Established 1999

DECYZJE

7 lipiec 2009

Błąd jak rzep (cz. 1)

Błąd jest najwierniejszym towarzyszem człowieka, wierniejszym nawet niż pies. Nie może żyć bez ciebie i nie odstąpi Cię na krok. Możesz na nim zawsze polegać. Nie zawiedzie nigdy i nigdzie. Wyrośnie jak spod ziemi nawet nie wzywany. Nie opuści cię w najtrudniejszej sytuacji, przeciwnie, odszuka cię właśnie wtedy, i wesprze najlepiej jak potrafi. Błąd nie wyprze się Ciebie (jak przyjaciele i przywłaszczane sukcesy), ale lojalnie i gorliwie się do ciebie przyzna, potwierdzi wszem i wobec, i każdemu z osobna Twoje zasługi, ba, pochwali się, że jest właśnie twoim błędem – pisze Mirosław Karwat.

 


MIROSŁAW KARWAT


 


Zanim zaczniesz cokolwiek robić, uświadom sobie, czym ryzykujesz. Ryzykujesz jeśli nie porażkę, wpadkę, klęskę, kompromitację, to w każdym razie błędy. Od błędów się nie wykręcisz, a już one zadbają o Twój wizerunek i wystawią Ci rachunek.


 


Błąd sprawia, że mądrala okazuje się nie tak mądry, odważna decyzja wydaje się lekkomyślna, konsekwencja i wytrwałość jawi się ślepym uporem. Błędy zmuszają nawet do rewizji ocen i samooceny.  Skłonią Cię, abyś sam zaczął się zastanawiać, czy warta była skóra wyprawki, czy przypadkiem nie dokonałeś kłopotliwej zamiany siekierki na kijek. Błędy zmuszają do spojrzenia w lustro, dostrzeżenia zmarszczek i skaz.


Przed błędami nie ma ucieczki, nie istnieje też żadna szczepionka profilaktyczna. Czymkolwiek się zajmujesz, prawidłowość jest ta sama: w dowolnej działalności o błędy jest najłatwiej, a działać bez błędów najtrudniej, a właściwie to w ogóle niemożliwe.


Ale czym właściwie jest błąd? Błąd popełniłeś wtedy, gdy mogłeś spowodować to, co chciałeś i chciałeś spowodować to, co mogłeś, działałeś jednak w ten sposób, że musiałeś spowodować to, czego nie mogłeś chcieć.


1. Błąd jako fatum


Nie ma działania bez błędów, podobnie jak nie ma soku bez wody. Uniknąć błędów nie sposób; co najwyżej uniknięcie błędu może polegać na tym, że zamiast jednego zrobisz inny.


Nieuchronność błędów. Nie ma działania, które byłoby całkowicie wolne od błędów (np. niedoskonałości, niedoróbek, wewnętrznej niezgodności). Natomiast całkowicie możliwe, a nawet wielce prawdopodobne, jest działanie błędne.


Skąd wynika taki ponury bilans? Aby działanie było całkowicie trafne (dosłownie bezbłędne), trzeba spełnić naraz mnóstwo zgoła niemożliwych do spełnienia (i z osobna, i tym bardziej łącznie) warunków, natomiast aby było ono błędne, wystarczy w zupełności jeden warunek, pierwszy lepszy z brzegu, tj. niespełnienie któregokolwiek z tych warunków niezbędnych. 


Nasuwa się porównanie z domkiem z kart. Układa się go bardzo żmudnie i bez gwarancji powodzenia, natomiast jeden głupi ruch lub przypadkowy wstrząs gwarantuje, że wszystko się rozsypie. Zakłócenie roboty nie jest takie trudne, a wręcz nieuniknione. A skoro tak, czyli, skoro trzeba się starać, aby nie popełnić błędu, natomiast wręcz  przeciwnie, wcale nie trzeba się wysilać, aby go popełnić, to oczywiste jest, że wszelka działalność ciąży ku błędom.


Naturalne ciążenie ku błędom. Nie ma więc wątpliwości: podobnie jak ćma musi lecieć ku światłu, choć nie może się przy nim nie sparzyć, tak wszelka działalność ciąży ku błędom.  W jakim sensie? Można wprawdzie wykonać działanie samo w sobie bezbłędne, ale to też wcale nie znaczy, aby było ono wolne od błędu, a tym bardziej, że możliwa jest działalność bez błędu. W każdym wysiłku tkwi choć jeden błąd (choć jeden istotny, zasadniczy), a jeśli nawet błąd nie tkwi w niej samej, to rodzi ona co najmniej jeden błąd, a dalej błędy rozmnażają się same (przez pączkowanie) i efektownie się kumulują.


