Established 1999

DECYDENT SNOBUJĄCY

1 październik 2011

Niezgoda na bylejakość. Obnażanie debilizmów. Tropienie prostactwa. Antidotum na hołotę. Pochwała intelektu. Odświeżanie wartości. Indywidualizm versus pęd owczy. Odwaga snobizmu. O tym tu codziennie czytajcie.

Komentarze proszę pisać tutaj:


decydent@decydent.pl


Poniedziałek, 31 października – Przed i po


W przeddzień Święta Zmarłych tak sobie myślę, jakżeby inaczej, o śmierci. Trochę o kremacji, trochę o tradycyjnym pochówku, ale przede wszystkim o nowym angielskim pomyśle. Nuffield Council on Bioethics, organizacja zajmująca się etyką w medycynie, zaproponowała rządowi Davida Camerona, aby rozważył możliwość finansowania przez państwo pogrzebów osób, które przed śmiercią zgodziły się na pobranie organów do przeszczepów. W Wielkiej Brytanii na liście oczekujących na drugie życie znajduje się 8 tys. chorych, a rocznie takich zabiegów dokonuje się zaledwie 3,5 tys. Dzisiaj tylko uczelnie medyczne pokrywają koszty pochówku osób, które przed śmiercią wyraziły zgodę na przekazanie swojego ciała dla dobra nauki. Dodam, że w brytyjskiej debacie o powyższym jak bumerang wraca pomysł, aby do rejestru dawców wpisywać zmarłych automatycznie, z wyjątkiem tych, którzy zawczasu zastrzegą, iż nie chcą nimi być. Dla pełnego obrazu zagadnienia: najtańszy pogrzeb w UK kosztuje ok. 1,5 – 2 tys. funtów. U nas zasiłek pogrzebowy przekazywany przez ZUS wynosi 4 tys. złotych.


Piątek, 28 października – Nie śmierdzi


Z wieloletnim opóźnieniem czytam „Opowiadania kołymskie”. A że w ogóle czytam, zawdzięczam Wiktorowi Jerofiejewowi. Rzekł on: żeby zrozumieć Rosję trzeba przeczytać Warłama Szałamowa. Dobrnąłem dopiero do setnej strony, a przede mną dalszych ponad sześćset. Szkoda, że tak mało. Właściwie o łagrach czytałem tylko u Sołżenicyna i nie mogę się nadziwić, dlaczego dopiero teraz udałem się na „literacką” Kołymę. Szałamow jest pisarzem, poetą, reporterem. Opowiada krótko, ale jakie ma puenty! Niesamowite, przygnębiające, mistrzowskie! Jego pisarstwo mogę nieco porównać do stylu Kapuścińskiego. W podróży przez „Imperium” jednym z najdoskonalszych opisów klimatu i przyrody Rosji jest marsz w tunelach mrozu wyrzeźbionych w powietrzu przy temperaturze poniżej 50 stopni C przez idącego człowieka. Czego, na razie, brakuje mi u Szalamowa? Nie łachmanów, głodu i brudu – tego jest pod dostatkiem. Brakuje mi smrodu. Przecież w barakach na tej nieludzkiej ziemi musiało nieprzeciętnie cuchnąć! A taki mistrz, jakim był Szałamow, na pewno poradziłby sobie z wydobyciem na drukowane karty smrodu upodlonych ludzi. Ale może zacznie śmierdzieć w dalszych opowiadaniach? Czekam z utęsknieniem.


