BIBLIOTEKA DECYDENTA
Sułtan to miał klawe życie...
Po niedawnych wydarzeniach oczy świata znów zwrócone są na Turcję. Książka porusza jeden z najciekawszych problemów w historii Turcji: walki o władzę na dworze osmańskim. więcej...
Ileż to już razy, gdy wydarzało się coś spektakularnego, spotykaliśmy się ze stwierdzeniem, że „nic już nie będzie takie, jak dotychczas” lub wręcz powtarzaliśmy je sobie sami? Jedni wypowiadali to z nadzieją, inni z rezygnacją, jeszcze inni z niepewnością podszytą obawą… A przecież już 2500 lat temu Heraklit z Efezu spostrzegł brak stałości w świecie, ujmując to słowami panta rheii, czyli że wszystko płynie i że nie można wstąpić dwa razy do tej samej rzeki, bo okoliczności wejścia jak i sama woda będą już inne – pisze spod Gibraltaru Marek J. Zalewski.
A wynik brytyjskiego referendum w sprawie pozostania lub wystąpienia z Unii Europejskiej odebrano właśnie tak, jakby zdarzył się niewyobrażalny dramat, jakby świat nagle albo się zatrzymał, albo runął. Zapanował lament i histeria, niedowierzanie jednych i dzika radość innych… A przecież tak naprawdę NIC się nie stało. Słońce wzeszło na wschodzie i zaszło na zachodzie, po nocy nastąpił dzień, a po burzy spokój – jak śpiewa Budka Suflera. Dzieci poszły do szkół i przedszkoli, ich rodzice ruszyli do pracy… Ale nad wszystkim zapanował wielki krzyk i lament, jakby nadszedł dzień sądu ostatecznego.
A przecież to tylko kilkanaście milionów Brytyjczyków, w większości Anglików, w referendum opowiedziało się za wystąpieniem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej i okazało się, że jest ich o milion z niewielkim okładem więcej od tych kilkunastu milionów Brytyjczyków, w większości także Anglików, którzy w owym referendum wypowiedzieli się za pozostaniem tej samej Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Czy to oznacza lekceważenie tego, co się stało? Absolutnie nie, ale warto zachować proporcje. Pamiętać należy, jaka histerię i larum wywołano trzy lata temu, gdy Unię miała opuścić Grecja… Tyle narobiono wokół tego wrzawy, jakby nie wyobrażano sobie nic gorszego. I teraz, jakby nie nauczywszy się z tamtej lekcji niczego słychać bicie w bębny absolutnie bezrozumne.
Bo co też tak naprawdę się stało? Jeszcze NIC. Absolutnie NIC. Pewne jest tylko to, że odbyło się referendum i to, które jego pytanie zebrało więcej zwolenników. Ale… Ale to jeszcze o niczym nie przesądza. A tymczasem wrzawa jest taka, jakby Wielka Brytania już następnego dnia po owym referendum zerwała wszelkie kontakty z Unią. A przecież to NIGDY nie nastąpi, bo Wielka Brytania nie może sobie na to po prostu pozwolić. To po pierwsze.
Po drugie David Cameron zapowiedział, że to nie on będzie realizatorem roli, którą w referendum wyznaczono rządowi. Pozostawia to swemu następcy, który wyłoniony będzie dopiero jesienią na dorocznym zjeździe partii, na którym on, Cameron złoży rezygnację z jej przywództwa i poda się do dymisji z funkcji premiera. Będzie to październik tego roku. I dopiero jego następca na obu tych funkcjach będzie mógł wystąpić z wnioskiem o rezygnację z członkostwa w Unii i przystąpić do wszczęcia procedury przewidzianej artykułem 50. traktatu lizbońskiego. A to z kolei będzie dopiero oznaczało otwarcie drzwi wyjściowych z Unii, za którymi jest co prawda zarysowana ścieżka prowadząca do bramy w unijnym murze, ale co się na niej spotka, tego nie wiadomo, bo nikt jej jeszcze nie przechodził. Można jednak założyć, że nie będzie to spacerek w słońcu, z uczuciem samozadowolenia na twarzy i z radosnym pogwizdywaniem.
Wydaje się, że ci, którzy najgłośniej nawoływali do Brexitu mocno wystraszyli się rezultatu referendum. Nigel Farage, przewodniczący Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, który był głównym brexitowym krzykaczem tak się wystraszył referendalnego sukcesu, że… właśnie (poniedziałek, 4 lipca) zrezygnował z szefowania swej partii. A z wszelkiej odpowiedzialności za brak tejże wykpił się tym, że zwycięstwo wyjścia z Unii Europejskiej w referendum oznacza, że moje polityczne ambicje zostały zrealizowane. Odszedłem z biznesu i rozpocząłem tę walkę, ponieważ chciałem, byśmy stali się narodem, który sam o sobie decyduje. Moją ambicją nie było robienie politycznej kariery – jak stwierdził w oświadczeniu.