W istocie każde działanie lub jego rezultat, nawet jeśli same w sobie są w całości po­prawne i pożyteczne, owocuje koniecznie przynajmniej od czasu do czasu błędem. Np. umiejętność liczenia spowoduje, że kiedyś pomylisz się w obliczeniach; umiejętność pisania sprawi, że przynajmniej raz napiszesz coś, czego nie powinieneś napisać (np. donos, skargę lub dzieło literackie); umiejętność zarabiania narazi cię na podatki i kwesty. Jeśli już nastąpił taki szczęśliwy zbieg okoliczności, że samo w sobie całe to działanie nie jest jednym wielkim błędem, to jakiś błąd albo tkwi w nim, albo też idzie razem z nim lub za nim. Zatem każde działanie (nawet samo w sobie poprawne, prawidłowe, słuszne, efektywne itd.) jest zawsze elementem lub nośnikiem jakiegoś błędu.


Krótko mówiąc, wszelka działalność jest brzemienna w błędy, gdyż albo błędy ciążą na niej (dźwiga dziedzictwo błędów dotychczasowych), albo też sama jest jednym wielkim błędem, albo też drobne błędy ją przekreślają (jak pleśń w jednym miejscu czyni cały owoc zgniłkiem), albo wreszcie jest całkowicie słuszna, tylko niesłuszne są jej wyniki (czyli — rodzi nieprzewidziane i niezamierzone błędy). Oto przykłady tej ostatniej reguły: obowiązek wyznawania miłości bliźniego wymaga nienawiści do tych, którzy nie chcą uznać powszechnej miłości; odgórny przymus oszczędzania sprzyja gorliwemu marnotrawstwu; a przyspieszanie rozwoju naraża na opóźnienie w rozwoju. 


To smutne, ale istotnie wszelka działalność ciąży ku błędom. Te nauki są oczywiście przykre, toteż wielu działających pragnie wierzyć, że są od tych praw wyjątkiem. Prawidłowości jednak mają to do siebie, że najlepiej je potwierdzają próby ich zaprzeczenia. I tak, jak powszechnie wiadomo, najbardziej pocieszne, szkolne błędy robią nieomylnitzn. bezbłędni znawcy lub wykonawcy czegoś. A z kolei ten, kto naprawia cudze błędy, rzeczywiście wygrywa licytację, bo przebija cudze własnymi. Ale błędy są nie tylko nieuniknione; są też niezbędne jak powietrze, jak chleb i woda.


Symbioza, czyli błąd jak rzep.  Działający i błąd to nierozłączna para.  Żaden człowiek, a szczególnie pracownik, kierownik, właściciel, polityk, ideolog, nie obejdzie się bez swoich błędów. Są mu one równie niezbędne, jak kobiecie zwierciadło (choć z czasem zaczyna ją złościć). Ale i odwrotnie: żaden błąd (choć może byśmy tego chcieli) nie powstaje bez starań człowieka. Każdy błąd jest dziełem, dumnym (choć bez wzajemności) dzieckiem swego twórcy i zawsze wskazuje swego autora. A wtedy zupełnie nie liczy się z naszym poczuciem skromności i pragnieniem dyskrecji.


Błąd jest najwierniejszym towarzyszem człowieka, wierniejszym nawet niż pies. Nie może żyć bez ciebie i nie odstąpi Cię na krok. Możesz na nim zawsze polegać. Nie zawiedzie nigdy i nigdzie. Wyrośnie jak spod ziemi nawet nie wzywany. Nie opuści cię w najtrudniejszej sytuacji, przeciwnie, odszuka cię właśnie wtedy, i wesprze najlepiej jak potrafi. Błąd nie wyprze się Ciebie (jak przyjaciele i przywłaszczane sukcesy), ale lojalnie i gorliwie się do ciebie przyzna, potwierdzi wszem i wobec, i każdemu z osobna Twoje zasługi, ba, pochwali się, że jest właśnie twoim błędem. Jest to dość kłopotliwy towarzysz, którego usiłujesz się czasem pozbyć, nie wiedząc jeszcze, iż jest to niemożliwe. Nie tylko dlatego, że jest cierpliwy i wielkoduszny, zlekceważony nie obraża się, gdy się go wyprzesz, nie odwzajemnia rozstania, i nie odchodzi donikąd, lecz trwa przy Tobie, a wyrzucony za drzwi wraca przez okno. Błąd nie opuszcza Cię nawet po śmierci, nie pozwala innym o Tobie zapomnieć. Trwasz w ich pamięci dzięki ich pamięci o Twoich błędach.


