Established 1999

DECYDENT SNOBUJĄCY

2 sierpień 2015

Wtorek, 18.08 – Snobizm na świerszcze

Kotlet schabowy z kapustą, z młodymi ziemniakami posypanymi koperkiem.


To dla wielu starszych (nie starych, bo ci już nie powinni lub nie mogą jeść ciężkostrawnych potraw) Polaków symbol polskiej kuchni. Niestety, symbol to archaiczny, smakowo, wizualnie nudny i chociaż figuruje w menu każdej restauracji, to zbytnio nie należy się publicznie chwalić spożywaniem takiego zestawu. Nie da się jednak ukryć, że Polska świniami stoi, to i wieprzowina musi królować w narodowych smakach. Jednak, Polak to nie gęś i swój kosmopolityczny rozum ma. Kto nie był w egzotycznych (dla nas, Europejczyków) krajach, to mógł oglądać kanał Kuchnia TV, a w nim przejażdżki po wszelkich spożywanych dziwolągach. Nie inaczej robił, opisany w „Gazecie Wyborczej”, Jacek Janicki, który porwał się niemal z motyką (czy młodzież w wieku Janickiego wie, co to za przyrząd i do czego służy?) na słońce i już rozszerzył nasze kotletowe menu o potrawy i produkty ze świerszczy. Wiadomo, Polak (póki co – jak zauważa prekursor Janicki) robactwa do ust nie weźmie, ale gdy się go (Polaka) odpowiednio podejdzie, to i owszem. Tak więc mielone świerszcze młody restaurator (?), producent żywności (?) ma zamiar dodawać do produktów, a zaczął od batonów, w których oprócz owadów znajdują się otręby owsiane, migdały, suszona żurawina, suszone śliwki i miód. W jednym batonie znajduje się 30 sproszkowanych owadów. W swojej masie świerszcze są bogatym źródłem witamin, m.in. żelaza i dobrze przyswajalnego białka. Nie wróżę Jackowi Janickiemu, że jego kuchnia zastąpi schabowego jako potrawę narodową, ale popieram jego kreatywne, niekonwencjonalne, światowe, innowacyjne myślenie. Jako kraj na dorobku nie mamy pieniędzy na opracowywanie kosmicznych technologii, ale nadwiślańską myślą nowatorską jest właśnie droga wskazana przez Jacka Janickiego.


Piątek, 14.08 – Są takie decyzje…


Dyktatorzy zwykli rządzić przy pomocy terroru, jak znienawidzenie miłowany Kim Dzong Un. Natomiast oświeceni zamordyści „służą” poddanym przy pomocy dekretów, jak towarzysz podpułkownik Władimir Władimirowicz Putin. A tak zwani demokraci czasami wymyślają referenda. Która metoda sprawowania władzy jest najlepsza/najgorsza? To nie jest dobre pytanie na referendum, bo zbyt trudne, wymaga wiedzy politycznej i obywatelskiego zaangażowania, a także odpowiedzialności. Pomińmy dwa pierwsze przypadki. Czy w każdej zasadniczej sprawie trzeba odwoływać się do głosu obywateli? Otóż, nie. Człowiek, jaki jest – każdy sam na sobie doświadcza. Chce być zdrowy, bogaty, wolny, a przede wszystkim egoistyczny. Pomińmy też trudne pytania z referendum ex prezydenta Komorowskiego o JOW-y i finansowanie partii politycznych (skąd niby czytacz „Faktu”, „Super Expressu” i oglądacz różnych tańców z gwiazdami ma cokolwiek wiedzieć o okręgach wyborczych lub o plusach/minusach finansowania polityki?) i przejdźmy do pomysłu tercetu egzotycznego Kaczyński-Duda-Szydło o skrócenie (przywrócenie poprzedniego) wieku emerytalnego. Zwrócenie się do społeczeństwa z takim pytaniem powinno od razu postawić ową trójcę przed Trybunałem Stanu. Jak bowiem, w świetle tego, co napisałem wyżej, można pytać o oczywistość? Kto nie chce pracować krócej, a mieć wysoką emeryturę? Czyżby tylko Kaczyński, Duda i Szydło? A kto jeszcze w RP? (to moje pytanie referendalne, wynik i tak będzie nieważny). Skąd społeczeństwo obywatelskie, nie mówiąc o poszczególnych jednostachi biorących udział w głosowaniu, może znać (przewidzieć) konsekwencje takiego kroku za lat naście? To rząd ma wiedzieć lepiej (zatrudnia dziesiątki ekspertów), co dla obywateli będzie lepsze perspektywicznie w arcyważnych zagadnieniach życiowych. Nawet wbrew „powszechnej opinii ludu”, która zawsze jest/będzie oparta na danych jałowych. Reasumując: pytanie ludu o czas emerytalnego odpoczynku jest skrajną nieodpowiedzialnością, żeby nie użyć wulgarnych epitetów dla określenia tego skandalu.


