Established 1999

DECYDENT SNOBUJĄCY

1 wrzesień 2011

30 września - Niemoc

Niezgoda na bylejakość. Obnażanie debilizmów. Tropienie prostactwa. Antidotum na hołotę. Pochwała intelektu. Odświeżanie wartości. Indywidualizm versus pęd owczy. Odwaga snobizmu. O tym tu codziennie czytajcie.

Komentarze proszę pisać tu: decydent@decydent.pl


Piątek, 30 września – Niemoc


Jak skuteczny w demokracji może być protest obywatelski? Wiele przykładów wskazuje, że mało. Mieszkańcy z okolicy narożnika ulic Rozbrat i Szarej protestują przeciwko likwidacji ogródka jordanowskiego, w którego miejscu mają stanąć dwa budynki mieszkalne. Zgodnie z prawem wydanym przez miejskich urzędników. Dopóki nie rozpocznie się budowa teoretyczne szanse na skuteczność obywatelskiego lobbingu majaczą. Inna budowla postawiona wbrew obywatelom. Tym razem efekt już jest. Czarny dom towarowy u zbiegu Al. Jerozolimskich i Brackiej. Postawiony 12 metrów od budynku mieszkalnego. Lokatorzy z kilkudziesięciu mieszkań patrzą na ten przygnębiający gmach autorstwa Stefana Kuryłowicza. Owa budowla również powstała dzięki miejskim decyzjom, ale wbrew prawu budowlanemu, które m.in. zabrania stawiania budynków w odległości mniejszej niż 20 metrów od już istniejących. Niemoc prowadzi do frustracji, a ta do nieprzewidywalnych reakcji psychicznych, których objawy mogą być społecznie groźne.


Czwartek, 29 września – Pozytyw oczekiwania


Od przybytku głowa boli. Niewiele, gdy wygra się milion. Bardzo, gdy będzie to 50.000.000 złotych na koncie (minus podatek nieco poniżej 5.000.000). Mędrcy od zagłębiania się w człowieka ostrzegają przed stresem i kłopotami emocjonalnymi – oczywiście spowodowanymi nadmiarem przybytku. A ja mam inne wrażenia, które można uogólnić. Tak wielka kumulacja spowodowała, że ja również zagrałem w Lotto. Za 3 zł. Na chybił-trafił. Lottomat chybił fatalnie – nie trafił w ani jedną liczbę. Szkoda, lecz nie o tym, a o oczekiwaniu. Fajnie było pomarzyć, co się zrobi z wygraną. Co kupi, gdzie pojedzie, komu da prezenty, które hospicjum wesprze, który dom dziecka, którego uzdolnionego biednego artystę, w jakiej (czyjej) intencji złoży ofiarę w kościele. Co chwilę przychodziły mi na myśl inne zbożne cele. I te pozytywy myślowe były dobrem samym w sobie. Sądzę, że wielu dzisiejszych przegranych we wtorkowym Lotto, miało takie namysły.


Wtorek, 27 września – Przykład brać!


Kiedy w telewizorze zoczyłem Agenta Tomka za plecami Małego Wielkiego Prezesa, przeczytałem wywiad z Janem Tomaszewskim i popatrzyłem w oczy towarzyszy Miedwiediewa i Putina, to pozazdrościłem Rosjanom. Jeszcze wyjaśnię, dlaczego napisałem Agenta przez duże „a”? Ano dlatego, że jest to nowe imię owego młodego emeryta, dziś kandydata do Sejmu. Pamiętacie Dochnala? Ten biedak też nie miał imienia. Pisano o nim per Lobbysta Dochnal. Ale ad rem. Jan Tomaszewski, człowiek, który zatrzymał Anglię, wybiera się do parlamentu, aby zdemaskować i zwalczyć sitwę w naszej piłce. Powodzenia na drodze naiwności. Obserwuję przedwyborczy dramat polityków i wyborców. Ci drudzy są ważniejsi. Niesamowicie trudne wybory: kogo desygnować? Sportowca, agenta, katolika, heretyka, geja? A weźmy naszych sąsiadów. Tylko im pozazdrościć. Towarzysz Putin, ludzki batiuszka wszech Rassiji, już zapowiedział poddanym, kto zostanie szefem państwa, a kto pokieruje pracami rządu. Miłujący samodzierżawie lud odwdzięczy się przypieczętowując światłe, dalekowzroczne decyzje. Tego spokoju, tej przewidywalności, tej pewności jutra zazdroszczę braciom Rosjanom. Czy u nas Bronek z Donkiem nie mogliby zagrać taką roszadą? Ku spokojowi sumienia obywateli?!


