Established 1999

CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

2 styczeń 2022

Dr Jekyll i Mr Hyde

Każdemu, kto miał „przyjemność” znaleźć się w zasięgu działania kreatury, portret psychologiczny takiego osobnika wydaje się jednoznaczny. W tym uproszczonym wyobrażeniu rzadko dostrzegamy niespójność między wrażeniem prostactwa, prymitywizmu a zaszokowaniem z powodu spostrzeżenia, jak inteligentna jest kreatura w rozgrywaniu swojego otoczenia – pisze prof. zw. dr hab. Mirosław Karwat.

Prof. zw. dr hab. Mirosław Karwat

O inteligencji jest tu mowa z tym zastrzeżeniem, iż jest to inteligencja kompletnie destrukcyjna dla środowiska, ekspansywna i skuteczna w autopromocji miernoty, w karierze przyśpieszanej niszczeniem innych i wciąganiem na górę przez protektorów. Są bowiem różne rodzaje inteligencji – obok tej opartej na wiedzy i mądrości czy też na uzdolnieniach twórczych obecna jest w życiu społecznym i coraz bardziej się rozpycha inteligencja spryciarza, kombinatora, wręcz cwaniaka. Różnica między nimi związana jest m.in. z przedmiotem namysłu i pomysłowości, z układem odniesienia. Inteligencja merytoryczna, produktywna, kreatywna (kreatywna – bynajmniej nie w takim sensie jak „kreatywna księgowość”) skoncentrowana jest na rozpoznawaniu i rozwiązywaniu problemów społecznych, na sprawności w spełnianiu zadań i obowiązków społecznych. Inteligencja kreatury (bardzo osobliwa „przenikliwość”, analityczna celność i dalekowzroczność, umiejętność kojarzenia i koordynacji różnych elementów) jako atut wirtuoza machlojek, przekrętów, nadużyć służących ustawieniu się – z natury jest egocentryczna i „solipsystyczna” (z łaciny: solus ipse – tylko ja sam).

To prawidłowość: Kreatura jest imponująco i przerażająco sprawna na swój użytek, za to nieudolna w wykonywaniu powierzonych jej zadań, zawłaszczonych przez nią ról i funkcji społecznych. Ale mimo tej zawodowej czy służbowej nieudolności, a co najmniej mierności skutecznie rozpycha się na obok i wspina w górę. Wie bowiem, jak zapewnić sobie „fory” i „krycie”, jak zagwarantować sobie bezkarność, nieodpowiedzialność za spowodowane szkody, jak niszczyć nie tylko krytyków, ale też każdego, kto – nie myśląc o rozliczeniu czy przesunięciu miernoty na miejsce dla niej właściwe – mógłby nieudacznika-szkodnika zastąpić. Mamy więc ciekawy paradoks: zapobiegliwy, arcyskuteczny pro bono suo nieudacznik.

Sporo jest racji w takim wizerunku, ale jest to bilans per saldo, a charakterystyka wyczerpująca istotę tego fenomenu musi być bardziej złożona. Aksjomatem w tym portrecie jest toksyczność podobnej osobowości oraz perwersyjna wręcz sprawność w destrukcyjnym oddziaływaniu na środowisko.

Jednak te dominanty nie powinny nam przesłonić dwóch istotnych niuansów.

Po pierwsze, faktu, że natura osobnika zwanego kreaturą (i jej objawy w jego postępowaniu) jest dwoista. Emploi kreatury wyraża się nie w jednym typowym i stałym wcieleniu, lecz co najmniej w dwóch, na pozór wzajemnie sprzecznych. Po drugie, nie traćmy z pola widzenia szczególnego dynamizmu takiej osobowości. Dynamizmu, który wyraża się w zmienności jej wcieleń, porównywalnej ze zmiennością (a poniekąd i z nieprzewidywalnością) pogody.

