Established 1999

KRAKÓW - EDYNBURG

7 kwiecień 2020

Ratujmy Pola Nadziei

Od 23 lat parki i skwery w Krakowie i wielu innych polskich miastach wiosną zamieniają się w żółte dywany, pełne kwitnących żonkili. Grupy młodych ludzi zbierają pieniądze na opiekę hospicyjną, oferując przypinkę w kształcie żonkila za każdy wrzucony do puszki datek. Widok ten tak spowszechniał, że nikt już nie zastanawia się, jak to się wszystko zaczęło. Jesienią 1995 roku, wkrótce po objęciu przeze mnie stanowiska Konsula Generalnego w Edynburgu, zostałem włączony w realizację jednego z najbardziej spektakularnych działań, łączących Kraków i Edynburg, a nawet Polskę i Szkocję – pisze Leszek Wieciech.

Leszek Wieciech

Pewnego dnia dwie damy – Sarah Grotrian z Fundacji Marie Curie Cancer Care Scotland i Krystyna Robinson-Szumelukowa, była dyrektor Biura Rozwoju Gospodarczego i Nieruchomości w Radzie Miasta Edynburga – złożyły wizytę w moim biurze, by poinformować mnie o swoich planach i uzyskać pomoc z mojej strony.

Kilka lat wcześniej Kraków i Edynburg podjęły współpracę w dziedzinie kultury i architektury. W 1995 roku została podpisana pierwsza umowa o współpracy kulturalnej. Obie panie doszły do wniosku, że współpracę obu miast powinno się rozszerzyć na inne obszary, na przykład opiekę zdrowotną. Szkocja posiada olbrzymie doświadczenie w opiece hospicyjnej, a także w organizacji zbiórki funduszy na cele charytatywne. A akurat w latach 90. XX wieku w Polsce służba zdrowia cierpiała na brak środków, starano się wdrożyć nowe metody pozyskiwania funduszy.

Więc Sarah i Krystyna zjawiły się w moim burze i zarzuciły mnie taką masą informacji, pomysłów, propozycji, że aż się wystraszyłem. Ale były przy tym tak entuzjastycznie nastawione, że nie miałem wyboru – musiałem się włączyć w ich przedsięwzięcie.

Krystyna i Sarah wpadły na pomysł, by program Pola Nadziei (Fields of Hope), który od lat był pomyślnie realizowany w Szkocji, przenieść do Krakowa do wytypowanego hospicjum. Nawiązały współprace z dr Joanną Stokłosą, prezeską Towarzystwa Przyjaciół Hospicjum św. Łazarza w Krakowie, która przyjęła zaproszenie do współpracy z Marie Curie Cancer Care Scotland. Te trzy panie połączyła wspólna wizja. Podjęły one energiczne działania i uzyskały wsparcie ze strony władz samorządowych obu miast, województwa małopolskiego, Krakowskiego Forum Rozwoju i Ambasady Brytyjskiej w Warszawie. Głównym sponsorem finansowym została BP Poland, przy czym w program zaangażowało się bezpośrednio kierownictwo firmy, a zwłaszcza dyrektor PR Dorota Adamska. I w końcu uzyskały moje wsparcie – Konsula Generalnego RP w Szkocji.

Krystyna Robinson-Szumelukowa i Leszek Wieciech w Krakowie

Krystyna Robinson-Szumelukowa i Leszek Wieciech w Krakowie

Organizacją całego przedsięwzięcia zajmowały się Krystyna i Sarah, a pamiętać należy, że nie było to wcale łatwe w tamtych czasach – bez bezpośredniego połączenia lotniczego między Krakowem i Edynburgiem, bez tanich linii lotniczych, bez powszechności telefonów komórkowych i komunikatorów internetowych. Plan zakładał posadzenie ok. 350 tys. żonkili w Krakowie we wrześniu 1997 roku, uruchomienie zbiórki publicznej w marcu 1998 roku i kulminację podczas wielkiego koncertu na Rynku Głównym w Krakowie w maju 1998 roku.

Ale współpraca nie była ograniczona wyłącznie do zbiórki środków finansowych na działalność Hospicjum. Krystyna Szumelukowa wspomina:

Wiedza na temat fundraisingu nie była jedyną, którą przekazano: podzielono się też doświadczeniami w zakresie zarządzania placówką zdrowia, współpracą między biznesem i społecznością lokalną, a także ustalono obszary współpracy medycznej i pielęgniarskiej między edynburskim hospicjum przy Fairmile i Hospicjum Św. Łazarza. Jesienią 1997 roku zrealizowano wymianę ekip lekarskich, a także szkolenie personelu. Podpisano umowy sponsorskie z przedstawicielami firm”.