Poniedziałek, 26 września – Akceptowalni


Z literatury książkowej i gazetowej wiem, iż przedwojenny polski mężczyzna uchodził za wzór dżentelmena. Może nawet większego od brytyjskiego. Na pewno trochę innego. To owi dżentelmeni świecili przykładem, kształtowali gusta. Za czasów komuny dżentelmeńskość międzyludzka jeszcze utrzymywała się na dość wysokim poziomie. Całkowicie zwiędła w rozkwicie demokracji. Dzisiaj każdy rozumie wolność (a raczej ją interpretuje, gdyż tylko niewielka liczba obywateli ma świadomość jej znaczenia i ograniczeń) jak mu wygodniej. Można mówić co się chce i jak się nie potrafi. Nie ma wzorców, nikt nie równa do najlepszych. Jest pustka. Albo antywzorce. Pamiętam, jak Krystyna Loska uczyła się na pamięć tekstów zapowiedzi programów telewizyjnych nawet w łazience. Zygmunt Broniarek, znakomity dziennikarz i poliglota (czego nie ujmuje mu praca w szczęśliwie znikniętej już od lat Trybunie Ludu), uczył się tekstów na pamięć wszędzie, gdzie tylko mógł. Widziałem go kiedyś na przystanku tramwajowym, jak mamrotał pod nosem ćwiczenia pamięciowe. Takie miałem skojarzenia, gdy w telewizorze zobaczyłem Pawła Potoroczyna, dyrektora Instytutu Adama Mickiewicza, który w Brukseli udzielał wywiadu dziennikarce trzymając obie ręce w kieszeniach spodni i bawiąc się jądrami (tego, co prawda, nie było widać, ale inteligentny widz widzi w przekazie więcej niż przeciętny). We wspomnianych wyżej preczasach – takie zachowanie było nie do pomyślenia. Dzisiaj – prostacka norma. Drugi przykład akceptowanego nieprofesjonalizmu. Justyna Pochanke w TVN 24 przeprowadza wywiad z Władysławem Bartoszewskim (lat 89). Ilekroć zadaje pytanie, zawsze odwraca wzrok od rozmówcy, nie patrzy mu w oczy. Dopiero, gdy Profesor odpowiada, patrzy na niego. Patrzenie w oczy rozmówcy to elementarz zawodu dziennikarskiego. Powinien być też normą w szczerych kontaktach międzyludzkich. Tego samego dnia widzę w CNN podobną sytuację. Młoda dziennikarka rozmawia z 67-letnim podróżnikiem sir Ranulphem Fiennesem. Zadając pytania, patrzy mu nieustannie w oczy. Interlokutor czyni to samo. Oboje grają mimiką twarzy adekwatną do tematu pytania i odpowiedzi. Mam niejasne wrażenie, że w CNN dbają (i kontrolują) nie tylko o zawodowstwo, ale także darzą widza szacunkiem. I tak to wygląda. Świat a sprawa Polska.


Piątek, 23 września – Johnny-James English-Bond


Za komuny o Jamesie Bondzie mogliśmy tylko słyszeć. Agent 007 był zbyt groźny dla socjalistycznego obywatela, dlatego czujni w swej dbałości cenzorzy nie wpuszczali ani Rogera Moore`a, ani Seana Connery`go do PRL. Za demokracji mogliśmy odrobić zaległości wyobraźni z fizycznością superkomandora Jej Królewskiej Mości. Dzisiaj mamy przyjemność porównać Daniela Craiga z Rowanem Atkinsonem. Poważny (czy aby na pewno, zważywszy nieprawdopodobne sytuacje, z których się wykaraskuje?) Bond i angielsko sarkastyczno komediowy agent MI7 Johnny English. Widziałem wczoraj Johnny`ego wraz z ośmioma innymi widzami na wieczornym seansie. Inaczej ogląda się Jamesa, a inaczej Johhny`ego. Poszczególnych sekwencji w filmie tego drugiego oczekiwałem bez napięcia towarzyszącego prawdziwemu Bondowi. Englisha ogląda się świetnie, momentami z dużym śmiechem, a prawie przez cały film z relaksującym angielskim uśmieszkiem. Atkinson bawi i śmieszy przede wszystkim mimiką, mową ciała, gestem i wreszcie – słowem. Czysta przyjemność nie w oczekiwaniu, jak wybrnie z trudnej sytuacji, ale w oczekiwaniu na to, jak infantylnie na nią zareaguje. Rowan Atkinson jest wybitnym angielskim aktorem komediowym. W Europie kojarzę jeszcze tylko jedno jedyne nazwisko: Francuza Louisa de Funesa. Johnny English to bardzo elegancka, inteligentna, brytyjska farsa oryginału Bonda.


