BIBLIOTEKA DECYDENTA
Zbrodnia w Niemczech
W pierwszych partiach książki jest wzmianka o gospodarstwie przesiedleńców w pewnej niemieckiej wsi. Przesiedleńcy ze Wschodu czy z Chorwacji? więcej...
Na początku sierpnia br. niemieccy urzędnicy Jugendamtu wtargnęli do kliniki w miasteczku Kirchheim i zabrali polskiej matce córeczkę w dwa dni po jej urodzeniu. Ciekawe, że urzędnicy odmówili pisemnego uzasadnienia oraz opisu porwania dziecka, chyba z tego powodu, by nie było dowodów tego wydarzenia, jak za Adolfa, kiedy zamordowani przez Niemców w katowniach i w obozach koncentracyjnych umierali „na zapalenie płuc” – pisze Jacek Potocki.
Ciekawe też, że Konsul Generalny RP w Monachium nie zrobił żadnego ruchu, by pomóc matce, podobnie jak dyrektor Departamentu Konsularnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz cały resort na Szucha. Nikt nie ruszył palcem w sprawie do momentu, kiedy porwaniem zainteresowali się minister sprawiedliwości i Rzecznik Praw Obywatelskich. Czy „dyplomaci” zlekceważyli sprawę dlatego, że pamiętali, iż „geniusz z Chobielina” wywalił ze służby zagranicznej „po wsze czasy” pod skleconym naprędce byle jakim pretekstem panią konsul w Oslo, Adriannę Warchoł za to, że udzieliła pomocy polskiej rodzinie, której norweski urząd Barnevernet odebrał dziecko. Potem pan S. uznał, że niedopuszczalne jest, by dyplomata RP zlekceważył interesy naszego sojusznika w NATO. Chore? Nie, niestety, prawdziwe, a pani Warchoł, samotna matka wychowująca córkę, przez wiele miesięcy była bez środków do życia. Stąd rozumiem bezczynność dyplomatów, utrzymywanych przez polskiego podatnika
Jugendamt: powołany w 1922 roku, wypłynął na szerokie wody w III Rzeszy, rządzonej przez NSDAP, zwłaszcza w czasie II wojny światowej, kiedy zajmował się uprowadzaniem polskich dzieci i umieszczaniem ich w niemieckich rodzinach lub w odpowiednich niemieckich zakładach wychowawczych. W 1952 roku, ta związana z hitleryzmem instytucja zniszczyła akta osobowe polskich dzieci, by nie można było odnaleźć ich korzeni.
Obecnie Jugendamt nadal działa w Niemczech i pod byle pretekstem odbiera dzieci polskim rodzinom, mieszkającym w Niemczech, by rozpocząć planową germanizację, jak za Adolfa. W listopadzie 2013 roku miała miejsce głośna sprawa odebrania trójki dzieci polskiej rodzinie i umieszczenie ich w rodzinie niemieckiej. By je odzyskać, polscy rodzice musieli je porwać.
W czasie okupacji w Polsce Niemcy mordowali polskich rodziców, a osierocone dzieci uprowadzali do tzw. wiosek dziecięcych, niszczyli ich oryginalne metryki urodzenia, zastępując je dokumentami niemieckimi, a polskie nazwiska zmieniali dzieciom na niemieckie. Ocenia się, że Niemcy uprowadzili z okupowanej Polski około 200 tys. dzieci, z których po wojnie udało się odnaleźć zaledwie 30 tys. Uprowadzone dzieci poddawano selekcji i zatrzymywano jedynie „rasowo wartościowe dzieci”, a resztę wysyłano do obozów.
Jugendamt uprowadza dzieci pod wymyślonymi pretekstami, głównie porywa się dzieci obcokrajowców, mieszkających w Niemczech. Zwłaszcza polskie rodziny, przebywające w Niemczech, są traktowane jako źródło zaopatrzenia Niemców w dzieci w sytuacji zmniejszającego się przyrostu naturalnego, w wyniku czego w ciągu najbliższych 70 lat Niemcy stracą pozycję najludniejszego narodu Europy.
Czy mamy pozwolić na to, by demokratyczny członek Unii Europejskiej uzupełniał mentalną i fizyczną bezpłodność swoich rodzin uprowadzając nasze dzieci, jak za Adolfa?
Jacek Potocki
LEKTURY DECYDENTA
Wiara i nauka
Autorka jest z jednej strony żarliwą katoliczką, ale z drugiej jest z wykształcenia psychologiem, czyli z definicji zna się na rzeczy. więcej...