Odpowiedzie referendalne: decydent@decydent.pl


Czwartek, 13.08 – Szczęśliwe sieroty


Tak, są takie (tacy), kiedy odchodzi do wieczności ojciec alkoholik, ojciec morderca czy inny zboczeniec. My w Polsce również nie będziemy opłakiwali faktu, że opuścił nas Tata. Tatę adoptowali Słowacy. Dzisiaj się cieszą, ale w przyszłości może być różnie. Nasi południowi sąsiedzi tak pragnęli zdobyć montownię marki Jaguar, że przebili ofertami, dotacjami i ulgami podatkowymi wszystkich konkurentów, również nas. Drugim powodem może być „niemanie” w RP waluty euro. Słowacy się cieszą, rozsądni Polacy również. Poza wszelkimi aspektami ekonomicznymi u Słowaków pojawi się również problem społeczny. Z dużą dozą pewności można przyjąć, że zarobki w montowni Tata Motors będą za niskie, jak na europejskie standardy, co niechybnie doprowadzi do konfliktów, a może nawet do zamknięcia montowni i przeniesienia jej gdzie indziej. Wiadomo, za jak marne rupie pracują Hindusi u siebie i takie same warunki chcieliby narzucić u Słowaków. Nam również by taki pat groził, ale mamy doświadczenie z chińska firmą budowlaną Covec, która miała zbudować kawałek autostrady. Wejście tego smoka skończyło się sromotną ucieczką. Chińczycy bardzo chcieliby złapać przyczółki w Unii Europejskiej, ale na swoich, tylko lekko zeuropeizowanych, warunkach. A tak na naszym kontynencie się nie da. Jako się rzekło, Chińczycy i Hindusi potrafią produkować super tanio, bo ich siła robocza nie ma mocy solidarności, tym bardziej robotniczej świadomości. Przypomnę na marginesie, że założyciel koncernu Tata Motors – Ratan Tata – w 2008 roku wyprodukował najtańszy samochód na świecie: Tata Nano. Kosztował w przeliczeniu rupii 6 tysięcy złotych. I nawet jeździł. W porównaniu z Tata Nano Jaguar jest marką z Księżyca. Jeśli technologia i doświadczenia z produkcji taty nano zostaną wdrożone w słowackim jaguarze, to ciekawe, jak daleko zajadą nim Słowacy?


Piątek, 7.08 – Sprawdzian odwagi i jedności


Jeśli wierzyć ocenom, to jest nas, Polaków, w świecie ponad 20 milionów. Dodając jakieś 37 milionów nad Wisłą mamy pokaźny udział w globalnej populacji. Takie gremium można nazwać masą, jeśli jest to bezmyślny motłoch. Można też powiedzieć o silnym lobby, jeśli jest to świadoma swoich praw, swojej narodowej przynależności i jedności społeczność – choć rozproszona. Największe nasze lobby mamy (mieliśmy podczas lobbowania przyjęcia Polski do NATO) w Ameryce. Na drugim miejscu powinno być polskie lobby w Wielkiej Brytanii, zważywszy na liczebność emigracji. Ale czy tak jest? Należy wątpić. Młodzi emigranci na starcie zajęci są przede wszystkim trudnym zarabianiem na utrzymanie. Jednak powoli punkty siedzenia zmieniają punkty widzenia. Przed 1989 rokiem w Wielkiej Brytanii jedynym liczącym się polskojęzycznym medium był „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” – najstarsza polska gazeta codzienna na świecie, ukazująca się nieprzerwanie do dziś (choć już tak podupadła, że nie odgrywa żadnego znaczenia wśród obecnej emigracji). 26 lat później polskich mediów drukowanych i internetowych o zasięgu krajowym i regionalnym jest kilkadziesiąt. To one stanowią kompendium wiedzy o prawach i obowiązkach cudzoziemców w UK. One też kształtują poglądy, łączą czytelników. I tak tygodnik „Polish Express” na 20 sierpnia zapowiada strajk emigrantów. Nie będzie to wyraz gniewu, ale chęć pokazania dumy i znaczenia polskiej emigracji dla brytyjskiej gospodarki. Akcję polskiej gazety zauważyły media ogólnokrajowe. Zapowiada się duża manifestacja w Londynie. Liczebność protestujących będzie wskazywała nie tylko na ich odwagę, ale też na poczucie jedności emigracyjnej. A tej nigdy dotąd nad Tamizą nie było.