Czwartek, 22 września – Cena kultury


Potępiam wszelkie formy piractwa. Nigdy nie ściągnąłem – płatnie czy bezpłatnie – filmu ani muzyki z Internetu. Ale jestem wielkim zwolennikiem rozwoju rynku elektronicznego. Zamiast kupować płytę z muzyką niedługo będę preferował zapłacenie za ściągnięcie niektórych utworów, które najbardziej przypadną do gustu mojemu uchu. Tak będzie, kiedy dojrzeję do kompletowania fonoteki i filmoteki elektronicznej. A tymczasem wczoraj wieczorem czytam, że Unia Europejska zdecydowała o przedłużeniu ochrony prawa wykonawców i producentów muzycznych z 50 do 70 lat od dnia publikacji. Innymi słowy, te utwory pozostaną własnością wytwórni płytowych o 20 lat dłużej mimo, że już wygasną prawa autorskie do tekstów i muzyki. Tak więc, nadal będziemy musieli płacić za najlepsze kawałki np. Beatlesów, Rolling Stonesów czy Krzysztofa Komedy i Michała Urbaniaka. Szkoda, że wygrał lobbing muzyków i producentów. Jednak, jak to w demokracji bywa, każdy ma swoje racje i wygrywa ten, który znajdzie najwięcej argumentów na swoją korzyść i przekona do nich decydentów. Tak wygląda rzecznictwo interesów, o meandrach którego DECYDENT pisze od 1999 roku.


Środa, 21 września – Pączkowanie chłamu


Mam na myśli chłam czytelniczy. Niedługo ukaże się kolejny magazyn o gwiazdach „Flesz”. Jednak w pierwszym numerze nie znajdziemy wywiadu z prof. Aleksandrem Wolszczanem. Będzie za to ważka informacja o decyzji Małgorzaty Sochy. Aktorka zdecydowała się na macierzyństwo, więc rezygnuje z ról w serialach. A więc „Flesz”. Bezpośredni konkurent „Vivy” i „Party”. Nieistotne jest jednak pozycjonowanie, a afera, która wybuchła i się rozwija. Okazuje się, że pomysł „Flesza” do dwutygodnika „Show” skopiowała dziennikarka, która pracowała nad nowym projektem, ale odeszła właśnie do „Show” i tam sprzedała podpatrzony pomysł. Tak zaczyna się wojna pomiędzy Bauerem a Edipresse. Można by powiedzieć, co to mnie obchodzi. Jeszcze jeden śmieciowy tytuł. Ale jako były wydawca zazdroszczę im nakładu: 200.000 egzemplarzy. Analizując rynek mediowy można zbudować sobie obraz społeczeństwa, jego zainteresowań i potrzeb.


Wtorek, 20 września – A jeśli Boga nie będzie?


Dziecięciem będąc nie miałem świadomości istnienia różnorodności religii. Z obserwacji otaczającego mnie komunistycznego świata wyniosłem przekonanie, iż istnieje tylko Kościół katolicki. A dzisiaj okazuje się, że są też innowiercy. I prowadzą niedobry lobbing. Dążą do wprowadzenia bezbożnego świata politycznie poprawnego. Miałoby to oznaczać, że oficjalnie Boga nie ma, a wyznawcy różnych religii uprawiają swoją wiarę w ukryciu. Nie byłoby świąt Bożego Narodzenia i Świętego Mikołaja. Mielibyśmy Czas Świąteczny i Dziadka Mroza (tego już poznaliśmy, przyjechał z ZSRR i wraz z nim umarł). Nie byłoby czasu przed Chrystusem i po Chrystusie, nie można by było używać określenia Anno Domini. Wyobrażalne? Może dzisiaj nie, ale jutro… Czytam, że rząd australijski dąży do wykreślenia z nauki szkolnej właśnie tych odnośników do czasu i do Boga. Proponuje w zamian takie: Common Era (od narodzin Chrystusa), Before Common Era (czyli przed Chrystusem) albo Before Present (czyli przed nowożytnością). W ten sposób nie będą urażone uczucia wyznawców innych religii w Australii. Protestują biskupi, mówiąc o próbie wykreślenia Jezusa Chrystusa z ludzkiej historii. Jeszcze nie wiadomo, czyje myślenie zwycięży, ale zaczyn potężnego fermentu już rośnie.


Poniedziałek, 19 września – Pokojowo upaleni


Podoba mi się teza mówiąca, że społeczeństwa marihuanowe są bardziej pacyfistyczne niż społeczeństwa alkoholowe. Ni mniej ni więcej chodzi o to, że ludy palące różne rośliny, np. wspomnianą marihuanę, mają pokojową naturę, zdolność do zażywania spokoju, są cierpliwe, cenią sobie bezproblemowe życie. Takie narody zamieszkiwały Indie, kraje arabskie i azjatyckie. Agresja zaczęła pojawiać się tam dopiero, gdy podjęto kroki delegalizacyjne marihuany i opium. Przeciwieństwem społeczeństw upalonych są Europejczycy, których trucizna – wódka – ma działanie szybkie i wywołujące gwałtowne czyny, o czym świadczą liczne wojny. Można tu wymienić Rosjan, Japończyków, Niemców i Brytyjczyków. Czy sytuacja w dzisiejszym, trudnym do ogarnięcia świecie, nie wymaga, byśmy zastąpili agresywne używki psychodelikami? Pyta Kamil Sipowicz, autor właśnie wydanej książki „Czy marihuana jest z konopi?” Jak zastąpić cywilizację alkoholową cywilizacją psychodeliczną? Czy będzie to możliwe? I z jakim skutkiem w dłuższym czasie? Sipowicz mówi, że psychodeliki bardzo pomagają artystom. Twierdzi, że Kora napisała bardzo dużo tekstów, na pewno „Paradę słoni”, będąc stanie upalenia. „Marihuana potrafiła ją skupić na słowie, na pracy, pozwalała się odciąć od innych bodźców” – mówi Kamil Sipowicz w świetnym wywiadzie w Dużym Formacie Gazety Wyborczej. Alkohol pewnie nie zniknie. Ale kto powiedział, że alkohol musi być pierwszą używką? – pyta Sipowicz.


