Established 1999

I CO TERAZ?

1 październik 2013

Jeszcze jeden rok - 21.10

Skoro już wszyscy wypowiedzieli się na temat wyniku warszawskiego referendum, nadszedł czas, abym i ja zabrał głos w tej doniosłej sprawie – pisze Marek J. Zalewski.


A to dlatego, że wiele rzeczy nie zostało powiedzianych, a o wielu innych – co prawda – wspominano, ale nieco bałamutnie…


Jeszcze raz powtórzę – organizowanie referendum na rok przed samorządowymi wyborami nie było przedsięwzięciem zbyt fortunnym, ale sam pomysł jego przeprowadzenia był pomysłem przednim. Jego celem było pociągnięcie za rękaw pani prezydent Warszawy, aby zwrócić jej uwagę, że nie ona jedna i nie sama w niej mieszka!


Histeria, która rozpętała się w platformianych szeregach, gdy okazało się, że referendum może trzeba będzie zorganizować i potem, gdy okazało się, że referendum zorganizowane być musi, przerosła najśmielsze wyobrażenia.


A nakłanianie warszawiaków przez premiera rządu i prezydenta państwa do nie wzięcia w nim udziału było oczywistym skandalem! Podobnie zachowało się dziennikarskie grono, które niepomne swych własnych lamentów i załamywania rąk nad niską frekwencją przy okazji różnych wyborów wtórowało „pierwszym” w państwie w apelach o nie branie udziału w referendum, co uważam za przejaw swoistej schizofrenii.


Referendum się odbyło i zgodnie z przewidywaniami jego wynik nie był wiążący z powodu zbyt niskiej frekwencji. Ergo – HGW pozostała na stanowisku prezydenta Warszawy, ale… Ale gdyby odnieść wynik referendum do wyniku wyborów sprzed trzech lat, to okazuje się, że „nasza” Hania przegrałaby owe wybory. A to dlatego, że w referendum padło ponad 300 000 głosów za jej odwołaniem, co stanowi większość z blisko 570 000 głosów, które ogółem oddali warszawiacy w wyborach samorządowych zwycięskich, i to w pierwszej turze(!), dla p. Gronkiewicz-Waltz! Świadczy to o tym, że w ciągu trzech lat swej drugiej kadencji pani prezydent zaskarbiła sobie całą rzeszę krytyków.


Ale czy sprawiedliwych? Skąd to pytanie? Jej zwolennicy wskazywali na to, że jest bałagan i chaos, bo bałagan i chaos musi być, gdy TYLE się robi. I prawda, ale… Ale czy naprawdę trzeba wszystko robić naraz? Po co prowadzić tyle inwestycji jednocześnie? Ot, przykład z ostatnich, już poreferendalnych dni – zwężenie mostu Grota i jednoczesne utrudnienie (powodem zapewne tzw. szczyt klimatyczny, o czym dalej) dojazdu do/zjazdu z mostu Świętokrzyskiego! Efekt? Totalna gemela z przedostaniem się przez Wisłę, bo geniusz inżynierii ruchu, niejaki Galas, który już wielokrotnie dał dowód, że dawno zdobył wszystkie szczyty niekompetencji, znowu czegoś nie przewidział!!! A kto jest jego zwierzchnikiem, trzymającym nad nim parasol ochronny od tylu lat? Tak! Pani prezydent Gronkiewicz-Waltz.


A zasadność niektórych inwestycji? Czyż nie budzi wątpliwości podejmowanie takich decyzji, jak np. w sprawie remontu ul. Emilii Plater czy placu Grzybowskiego? I tu, i tu miały powstać parkingi podziemne. Takie były plany. Nie powstały ani pod ulicą, ani pod placem. Ale ciągle powstać mają! To po co wydano dziesiątki milionów złotych? A sprawa odkopanych na Placu Piłsudskiego ruin piwnic Pałacu Saskiego, bo szykowano się do jego odbudowy? Lech Kaczyński je odkopał, Hanna Gronkiewicz-Waltz zasypała, ale idei odbudowy nie zagrzebała w zasypanych piwnicach. W zamian za to zdecydowała o wydaniu kolejnych dziesiątków milionów złotych na remont samego placu! Czy to się nazywa gospodarność? Bo dla mnie, jako mieszkańca Warszawy, to po prostu pokaz absolutnej dezynwoltury i sobiepaństwa!