Czwartek, 27 października – Na śmietnik…


Pisze z Grodna niezłomny Andrzej Poczobut, że raboczij kłas na Białorusi strajkiem wymusił podwyżki płac. To dobra wiadomość. Nareszcie nasi sąsiedzi poszli po rozum do głowy i rozpoczynają korzystanie z naszych doświadczeń w procesie obalania dyktatora. Łukaszenki nie da się wymieść na śmietnik historii inaczej jak tylko wymuszaniem ekonomicznym. Politycznie, jak widzieliśmy, nie udało się. Opozycyjni kandydaci wylądowali w tiurmie. Na razie zaczęli śmieciarze w Borysowie, ale marsz oczyszczania ze złogów łukaszenkowskich już się rozpoczął. Sprzymierzeńcem obywateli jest szalejąca 80-procentowa inflacja. Wiem, jak łatwo się cieszyć z gospodarczej zapaści człowiekowi systemu, który podobną przeszłość ma już za sobą. Jednak Białorusini zdają sobie sprawę, że jedyna drogą do wolności politycznej prowadzi przez doprowadzenie do zapaści gospodarczej kraju. Wtedy nawet najwierniejsi z wiernych zwątpią w geniusz baćki i go odstąpią. Czy bezkrwawo? Czy będzie musiał szukać azylu u towarzyszy Chaveza lub Castro? Pasmatrim, uwidim.


 


Czołgiem redaktorze,


Białoruś długo jeszcze będzie nie do wyjęcia. I to nawet jeśli dojdzie do usunięcia Baćki: czy to dyktator zejdzie naturalnie czy go do rezygnacji zmuszą. Ale jeśli już, to go do dymisji mogą zmusić tylko Rosjanie, instalując swego człowieka. Moskwa walczy o przywrócenie pełni wpływów na Ukrainie, ale przede wszystkim dziś chce zachować kontrolę nad Białorusią. Gotowa jest wpompować jeszcze większe pieniądze w ten kraik, by go wyciągnąć z dołka. Dla Rosjan panowanie nad Białorusią to kwestia kolosalnego interesu państwowego i swoiście pojmowanego honoru. Przypomnę jeszcze, że po Abchazję i Osetię Płd. sięgnęli siłą. I to są pouczające przykłady. Nie łudźmy się, że za miedzą może zaistnieć scenariusz polski, tunezyjski czy libijski. Kreml dobrze wie, że nie. Takie jest moje zdanie. Pzdr, H.



Środa, 26 października – Pachnie gazem


Pogrzeb profesora Bohdana Osadczuka, skazanie Julii Tymoszenko i renegocjowanie cen rosyjskiego gazu, więc pomyślałem o Ukrainie i o Rosji. Profesor Jerzy Pomianowski zwrócił uwagę, że Tymoszenko zapłaciła więzieniem za niezależność od Rosji. Zgodziła się na wyższą cenę gazu w zamian za utrzymanie w ukraińskich rękach rurociągów. A podobno, to właśnie na przejęciu systemu przesyłowego Rosjanom zależało najbardziej i byli gotowi w zamian obniżyć cenę gazu. Nam, Polakom, zostało tylko kilka dni na podjęcie próby obniżenia opłat za rosyjski gaz. Waldemar Pawlak musi się czuć nieswojo, bo to on był naszym głównym negocjatorem. Okazuje się, iż kupowany na pniu rosyjski gaz jest tańszy od zakontraktowanego „naszego”. W ub.r. za tysiąc metrów sześciennych gazu płaciliśmy 336 dolarów, a np. Niemcy 271 dol. Dlaczego kupiliśmy tak drogo? Czy była to decyzja polityczna czy ekonomiczna? Czy może absolutnie niekompetentna? Czy ktoś zostanie pociągnięty do odpowiedzialności, niekoniecznie do tiurmy? Czy kiedykolwiek prawda wyjdzie na jaw? Mnóstwo pytań i żadnej pewnej odpowiedzi. Taki jest ten świat. Niekontrolowany. Nieprzewidywalny. Dlatego popieram ludzi, którzy usilnie poszukują owej mitycznej „prawdy obiektywnej”.