Piątek, 16 września – Chwalą nas


Obejrzałem na Ju Tjubie dwunastominutowy film promujący Polskę i Polaków ustami znanych w świecie celebrytów. Tytuł: Polska? Tak! Gdybym to dzieło obejrzał w czasach głębokiej komuny, to byłbym zachwycony! Takie sławy, tyle słyszeli o Polsce, byli u nas, czytali Conrada, słuchają Chopina (a może Szopena?), wiedzą o wiktorii wiedeńskiej. Dzisiejsza wielka otwartość na świat nieco mniej łechce naszą próżną potrzebę bycia chwalonymi, ale zawsze… Nareszcie mamy film zrealizowany dynamicznie, z nowoczesnymi ruchomymi obrazkami Polski, jesteśmy oprowadzani przez młodych, uśmiechniętych ludzi, którzy zapraszają nas do… warszawskiego Fotoplastikonu, który właśnie otworzył swoje podwoje w Alejach Jerozolimskich. Bardzo dobry podkład muzyczny i świetna finałowa piosenka Basi Trzetrzelewskiej (cóż za brytyjskie nazwisko!) na stałe mieszkającej w Londynie polskiej piosenkarki, która zrobiła zagraniczną karierę. Kilka zdań o nas mówi 26 osób. Wymienię je wszystkie: Tea Leoni, Natalie Portman, Linda Evangelista, Zucchero, Robert Duvall, Bill Nighy, Josh Lucas, Leslie Nielsen, Morgan Freeman, Daniel Radclife, Robert Redford, Kevin Reynolds, Peter Weir, Jean-Michel Jarre, Danny DeVito, Christopher Lambert, Russell Crowe, Tom Hanks, James Gray, Ralph Fiennes, Placido Domingo, Val Kilmer, Enya, John Cleese, Ian Gillan i Jim Carrey. Do każdej z wypowiedzi podkłożone są migawki filmowe dotyczące tematu. No i to zdanie Churchilla: „Nigdy w dziejach wojen tak liczni nie zawdzięczali tak wiele tak nielicznym”. Na wszelki wypadek dodam, że chodzi o polskich lotników walczących w bitwie o Anglię w 1940 roku. Oglądając ten film tak sobie myślałem, że jeszcze Polska nie zginęła.


Życzę przyjemnego weekendu. W sobotę i niedzielę odpoczywamy od siebie.


Czwartek, 15 września – Czekanie na prekariat


Prekariat, określenie natychmiast kojarzy się z proletariatem. I takie ma znaczenie. Chociaż Marks miał na myśli robotniczą klasę przemysłową, a dzisiaj największy wyzysk ma miejsce w usługach. „Prekariusze wszystkich krajów, łączcie się!” – chciałoby się spontanicznie zakrzyknąć, ale gdy uświadomimy sobie, jaką rewolucją takie nawoływanie się skończyło, to lepiej zmilczeć. Jak wyjaśniają socjologowie, prekariat to nowa grupa społeczną, głównie ludzi młodych, wyzyskiwana w nowoczesnej gospodarce. To ludzie z konieczności imający się prac dorywczych, na umowy zlecenia, wynagradzani tak nisko, że z tej pracy nie mogą się utrzymać. Madryt, Berlin, Paryż już przeżyły przedsmak możliwości rewolucyjnych prekariatu. W Warszawie jeszcze czekamy, ale już niedługo. Wiosna to dobra pora na protesty i wymuszanie zmian. Taki lobbing uliczny, gdy zawiodły wszelkie inne metody wywierania nacisku. Zatem, do wiosny 2012.


