DECYDENT SNOBUJĄCY
Trump w Pislandii
Ciekawe, czy Donald Trump wie, do którego kraju przyjedzie 6. lipca? więcej...
Wiele niebezpieczeństw kryje za sobą polityka zbrojeń atomowych, prowadzona przez Koreę Północną. Obawiają się jej zarówno Amerykanie, jak i jedyny sojusznik Pyongjangu, Chińska Republika Ludowa. W świecie pamięta się, jak 26 czerwca 1950 roku ponad 400-tysięczna armia KRLD wkroczyła do Korei Południowej, by zjednoczyć podzielony przez aliantów kraj – pisze Jacek Potocki.
Wbrew twierdzeniom przyuczonych do zawodu dziennikarzy, to nie radziecki dyktator Józef Stalin kazał przywódcy KRLD, Kim Ir Senowi zaatakować Południe, tylko po miesiącach nalegań Stalin uległ „Wielkiemu Wodzowi 40-milionowego Narodu Koreańskiego” godząc się na akcję Północy przeciwko Seulowi. KRLD liczyła na militarną i gospodarczą pomoc Moskwy, stąd akceptacja Stalina była potrzebna. Radziecki dyktator słyszał zapewnienia Kima, że cały naród Korei Południowej poprze masowo „wyzwolicieli” i że inwazja będzie tylko krótkim incydentem. Stalin ze swej strony był bardzo ostrożny w prowokowaniu Zachodu po lekcji berlińskiej i po pokonaniu przez zachodnich sojuszników blokady Berlina Zachodniego, zwłaszcza, że USA miały broń atomową.
Rzeczywiście, wojska północnokoreańskie doszły dość szybko do Seulu. W międzyczasie Stany Zjednoczone zmontowały koalicję pod sztandarami ONZ, która odparła agresorów na Północ. Koalicja miała autoryzację Rady Bezpieczeństwa, z której obrad wycofał się Związek Radziecki, protestując przeciwko niedopuszczeniu ChRL do ONZ i odpowiednia rezolucja Zachodu mogła bez problemu przez Radę przejść. Trzonem owej koalicji były oczywiście Stany Zjednoczone, które wysłały na Półwysep Koreański swe oddziały z Japonii, gdzie pełniły funkcje policyjne wojsk okupacyjnych. Jednakże oddziały te były słabo uzbrojone i wyposażone, w porównaniu w oddziałami północnokoreańskimi, miały letnie, cienkie mundury, co nie zdawało egzaminu w surowym klimacie Korei.
Dowódcą wojsk koalicyjnych był słynny z czasów wojny na Pacyfiku, gen. Douglas McArthur, który nie zabłysnął tym razem wyobraźnią i dał się zaskoczyć przez inwazję, dokonaną przez kilkusettysięczną armię „Chińskich Ochotników Ludowych”. Wojska koalicji nie miały ducha walki, były słabo wyszkolone, mało bitne, więc wynik tych zmagań był raczej oczywisty. Wielu Amerykanów dostało się do niewoli, a tam nie byli rozpieszczani: liczni jeńcy zmarli z głodu i zimna.
Gen. McArthur sugerował prezydentowi Trumanowi rozszerzenie działań wojennych na Chiny, a nawet zrzucenie w rejon walk bomby atomowej. Truman, obawiając się reakcji ze strony ZSRR, który miał już broń atomową, zdymisjonował generała. Wojna przekształciła się w wojnę pozycyjną, której obie strony miały dosyć. Dwuletnie rokowania doprowadziły jedynie do zawieszenia broni, a nie do zawarcia pokoju i w wyniku zawartego rozejmu utrwalony został podział Korei na dwa państwa, wzdłuż 38 równoleżnika – czyli wojna nie przyniosła żadnych rozstrzygnięć.
Nie można wykluczyć, że obecna wstrzemięźliwość Stanów Zjednoczonych wobec rozprawienia się z reżimem północnokoreańskim wynika z przykrych doświadczeń historycznych. W ciągu trzech lat tamtej wojny, zginęły prawie 4 miliony ludzi, czyli relatywnie więcej niż w czasie 10 lat wojny w Wietnamie, w której zginęło 9 milionów ludzi. Amerykanie ponieśli w Korei straty materialne w wysokości 17,2 mld USD (ChRL – ok. 10 mld USD). Północni Koreańczycy okazali być bardzo bojowymi, świetnie wyszkolonymi żołnierzami, świadomymi celów walki, czego Amerykanie nie mogli powiedzieć o członkach oddziałów koalicji.
Dzisiaj KRLD ma ponad 1,2 mln żołnierzy, w tym doskonałą piechotę. Eksperci militarni Ameryki nie ukrywają, że Stany Zjednoczone mają obecnie dość słabą piechotę. Czyli wniosek: lepiej może nie zaczynać?
Jacek Potocki
BIBLIOTEKA DECYDENTA
Głośne zabójstwa w PRL
Ciekawa jest tematyka tej książki, chociaż jej tytuł jest niezupełnie zgodny z treścią. więcej...