Błędu nie można skutecznie ani przepędzić, ani na zawsze podrzucić innym, ani nawet okazyjnie odsprzedać (tak jak można sprzedać swoje długi, i czasem nawet na tym zarobić). Błąd zawsze nosi na czole niezatarte znamię swego stwórcy czy właściciela praw autorskich. Pozostaje jedynie znosić jego towarzystwo z godnością, wdziękiem, a najlepiej  dostrzec jego zalety.


 


2. Paradoksy błędów


Jaką rolę odgrywają błędy w naszym życiu? Wbrew pozorom nie tylko negatywną. Przynoszą nie tylko rozczarowania, straty (czasem niemożliwe do odwrócenia lub nadrobienia), utratę pozycji, ale również i pewne pożytki. Czasem nawet… chronią lub ratują to, co moglibyśmy zepsuć lub stracić. A ponadto pomagają nam dobrze zrozumieć samych siebie.


Miłosierdzie błędów. Błędy zwykłe, powszednie chronią nas przed jeszcze większymi błędami, przed błędami zasadniczymi. Na tym m.in. polega ich miłosierdzie. Lepiej np. od razu zgubić stówę niż ją zarobić, pomnożyć, potem zainwestować głupio, zmarnować, wpaść w kłopoty i pożyczać stówę do pierwszego.  Jest też drugi przejaw ich miłosierdzia.


Człowiek potrzebuje błędów, gdyż jeśliby ani razu nie omylił się, to wszystko byłoby zgodne z jego pragnieniem, co z kolei mogłoby okazać się największą karą. Nader często bowiem zdarza się, że największą karą dla człowieka jest właśnie to, że doczeka się wyników swych działań, że wszystko potoczyło się właśnie tak, jak tego chciał. Takie szyderstwo losu. Przykładem mogą być małżeństwa zawie­rane za wszelką cenę (bo muszę uciec z domu; bo chcę zmienić nazwisko), osiągnięte wreszcie wysokie stanowiska, losy niektó­rych reform społecznych (naprawa tego co zepsute jako doskonalenie psucia). Gdy jednak jesteśmy na fali, w amoku poczucia słuszności i sukcesu, nikt nie jest w stanie powstrzymać nas i odwieść od naszych upragnionych błędów, mogą tego dokonać jedynie błędy popełniane przez nas samych po drodze.


Niestety jednak, miłosierdzie błędów jest całkowicie nieświadome i niezamierzone, nie wynika z dobrej woli. A więc zdarza się również, że nie dopuszczają one do tego, co mogłoby nie okazać się błędem i nie pozwalają sprawdzić, co byłoby, a co nie byłoby błędem. Na tym polega rozterka polityka, że nigdy nie może być pewien, czy ma żałować swojej porażki, czy się z niej cieszyć, jak z interwencji pogotowia.  Po drugie, błędy chronią nas przed jeszcze bardziej zasadniczą pomyłką.


Dowód tożsamości. Bez własnych błędów nigdy nie dowiedziałbyś się, kim jesteś. Nie dość, że inni nie mogliby Cię rozpoznać – i braliby zapowiedzi lub maskę za rzeczywistość, to i Ty sam pozostawałbyś w błędzie co do własnego oblicza. Dzięki błędom możesz się czegoś konkretnego dowiedzieć o sobie – i to bez niedopowiedzeń i znieczuleń, które usypiają czujność. Błędy – inaczej niż pochwały, dziękczynienia, a zwłaszcza pochlebstwa – nie oszukują, mówią najszczerszą prawdę. Gdyby natomiast było możliwe niepopełnienie w danym działaniu ani jednego błędu, to i tak musiałbyś popełnić jeden zasadniczy: w ocenie samego siebie. Byłbyś skłonny przecenić siebie, nie docenić szczęśliwego zbiegu okoliczności – że trafiło się ślepej kurze ziarno, że nikt nie zauważył jakiejś luki, niekonsekwencji lub fuszerki. 