Wtorek, 25 października – Boska, ale…


Niewiarygodny szum medialny towarzyszył wczorajszej „Boskiej” w Teatrze TVP1. A to z powodu powrotu żywego teatru do telewizji. Tak, jak to było w 50 lat temu. Zastanawiam się, komu taka sztuka jest bardziej potrzebna: aktorom czy widzom? Grający w „Boskiej” Wiktor Zborowski powiedział, że taki teatr jest prawdziwszy i różni się od realizacji filmowych. Rzeczywiście. Ale mnie, jako widzowi, taka autentyczność czasu i ekranu nie odpowiada. Teatr nagrany ogląda się lepiej, z większym intelektualnym zadowoleniem, spokojem. Czy taki żywy teatr nastawiony jest na przyciągnięcie większej widowni (czytaj: gawiedzi), która – nie rozumiejąc, jakie myśli słyszą z ekranu – czeka wyłącznie na wpadki i potknięcia aktorów? Przecież plebs nie zasiada w poniedziałki przed szklanym teatrem. Te spektakle mają swoją widownię. I nie będzie innej z powodu żywości. Poza tym, jakże denerwująca jest reakcja publiczności, która reaguje śmiechem w śmiesznych zagraniach. I słusznie. Ale natychmiast nasuwają się wymiotne skojarzenia z sitkomami i rechotem ukrytej widowni. Ten rechot sugeruje wspomnianej gawiedzi, że ów fragment, gag, powiedzenie było wesołe i należało się uchachać. Tak więc, nie jestem zwolennikiem powrotu starego.


Poniedziałek, 24 października – Serce boli


To nawet zbyt delikatnie powiedziane. To nie serce boli, ale szlag człowieka trafia, gdy czyta o kolejnej antypaństwowej bezmyślności w świetle prawa. PKP zamierza sprzedać kolej linową na Kasprowy. Ministerstwo Finansów wyraziło zgodę. Najbardziej zainteresowani są Słowacy. Już pomijam fakt, że nasi południowi sąsiedzi zapewne chcieliby wybudować u nas kompleks hotelowo-wyciągowy, ale chodzi o coś znacznie ważniejszego. Czy w Polsce nie mamy aż takich pieniędzy, aby w naszych rękach utrzymać taki kultowy wyciąg liczący 75 lat? Nie ma w Polsce osób prywatnych, które byłoby stać na taki wydatek? Mogę zrozumieć wyprzedaż za granicę naszych hut, stoczni czy fabryk samochodów – tu rzeczywiście potrzebne są duże pieniądze. Ale żeby wyprzedawać fabryki czekolady, ciastek, browary etc., to wręcz hańba narodowa. Nasi, pożal się Boże, milionerzy to żebracy, albo ich fortuny ujawniane dorocznie przez „Wprost” to humbug.


Piątek, 21 października – Udawacze


Jeszcze nie tak dawno dużym problemem producentów i konsumentów było unikanie (lub poszukiwanie) podróbek markowych towarów. Dzisiaj, choć problem istnieje, a może nawet narasta, wydaje się, iż groźniejsze, ale to już raczej tylko dla konsumentów, jest produkowanie po taniości – z niczego. Przysłowiowy i zdemaskowany jest cud uzyskiwania z kilograma mięsa nawet do czterech kilogramów wędlin. Nie dziwi więc, że kariera szwedzkiego hot doga za 1 zł jest tak błyskotliwa. Podejrzanie tanie produkty najczęściej nie nadają się do jedzenia ze względu na fatalny smak. Co gorsza, coraz więcej ersatzowych wytworów ma smaki inne niż te, do których przywykliśmy przed laty. Ostatnio kupiłem czosnek wielkości mandarynki (nie było wyboru). Okazało się, że nie miał zapachu czosnku, ale za to smak chemiczny i niezwykle drapał w gardle. Wyrzuciłem i na bazarze kupiłem główkę normalnej wielkości. To samo dzieje się z cytrusami. W niektórych marketach pojawiły się cytryny gładziutkie jak skóra noworodka. Po spróbowaniu okazuje się, że nieokreślenie śmierdzą i psuja smak herbaty. Doradzam więc, zanim kupicie cytrynę, obejrzyjcie ją: powinna mieć chropawą skórkę i pachnieć cytrynowo. Jabłka również nawęszam. Jeśli nie pachną – nie kupuję. I tak dalej…


