Established 1999

I CO TERAZ?

2 sierpień 2015

Ci odlatują, ci zostają - 10.08

Lato w pełni. Celsjusz oszalał. Gdy się otworzy okno, to tak jakby się stanęło przy piecu hutniczym. Zbicie termometru – co swego czasu radził Lech Wałęsa – nic nie pomoże… Ale, jakby na przekór, coraz bardziej widać nadchodzącą jesień… Wiele, bardzo wiele lat temu, tak wiele, że obecny prezydent Andrzej Duda nie został nawet jeszcze poczęty, Skaldowie śpiewali piosenkę do słów Agnieszki Osieckiej, z której pochodzą tytułowe słowa – pisze Marek J. Zalewski.


Przypomniały mi się one, gdy zaczęła wzbierać fala różnych przygotowań, przetasowań, podchodów, przymiarek, przepowiedni, przewidywań, czyli tego wszystkiego, co można by oddać jednym – niestety dość wulgarnym – słowem także zaczynającym się na literę „p”, które ja nieco złagodzę, używając nieco bardziej stonowanej jego formy, czyli – desole pour mot – pieprzenia.


A wszystko to, oczywiście, w kontekście wyborów. Po pierwsze prezydenckich, czyli sromoty wyborczej Bronisława Komorowskiego z jednej, a wyborczego tryumfu Andrzeja Dudy z drugiej strony. A po drugie parlamentarnych, których ciężkie, ołowiane wręcz chmury od maja unoszą się nad Rzeczpospolitą, przybierając coraz bardziej mroczne barwy. Według jednych stanęliśmy u bram Mordoru. Według innych jutrzenka już nam świeci i radośni oczekujemy pełni. A jeszcze inni pozostają z dystansem, rezygnacją, niechęcią, a nawet obrzydzeniem, a wszyscy oni powiadają: co będzie, to będzie…W każdym razie dla wszystkich jest jasne, że obserwujemy to, o czym pisała w piosence Agnieszka Osiecka, a co Skaldowie wyśpiewywali…


Bodaj jako pierwszy o swym odlocie powiadomił „były” (niech to wystarczy za wymienianie wszystkich jego funkcji, które był pełnił) Radosław Sikorski. Gdy na sejmowym korytarzu oznajmiał, że właśnie „odlatuje” z gabinetu marszałka Sejmu, jednocześnie obwieścił – ku zdumieniu niemałej grupy swych partyjnych kolegów i koleżanek – że „zostaje” w polityce jako „jedynka” na liście wyborczej do Sejmu z regionu, w którym „dworuje”, czyli w Bydgoskiem. Szybko się jednak okazało, że Radek Sikorski – w końcu były wieloletni minister spraw zagranicznych – zapomniał o pewnych zasadach obowiązujących w polityce, a szczególnie w dyplomacji i z tą „jedynką” na listach PO wyszedł przed tzw. szereg. A gdy okazało się, że było to tylko jego wishfullthinking, czyli spolszczone przez Melchiora Wańkowicza chciejstwo, ani uzgodnione, ani nawet w jakikolwiek sposób zasygnalizowane przez niego choćby w rozmowie z panią premier, i gdy z jednej strony dano mu do zrozumienia, że ta zapowiedź nie stanie się samosprawdzającą się przepowiednią, a z drugiej on to zrozumiał, podjął decyzję o „odlocie” z polityki. Jeżeli liczył na łzy rozpaczy, a może tylko wzruszenia, bądź może i wymuszone oraz nieco teatralne, ale jednak prośby lub choćby jakiś gest, mający skłonić go do „zostania”, to nic takiego się nie pojawiło. Ten „odlot” musiał być dla jego ego niezwykle przykry, a może nawet bardzo bolesny…