Rozumiem, że nie można się znać na wszystkim, ale „nasza” Hania nie zna się chyba na niczym, nie czuje miasta, nie rozumie jego potrzeb i potrzeb jego mieszkańców, a już na pewno nie potrafi ocenić kompetencji swoich podwładnych. Podobnie nie potrafi wykorzystać swej pozycji, którą zajmuje w hierarchii Platformy Obywatelskiej, partii, która rządzi Polską.


Czy ktokolwiek potrafi wskazać jakikolwiek jej wysiłek, jakiekolwiek jej starania o to, aby wydobyć od premiera, od rządu dodatkowe środki dla Warszawy, albo starania wymuszające na rządzie lub tylko skłaniające rząd do podjęcia decyzji korzystnych dla stolicy, miasta, którego jest prezydentem? O czym to świadczy? Ano o tym, że albo jej pozycja w PO jest papierowa i kompletnie nic praktycznego z owej pozycji nie wynika, albo pani prezydent po prostu boi się ową pozycję wykorzystać DLA MIASTA i zadowala się tym, że jest ona korzystna TYLKO DLA NIEJ!


Przed panią prezydent jeszcze rok rządów… Czytaj – jeszcze jeden rok chaosu, braku kompetencji i braku wizji rozwoju miasta. Miasta – że dodam – które jest stolicą Polski. Za miesiąc nasza stolica zostanie znowu sparaliżowana, bo inni nawiedzeni wizjonerzy zdecydowali, że będzie fantastycznie, gdy tzw. szczyt klimatyczny kosztem setek milionów złotych odbędzie się właśnie w Warszawie. Świetnie! Ale świetnie by było, gdyby Warszawa usłyszała, że w związku z tym przeznacza się dla niej takie to, a takie środki na to, czy na tamto… Czy ktoś o tym słyszał? Czy ktoś słyszał o tym, że pani prezydent uczyniła coś, co mogłoby sprawić, że ów szczyt nie będzie jednocześnie kolejnym szczytem złorzeczenia pod jej adresem? Ja nie słyszałem. Cóż, jeszcze jeden rok…


MAREK J. ZALEWSKI


***************


HGW – 11.10


Powiem od razu, aby wszystko było też od razu jasne: nie zostanę w domu w niedzielę, 13 października, do czego nawołują jedni. Nie znaczy to jednak, że wybiorę się na grzyby, jak radzą inni… Tak, wyjdę z domu po to, aby WZIĄĆ udział w referendum, w którym warszawiacy mają wypowiedzieć się w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz ze stanowiska prezydenta Warszawy.


O ile przeprowadzanie referendum na rok przed wyborami samorządowymi uważam za mało praktyczne i jako takie bez większego sensu, ale WEZMĘ w nim – jak już wyżej napisałem – udział.


A oto dlaczego WEZMĘ w nim udział:


PO PIERWSZE – Platforma Obywatelska (sic!) nawołuje w Warszawie do bojkotu referendum, a JEDNOCZEŚNIE nawołuje do WZIĘCIA udziału w referendum w Słupsku, wyznaczonym na 27 bm;


PO DRUGIE – Bronisław Komorowski (do niedawna prominentny członek Platformy /sic!/ Obywatelskiej), prezydent RP oświadczył, że on w referendum udziału nie weźmie, a właśnie jako prezydent RP powinien MILCZEĆ w sprawach dotyczących samorządu;


PO TRZECIE – nachalność propagandy uprawianej przez PO, a graniczącej z histerią oraz to, że HGW namaszczono ostatnio na szefową warszawskiej komórki partii na miejsce pani Kidawy-Błońskiej;


PO CZWARTE – niezwykle arogancka wypowiedź Donalda Tuska o tym, że gdy HGW zostanie odwołana, to on, premier, mianuje ją komisarzem;


PO PIĄTE – z uwagi na absolutnie bezmyślne, żeby nie napisać – skandaliczne i głupie, komentarze dziennikarskiej czeredy, nawołujące do bojkotu referendum warszawskiego i to bez najmniejszej refleksji nad zachowaniem Platformy (sic!) Obywatelskiej w sprawie referendum w Słupsku i niepomnej własnego załamywania rąk nad mizerią frekwencji podczas wyborów. (Zanim jakaś dziennikarska mądrala zacznie ględzić o różnicach między referendum a wyborami, to pragnę jednoznacznie stwierdzić, że ta różnica jest mi doskonale znana, a polega na słowie „czy” opatrzonym pytajnikiem, które charakteryzuje referendum);


PO SZÓSTE – skłania mnie też do tego zachowanie pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz w ostatnich dniach, a szczególnie jej apel o to, aby zostać w domu w referendalną niedzielę.