Czwartek, 20 października – Pałac Gazpromu


Pałac Kultury i Nauki w Warszawie jest znany każdemu Polakowi. Jednak poza stolicą nikt nie słyszał o pomyśle sprzedania jego nazwy. Taką propozycję złożył jeden z radnych. Mamy już stadion Legii o nazwie Pepsi Arena, Stadion Narodowy też może zostać sprzedany, to dlaczego nie pałac? Skoro PKiN jest darem narodu radzieckiego dla polskiego, to niewykluczone, że jego nazwę mogłaby kupić jakaś firma rosyjska. Wyobrażacie sobie Państwo taki dziwoląg: Pałac Gazpromu? Ale to tylko wytwory chorej wyobraźni. Jeśli już miałoby dojść do takiej wyprzedaży, to zapewne będzie to firma polska, choć – być może – z kapitałem zagranicznym. Dodam, że PepsiCo za nazwę stadionu Legii płaci 6 mln zł rocznie. Pieniądze za „pekin” miałyby zasilić budowę, rozbudowę i utrzymanie toalet miejskich lub dopłaty do żłobków. Takie to pomysły rodzą się w głowach naszych przedstawicieli we władzach samorządowych. Gdyby ktoś chciał się zabawić w wymyślenie sponsora PKiN, to proszę napisać.


Środa, 19 października – Marka w napięciu?


Marka kraju, marka produktu, człowiek – marka. A może marka intelektu? Co mogłoby być polska marką w świecie? Właśnie ogłoszono XXII edycję konkursu Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”. Dzisiaj odebrałem mailem info o możliwości przyznania „Państwa firmie” certyfikatu „Profesjonalne firma”. Ciekawe, jak oceniono i doceniono zawodowstwo DECYDENTA? Oczywiście, nie jestem naiwny. Taki sam tekst „z rozdzielnika” wysłano do wielu decydentów, aby skusić ich na tytuł oraz naciągnąć na opłatę zań. Mnóstwo mamy różnych konkursów gospodarczych. Sprawa kreowania marek jest ważna i ciekawa zarazem. A może polską marką w świecie powinna być wiedza i umiejętność kreatywnego jej wykorzystywania? Niezbyt zauważony przez media przebiegł, zorganizowany tym razem w Warszawie, europejski festiwal sportów elektronicznych. Młodzi polscy reprezentanci zdobyli potrójne złoto i potrójne srebro. Nasza gra komputerowa „Wiedźmin” robi furorę na świecie. Et cetera. Polska młodzież zdobywa najwyższe nagrody w zmaganiach światowych mózgów. Wally Olins uznał, że w Polsce mamy do czynienia z „twórczym napięciem”. Coś w tym jest. Ale jak promować efekty owego napięcia? Jak uczynić z nich markę? Ja wam rzucam myśl, a wy ją łapcie.


Wtorek, 18 października – Blue bayou


Oglądając wczoraj film z Denzelem Washingtonem zapragnąłem posłuchać Lindy Ronstadt. A impuls dał mi product placement, który pojawił się w „Człowieku w ogniu”. Washington na targu w Meksyku na straganie widzi płytę The Very Best Of Linda Ronstadt. A „Blue bayou” jest tłem muzycznym filmu. Co zrobiłem? Wpisałem w Google`a i wysłuchałem dwa razy Lindy podczas koncertu. Kiedyś – nie do pomyślenia. Na drugi dzień musiałbym pójść kupić płytę. Mam też 21-tomową encyklopedię. Oficjalnie przed laty przekazałem córce. Nie zajrzała ani razu. Ma Wikipedię. Waham się, czy zamówić drukowaną czy elektroniczną prenumeratę „Press”. Może w tym roku jeszcze tradycyjną. Ale już zrezygnowałem z kupowania drukowanego „Newsweeka”. Myślę też o zarzucenia czytania „Forum”. Jest przecież sieć. Oplątuje mnie coraz bardziej. Ale nie czuję się osaczany. Potrafię wybierać.