„Odleciała” niemal cała Kancelaria byłego już prezydenta Komorowskiego, a i on także samo. Najdalej – jak do tej pory – „odleciał” Jaromir Sokołowski, były już doradca do spraw międzynarodowych byłego, także już, prezydenta. Odleciał on mianowicie do Szwajcarii, gdzie w pocie czoła będzie wypoczywał jako ambasador Rzeczpospolitej po trudach doradzania prezydentowi Komorowskiemu. Wielu ma nadzieję, że na dobre z polityki odlecieli inni byli już doradcy, a wśród nich m.in. prof. Roman Kuźniar, Jan Lityński, prof. Tomasz Nałęcz i Henryk Wujec oraz szef BBN, gen. prof. Stanisław Koziej znany od pewnego czasu jako Szogun Prezydenta. Odleciał też, oczywiście, szef Kancelarii Prezydenta Komorowskiego, Jacek Michałowski, który jak na razie jeszcze „leci” w poszukiwaniu nowego gniazda, choć ponoć oczekują na jego przylot w Edukacyjnej Fundacji im. Profesora Romana Czerneckiego EFC stworzonej przez Andrzeja Czerneckiego, nieżyjącego już biznesmena, który CAŁY swój majątek (400 mln zł) przeznaczył na tzw. żelazny kapitał tej fundacji…


 „Odleciał” też sam prezydent Bronisław Komorowski, który tym samym stał się byłym prezydentem. Ale ten odlot nie oznacza odlotu z polityki. Bronisław Komorowski zapowiedział, że w polityce „zostaje”. Podpisał już nawet „odpowiednie” – jak to określił w swym pierwszym wystąpieniu w mediach jako były już prezydent (piątek, 7 lipca w porannym programie Radia TOK FM) – dokumenty powołujące do życia Instytut swego imienia, który ma się zająć badaniami nad stosunkami Polski ze światem ze szczególnym uwzględnieniem stosunków na linii Warszawa – Kijów i kształtowaniem tychże. Jest wielce prawdopodobne, że ów Instytut stanie się nowym gniazdem dla kogoś z innych „odlecianych”…


Nowym prezydentem „został” (cudzysłów ma jedynie wskazywać na związek z tytułem tego tekstu) Andrzej Duda, co oznacza cały szereg nowych „odleceń” i nowych „zostań”. Bo ci, którzy za sprawą prezydenta Dudy „zostali” musieli „odlecieć” z miejsc i funkcji zajmowanych dotychczas. I tak Paweł Soloch został nowym szefem BBN, a „odleciał” z Instytutu Sobieskiego, Krzysztof Szczerski „odleciał” z Parlamentu Europejskiego, aby zostać przy prezydencie Dudzie człowiekiem od polityki zagranicznej. Jego lot był znacznie dłuższy od lotu Małgorzaty Sadurskiej, która nawet nie musiała „odlatywać” z ul. Wiejskiej, gdzie od trzech kadencji zasiadała w gmachu Sejmu, bo jej nowe „gniazdo” mieści się raptem kilkadziesiąt metrów bliżej pl. Trzech Krzyży, bo tu mieszczą się biura Kancelarii Prezydenta.


Te „odloty” i „zostania” to jedynie przygrywka, a może raczej – aby było poważniej – uwertura do tego, co już rozpoczął Radek Sikorski. W pierwszy piątek sierpnia, gdy nad Polską ktoś roztworzył wrota pieca hutniczego, Platforma Obywatelska godzinami obradowała nad tym, kto ma „odlecieć” i dokąd, a kto ma „zostać” i gdzie. Całkiem „odleciał” Andrzej Biernat, który podjął decyzję o niekandydowaniu w wyborach do Sejmu, za co należy mu się uznanie, gdyż wreszcie zrozumiał, że jego obecność w polityce to jedno wielkie nieporozumienie. I za to mu chwała.


Dość nieoczekiwanie w ogóle z list PO „odleciana” została pani Lidia Staroń, którą po prostu sflekowano w Olsztynie. Tak samo niespodzianie do Kielc „odleciał” Grzegorz Schetyna. Nie dała się „odlecieć” do Krakowa Małgorzata Kidawa-Błońska, ale w Warszawie też nie pozwolono jej „zostać”. „Odleciała” niedaleko, bo do okręgu okołowarszawskiego na „jedynkę”, z której z kolei „odleciał” minister infrastruktury Andrzej Halicki, ale nie wiadomo dokąd. „Jedynkę” w Łodzi musiał też zostawić komuś innemu poprzednik Halickiego w ministerium, Cezary Grabarczyk…