Dwoistość psychiczno-moralnego oblicza kreatury ociera się o klasyczne rozdwojenie jaźni. Tę zaś znakomicie oddaje figura „Doktor Jekyll i Mister Hyde”, spopularyzowana za sprawą genialnego opowiadania Roberta Louisa Stevensona. Co prawda, nie przenośmy dosłownie tamtej historii na jakiś zawsze taki sam schemat funkcjonowania kreatur. Utwór Stevensona jest kluczem do fenomenu kreatur – ale na zasadzie alegorii. Motywem przewodnim (mniejsza o szczegóły niepowtarzalnie odmiennych, choć porównywalnych konkretnych sytuacji i postaci ucieleśniających gatunek nazywany kreaturą) jest tu taka możliwość, iż ten sam człowiek może być – w innym wcieleniu –  swoim własnym zaprzeczeniem z odmiennego wcielenia.

Wiemy i znamy to nawet z potocznych obserwacji: stłamszony i pokorny pracownik w życiu rodzinnym funkcjonujący jako tyran domowy; dewotka terroryzująca ludzi „niedoskonałych i grzesznych” z pozycji uosobienia cnotliwości – w zaciszu swego życia prywatnego i intymnego mogąca być nawet kurwiszonem; osobnik znany i podziwiany w roli „brata łaty”, „duszy towarzystwa”, „oficera koktajlowego” – na co dzień, poza chwilami biesiadnych występów i popisów – będący mizantropem i ponurakiem; rewolucjonista poza tym, że chce zmienić świat od podstaw i całkowicie, pruderyjny i patriarchalnie konserwatywny. Przykłady dwoistości natury ludzkiej znajdziemy też w klasycznych psychoseksuologicznych syndromach – takich jak „zespół rycerza i rozpustnika” lub odpowiednio „zespół madonny i ladacznicy”. Od wieków wiadomo też, że skąpiec zwykle nie jest po prostu maniakiem oszczędzania i samoudręczenia w ascezie, lecz dialektycznym splotem zachłanności (wyrażonej w natręctwie zbierania, gromadzenia) oraz „nieużycia” (właśnie tego, czego posiadam w obfitości, nawet w nadmiarze, nigdy sam nie użyję ani też nie użyczę innym).

Takie rozdwojenie – na żywioły wręcz przeciwstawne, jak woda i ogień, żar i chłód emocjonalny, barankowata potulność i brutalna porywczość – miewa u niektórych ludzi charakter chroniczny i – rzec by można – cykliczny. Mamy więc u nich przeploty cech sprzecznych na przemian, nawroty wcielenia przykrytego przed chwilą – i to nawroty rytmiczne, regularne. Trochę to przypomina okresowe wzmożenia i powtórki zaburzeń psychicznych po pewnym okresie „normalności” czy w każdym razie stłumienia kłopotów z samym sobą.

Przemiana poczciwca w łajdaka, pryncypialisty w krętacza, bohatera w tchórza, tropiciela przestępców w złodzieja nie bez powodu nasuwa skojarzenie z fenomenem przepoczwarzenia w świecie owadów. Co prawda, w takim skojarzeniu (lub literackiej analogii) zapominamy zwykle, iż jest to proces, a nie akt; choć tempo tego procesu powoduje wrażenie „przemiany w mgnieniu oka”.

Przepoczwarzenie larwy w gąsienicę, tej zaś w motyla właśnie dlatego tak nas szokuje i fascynuje, ponieważ każde z kolejnych wcieleń wydaje się być nie kontynuacją, lecz zupełnym unicestwieniem stanu poprzedniego. Każda z tych postaci rozwoju osobnika danego gatunku wydaje nam się zgoła innym bytem, innym gatunkiem. Mimo woli rozumujemy tak, jak w odbiorze baśni, w której człowiek zaklęty zamienia się w żabę albo w kamień. To jednak tylko opór naszego umysłu przed złożonością bytu w ruchu, wyraz tęsknoty, żeby wszystko było „wiadomo jakie”, jednoznaczne, konsekwentne w swej naturze.

Nic z tych rzeczy. Kreaturę – do niej powróćmy – w sensie stałym cechuje „Janusowe oblicze” (lub jeszcze lepiej – cztery oblicza na cztery strony świata, jak u Światowida), czyli rządzi nią zasada „dla każdego jestem kimś innym”. A w sensie dynamicznym – cyklicznie powtarzalne samozaprzeczenie.