Środa, 14 września – Bełkot i defekacja


Rada Języka Polskiego ma już 15 lat. Nie wiem czym się zajmuje i właściwie nie muszę wiedzieć. Jednak z tego co słyszę wokół wnioskuję, że niczym. Język mówiony (z pisanym jest o niebo lepiej) stał się bełkotliwym potokiem niespójnych wyrazów, nie służącym porozumiewaniu się, wyrażaniu poglądów, dowiadywaniu się, czyli jest to jedynie narcystyczna potrzeba wypluwania słowotoku. Językoznawcy od czasu do czasu wytykają błędy językowe i piętnują miałkość politycznych wypowiedzi. Chętnie słucham tych opinii. Nikt jednak nie zwraca uwagi na sposób wypowiedzi. Przerażająco nagminną stała się maniera publicznej defekacji bez żenady uprawiana na wszystkich antenach telewizyjnych i radiowych. Pisałem już o tym, ale pozwalam sobie przypomnieć, gdyż nic się nie zmieniło, a nawet jest gorzej. Owo wypróżnianie powoduje, że coraz więcej ludzi przestaje słuchać słowa mówionego i przełącza programy na takie, gdzie jest akurat muzyka (tak samo robi się, gdy pojawiają się reklamy). Jak bowiem można zachować cierpliwość i godność, gdy w dosłownie każdym wypowiadanym zdaniu łącznikiem, kilkakrotnie używanym, jest „eee”, „yyy”, „aaa”. Owo prostactwo słowne jest tak powszechne, że gdy uda się usłyszeć składną wypowiedź dziennikarza lub eksperta bez natężonej defekacji, to aż trudno zrozumieć, co zostało powiedziane. Bowiem forma dorównała treści. A to już w zdebilałym świecie za dużo. Nawet jak na umysł przyzwyczajony do intelektualnego wysiłku.


Wtorek, 13 września – Ostatni numer


Zawsze kupuję pierwsze numery pojawiających się na rynku gazet. Najczęściej są to też ostatnie, jakie biorę do ręki. Nie inaczej będzie z Gazetą Polską Codziennie. To po prostu śmieć. Zastanawiam się, jak wygląda i o czym myśli czytelnik owego codziennika? Czy jest to moherowy beret obu płci? A może zagorzały laicki sympatyk PiS-u? A może element niezdecydowany politycznie? A może wreszcie kibic sportowy? Tego nie wie nikt. Można jedynie spekulować. Ponoć ma to być medium tabloidowe polityczno-plotkarskie z dużym naciskiem na sport. W pierwszym numerze ten nacisk był jeszcze niewielki, bo zaledwie dwukolumnowy. Podobno inauguracyjny numer sprzedał się w nakładzie 120-150 tysięcy. To naprawdę dużo. Ciekawe, ilu czytelników ubędzie Faktowi i Super Expressowi? Myślę, że tak się stanie, gdyż nie wyobrażam sobie, aby ktoś kupujący Fakt czy Super Express dodatkowo katował się jeszcze GPC. Obawiam się, że wykształci się wierne grono czytelników nowego tytułu. Mam też pewność, iż będzie ich poniżej stu tysięcy.


Poniedziałek, 12 września – Problem z Allenem


Nie lubiłem i – chyba nadal – nie lubię dawnych filmów Woody`ego Allena. Nie lubiłem, gdyż oglądałem je za młodu i wtedy do nich nie dorastałem. Dzisiaj myślę, że może obejrzałbym „Manhattan” czy „Annie Hall”, ale jeszcze się nie zmobilizowałem. Natomiast szalenie lubię odwagę Allena. Przyznaje się on do słabości charakteru, odmawia sobie wielkości, mówi, że zamiast zaczytywania się klasykami woli pójść na mecz, zagrać na klarnecie. Nie jest pracowity. Ma mnóstwo wątpliwości, przeżywa koszmary podczas kręcenia filmów, cierpi z powodu braku pomysłów, efekty wysiłku go nie zadowalają. Nie ogląda swoich filmów, wielu już nie pamięta. Pisze też książki, a te czyta się świetnie, gdyż są tak przesycone autoironią, spostrzegawczością świata, że zmuszają do refleksji i zastanowienia się nad jakością własnego życia. „O północy w Paryżu” to film, o którym nie można powiedzieć, że jest dobry lub zły. To film świetny, uspokajający, intelektualnie relaksujący, rozleniwiający, wypoczynkowy. Ale do tego wniosku doszedłem dopiero kilka godzin po wyjściu z seansu.


Sobota, 10 września – Afryka po polsku


Po raz kolejny łamię zasadę i piszę w sobotę, gdyż znowu bulwersuje mnie kpienie z czytelników. Tak też było z „Good night, Dżerzi” Janusza Głowackiego. W Dużym Formacie w czwartek przeczytałem tekst Wojciecha Jagielskiego o wznowieniu po ponad 40 latach książki Ryszarda Kapuścińskiego „Gdyby cała Afryka…”. Miałem kiedyś tę książkę, ale pożyczyłem komuś i nie wróciła. Posiadam wszystkie książki Kapuścińskiego, więc pomyślałem, że kupię to wznowienie. Poszedłem więc wczoraj do Empiku w Arkadii. Na półce z Kapuścińskim Afryki nie znalazłem. Zapytałem w informacji. Nie słyszeli o wznowieniu. Ten nieszczęsny polski kapitalizm można nazwać polskim kapitalizmem, tak jak niegdyś demokrację – socjalistyczną. To polska specyfika. Czyż bowiem w demokratycznie kapitalistycznym kraju do pomyślenia jest sytuacja, iż ukazuje się recenzja czegokolwiek, a tego czegoś nie ma w sprzedaży? Toż to kpina z obywateli i urąganie elementarnemu poczuciu uczciwości i zasadom biznesowym! A może wydawca Agora myśli, że będziemy codziennie przychodzili do księgarń i łaskawie pytali czy już jest dawno temu zrecenzowana książka? To jest właśnie polskość odstająca od Europy i świata. Zawsze będziemy pariasem w otaczającym nas świecie. Dopóki nie będziemy szanowali samych siebie, dopóty nikt nas nie będzie szanował.


