KRONIKA BYWALCA
Jak Polak z Chińczykiem - 13.12
Chińczycy nie pojmują polskiego prawa o zamówieniach publicznych, zasad polskiego prawa pracy czy wymogów ochrony środowiska. więcej...
Przyszło mi do głowy, aby zająć się czymś, co od lat mnie irytuje. Nie. Nie będzie o polityce, ani o politykach – pisze Marek J. Zalewski.
Nie będzie o gospodarce. Nie będzie o aferach. Nie będzie też o pogodzie… Dzisiaj to, co zaraz Państwo przeczytacie będzie o… języku.
O języku, którym posługujemy się na co dzień, jego formie werbalnej i o tym, jak ten język maltretujemy i kaleczymy… Po prostu o tym, jak niechlujnie nim się posługujemy, robiąc potworne językowe błędy. A co najbardziej smutne, a może nawet zatrważające, to to, że owe błędy popełniają osoby, które z racji wykonywanego zawodu, zajmowanego stanowiska, pozycji społecznej, a nade wszystko wyksztalcenia tych błędów robić nie powinny, bo to „nie uchodzi”, jak drzewiej mawiano…
Juliusz Słowacki pisał w swym poemacie dygresyjnym „Beniowski”:
Chodzi mi o to, aby język giętki
Powiedział wszystko, co pomyśli głowa:
A czasem był jak piorun jasny, prędki,
A czasem smutny jako pieśń stepowa,
A czasem jako skarga nimfy miętki,
A czasem piękny jak aniołów mowa…
Niestety. Czasami, a w zasadzie permanentnie, ten język jest aż nazbyt „giętki”… Szczególnie, gdy za jego pomocą próbują powiedzieć „wszystko, co pomyśli głowa” niektórzy z właścicieli owej głowy. Dla innych jest co prawda „jak piorun jasny, prędki”, ale bardzo często zdarza się, że jest za bardzo „prędki”, ale za to miast być „jasnym” jest wręcz mroczny. Dla jeszcze innych faktycznie jest przeraźliwie „smutny”, żeby nie powiedzieć „smętny”… Tylko nieliczni posługują się nim tak, że czynią go „pięknym jak aniołów mowa”. Tak! Tylko nieliczni. Niestety…
Od czego by tu zacząć..?
Zacznę od tego, co jest chyba najpowszechniejszym błędem, słyszanym wielokrotnie każdego dnia od roku 2001… Nowe tysiąclecie zaczęliśmy rokiem 2000; słownie: DWUTYSIĘCZNYM. I niestety tak już zostało…
Mamy rok 2013, czyli słownie: rok dwa tysiące trzynasty, ale ciągle słyszymy nawet od osób z profesorskimi tytułami: w roku dwutysięcznym trzynastym. I tak od roku 2001; czyli od roku dwa tysiące pierwszego, a nie – jak wiele osób mówi – dwutysięcznego pierwszego.
Ale gdy mowa o latach z poprzedniego tysiąclecia, to nigdy nie słyszałem, aby ktokolwiek powiedział, że np. II wojna światowa rozpoczęła się w roku tysięcznym dziewięćset trzydziestym dziewiątym. Wszyscy, ale to WSZYSCY daty z poprzedniego tysiąclecia wymawiają poprawnie, czyli: II wojna wybuchła w roku tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym, a stan wojenny wprowadzono w roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym pierwszym. Ale lata dwutysięczne, to już zupełny dramat i koszmar, bo zamiast roku dwa tysiące któregoś mamy według wielu rok dwutysięczny któryś.
Katorgą jest też wysłuchiwanie czegoś, co jest nawet trudne do fonetycznego zapisania, bo jest próbą wprowadzenia głoski, której w języku polskim nie ma, a już na pewno nie ma litery, którą można ową głoskę zapisać. Gdy np. piszemy włączam, to wypowiedziane słyszymy w przybliżeniu jako „włonczam”, ale koszmarkiem językowym jest jakże często słyszane „włanczam”…
A inny koszmarek w postaci półtorej… roku lub półtora godziny, zamiast akurat w tym zestawie odwrotnie, czyli półtora roku i półtorej godziny?