Mój błąd świadczy o mnie, to wiadomo. Ale ten związek między mną a mym błędem jest głębszy, dotyczy samej istoty, tożsamości człowieka. Błędy wystawiają nam świadectwo ostateczne i najwierniejsze (niezafałszowane). Deklaracje, plany, najżarliwsze postanowienia  ślubowania, a nawet podjęta samokrytyka (nawet ta niewymuszona, płynąca z refleksji nad sobą) dowodzą jedynie, kim chcielibyśmy być lub kim moglibyśmy być. Natomiast błędy niezawodnie i precyzyjnie mówią, kim jesteśmy realnie, tu i teraz. Błędy są faktem, a nie chęcią szczerą, szansą, niesprawdzoną hipotezą.


Przez to błędy stają się naszym dowodem tożsamości. Kiedy je popełniamy, to jesteśmy w takiej sytuacji, jak gdyby ktoś nas wylegitymował i zauważył różnicę między tym, jak się przedstawiamy, a tym, kim naprawdę jesteśmy. 


Błędy wystawiają nam świadectwo o tyle niepodważalne, że są nagie. Ponieważ są mimowolne, bo dla nas samych niespodzianką jest efekt końcowy, to ujawniają, że król jest nagi, zdradzają nas, zanim zdążymy coś upiększyć, uwznioślić czy ukryć.


Błąd to mimowolna autodenuncjacja lub przypadkowy striptease. Kiedy błąd wykazuje, że popełniliśmy głupstwo, bo głupio myśleliśmy, nie zaklajstrują tego żadne mądre słowa ani pozy. W błędach nie maskujemy się po prostu dlatego, że miały nie być błędami. Nikt nie planuje swego błędu (z wyjątkiem może sytuacji, gdy jego drobny błąd ma być przynętą, zachętą, by ktoś inny, zwabiony naszym błędem, skuszony okazją i poczuciem przewagi popełnił własny, jeszcze większy). Dlatego właśnie błąd tak dokładnie i bezwzględnie obnaża nasze „jestestwo”. Człowiek przyłapany na własnym błędzie jest jak łysy, który nie zdążył nałożyć peruki lub tupeciku, jak ktoś niedomyty startujący w konkursie czystości.


Nie lubimy takich sytuacji, ale nie sposób nie zgodzić się z obserwacją, że najlepiej zdobywamy się na dystans do siebie, refleksję i zdolność do doskonalenia, gdy ponosimy jakąś porażkę (bo to zmusza do myślenia), a zwłaszcza porażkę, którą zawdzięczamy samym sobie.


c.d.n.


Mirosław Karwat

W wydaniu 49, listopad 2003 również

  1. NIEUCZESANE REFLEKSJE

    Jesteśmy tutaj na chwilę
  2. PUNKTY WIDZENIA

    Sedno w kuluarach
  3. PUNKTY WIDZENIA

    Gorsi Polacy
  4. TROSKI PRZEDSIĘBIORCY

    Szkoła krakowska
  5. SZTUKA MANIPULACJI

    Komplementy
  6. DECYZJE

    Błąd jak rzep (cz. 1)
  7. SAMOOBRONA RP - IRAK

    Przeciw agresji
  8. RAWA MAZOWIECKA, SKIERNIEWICE

    Port lotniczy
  9. AMBASADOR

    Azjatycki bakcyl
  10. KONSTYTUCJA EUROPY

    Projekt
  11. KONSTYTUCJA RP

    Preambuła
  12. ODPOWIEDZIALNY BIZNES

    Najpierw etyka
  13. HISTORIA

    Chambois trojga gwiazd (cz. 3)
  14. DYPLOMACJA FUTBOLOWA

    Komu Mundial?
  15. ROLANDEM W RZECZNIKA

    Podły fach
  16. DECYZJE W UNII EUROPEJSKIEJ

    Grupy nacisku
  17. ARCHIWUM KORESPONDENTA

    Szalony prezydent
  18. DECYZJE I ETYKA

    Euro-maraton odpowiedzialności biznesu / The CSR Euro-marathon
  19. PROJEKT USTAWY LOBBINGOWEJ

    Akceptacja rządu
  20. KÓŁKA ROLNICZE

    Polskie wartości / Polish values