PS. A które programy we wszystkich telewizjach zaczynają się o zapowiadanych godzinach? Żadne. No, chyba, że przypadkiem jest mniej reklam. Są tylko trzy wyjątki: Wydarzenia w Polsacie, Fakty w TVN i Wiadomości w TVP1. Swoją drogą – to ciekawy nawyk, pozostałość z komuny, kiedy jedyna władza demonstrowała obywatelowi swoją siłę. Święta prawda: informacja rządzi!


PS 2. Właśnie dowiedziałem się, iż „Afrykę” można kupić w kulturalnymsklepie.pl lub telefonicznie. Ale nie wiem, czy tylko. A tu pewien dylemat: internetowych adresów nie odmienia się. Nie mogę napisać: kupić przez kulturalnysklep.pl, bo kupuje się „w sklepie”, a nie „przez sklep”. Natomiast mógłbym napisać: można kupić w internecie pod adresem: kulturalnysklep.pl.


Piątek, 9 września – Gra o I ligę


Jeszcze gramy w europejskiej drugiej lidze. A to głównie z powodu nieposiadania waluty euro. Mamy za to świetne wydarzenie pierwszoligowe, zbliżające nas do ekstraklasy – Europejski Kongres Kultury we Wrocławiu. To impreza, o której mówi się w całej kulturalnej Europie. Mnóstwo wydarzeń, nietuzinkowi goście. Atmosfera nabuzowana intelektem i twórczym niepokojem. Dochodzi nawet do takich kompilacji, jak wspólne granie Krzysztofa Pendereckiego z gitarzystą zespołu Radiohead Jonnym Greenwoodem i twórcą muzyki elektronicznej Aphexem Twinem. Totalne pomieszanie w jedności. Tomasz Stańko w jednym z wywiadów powiedział, że w dzisiejszej muzyce gatunki mieszają się i przeplatają. Tolerancja w sztuce jest niemniej ważna od tej w życiu. Muzyk namawia do okazywania szacunku dla odmienności, dla twórczych poszukiwań we wszystkich zakamarkach ludzkiej duszy i rozumu. „Nawet jak leci disco polo, trzeba czasem usiąść i z powagą nadstawić ucha: postarać się zrozumieć, jakie były intencje tych ludzi, po co to robią – bo na pewno były one dobre. Codziennie należy ćwiczyć swoją otwartość na sztukę, a nie zawsze ufać tylko rozumowi i kulturze” – tak znakomity trębacz mówi magazynowi „The Red Bulletin”. Jerzy Waldorff zwykł powtarzać, że muzyka łagodzi obyczaje. Tak było, jest i będzie. O tej maksymie wszyscy powinniśmy pamiętać. Szczególnie politycy.


Czwartek, 8 września – Więzienne obligacje


Zaskakująco gwałtowne zamieszki w Londynie i innych brytyjskich miastach miały miejsce miesiąc temu. Na gorąco media informowały, że brali w nich udział przedstawiciele wszystkich warstw społecznych. Dzisiaj minister spraw wewnętrznych Kenneth Clarke sprecyzował, że trzy czwarte z nich to znani przestępcy, recydywiści. Clarke, wcześniej zajmował się w poprzednim rządzie konserwatystów więzieniami, ogłasza, że więźniów, ale także tych, którzy kary już odbyli, należy reedukować i resocjalizować. A zamykać w ostateczności. Resocjalizacja więźniów ma być biznesem, który przyniesie efekty w przyszłości. Inwestorzy mogą kupować obligacje więzienia w Peterborough. Na rynek wypuściła je organizacja Social Finnace, a warte są 5 mln funtów. Zebrane w ten sposób fundusze zostaną przeznaczone na resocjalizację 3 tysięcy więźniów odsiadujących w tym więzieniu krótkie wyroki. Nasze zainteresowane służby powinny przyglądać się temu eksperymentowi. Niektóre europejskie problemy są lub będą wspólne.