A iluż to rodaków nagminnie zamiast poprawnej formy tę z biernikiem (np. tę książkę) posługuje się błędną formą narzędnikową tą (np. tą książkę)?
A pomieszanie znaczeń przysłówków „gdzie” i „dlaczego”? Ileż to razy słyszymy pytanie: Gdzie idziesz?, zamiast poprawnego: Dokąd idziesz? A przecież od zawsze „gdzie” dotyczy pytania o miejsce znajdowania się, a „dokąd” jest powiązane z kierunkiem przemieszczania się.
A skoro przy kierunku jesteśmy, to przecież zawsze jedziemy w kierunku Tczewa, a nigdy w kierunku na Tczew.
A uporczywe i tak samo natrętne, jak błędne odmienianie słowa „procent”, gdy mowa o jego części, np. nastąpił wzrost o 2,6 (słownie: dwa i sześć dziesiątych) procent, a nie procenta!
A mało to razy słychać okropne i błędne wziąść zamiast poprawnego wziąć?
A szczególnie częste błędne wstawianie „nie” tam, gdzie logicznie nie ma dla tej partykuły przeczącej miejsca, jak np. sformułowanie wielokrotnie powtarzane przez dziesiątki komentujących przygotowania do rekonstrukcji rządu: obojętne kto by nim nie został, to… w odniesieniu do obsady np. fotela ministra finansów. A przecież wiadomo, że chodzi o tego, kto nim właśnie zostanie, więc po co to nie? Zdanie to winno zatem wyglądać/brzmieć: obojętne kto by nim został.
Nie mogę też oprzeć się chęci napiętnowania genezy powstania, akwenu wodnego, okresu czasu, dalszego kontynuowania, wracania z powrotem, cofania do tyłu, schodzenia w dół, że wspomnę tylko te najpowszechniej słyszane, a karygodne „masła maślane”…
Nie mogę również nie dorzucić do tej wyliczanki tortur, którymi poddajemy nasz język ojczysty opierania się o dokumenty, zamiast na dokumentach, bo jeżeli o, to tylko o coś, np. o szafę z dokumentami. I już na zakończenie tej wyliczanki językowej nieporadności, choć – oczywiście – niepełnej, dodam jeszcze coś, co jest przykładem nadawania słowom innego, niż ich pierwotne i jedynie słuszne znaczenie. Tu koronnym przykładem są organy państwa, na których mówiący (a i piszący) wygrywają całkowicie fałszywą melodię. Bo przecież jeżeli państwa, to tylko organa…
Zawsze też czekam na ciąg dalszy, gdy słyszę że coś jest między czymś i czymś … Bo czekam na to, aby się dowiedzieć między czym a czym to coś jest. A okazuje się, że czekam na próżno, bo ktoś uważa, że to wystarczy. A przecież jeżeli chcemy wskazać np. gdzie coś się znajduje, to powinniśmy powiedzieć/napisać, że to coś znajduje się właśnie między czymś a czymś, a jeżeli między tym i owym, to zawsze musimy dodać: a tamtym. (między Kowalskim a Nowakiem; między Kowalskim i Nowakiem a Zalewskim)
Podobnie jest z okropnym w każdym bądź razie zamiast w każdym razie. Jeżeli już koniecznie chcemy użyć akurat tych słów, to w nieco innym porządku np.: w każdym razie bądź… sobą.
I CO TERAZ? A raczej i co z tym zrobić? Poprawiać tych, którzy błędy robią. Dziwi mnie, że nie robią tego ci, którzy prowadzą programy radiowe i telewizyjne. Ale, żeby poprawiać trzeba najpierw samemu wiedzieć, jak mówić poprawnie. Tymczasem te i inne błędy popełniają ci, którzy audycje te prowadzą. I to jest najbardziej smutne. Czynimy nasz język coraz bardziej giętkim, ale na pewno nie jest to giętkość, o której myślał Juliusz Słowacki, pisząc „Beniowskiego”.
MAREK J. ZALEWSKI
W IMR ADVERTISING BY PR
Gotowe na Sylwestra IV
W konferencji prasowej, zorganizowanej już czwarty rok z rzędu w siedzibie IMR advertising by PR, wzięło udział liczne, acz wybrane, grono dziennikarzy przygotowujących się wizerunkowo i duchowo na Sylwestra. więcej...