Komentarze: decydent@decydent.pl


Środa, 5.08 – Jadą goście, jadą…


Ale do nas nie przyjadą, bo my ich nie lubimy. A serial trwa i nawet nabiera rozmachu. Zanosi się na tasiemca. Płyną, jadą na rowerach, idą. My nazywamy ich nielegalnymi imigrantami, a oni siebie uchodźcami przed wojną, religijnymi czy etnicznymi czystkami. Tuż przed stanem wojennym i w jego początkach na przełomie 1981/82 roku my też uciekaliśmy – przed reżimem junty Jaruzelskiego do obozów w Austrii i Niemczech, gdzie czekaliśmy na przerzut dalej, w świat. Wtedy w państwach-gospodarzach wzbudzaliśmy sympatię i chęć pomocy. Tamtą emigrację nazywaliśmy polityczną, choć w zdecydowanej większości miała podłoże ekonomiczne. Tak, jak obecny exodus trwający od kilku lat. Po 1989 roku, roku upadku komunizmu, wydawało się, że problem fali emigrantów zniknie. Jednak nie. Dzisiaj wyjeżdżamy legalnie, ale już nie jesteśmy tak entuzjastycznie witani. Nikt przecież nie lubi napływu biedaków. Nie dziwota, że dzisiejsza Unia nie radzi sobie z falami desperatów. Sytuacja jest o tyle dramatyczna, że najazdu żebraków nie sposób zatrzymać, gdyż nie widać możliwości rozwiązania konfliktów politycznych w krajach ucieczek. W naszej TV temat boat people nieco ucichł, ale w BBC czy CNN codzienny serial trwa. Ci, których problem nie dotyczy, otrzaskali się z widokami i izolują swoją chatę z kraja. Ale do czasu. Inwazja morska i lądowa trwa.


Komentarze: decydent@decydent.pl


Poniedziałek, 3.08 – Stoły nienawiści


Jak wygląda stół – każdy widzi. Jednak mebel meblowi nierówny. Stół z Ikei nie budzi żadnych skojarzeń, emocji, zachwytu. Jest przedmiotem użytkowym, tzn. będzie, gdy go skręcimy po przywiezieniu do domu. Stół, powiedzmy – antyczny – ma inną wartość: zabytkową, historyczną i finansową. W Polskiej polityce stoły mają jeszcze dodatkową cechę, nieoczekiwaną, bo nie fizyczną, a intelektualną, duchową. Stoły nad Wisłą budzą nienawiść. Zaczęła się ona krzewić w części społeczeństwa (czy narodu, jak chcą co bardziej zacietrzewieni) od 1989 roku, od obrad Okrągłego Stołu. Zasiadły przy nim (razem z podstolikami) 452 osoby: rządzący komuniści i opozycja. Co ciekawe, wszyscy oni zostali nazwani zdrajcami, sprzedawczykami Polski. Czyżby był to handel wymienny? Ustępujący komuniści sprzedali swoją część Polski opozycji, a opozycja oddała komunistom to, co jej się w całości należało? Ten spór, tak jak późniejszy o przyczyny katastrofy smoleńskiej (tutaj Tusk sromotnie zaprzedał się Putinowi) będzie trwał do końca świata i jeden dzień dłużej. O dzisiejszej aferze stołowej nie będzie tak żywej pamięci, bo i jej kaliber znacznie, znacznie mniejszy, ale smakowity. Otóż, rząd na wyjazdowe posiedzenia wozi ze sobą stoły. Dlaczego, wyjaśnień jest kilka, a najtrafniejsze brzmi: żeby uniknąć podsłuchów. I może o stołowych peregrynacjach po Polsce nie byłoby tak głośno, gdyby nie kampania wyborcza. Takie podłożenie się stołami to znakomita gratka do wybuchu szyderstw opozycji. No cóż, PO całkowicie zatraciła wyczucie przewidywania swoich chaotycznych posunięć.


Komentarze:  @decydent@decydent.pl 

W wydaniu nr 165, sierpień 2015, ISSN 2300-6692 również

  1. ŚWIATOWA RADA ZŁOTA INFORMUJE

    Popyt na kruszec spadł, ale nie w Europie - 13.08
  2. LIST W SPRAWIE LEKTUR

    Letni "Browar" - 10.08
  3. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Dzieło - 21.08
  4. IMR Z NES PHARMĄ

    Powrót do współpracy - 3.08
  5. DECYDENT SNOBUJĄCY

    Wtorek, 18.08 – Snobizm na świerszcze
  6. POWSTANIE WARSZAWSKIE

    Pamięć patriotów - 3.08
  7. W OPARACH WIZERUNKU

    Nowi ludzie - nuworysze - 3.08
  8. A PROPOS...

    ...zostawiania w samochodach psów - 12.08
  9. WIATR OD MORZA

    Wieloryb a sprawa polska - 26.08
  10. LEKTURY DECYDENTA

    Apetyt na browar - 3.08
  11. I CO TERAZ?

    Ci odlatują, ci zostają - 10.08
  12. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Emigranci w służbie czynnej - 4.08
  13. PO PROSTU SZTUKA

    Wenecki sierpień Evy Chelmeckiej - 3.08