Środa, 7 września – Dziękczynienie


Towarzyszu Łukaszenka, bardzo serdecznie Wam dziękuję. Dziękuję Wam za nieustające przywracanie mi swoimi decyzjami pamięci historycznej. Tym razem, drogi Towarzyszu, dziękuję Wam za mięso. Nie baliście się stanąć w jego obronie! Jednocześnie bardzo się cieszę, że przed wrażymi Rosjanami uratowaliście dla Waszego narodu viagrę i antybiotyki. Nie będą stare ruskie dziadygi zapładniać Waszych kobiet! Mięso, trudno, niech wykupują. Dobrze chociaż, że anemiczny białoruski naród będziecie mogli utrzymać przy wegetacji antybiotykami, ziemniakami, cebulą, a przede wszystkim – viagrą i innymi cennymi produktami, których Ruscy Wam nie zrabują, kupując za ruble. I tu ośmielam się mieć dla Was, towarzyszu Łukaszenka, radę. Jako kapitalistyczny Polak, który wszak przeszedł niedawno drogę tak samo wyznaczoną, jak Wy to robicie dla swojego narodu, przez polskich komunistycznych aparatczyków wodzonych na pasku Moskwy, żebyście kazali tym północno-wschodnim najeźdźcom płacić za mięso dolarami! Wtedy, za tak chytrze zarobione twarde diengi, będziecie mogli kupić dla siebie, towarzyszu Łukaszenka, i swoich wiernych pretorianów duże ilości prawdziwego francuskiego szampana i inne wyrafinowane smakołyki. Zakusku, czyli kawior, chyba macie?! Pamiętajcie, Wielce Szanowny Towarzyszu Łukaszenka, że społeczeństwo nie musi doświadczać zbytków. Wszak, jak powiedział Wasz mentor, klasa robotnicza pije szampana ustami swoich przedstawicieli. My, w Polsce, mamy prawdziwe bezchołowie. Jemy i pijemy co chcemy (lub na co nas stać), jeździmy gdzie nam się podoba, wydajemy i czytamy na co mamy ochotę i tak dalej. Naprawdę, trudno żyć w takiej nieograniczonej różnorodności. Towarzyszu Łukaszenka! Nie idźcie tą zgubną dla narodu drogą!


Wtorek, 6 września – Polak malutki


Kim ty jesteś? Polak mały… itd. Tej patriotycznej rymowanki nikt już nie pamięta i nie wie, komu i o co w niej chodziło. Tak sobie myślę o polskości z litewskim konfliktem szkolnym w tle. Z angielskiego przykładu pamiętam, że dzieci z polskich rodzin, żeby uczyć się języka ojczystego, historii etc. musiały biegać do szkółek niedzielnych. I to w czasie wolnym! Ich emigranccy rodzice nie myśleli nawet, żeby lobbować u władz na rzecz tworzenia polskich szkół pełnoprawnych z brytyjskimi. Teraz nasi Litwini lamentują, że ich dzieci będą się uczyć wypaczonej polskości po litewsku. Problem ma wiele niuansów i nie w tym tutaj rzecz. Najistotniejszym dążeniem wszystkich mniejszości etnicznych powinna być jak najszybsza i jak najgłębsza integracja z nowymi ojczyznami. A sprawa kultywowania języka przodków – również powinna być priorytetowa, ale w ramach zajęć pozalekcyjnych. Ale przecież nas, Polaków, nie ubędzie, gdy Jan będzie Johnem, a Marysia Mary. Ważne, żeby pamiętali skąd ich ród.


Poniedziałek, 5 września – Niekolorowo


Byłem emigrantem. Najpierw w RFN, później w Wielkiej Brytanii. W obu krajach nie czułem się obco, bojaźliwie. Byłem gościem, który akceptował tamtejsze prawa i obyczaje. Chętnie integrowałem się z miejscowymi. A oni ze mną – nie tylko przy polskiej wódce. Nie odczuwałem ich wrogości, raczej zaciekawienie, sympatię. Dzisiaj, po latach, z wielkim niepokojem czytam o ksenofobii w Europie. Nie wiem, czy gdybym wpadł na pomysł ponownego wyemigrowania, czułbym się bezpiecznie?! W Holandii, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech niechęć do obcych osiągnęła apogeum. U nas nikt jeszcze nie napada na Wietnamczyków, Ukraińców czy Chińczyków, ale mamy olbrzymi antysemityzm i rasizm. Weźmy na języki taką Amerykę. Kraj zbudowany przez wszelkiej maści imigrantów. Według spisu ludności z 2010 roku, 50,2 proc. dzieci poniżej pierwszego roku życia było białych, a 49,8 proc. pochodzenia latynoskiego, azjatyckiego, afrykańskiego lub mieszanego. Dziesięć la temu biali nie stanowią już większości w Nowym Jorku, Miami, Los Angeles, nawet w Las Vegas. Te zmiany w USA oraz w Europie wymuszą zmianę w uprawianiu polityki społecznej. Nie wiem, jak za 20 lat będzie wyglądała Europa, jeśli nie odwrócimy trendu wrogości do obcych. Ryszard Kapuściński powiedziałby: do Innych.