Kończę i gorąco namawiam do wzięcia udziału w referendum. Jest to obywatelski obowiązek!


MAREK J. ZALEWSKI


**********


Notoryczni idioci – 1.10


Gdy odwiedzam różne miasta w różnych krajach i staram się porównać to, co widzę tam z tym, co widuję w polskich miastach, to mam tak zwane mieszane uczucia… Czasami rozpiera mnie duma, choć – jak się okazuje – często fałszywa, innym razem zżera wstyd, to znowu daję się czymś zaskoczyć. Ale najczęściej ogarniającym mnie uczuciem jest zdumienie. Tak, zdecydowanie zdumienie…


Dlaczego? Ano dlatego, że gdy się człowiek przechadza ulicami polskich miast, to można by dojść do wniosku, że miasta w Polsce w porównaniu z innymi krajami zamieszkują niezwykle zamożni, żeby nie powiedzieć – bogaci, obywatele, ale równie niezwykle schorowani i do tego w zasadzie kompletnie pozbawieni elementarnego poczucia estetyki. To spostrzeżenie potwierdzili mi moi zagraniczni znajomi, odwiedzający Polskę. I prawda! Nigdzie nie spotkałem tak wielu witryn oddziałów rozmaitych banków. Nigdzie też nie spotkałem tak wielu aptek. Jak i nigdzie nie znalazłem takiego pomieszania architektonicznego bezguścia i realizacji pomysłów burzących niegdysiejsze założenia urbanistyczne. Bo czy kto widział w miasteczkach Hiszpanii, Włoch czy Francji wyrastający nagle ni z tego ni z owego ponad dachy najwyżej dwukondygnacyjnej zabudowy kilkupiętrowy „wieżowiec”?


Albo, czy kto widział w tychże samych miasteczkach tzw. pamiątki, które nie wyrastają z „tej ziemi”? A ja np. w sklepie na rynku w Kazimierzu nad Wisłą stanąłem jak wryty, gdy jakiś czas temu jako kazimierzowską „pamiątkę” zobaczyłem drewnianą… żyrafę i pluszowego… pingwina. Ze zdumienia wyrwało mnie pytanie moich angielskich znajomych: a co to i dlaczego? Myślałem, że to wyroby miejscowego rzemieślnika-podróżnika, który zafascynowany tym, co zobaczył peregrynując po świecie, postanowił stworzyć coś na „wzór i podobieństwo” tego, co w świecie zobaczył… Ale nie, wszystkie te niezwykle – to prawda – oryginalne „pamiątki” miały metkę, na której stało jak wół: „Made in China”. Po prostu paranoja…


Inna nasza specyfika to oznaczenia dróg i nazewnictwo np. stacji metra w Warszawie… Jedno i drugie niezwykle wymyślne. W końcu września opuszczałem lotnisko Okęcie. Chciałem wjechać na nowo otwarty odcinek południowej obwodnicy Warszawy, aby dojechać do ul. Powązkowskiej, a więc w kierunku wyjazdu z Warszawy na Gdańsk i Białystok. Gdańska lub Białegostoku szukałem na drogowskazach. Na próżno!!! Wyjeżdżając z nowego lotniska w stolicy państwa, którego liderzy pretendują do roli mężów stanu, na nowy odcinek nowoczesnej drogi skąd można pojechać w kierunku Katowic, Krakowa, Gdańska lub Białegostoku nie znajdziemy nazwy ani jednego z tych miast na drogowskazach! A wiecie Państwo, które z polskich miast widnieje na każdym z dwóch drogowskazów? Stawiam worek dolarów przeciwko jednemu orzechowi, że nikt nie zgadłby, że tym miastem jest… SANDOMIERZ!!!.


Tak! SANDOMIERZ!!! Miasto oddalone od Warszawy o ponad 200 km, słownie: DWIEŚCIE km. Na dodatek wszystkie mapy wskazują, że do Sandomierza najlepiej jechać przez… RADOM, leżący w połowie drogi i to na trasie do… KRAKOWA! Ale z lotniska Okęcie turysta jadący do tych miast nie ma szans trafić bez kłopotów, bo NIGDZIE nie ma drogowskazów z nazwami tych miast!