Inny polityk, Boris Johnson, były burmistrz Londynu, który zdecydowanie opowiadał się za Brexitem i w którym upatrywano następcy Camerona, kilka dni temu też niespodziewanie zrezygnował z chęci zastąpienia tegoż. Wygląda na to, że Brexit miał być wyzwaniem, które nie miało się spełnić, a jedynie stanowić program polityczny utrzymujący jego zwolenników w mainstreamie dyskursu politycznego. A tymczasem stało się inaczej, a najwięksi krzykacze po prostu wycofali się, pozostawiając rzeszę brexitowców na lodzie bez łyżew… A jakby tego było mało, to już następnego dnia po niefortunnym referendum (przypomina się referendum rozpisane przez prezydenta Komorowskiego w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych) rozpoczęło się zbieranie podpisów nad ponownym referendum dla odmiany za „Brentrancem”. W ciągu tygodnia petycję podpisało ponad 4 mln Brytyjczyków… I to po trzecie. A po czwarte to nie rząd będzie decydował o tym, czy składać wniosek w Brukseli. Ta decyzja, którą dopiero rząd wykona zależy od parlamentu, bo to jego prerogatywa. A gdy okaże się, że wspomniana wyżej petycja zbierze np. 10 mln głosów, albo i więcej, to co wtedy? Czy uruchomiony zostanie art. 50?
Czy zatem wszystko, co się dzieje nie dzieje się za szybko?
Poreferendalnemu rozpaczliwemu załamywaniu rąk na kontynencie nie ma końca. Stara Unia, czyli sześć państw, które w 1957 r. podpisały w Rzymie traktaty, powołujące do życia Europejską Wspólnotę Gospodarczą, spotkała się, aby radzić co tu począć w obliczu niewdzięczności Wielkiej Brytanii. Nowa, a właściwie najnowsza Unia, czyli państwa, które przystąpiły do niej po 2004 r. całkowicie zależne od tej starej i wyraźnie podzielone, mogą jedynie czekać na to, co zdecydują „starzy”. Pozostaje jeszcze kilka państw, które do EWG, a od 1992 roku do Wspólnoty Europejskiej przystępowały w latach 1973-95 (np. Dania, Irlandia czy Austria i Szwecja). Te z naturalnych powodów ciążą ku „starej” Unii. A co ta zrobi? Wygląda na to, że nikt nie ma pomysłu na to, co teraz. Właśnie – I CO TERAZ?
Wydaje się, ze źle się stało, że miast skupiać się na sprawach gospodarczych i w ten sposób budować pozycję jednoczącej się Europy, w końcu lat 80 w Brukseli uznano, że warto się zabrać za konstruowanie wspólnoty politycznej, co przypieczętowano w 1992 roku Traktatem w Maastricht. Traktat lizboński z 2007 roku, przekształcający Wspólnotę Europejską w Unię Europejską był już w momencie jego podpisywania dokumentem, którego moc sprawcza pozostała na papierze. Nie było widać woli do budowania wspólnoty politycznej, a ponieważ wysiłek Brukseli skupiał się właśnie na tym, wyczuwało się, że gospodarka zaczęła schodzić na dalszy plan, jakby uznano, że niewidzialna ręka rynku wzmocniona w 2002 r. przez wprowadzenie euro da radę. Tak się nie stało, o czym Unia boleśnie przekonała się w 2008 roku, gdy rozpoczął się kryzys gospodarczy, z którym tak naprawdę nie poradzono sobie do dziś.
I CO TERAZ? Z Brexitem, czy bez Brexitu, czyli z Wielką Brytanią, czy bez Wielkiej Brytanii Unia Europejska nie jest tym organizmem, którym miała być. Brexit może stanowić jedynie alibi dla nieudolności unijnych polityków. Ich braku zdolności przewidywania. Ich braku zdolności do oceny tego, co jest ważne, co ważniejsze, a co najważniejsze. Bruksela od lat zajmowała się imponderabiliami zamiast tym, co leży u jej fundamentów, czyli gospodarką. To gospodarka miała uczynić ze zjednoczonej Europy mocarstwo polityczne. Tymczasem zajęto się ględzeniem o polityce, co nie przełożyło się na wzrost znaczenie gospodarczego, bo przełożyć się nie mogło.
Brexit nic tu nie zmieni, jeżeli nie zmieni się sposób postrzegania priorytetów Unii. Bruksela powinna o tym już wiedzieć, żeby z Brexitu (do którego de facto wg mnie nie dojdzie) nie zrobiło się Bringo, czyli bingo a rebours, w którym litery Br oznaczają Brukselę, a nie Brytanię…
MAREK J. ZALEWSKI
LEKTURY DECYDENTA
Magia szkicu
Bozzetto to szkic. W tej książce chodzi o szkic fresku „Sąd Ostateczny”, jaki na zlecenie Papieża Pawła III wykonał Michał Anioł. więcej...