27 września 1997 roku wziąłem łopatę w ręce i wraz z Krystyną, Sarą, dr Stokłosą, Christopherem Humem (brytyjskim ambasadorem w Polsce), dr. Krzysztofem Goerlichem (wiceprezydentem Krakowa), Brianem Fallonem (zastępcą Lorda Provosta Edynburga) i innymi osobami posadziliśmy pierwsze cebulki żonkili na Plantach, tuż przy pomniku królowej Jadwigi i króla Władysława Jagiełły. Następnego dnia zrobiliśmy to samo w ogrodzie Hospicjum Św. Łazarza. Kampania ruszyła!

W wywiadzie dla „Gazety Krakowskiej” Sarah Grotrian ze szkockiej fundacji Marie Curie Cancer Care powiedziała:

„Wiosną 350 tys. żonkili zakwitnie na miejskich skwerach i w parkach. Ma to być sygnał do zbiorki funduszy na utrzymanie hospicjum. W kilkuset lokalach gastronomicznych, hotelach, sklepach i urzędach pojawią się puszki i 250 tysięcy sztucznych żonkili. O charytatywnej akcji przypominać będą żółte pola i specjalne tabliczki, informujące o hospicjum. Każdy, kto wrzuci datek, choćby 5 groszy, będzie mógł zabrać do domu sztuczny kwiat.

Fundacja od wielu lat realizuje w Wielkiej Brytanii program „Pola Nadziei”. Jesienią sieją żonkile, symbol nadziei, wiosną, gdy kwiaty kwitną, rusza kwesta. Szkockie wzorce postanowiono przenieść pod Wawel”.

Kulminacja programu nastąpiła 24 maja 1998 roku, kiedy na Rynku Głównym w Krakowie odbył się wielki koncert. Oprócz licznie zgromadzonych mieszkańców Krakowa i turystów oraz osób bezpośrednio zaangażowanych w realizację programu, obecni byli m.in. prof. Leszek Balcerowicz, Sir Malcolm Rifkind i czołowy szkocki arystokrata Earl of Weymss (Francis David Charteris).

Krystyna Szumelukowa pamięta to m.in. tak:

„W maju 1998 w Krakowie odbyła się seria wydarzeń kulturalnych poświęconych Szkocji, a kulminacja nastąpiła podczas publicznego koncertu na Rynku Głównym z udziałem Orkiestry Filharmonii Krakowskiej i orkiestry Królewskich Górskich Fizylierów (The Royal Highland Fusiliers). Rynek Główny był pełen, a kiedy samotny dudziarz zagrał na balkonie Sukiennic, odpowiadając na hejnał trębacza z Wieży Mariackiej, po plecach wszystkich obecnych przeszedł dreszcz. Tego samego dnia podpisano nowe porozumienie o współpracy kulturalnej Krakowa i Edynburga”.

W 2002 roku Towarzystwo Przyjaciół Chorych Hospicjum im. św. Łazarza zdecydowało się podzielić swymi doświadczeniami, zwiększyć zakres programu i zaprosiło do Pól Nadziei inne hospicja w Polsce. Od 2003 roku Pola Nadziei rozkwitają nie tylko w Grodzie Kraka, ale też w innych miastach w Polsce, pomagając hospicjom w zbiórce środków finansowych na ich działalność. Obecnie już ponad 50 hospicjów w Polsce zbiera środki w ramach program Pola Nadziei. Tym bardziej więc powinniśmy pamiętać o inicjatorkach programu, a także innych osobach, bez których zaangażowania osobistego, organizacyjnego i emocjonalnego taki sukces nie byłby możliwy.

Post Scriptum

Niestety, w tym roku nie zobaczymy wolontariuszy z puszkami na ulicach, skwerach i parkach. Obecna, 23. edycja Pól Nadziei przypada w trudnym czasie, kiedy wszyscy walczymy z koronawirusem. Z tego względu przeprowadzenie zbiórek ulicznych jest niemożliwe. Jest jednak możliwość wsparcia Pól Nadziei poprzez wpłatę datku w ramach zbiórki internetowej https://hospicjum.krakow.pl/wirtualna-puszka/

Nie dajmy zwiędnąć Polom Nadziei!

*  *   *

Mam bardzo osobiste wspomnienia związane z Polami Nadziei. W celu uzyskania wsparcia ze strony władz organizacji Krystyna i Sarah poprosiły mnie o włączenie się w prace szkockiego oddziału Marie Curie Cancer Care. Musiałem więc nauczyć się być dyplomatą, działającym niekonwencjonalnie – czego nie wyniosłem ani z MGIMO, ani z polskiego MSZ. Nigdy nie zapomnę wystąpienia w roli Świętego Mikołaja na imprezie dla dzieci chorych na raka w Hotelu Sheraton w Edynburgu w 1996 roku. Zostałem również członkiem Rady Programowej (Appeal Committee) organizacji Marie Curie Cancer Care Scotland, gdzie spotkałem wiele ciekawych osób, w tym gen. Sir Davida Younga.