Chciałoby się zakrzyknąć wielkim głosem: AUTOR! AUTOR! Bardzo jestem ciekaw, co za DUREŃ wpadł na taki pomysł, aby na drogowskazach, mających wyprowadzać przylatujących pasażerów, pochodzących z różnych miast Polski i z różnych krajów, a to rodaków, wracających do domu z zagranicznych wojaży, a to przybywających do Polski turystów, chcących np. pojechać w Warszawy prosto np. do któregoś ze wspomnianych polskich miast, informować, że na drodze, na której winny się znaleźć drogowskazy z nazwami tych właśnie miast ich właśnie NIE MA, a jest SANDOMIERZ!. Sam kręciłem się, jakby mi się krążownik włączył, objeżdżając a to parkingi, a to jakieś ronda, bo gdziekolwiek skręciłem na drogowskazie pojawiał się… SANDOMIERZ! Skąd, u diabła, SANDOMIERZ?


To zupełnie tak, jak z nazwami stacji metra w Warszawie… Ci, którzy od kilku już lat z metra korzystają wiedzą, że aby dojechać np. do siedziby Telewizji Polskiej należy wysiąść na stacji… Wierzbno. Na całym świecie stacje metra noszą nazwy ulic, które przecinają się z jego podziemną trasą, albo placów, na które można wyjść ze stacji lub przyjmują nazwy charakterystycznych instytucji, ewentualnie obiektów, które znajdują się bezpośrednio przy wejściu/wyjściu ze stacji. Ale dla notorycznych idiotów, którzy – wychodząc do pracy – rozum zamykają w lodówce, takie rozwiązanie jest zbyt banalne. Dlatego chcąc w Warszawie metrem dojechać np. do więzienia na Rakowiecką, albo do SGH trzeba wysiąść na stacji… Pole Mokotowskie, które od wyjścia/wejścia z/do metra, znajdującego się tuż przy Rakowieckiej i SGH, oddalone jest o kilkaset metrów. Czyż nie genialne w swojej głupocie? A dodajmy, że kolejny przystanek metra, który znajduje się tuż tuż Pola Mokotowskiego nosi nazwę… Politechnika, od której najbliższe wyjście/wejście z/do metra dzieli… kilkaset metrów. A stacja Wawrzyszew? Kto z mieszkańców np. Mokotowa lub Powiśla wie gdzie znajduje się ta stacja i na jakie ulice można wyjść ze stacji?


Takich „kwiatków” jest w Polsce wieeelkie mnóstwo! Po co one są? Chyba po to, aby bogaci (liczba bankowych oddziałów), ale chorzy (liczba aptek) Polacy, kupujący na krajowych wczasach drewniane żyrafy lub/i pluszowe pingwiny jako pamiątki z owych wczasów nie mieli za łatwo. Spokojna głowa, notoryczni idioci z nieużywanymi mózgami spoczywającymi w domowych lodówkach o to zadbają. Niestety…


MAREK J. ZALEWSKI

W wydaniu nr 143, październik 2013 również

  1. ZAMIARY NA SIŁY

    Mit emerytury obywatelskiej - 25.10
  2. KRYZYS GOSPODARCZY 2007-2008

    Przyczyny i następstwa - 24.10
  3. KULTURA DROGOCENNA

    Muzeum więcej warte niż Warszawa - 18.10
  4. ZARABIANIE Z PASJĄ

    Inwestycja w autografy - 16.10
  5. WIEK WPŁYWA NA JAKOŚĆ

    Coraz mniej starej whisky - 16.10
  6. PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ STUDENCKA

    Umiejętność tworzenia pracy sobie - 7.10
  7. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Piłsudski w oczach Moskwy - 21.10
  8. DEMOGRAFIA A EMERYTURY

    Droga ku przepaści - 7.10
  9. UMYSŁY ŚCISŁE GÓRĄ

    Rośnie popyt na inżynierów - 7.10
  10. BIELUCH PROMUJE CHEŁM

    Sąsiad na widelcu - 7.10
  11. REFERENDUM ODWOŁAWCZE

    Czas na nowe zasady - 4.10
  12. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Stare, nowe państwo - 21.10
  13. MIT WIECZNIE ŻYWY

    Jak zarobić na Marilyn? - 2.10
  14. DLA DEGUSTATORÓW

    Whisky odporna na kryzys - 2.10
  15. W IMR ADVERTISING BY PR

    Jesienny szyk - 2.10
  16. LEKTURY DECYDENTA

    Uciekając przed głodem - 16.10
  17. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Czwartek, 31.10 – Jak dzieci
  18. SZTUKA MANIPULACJI

    Wykręt proceduralny - 1.10
  19. I CO TERAZ?

    Jeszcze jeden rok - 21.10