Poniedziałek, 17 października – Niewygodni bohaterowie


Kupiłem książkę o Kazimierzu Pułaskim i tak sobie myślę, że był on niewygodnym bohaterem dla komunistycznej edukacji. Podobnie potraktowano Tadeusza Kościuszkę. Obaj – rówieśnicy, obaj – wybitni, odważni żołnierze, dowódcy. Jak to możliwe, że tak wielkim bohaterom obu narodów – polskiego i amerykańskiego – w moich czasach szkolnych poświęcono tak mało miejsca w podręcznikach? Jedyną odpowiedzią jest wspomniana już niewygoda. Co prawda, Kościuszko miał cechy nadające się do wywyższania przez komunę: chłopski syn, kosynier, sukmana, insurekcja etc. Ale to powstanie antyrosyjskie, które wzniecił! Niby przeciw carowi. Z drugiej strony, pamiętliwość tego czynu mogła urazić współczesnych towarzyszy radzieckich. Natomiast Pułaski w stu procentach oddaje polskiego zawadiackiego ducha, odwagę, straceńczość, wierność ideałom. Wydawało mi się, że doskonale znam biografię Pułaskiego, a tu czytam u Dudzińskiego, że Pułaski był dla Sienkiewicza pierwowzorem Andrzeja Kmicica oraz pułkownika Wołodyjowskiego. Takich bohaterów lud lubi. Nie dziwota, że na Piątej Alei w Nowym Jorku co roku odgrywany jest Pulaski Day, a mieszkańcy stanu Illinois mają dzień wolny od pracy. No i najważniejsze: amerykański Senat jednogłośnie przyjął nadanie Pułaskiemu honorowego obywatelstwa Stanów Zjednoczonych. Do dzisiaj tylko siedem osób posiada ten zaszczytny tytuł. Życiorys Pułaskiego to gotowy scenariusz na film przygodowy, sensacyjny, historyczny, polityczny, zdradziecki, bohaterski, internacjonalistyczny. Amerykanie chętnie dorzucą grosza do koprodukcji.


Piątek, 14 października – Witaj szkoło!


Jako wyrodny ojciec w nieoczekiwanym zastępstwie wybrałem się wczoraj do szkoły na wywiadówkę. Wyrodny, gdyż niedostatecznie interesujący się postępami swojej ukochanej jedynaczki w klasie maturalnej. Pierwsze zaskoczenie: nie ma już wywiadówek. Są zebrania (jak niegdyś partyjne?) lub dni otwarte (jak niegdyś w świętej pamięci nieboszczce Fabryce Samochodów Osobowych?). Ale to jeszcze nic. Z liczby dobrze ponad trzydziestu uczniów na „zebranie” przybyło czworo rodziców, łącznie ze mną. Dwie mamy i dwóch ojców. Ale to też jeszcze nic. Jedna z mam zapytała Panią Wychowawczynię, czy jej syn zapisał się na dodatkowe lekcje z psychologii zwalczającej przedmaturalny stres. Pani Wychowawczyni nie miała przy sobie listy, więc przeprosiła, że nie pamięta „z głowy”. Poradziła mamie, żeby zapytała syna. Ale to też było mało. Druga mama miała pragnienie dowiedzieć się, z których przedmiotów jej córka będzie zdawała próbną maturę. Pani Wychowawczyni uprzejmie odpowiedziała, że z tych, które córka tej niewiedzącej mamy sama wcześniej wybrała. W tym przypadku Pani Wychowawczyni nie zdążyła doradzić owej mamie, żeby zapytała swoje dziecko, gdyż w ułamku sekundy owa mama sama na to wpadła, czemu dała wyraz westchnieniowym „Aha”. Powtarzając sobie „moja wina, moja bardzo wielka wina” pomyślałem o Rzeczypospolitej, która będzie taka, jakie jej młodzieży chowanie. I tylko mam rozterkę, do kogo mieć pretensje: do szkoły czy do siebie?! Nie zapytam córki. Muszę chronić resztki rodzicielskiego honoru. W Post Scriptum mogę jeszcze dopisać, iż Pani Wychowawczyni bardzo była zadowolona z poznania ojca, o którego istnieniu nie zdawała sobie sprawy. Na pożegnanie dodała, że mnie zapamięta.