Piątek, 2 września – Oszustwo żarówkowe


Od wczoraj w całej Unii Europejskiej obowiązuje zakaz sprzedaży żarówek 60. watowych. Wcześniej zakaz objął żarówki 75 i 100 watowe. Nieco zdenerwowany, że spóźniłem się ze zrobieniem zapasu, udałem się – na wszelki wypadek – do Leroy Merlin – aby z głupia frant zagadną, czy sześćdziesiątki jeszcze są w sprzedaży. Oczywiście, były. Oraz 75-piątki. Najpierw pomyślałem, że RP to jeszcze nie Unia, ale później skonstatowałem, iż może źle usłyszałem o zakazie i chodzi o wstrzymanie produkcji od dnia rocznicy inwazji niemieckiej na Polskę w 1939 roku. W każdym bądź razie, inżynierowie potwierdzili, iż żarówki energooszczędne rzeczywiście zużywają mniej energii, ale tylko wtedy gdy są włączone non-stop. Gdy użytkujemy je normalnie, tzn. włączamy i wyłączamy kilkanaście razy dziennie, to ich żywotność maleje dramatycznie. Tak więc, rachunki ekonomiczny i ekologiczny nie wyglądają tak, jak to zapowiadają otumanione (przekupione?) lobbingiem urzędasy w Brukseli. Jak ma się koszt produkcji żarówki ekologicznej do częstotliwości jej wymiany? Cwaniaki już o tym obywateli nie informują. Dokonam teraz rozszyfrowania informacji zawartych na opakowaniach. Zacznijmy od żarówki przezroczystej 60 W. Czytamy na niej: Made in France. Poniżej: Osram GmbH Germany. Dalej: Importator: Romania, Bucuresti. Kolejnym importerem jest Zagreb. Dystrybucja: Osram Australia, Osram South Africa, Osram Malaysia, Osram Singapore. Jedyna informacja po polsku brzmi: Żarówka przezroczysta. Wymień teraz! Cena za 60 W: 1,71 zł. To tyle. Ponieważ preferuję żarówki matowe, więc dokupiłem jeszcze dwie inne firmy ANS Centrum Sp. z o.o., Warszawa, ul. Kolumba. Cena: 3,95 zł. Moc: 75 W. Wyprodukowano w PRC. Młodszym Decydentom wyjaśniam: PRC to People`s Republic of China. Niegdyś pisało się: Made in China. Ale dziś Chiny to synonim wszelkiej trującej tandety, a mało kto rozszyfruje PRC. I jak tu żyć w świecie takiej różnorodności oszustnego chłamu?  


Czwartek, 1 września – Honor i zdrowie


Honor i polityka. Oba pojęcia należy rozpatrywać osobno, tak bardzo są przeciwstawne. Ale to prawda oczywista. Krzysztof Piesiewicz, bardzo dobry scenarzysta i elokwentny człowiek ogłosił, że ponownie ubiega się o senatorski fotel. Ostatnimi miesiącami popadł w polityczny niebyt (a może też towarzyski?) po tym, jak szantażyści sprzedali mediom zdjęcia z jego prywatnych, acz nieco ośmieszających, zabaw. Wczoraj Piesiewicz oznajmił, że media informując o wyroku na szantażystów „powieliły materiały z mojej sprawy nagrane w sposób przestępczy” (za Gazetą Wyborczą). I zrezygnował z kandydowania do Senatu. W ten nieoczekiwany sposób udało mu się uratować honor. Nawet jako osoba publiczna, prywatnie mogę robić na co mam ochotę. Ale gdybym został przyłapany in flagranti na mało obyczajnych ekscesach, to po prostu odczuwałbym zwykły wstyd przed ludźmi i zniknąłbym z życia bardzo publicznego. Takie mam zasady, a jestem młodszy od Piesiewicza. A poza tym, Polacy czują się coraz zdrowsi, co wynika z badań GUS-u.

W wydaniu 118, wrzesień 2011 również

  1. AKADEMICKIE BIURO KARIER

    Jeden zawód to za mało
  2. ZWIĄZEK BANKÓW POLSKICH

    Zatroskanie gospodarcze
  3. TYGODNIK POWSZECHNY

    Węgiel za wszelką cenę?
  4. PRZEDWYBORCZE OBLICZA POLITYKI

    Honor polskiej wsi
  5. IMR ADVERTISING BY PR

    Przedłużenie umowy z Golden Rose
  6. 60 MILIONÓW ZŁOTYCH CO ROKU

    Jak działają biura poselskie?
  7. NA CZAS KRYZYSU

    Rozszerzenie oferty
  8. FOTOPLASTIKON

    Czar stolicy
  9. ZATRZYMAĆ MŁODOŚĆ

    Wyzwanie dla jesiennej kobiety
  10. ZARZĄDZANIE WIEKIEM

    Zysk z dojrzałości. Praktyki przyjazne osobom 50+
  11. BARBARA GAŁCZYŃSKA

    Spacer nad Nettą
  12. DECYDENT SNOBUJĄCY

    30 września - Niemoc
  13. SZTUKA MANIPULACJI

    Kurtuazje przewrotne