Natomiast Bogdan Pęk, senator PiS zanim „odleciał” z list swej partii do Senatu, to najpierw wylądował na… podłodze korytarza sejmowego hotelu, drzemiąc w najlepsze. Nawet o tym nie pamiętał, bo – jak powiedział – obudził się w łóżku. Ale zdjęcia paparazzi odświeżyły mu pamięć na tyle, że uznał swoje podłogowe leżakowanie za wynik… zasłabnięcia. Co jest możliwe, a zależy m. in. od ilości przyjętych procentów w postaci płynu…


I CO TERAZ? Szum skrzydeł będzie się nasilał. I jak w piosence Skaldów: ci będą odlatywać, ci będą zostawać. Wielu z tych odlatujących i tych zostających skrzydłami jednak nie poszumią. Dlaczego? Na to pytanie odpowiedź jest bardziej niż banalna – oni/one po prostu są bezskrzydłymi nieloatmi. Ich/je niesie coś zupełnie innego. Niestety… A co to takiego? Ja wiem, Państwo wiecie, inni się domyślają, a oni/one? Są przekonani, że gdyby nie oni/one, to… Warto zabawić się – że tak to nazwę – w politycznego ornitologa i poobserwować kto, kiedy, skąd i dokąd „odleci” lub gdzie „zostanie”. Uważnych obserwacji życzę…


MAREK J.ZALEWSKI


Pieniądze, które są – 4.08


Wakacje w pełni, czyli na tzw. półmetku… Zwykle o tej porze byliśmy już po wpłynięciu czegoś tajemniczego w górę Wisły, a przed jakimś czymś, co pojawić się miało w Zalewie Zegrzyńskim, albo odwrotnie. A w tym roku, co? Wygląda na to, że w tym roku wszelkich potworów, zjaw, co to nam mają napędzić stracha, albo do łez doprowadzić było, jest i jeszcze będzie bez liku. Wiadomo od dawna, że co jak co, ale jesienią nie ominą nas wybory do Sejmu i Senatu. Mało tego, ledwo skończą się wakacyjne urlopy (nie dotyczy tzw. studenckiej braci, bo ona wakacjuje do października), a tu trzeba będzie gnać do urn referendalnych, aby odpowiedzieć na trzy pytania. Dla ułatwienia nie będę ich cytował, bo nie znając treści łatwiej wszak o obiektywizm. Myślę, że nie ma to sensu także i z tego powodu, że rodacy nie zawiodą i oleją to referendum, jak olewają znakomitą większość tego rodzaju plebiscytów, co oznacza, że nie będzie tzw. referendalnej większości. A to będzie z kolei oznaczało, że wydać bez sensu 100 000 000 (słownie: STO MILIONÓW) zł, bo tyle będzie to nas wszystkich kosztowało, umiemy wyśmienicie! A komu to zawdzięczamy? Niestety, ten piramidalnie idiotyczny pomysł zawdzięczamy kończącemu właśnie swą kadencję prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu, który po JOW-owym sukcesie Pawła Kukiza w I turze wyborów „rzutem na taśmę” uznał, że referendalnym wnioskiem pokaże wyborcom, jak czuły jest na ich (tak zapewne myślał) pragnienia.


Warto już dziś zacząć sobie wyobrażać, w jaki inny, nieskończenie bardziej pożyteczny sposób można wydać 100 baniek. Choć, czy to jest dużo? Przecież te 100 baniek państwo mogłoby odrobić w moment. Wystarczyłoby prowadzić permanentną kontrolę w tzw. chińskim centrum w podwarszawskiej Wólce Kosowskiej. Tam codziennie odpowiednie służby mogłyby swoimi działaniami zarobić nie na jedno, a na kilka nie tylko absolutnie zbędnych, ale może i na jakieś uzasadnione merytorycznie referenda, jak np. o zmniejszenie liczby posłów, likwidację Senatu czy takąż powiatów.