Czwartek, 13 października – SLD już dziękujemy


Chcąc nie chcąc polityka w każdym momencie atakuje człowieka poczciwego, nawet snobującego. Nie mogę słuchać i czytać lamentów na temat upadku SLD. Najwyższy już czas, aby „lewica demokratyczna” znalazła się wyłącznie na kartach historii. Jedni mogliby powiedzieć: niechlubnej, inni: na śmietniku historii. Dzisiaj lewica, obojętne: demokratyczna (?) czy reżimowa (?), nie jest obywatelom do niczego potrzebna. Dzisiaj każda partia ma w swoim programie elementy lewicowe. Obawiam się, że – niestety – SLD zniknie ze sceny politycznej najwcześniej podczas następnych wyborów. A dzisiejsza wrzawa wokół przyszłości SLD świadczy tylko o tym, jak bardzo socjalistyczna demokracja (?) jest jeszcze zakorzeniona w umysłach ludzi, którzy walczyli o demokrację kapitalistyczną (?). Tu zwróćmy uwagę na takie dwa paradoksy: lewica demokratyczna i demokracja socjalistyczna. Nie trzeba mieć wiedzy i umysłu profesora Bralczyka, żeby dostrzec elementarną sprzeczność. I jeszcze jedno. Niegdyś Kazimierz Kutz powiedział niezwykle pięknie i treściwie, że „kobietom staje do władzy”. I to obojętnie jakich barw politycznych. Całkiem niedawno wokół polityków „demokratycznie lewicowych” lewitowało sporo atrakcyjnych dziewczyn. W wyborczą niedzielę nie widziałem żadnej. I to był znak, że czas SLD dobiegł końca.




REAKCJA


Też uważam, że w końcu zamiast tych quasi-lewicowców niech lepiej już będą happenerzy, mieniący się rodzaje lewicy. Choć i to jest jakąś groteską. Polska nigdy nie miała funkcjonalnego systemu partyjnego; za sanacji – żywioł i rozpierducha, wcześniej – koszmar emocji stanów wyższych niż chłopskie.
H


Środa, 12 października – Po Jobsie


Ilu ludzi zasługuje na miano Tytanów, którzy zmienili świat? Dajmy na to w historii nowożytnej. Kilku? Kilkunastu? Nie będę usiłował policzyć. Kilka dni temu dowiedziałem się, że zmarł kolejny, jak najbardziej współczesny. To Steve Jobs. Z mnóstwa komentarzy jego odejścia dowiedziałem się, że Mr Apple dokonał przewrotu w korzystaniu z nowych technologii, w sposobie myślenia o międzyludzkim komunikowaniu, w sposobie zarządzania firmą etc. Nie jestem gadżeciarzem i na razie nie potrzebuję tabletu, ale od dobrych kilku miesięcy zastanawiam się nad przyszłością, kiedy będę musiał zrezygnować z czytania drukowanych gazet i książek. A kto mnie do tego zmobilizował? Steve Jobs. I to sobie uświadomiłem dopiero po jego śmierci.


Wtorek, 11 października – Sobowtóry


My tu sobie gadu-gadu o in vitro, a świat już klonuje zarodki ludzkie. Konkretniej: amerykańscy naukowcy. Jako laik mogę sobie pozwolić na nienaukowe wyobrażenia. Najpierw mógłbym pomyśleć, czy chciałbym mieć syna toczka w toczkę (toćka w toćkę – tak będzie bardziej fonetycznie, jeśli jeszcze dobrze pamiętam naukę rosyjskiego w szkole podstawowej – tak, kolego Henryku?) podobnego do mnie i z wyglądu, i z charakteru? Nie wiem. Czy chciałbym na ulicy spotkać grupę, powiedzmy 20 osób, identycznych klonów? W tym wypadku już trochę wiem: przestraszyłbym się. A na wojnie? Armia takich samych żołnierzy? Klonowanie sobowtórów to groźna i niewyobrażalna w skutkach możliwość nauki. Tak więc, od czasu do czasu warto pomyśleć też o tym, jaki los ludzie ludziom gotują.


Odpowiedź


I owszem, kolego, w wymowie wychodzi właśnie „toćka”. Bo na dużej części terytorium Federacji Rosyjskiej „cz” tekstowe fonicznie przybiera kształt ćwierkającego „ć”. I dlatego tak seksownie brzmi, i dlatego język naszych wschodnich przyjaciół tak się nie tylko nam podoba. Pozdr, H


Poniedziałek, 10 października – Mądrość wyborców


Jeszcze Polska nie zginęła dopóki naród, społeczeństwo i wyborcy zachowują rozsądek, a wręcz mądrość. Demagodzy sieją groźne ziarna, ale wykształcony i myślący obywatel potrafi oddzielić je od plew. Polacy zrozumieli, że w wyjątkowo trudnych, nieprzewidywalnych czasach nie zmienia się sternika okrętu, szczególnie, gdy jego następca może być tylko gorszy. I nieprzewidywalny. Wczorajsza niedziela była pięknym dniem umiejętnie wykorzystanych możliwości, jakie oferuje demokracja parlamentarna.


