem naukowego szkiełka i oka. Takiego trudu podjęła się dr hab. Małgorzata Molęda-Zdziech ze Szkoły Głównej Handlowej w książce „Czas celebrytów. Mediatyzacja życia publicznego”.
Pojęcie mediatyzacji istniało już w filozofii i historii, ale autorka przyjęła współczesną definicję duńskiego badacza Stiga Hjarvarda. Oto ona: „Mediatyzacja to dwustronny proces późnej nowoczesności, w którym media z jednej strony wyłaniają się jako niezależna instytucja, z własną logiką, do której pozostałe instytucje społeczne muszą się dostosować. Z drugiej strony, media stają się integralną częścią innych instytucji takich jak: polityka, praca, rodzina i religia. Coraz więcej działań tych instytucji rozgrywa się nie tylko w interakcjach, ale również poprzez mass media. Logika mediów odwołuje się do ich instytucjonalnego i technologicznego sposobu działania, włączając w to dystrybucję materiałów i symbolicznych źródeł oraz używanie formalnych i nieformalnych zasad”.
Książka ma dwie części: teoretyczną i praktyczną. Pierwsza mówi o mediatyzacji życia publicznego, wyjaśnia pojęcia i problemy badawcze. Praktyczna część została poświęcona analizie celebrytów jako kluczowych autorów współczesności w życiu społeczno-kulturowym, politycznym i ekonomicznym. Autorka kończy pracę omówieniem konsekwencji procesu mediatyzacji określanych mianem tabloidyzacji i infotainment.
Mimo, iż książka jest dziełem par excellence naukowym, czyta się ją z przyjemnością intelektualną i z nieustającym zainteresowaniem. Dobry podręcznik i materiał do przemyśleń dla wszelkiej maści decydentów.
Małgorzata Molęda-Zdziech, „Czas celebrytów. Mediatyzacja życia publicznego”, Difin SA, Warszawa 2013
**************
Tego zawodu już nie ma – 3.06
Wszystko, co napisał Ryszard Kapuściński należy kupować w ciemno, bez wahania i czytania recenzji. Nikogo, kto zna dzieła Mistrza, nie trzeba zachęcać. Wielu tematów nie udało się Kapuścińskiemu ogarnąć, opisać; nieoczekiwanie zmarł. Tym większą radość sprawiły wydane właśnie po polsku przez Wydawnictwo Agora i Dom Wydawniczy PWN wykłady i rozmowy o dziennikarstwie Ryszarda Kapuścińskiego.
„To nie jest zawód dla cyników” stanowi zapisy spotkań polskiego dziennikarza z młodymi adeptami zawodu w Europie, głównie we Włoszech.
Ryszard Kapuściński był dziennikarzem, reporterem, pisarzem innej epoki. Osobiście musiał zobaczyć i doświadczyć tego, o czym później pisał. A jeszcze wcześniej, zanim ruszył w świat, mnóstwo czytał. Był człowiekiem tytanicznej pracy. Jak sam mówił, pisał w dosłownym pocie czoła, wolno, z wysiłkiem niemal fizycznym. Oczywiście, jako korespondent agencyjny, musiał pisać szybko, informacyjnie. Książki pisał niespiesznie. Stąd czytanie jego słów, wyrazów, zdań i całych opowieści było i jest prawdziwą frajdą. Kapuścińskiego nie da się i nie można czytać szybko. Nim należy się delektować.Dzisiaj takiego reportażu, jakim raczył nas w książkach Kapuściński nie da się już uprawiać, jest zbyt czasochłonny, a i czytelnik też inny – szybszy, mniej dociekliwy, nie wykazujący potrzeby dogłębnego zrozumienia Innych. Dzisiaj wystarczy Wikipedia i Google. Dziennikarze-reportażyści są na wymarciu. Chwalebne wyjątki to Wojciech Jagielski, Andrzej Stasiuk, Jacek Hugo-Bader, żeby wymienić tylko najważniejszych.
Dzisiaj czas płynie inaczej, za szybko, bezmyślnie, bezrefleksyjnie. A reporter powinien mieć czas na zebranie materiałów, ich przetrawienie. A żeby mieć czas musi mieć środki do życia. Z samych książek się nie utrzyma. To są dzisiejsze dylematy wartościowego dziennikarstwa.
Dlatego tak świetnie czyta się zbiór wypowiedzi Ryszarda Kapuścińskiego „To nie jest zawód dla cyników”. To już ostatnie teksty Mistrza, których nie znaliśmy. Pozostaje nam tylko wracanie do „Cesarza”, „Szachinszacha”, „Hebanu” czy „Imperium”.
PROGRAM SZKOŁY LIDERÓW
Nauka wywierania wpływu - 25.06
W piątek 20 czerwca w Warszawie odbyła się inauguracja IX edycji Programu Liderzy Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności realizowanego przez Szkołę Liderów. więcej...