A to tylko jedno z możliwych źródeł niebagatelnych przychodów skarbu państwa i ku radości obywateli. A gdyby tak sięgnąć tam, gdzie pieniądze są, a ich wyjęcie byłoby najbardziej dla obywateli obojętne? Otóż, Polacy mają (wg Związku Banków Polskich) 1,5 biliona oszczędności zgromadzonych na bankowych rachunkach. Może podnieść wysokość tzw. podatku Belki do 50, a nawet 70 procent, co? Po pierwsze – jest to podatek (i jego podwyżka) NAJMNIEJ bolesny dla obywatela, bo „niewidzialny” (przy tego rodzaju przychodach człowiek się nie męczy, a nawet mu się nie kurzy, a prawdziwa złość go bierze, gdy państwo stara się odebrać mu część z tego, przy czym naprawdę się natyrał). Po drugie – przyjmując średnie oprocentowanie wszystkich wkładów na 2%, daje to kwotę 30 mld zł, co przy 70% opodatkowaniu lokat daje 21 000 000 000 zł, 21 MILIARDÓW zł. Po trzecie – na zarzut, że ludzie będą „uciekali” z banków odpowiadam: a dokąd? Te pieniądze trafią do gospodarki, co ożywi rynek, przekładając się na wzrost konsumpcji, a ta na wzrost produkcji. Ergo – wzrośnie VAT. Zakładając, że z banków wycofanych zostanie (załóżmy) połowa, czyli 750 mld zł, to VAT z tego tytułu (licząc jego stopę wg najniższej możliwej w UE, na 15 %) wyniesie 122 500 000 000 zł (122,5 mld zł). A wzrost zatrudnienia? Też może okazać się wysoki, a z tego tytułu przyrost składki!


Tylko proszę bankowców, a raczej banksterów – jak na początku lat 30. XX w. nazwał ich Ferdinand Pecora, sędzia i ekspert Senatu USA ds. walki z nadużyciami i przestępstwami tzw. białych kołnierzyków – i innych spekulantów, żeby nie tracili czasu na ględzenie o załamaniu sektora bankowego i polityki finansowej państwa. Proszę też nie zarzucać mi chodzenia na skróty i taniego populizmu, bo ja nie piszę traktatu ekonomicznego ani dysertacji naukowej… A dlaczego tego rozwiązania nie bierze się pod uwagę? Ano dlatego, że oszczędności mają ci, którzy mogliby to wprowadzić w życie, a zatem wolą szukać pieniędzy wszędzie, ale dlaczego zaczynać od własnych kieszeni? Jakie to ludzkie, prawda?


Co innego zyskać dla siebie pod tzw. płaszczykiem i pod pozorem, wynikającym z zastąpienia liczby większej przez mniejszą… Oto, Ryszard Petru, prawie ostatnia nadzieja białych (kołnierzyków), który zdążył już pogrozić wszem i wobec, że: „Będę jedynką w Warszawie”, zaproponował w swoim programie ujednolicenie stawki VAT na poziomie… 18 proc. od WSZYSTKIEGO! Ryszard Petru zachował się – co zadziwiające i przykre – jak ekonomiczny troglodyta. Bo dla większości Polaków, którzy żyją za 2 tys. zł na rękę w czteroosobowej rodzinie i gros wydatków to dla nich właśnie te, które dzisiaj są obłożone preferencyjną stawką VAT, czyli od 0 (zera) do 7 proc. Ryszard Petru może nie pamiętać, ale wiedzieć powinien, że w roku 1970, gdy ogłaszano podwyżkę cen żywności, to próbowano ją „osłodzić” tym, że miały znacząco stanieć np. lokomotywy… Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że dla wielu pozycji na rynku stawka podatku VAT zmaleje z dzisiejszych 23 do 18 proc, ale tych Polacy, o których wyżej wspomniałem nie kupują wcale, albo w bardzo ograniczonej skali. Ergo – dla nich ujednolicona stawka VAT na poziomie 18 proc. oznacza podwyżkę kosztów codziennego utrzymania o KILKANAŚCIE procent!!!