Piątek, 7 października – Góromorze


Posezonowa melancholia krajobrazów, pozamykane przystanie, bary, zapach unoszący się w powietrzu nad Jeziorem Żywieckim przywołuje wrażenia jednocześnie znad morza i z gór właśnie. Kolejka na górę Żar jeździ co 15 minut – najczęściej pusta. Na szczycie tylko kilka osób. Porywisty, ale ciepły wiatr. Jedyny otwarty lokal to Dominium Pizza. W środku żadnego gościa. Piwo – tylko Carlsberg. Dzisiaj wybieram się na Boraczą. Powiedziano mi, że można tam dojechać samochodem. I to drogą asfaltową. Trudno uwierzyć. Potwierdzam: na halę Boraczą prowadzi droga asfaltowa aż do samego schroniska. Taki to, być może konieczny, znak czasu.


Czwartek, 6 października – Paris w Katowicach


Trwam w objeżdżaniu Żywiecczyzny. Od jeleśniańskiego wielce fachowego i sympatycznego lekarza weterynarii, który udzielał porady naszemu psu, dowiedziałem się, że pod względem liczby i jakości usług lekarskich nieludzkich „mamy tu Manhattan”. Na razie muszę wierzyć na słowo. Dzisiaj uzyskuję potwierdzenie europejskości, a nawet światowości regionu. Otóż Paris Hilton otworzy centrum handlowe w Katowicach, a wszak Żywiec to też województwo śląskie. A poza tym, to jestem w Polsce widząc w tutejszej gazecie choćby takie artykuły: „Gangi chrzczą paliwo” czy „Elfy ledwo wyjechały na tory, a już się psują”. Pogoda bardzo dobra, turystów już nawet na lekarstwo, pustki w restauracjach – niektóre nawet nieczynne. Odpoczynek i przygotowania do sezonu zimowego.


Środa, 5 października – Rzeczywiście


Gdybym w tym miejscu zajmował się polityką, to z powodu powszechnego i wszędobylskiego nadmiaru tej tematyki, mógłbym u Czytelników wzbudzić odruchy wymiotne. Jednakowoż nie mogłem przejechać obojętnie obok hasła „Polska w budowie”. Wczoraj doświadczyłem tej Polski osobiście podróżując samochodem z Warszawy do Żywca. Przebudowa i poprzeczna rozbudowa węzłów komunikacyjnych trwa, ruch odbywa się bez zatorów. W Bielsku-Białej droga prowadząca do Żywca na znacznym odcinku również w generalnym remoncie, przy okazji którego powstaje obwodnica Bielska. W całej Polsce, wiem z doniesień znajomych, trwają drogowe wykopki. W Warszawie również potężne inwestycje. Trudno jest nadrobić kilkudziesięcioletnie zaniedbania, tak więc Polska podstawowa infrastruktura będzie w budowie jeszcze dobrych kilkanaście lat. Oby pieniędzy wystarczyło. I jeszcze jedno, pies świetnie zniósł podróż, co niedługo uwidocznię na zdjęciu. O czym donoszę z hotelu spa w Jeleśni.