Kiedy trzeba, we współżyciu z innymi kreatura uosabia przymilność, posuniętą aż do minoderii, lizusostwa, lecz dla odmiany w zmienionej sytuacji lub już w innym towarzystwie specjalnością tegoż osobnika staje się agresja, wredność, donosicielstwo, „demaskatorstwo” w duchu szczujni. Równowagę – trudną do zachowania przy takich przeskokach – zapewnia podwójna miara. Im bardziej jestem bezwzględny dla otoczenia, dla oponentów, tym bardziej wyrozumiały dla kumpli, i tym bardziej czuję się niedoceniony, skrzywdzony, prześladowany.

Jest to ściśle związane z kwestią, czy jestem „pod”, czy „nad” kimś. Kreaturę cechuje więc serwilizm wobec protektorów (choć oczywiście do czasu, do czasu – dopóki są potrzebni i silniejsi od swego protegowanego). Gorliwość posunięta jest tutaj – jeśli trzeba – aż do braku godności i  masochizmu (przełknę wszelkie upokorzenia, stanę na łapkach i na uszach, by zasłużyć na  względy, łaskę, ochłapy). Lecz jakby dla równowagi i przeciwwagi kreatura demonstruje bezwzględność i sadystyczne rozkoszowanie się władzą w stosunku do własnych podwładnych czy ludzi na innej zasadzie zależnych.

Dobrze jest wiedzieć – gdy mamy do czynienia z potencjalnym kolegą, partnerem w pracy lub wspólnikiem w interesach, zwierzchnikiem – a w każdym razie dowiedzieć się nie za późno, czy jest to osobnik jednofazowy, dwu- czy trójfazowy. A kiedy ktoś nas głaszcze, to warto upewnić się, czy w łapie nie chowa albo nie wysuwa pazurów. Gdy pieści całuskiem lub pochwałą– czy nie sączy jadu. Jedno jest niemal pewne: bez popadania w paranoję (wokół mnie wszyscy są podejrzani, sami wrogowie lub zdrajcy) lepiej nie lekceważyć pewnych przeczuć w reakcji na nienaturalność zachowań, przesadę w demonstrowaniu serdeczności, podziwu, chęci pomocy, w życzliwych przestrogach i donosach. Jeśli czuję, że ktoś natrętnie mnie „ustawia”, jakby mnie oblizywał lub przycinał do formatu, to powinienem się poczuć jak potencjalna pieczeń już zawczasu podlewana sosem.

PROF. ZW. DR HAB. MIROSŁAW KARWAT
Uniwersytet Warszawski

 

W wydaniu nr 242, styczeń 2022, ISSN 2300-6692 również

  1. ŻYWOTY DECYDENTA

    Prawdziwy św. Mikołaj
  2. HISTORIA DECYDENTA

    Jedwabne
  3. WIATR OD MORZA

    Suskie inicjatywy
  4. DECYDENT GLOBTROTER

    Daleki kraj
  5. HISTORIA DECYDENTA

    Teorie spiskowe
  6. WIERSZOWNIA DECYDENTA

    Polskie Radio 2022
  7. BEZPŁATNA BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Wypożycz i zwróć albo nie zwracaj
  8. NOTATKI DO DNI PAMIĘCI

    Nasze dumy eksportowe
  9. HISTORIA DECYDENTA

    Wpływowy ród
  10. LEKTURY DECYDENTA

    Państwo w zapaści
  11. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Pedofilia
  12. CZY DECYDENT MOŻE ZNIKNĄĆ?

    DECYDENT reaktywacja
  13. HISTORIA DECYDENTA

    Uratowali Anglię
  14. WIATR OD MORZA

    Zamiast raphacholinu
  15. DECYDENT GLOBTROTER

    Trudna wyprawa
  16. LEKTURY DECYDENTA

    Dość trudna powieść
  17. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Reparacje od Niemiec
  18. ALBA LACH HERITAGE

    Szpital im. Paderewskiego
  19. HISTORIA DECYDENTA

    Królewski Kraków
  20. CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

    Dr Jekyll i Mr Hyde
  21. WIATR OD MORZA

    Polska mądrość...