A dlaczego ani rząd, ani Ryszard Petru nie zaproponuje prawdziwej REWOLUCJI w ściągalności podatku VAT? A przecież mówi się, że oblicza się, że z tytułu niepłacenia VAT-u skarb państwa traci rocznie 40-50 mld złotych! Rząd coś tam, wstydliwie próbuje kombinować z tzw. odwróconym VAT-em, ale przypomina to znany anegdotyczny eksperyment o zmianie ruchu z jednej strony na drugą (obojętne, z której, na którą), że na początek ta zmiana będzie dotyczyła tylko ciężarówek… Że idiotyczne? Oczywiście, jak większość poczynań tych, którzy chcą coś uszczelnić, a tworzą jeszcze większą lukę. A dlaczego np. nie przenieść ciężaru płacenia VAT na kupującego? Dlaczego wprowadzono pośrednika w postaci sprzedającego, którego obciążono obowiązkiem ściągania należnego państwu podatku i to bez uzbrojenia go w niezbędne narzędzia? A przecież każdy pośrednik to osłabiające łańcuch przepływu pieniędzy ogniwo!


Jak to sobie wyobrażam? Jedna firma kupuje coś u drugiej. Dostaje fakturę VAT i tenże wyszczególniony na niej VAT płaci bezpośrednio fiskusowi, a kwotę netto sprzedawcy! Co? Że VAT naliczony, należny etc… A od czego bilans roczny? Zestawiamy faktury kupna i sprzedaży, podliczamy VAT i albo płacimy, albo wnioskujemy o zwrot! Proste? Proste! A może ZA proste? A może w ogóle VAT jest bez sensu? W Stanach, w które Warszawa wpatrzona jest jak w obrazek święty, o takim idiotyzmie jak ten nieszczęsny VAT nawet nie słyszeli. I co? Jakoś ich gospodarka daje radę, a w budżecie jest jakiś grosz. A może dać sobie spokój z tym kryminogennym VAT-em (albo tylko z systemem jego rozliczania) i powrócić do starego i prostego podatku obrotowego, w którym na każdym szczeblu obrotu doliczano 1 proc. tytułem tego właśnie podatku bez żadnych odliczeń. Stary i prosty.. Jak to? W dobie gdy ludzkość ma wreszcie zdjęcia Plutona zrobione przez sondę z odległości zaledwie 12,5 tys. km, gdy w odległości 1300 lat świetlnych odnaleziono najprawdopodobniej „bliźniaczkę” naszej matki Ziemi, my mamy wracać do STAREGO, a co gorsza PROSTEGO podatku obrotowego? No, nie. To nie uchodzi! Prawda panie Ryszardzie Petru, „jedynko w Warszawie”?


I CO TARAZ? A co ma być? Nic. Wszak skomplikowane jest wrogiem prostego. Najlepszy dowód to tzw. dźwignia prosta… Kto o niej słyszał? Ale gdy się rozejrzeć? Też nic. Wszak trzeba wiedzieć, czego szukać. Aż dziw, że wokół TYYYLE pieniędzy, a nawet wytrawni ekonomiści ich nie widzą, choć… O tym, że jednak widzieli może następnym razem…


MAREK J. ZALEWSKI

W wydaniu nr 165, sierpień 2015, ISSN 2300-6692 również

  1. ŚWIATOWA RADA ZŁOTA INFORMUJE

    Popyt na kruszec spadł, ale nie w Europie - 13.08
  2. LIST W SPRAWIE LEKTUR

    Letni "Browar" - 10.08
  3. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Dzieło - 21.08
  4. IMR Z NES PHARMĄ

    Powrót do współpracy - 3.08
  5. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Wtorek, 18.08 – Snobizm na świerszcze
  6. POWSTANIE WARSZAWSKIE

    Pamięć patriotów - 3.08
  7. W OPARACH WIZERUNKU

    Nowi ludzie - nuworysze - 3.08
  8. A PROPOS...

    ...zostawiania w samochodach psów - 12.08
  9. WIATR OD MORZA

    Wieloryb a sprawa polska - 26.08
  10. LEKTURY DECYDENTA

    Apetyt na browar - 3.08
  11. I CO TERAZ?

    Ci odlatują, ci zostają - 10.08
  12. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Emigranci w służbie czynnej - 4.08
  13. PO PROSTU SZTUKA

    Wenecki sierpień Evy Chelmeckiej - 3.08