Wtorek, 4 października – Redaktorzyny


Od dobrych 13 lat kupuję i czytuję Press. To jedyne branżowe, drukowane (i internetowe) medium środowiskowe. Zawsze są w nim informacje i wiedza godne dziennikarskiego poznania. Pismo organizuje chwalebną i cieszącą się ogromnym zainteresowaniem imprezę Grand Press. Zwrócę uwagę tylko na jeden arcyważny problem. W każdym numerze Press znajduje się rubryka Czytam, Słucham, Oglądam z podtytułem: Ranking … i tu pada nazwisko szczęśliwca, do którego redakcja zwróciła się z zapytaniem. Na marginesie: w październikowym numerze jest ranking Jerzego Domańskiego, płaczącego, że lewica nie ma już swojej gazety. Tak więc, wszyscy zaproszeni silą się na erudycyjne wywody o tym, co, kogo i gdzie czytają etc. Ale przez lata nikt nie przyznał się, że czyta Press. Tym samym można uznać, że miesięcznik środowisku nie jest do niczego potrzebny. Albo jest, ale Państwo Dziennikarstwo wstydzą się przyznać do Pressowej znajomości. To wielka karygodność. Moralny obowiązek prenumerowania Press powinien mieć każdy człowiek mediów. Jeśli redakcji nie stać na taki wydatek, to powinien kupować z własnej kieszeni. Jednocześnie Press powinien być przez środowisko poddawany życzliwie rzetelnej ocenie, sugestiom i krytykom. Andrzej Skworz na pewno będzie rad wszelkim opiniom, gdyż świadczą one o życiu pisma w społeczności. Kto nie kupuje Press i nie korzysta z zawartej w nim wiedzy, ten jest zaledwie redaktorzyną.


Poniedziałek, 3 października – NIE dla Unii


Wracam do tematu już w tej rubryce poruszonego. Rejestracji w Polsce samochodów z kierownicą z prawej strony. Mówię zdecydowanie: NIE. Komisja Europejska chce nakazać nam umożliwienie rejestracji takich pojazdów. Nasz rząd mówi ewentualnie tak, ale po ukończeniu budowy nowoczesnych dróg. Brukselczykom wydaje się, że mają już w Unii jednakowy poziom, dodajmy – wysoki, kultury społecznej. Taka opinia mogłaby nas cieszyć, ale fakty są nieubłaganie inne. Polacy nie potrafią poradzić sobie z samochodami z kierownicami po lewej stronie, a co dopiero, gdy pozwoli się im jeździć angielskimi? Wiem z własnego doświadczenia. Z zamiarem powrotu do Polski kupiłem w Londynie samochód z kierownicą z lewej strony. Jeździłem nim nad Tamizą przez kilka dni i wiem, jak jest to niewygodne, ale nie niebezpieczne, gdyż Anglicy potrafią jeździć empatycznie. Londyńscy znajomi czasami przyjeżdżają do nas „anglikiem”. Mówią, jaką trudność sprawia im podróżowanie po Polsce. I to nie tylko dlatego, że przy wyprzedzaniu nie widać czy droga jest wolna. Również z powodu braku wyobraźni i chamstwa naszych kierowców. Tak więc powtarzam: temu unijnemu ujednoliceniu (w innych krajach innostranne samochody można rejestrować) mówimy u nas zdecydowane NIE.


1,2 października – Weekend, a więc dni wolne od pisaniny


W poniedziałek zamierzam napisać poparcie dla polskiego rządu, aby nadal nie zgadzał się na rejestrowanie w Polsce samochodów z kierownicami z prawej strony.

W wydaniu 119, październik 2011 również

  1. 80 LAT KRZYSZTOFA KOMEDY

    Komeda Jazz Festival
  2. BOHDAN OSADCZUK 1920 - 2011

    Odszedł Europejczyk
  3. LISTOPADOWY FORBES

    Królowie życia i nie tylko
  4. PO SĄSIEDZKU

    Słowacja to nie tylko turystyka
  5. DOWCIP I MĄDROŚĆ

    Myśli Alberta Einsteina
  6. WYBÓR AGENCJI PUBLIC RELATIONS

    Warto inwestować w komunikację
  7. JÓZEF PIŁSUDSKI

    Myśli i aforyzmy
  8. EMIGRANCI ZNAD WISŁY

    Nie ma 2 milionów spośród nas
  9. AMERYKAŃSKI KOSZMAR

    1500 x recesja
  10. BARBARA GAŁCZYŃSKA

    Poezja, Sztuka, Proza
  11. EUROPA PIERWSZEJ PRĘDKOŚCI?

    Jak naprawić strefę euro?
  12. SZTUKA MANIPULACJI

    Mechanizm wabienia
  13. DECYDENT SNOBUJĄCY

  14. DECYDENT SNOBUJĄCY

    31 października - Przed i po