Ciekawa historia wiąże się z akcją sadzenia cebulek żonkili, zaplanowaną na wrzesień 1997. Nagle latem tegoż roku Krystyna i Sarah zdały sobie sprawę, że Polska jeszcze nie jest w UE, więc potrzebne są zgody władz fitosanitarnych, co miałoby zająć ok. trzech miesięcy. Groziło to zawaleniem całego planu – i całego przedsięwzięcia. Nie było chwili do stracenia. Wziąłem urlop, zapakowałem cebulki do bagażnika mego konsularnego samochodu i przewiozłem je z Edynburga do Krakowa.

Ale chyba najciekawsza historia łączy się z Earlem Wemyss. Kiedy podróżowaliśmy na główną ceremonię w maju 1998 roku, kilkanaście osób zdecydowało się lecieć wspólnie: najpierw z Edynburga do Londynu, a następnie do Krakowa (pamiętajmy, że wszystko działo się przed erą tanich linii lotniczych i bezpośrednich połączeń między obu miastami). Prowadziłem pogawędkę z hrabią i jego żoną na pokładzie samolotu do Londynu, kiedy usłyszałem informacje, która mnie zmroziła: księżna Wemyss (Shelagh Kathleen Kennedy, z domu Thrift) była obywatelką Kanady. Tylko Kanady – nie miała obywatelstwa brytyjskiego, co oznaczało, że powinna była posiadać polską wizę, której oczywiście nie miała. Po wylądowaniu na Heathrow zatelefonowałem do mego zastępcy, konsula Andrzeja Janika i poprosiłem go o postawienie wszystkich na nogi w Warszawie i załatwienie wizy dla księżnej. Oczywiście ani on, ani ja nie wiedzieliśmy, czy się uda. Proszę sobie wyobrazić: żona szkockiego arystokraty zatrzymana na granicy i niewpuszczona do Polski… Kilka następnych godzin było bardzo nerwowe. Kiedy wylądowaliśmy w Balicach, pierwsze kroki skierowałem do Straży Granicznej. Kierownik zmiany powiedział mi, że jest promesa wizowa… Andrzeju, jesteś wielki!

W grudniu 1998 roku zostaliśmy z żoną zaproszeni na bożonarodzeniowe party w rezydencji hrabiego – Gosford House, położonej w East Lothian na wschód od Edynburga. Ale w Wigilię miał miejsce jeden z najmocniejszych huraganów w historii południowej Szkocji, wyrywający drzewa z korzeniami, łamiąc słupy energetyczne i uszkadzając wiele budynków. Gosford House również został uszkodzony – wybite okna, cenne obrazy pokryte aerozolem z soli i morskiego piasku. Fortepian, uniesiony przez huragan, przez westybul wylądował piętro niżej. Goście zakasali rękawy i pomogli gospodarzom i służbie w usuwaniu szkód. Wspaniałe szkockie jedzenie i single malt whisky, którą następnie skonsumowaliśmy, były wynagrodzeniem za naszą pracę. Nawiasem mówiąc, przy okazji wizyty dowiedziałem się, że podczas II wojny światowej centralna część pałacu została spalona przez stacjonujących w nim oficerów – polskich?

LESZK WIECIECH

W wydaniu nr 221, kwiecień 2020, ISSN 2300-6692 również

  1. DECYDENT GLOBTROTER

    Muzeum kotów
  2. THRILLER DECYDENTA

    Potem było przedtem
  3. WIATR OD MORZA

    Pandemia strachu
  4. KLASYKA DECYDENTA

    Eseje Witkacego
  5. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Koronawirus zabija... intelekt
  6. KRYMINAŁ DECYDENTA

    Czy skazany mordował?
  7. HISTORIA DECYDENTA

    Do wolnej Ojczyzny przyszli ze Wschodu
  8. DECYDENT POLIGLOTA

    Hiszpański dla bystrzaków
  9. POLITYKA DECYDENTA

    Wstawanie z kolan
  10. KRAKÓW - EDYNBURG

    Ratujmy Pola Nadziei
  11. KOBIETY DECYDENTA

    Dalsze losy Anity
  12. WSPOMNIENIA DECYDENTA

    Dawne chwile...
  13. CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

    Zdolność honorowa według Boziewicza
  14. BEZINTERESOWNOŚĆ

    Milkpol dla lekarzy
  15. WIATR OD MORZA

    Prima aprilis
  16. HISTORIA DECYDENTA

    Każdy motyw inny