Established 1999

CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

1 maj 2018

Mętna władza w mętnej wodzie

Mętność może być nie tylko cechą umysłu – takiego umysłu, w którym panuje wieczny zamęt, gonitwa myśli i słów, które donikąd nie prowadzą i nic nie znaczą, poza tym, że są wyrazem permanentnego bulgotania. Umysłu pokręconego, zanurzonego w nieprzeniknionej mgle niejasności. Mętne mogą być też „układy”. Każdemu znana jest metafora „mętna woda”. I pochodna: „łowić ryby w mętnej wodzie”. Praktyczni znawcy problemu dopowiedzieliby jeszcze, że łowisko mające powab mętnej wody (i z jej wyglądem, i z jej bagiennym zapaszkiem) niekoniecznie jest takie samo z siebie – pisze profesor Mirosław Karwat.

Prof. dr hab. Mirosław Karwat, Uniwersytet Warszawski

Są tacy rybacy, którzy lubią zamieszać w wodzie czyściutkiej i przeźroczystej, aby – gdy już się skłębi i zmętnieje – wyciągać z niej co trzeba, ale tak, że nikt poza nimi nie wie, co właściwie i jak wyciągnęli. Podobni tym rybakom są aferzyści, malwersanci, wirtuozi przekrętów, ale i politykierzy lubujący się w sposobach działania typowych dla krętacza. Nie mówiąc już o lumpendziałaczach i lumpenpolitykach, o których mówi się dosadnie: MĘTY.

Mogłoby się wydawać, że jedyne, w czym są podobni mętniacy oraz męty, to właśnie mętność – tego, co myślą, mówią lub czynią. Ale mętność raczej dla innych, jako bezradnych świadków „mętnych spraw” lub odbiorców mętnych myśli i informacji, bo na swój użytek męt doskonale wie, o co chodzi, do czego zmierza, a i niejeden mętniak funkcjonuje sprawnie dla siebie samego, choć jest tak niekomunikatywny. Można by sądzić, że jednych i drugich łączy tylko to jedno podobieństwo („nieprzejrzystość”), ale nic poza tym. Wszak mętniak, który nie umie się jasno wysłowić, nawiązać porozumienia z innymi, wydaje się kimś niepraktycznym; z kolei męt wręcz przeciwnie – jest równie wyrazisty jak praktyczny w swoim profilu kombinatora, układowicza, załatwiacza, rwacza, mistrza machlojek i szachrajstw. To jednak mylne wrażenie, zaś uogólnienie takiej „separacji” byłoby już zupełnym błędem. Bo mętniacy i męty nieraz „w jednym stają domu”, doskonale się rozumieją i wzajemnie dopełniają. Ich współżycie to wzorowa symbioza.

Najlepiej to widać w świecie polityki, w mechanizmach władzy. Im bardziej mętne jest oblicze programowe ugrupowania rządzącego, tym lepiej czują się w jego strukturach i szeregach męty, szumowiny.

Mętność ideologii i haseł, sloganów, frazesów, jakimi buduje swój wizerunek i czaruje obywateli taka czy inna ekipa, jest dla mętów potrójnie funkcjonalna.

Po pierwsze, za tym, co mgliste, a zarazem wszechpojemne (oferty „dla każdego coś miłego”, stwierdzenia w stylu „każdy wie, że”, „każdy się z tym zgodzi, że”,  truizmy i banały ogłaszane jako „oczywista oczywistość” lub jako „odkrycie Ameryki”) świetnie można się ustawić i urządzić jak za parawanem. Mętniak w roli ideologa, propagandysty, agitatora znakomicie osłania zapobiegliwe męty w roli pasożytów Wielkiego Ruchu, Wielkiej Idei, Zasadniczej Zmiany itp. Jest dla nich kimś w rodzaju żyranta, poręczyciela. Ideologiczno-propagandowa mętność rządzących jest tarczą, ale i taranem dla karierowiczów, dorobkiewiczów i przywłaszczycieli wszelkiej maści. A dobrze wiedzą oni, jakim rytuałom trzeba uczynić zadość, jakie formułki wygłaszać, jakim autorytetom składać hołd, by zostali uznani za swoich, których należy bronić przed wrogimi zamachami.

Po drugie, mętność celów, jak i zasad, reguł konstytuujących daną formację (ruch, partię, sektę, kościół) jest jak zaproszenie do szczególnej inwencji w zawłaszczaniu, przywłaszczaniu, przechwytywaniu dóbr i zasobów, w takiej partykularnej zapobiegliwości i efektywności, która jest zarazem marnotrawstwem społecznym, szkodnictwem, destrukcją dla wspólnoty. Jeśli bowiem i cele, i reguły funkcjonowania instytucji są ogólnikami, brzmią jak formuły uznaniowe, blankietowe (w dowolnej chwili w dowolnym celu można podstawić dowolną treść, nadać okazjonalną interpretację), to nic dziwnego, że w konkretyzacji abstrakcyjnych deklaracji i wzniosłych słówek najlepsi są ci, którzy dokonują ich wymiernej wyceny na własny użytek. Wtedy zasada wolności znaczy tyle, że mi wolno (czynić to, co dla mnie jest korzystne i wygodne); zasada sprawiedliwości – że „teraz k… my” i że my im damy wycisk; zasada kompetencji – że to my określamy kryteria kompetencji i decydujemy, kto jest kompetentny.

Po trzecie, jeśli nawet męt zostanie przyłapany na nadużyciu, malwersacji, kosztownej dla wszystkich partaninie, to wtedy – choć i zarzuty, oskarżenia, żądania kary dla niego, i jego sprawki są bardzo konkretne – potrafi on zasłonić się właśnie mętniactwem swoich współtowarzyszy, mętniaków bezinteresownych i nie tak zapobiegliwych. Oskarżeniom i naciskom, by wreszcie go spuścić z lukratywnego stanowiska daje odpór „pryncypialny”. Na świadków i obrońców swej cnoty przywołuje Boga, Wiarę, Kościół, Ojczyznę, bohaterów i męczenników ze słusznych pomników, Zeusowi wyrywa z rąk pioruny i nimi ciska w naiwnych tropicieli, oskarżycieli, demaskatorów.

Osobliwa dialektyka jasności i mętności polega na tym, że im bardziej jasne jest, że ktoś jest mętniakiem lub mętem, tym bardziej mętne okazują się recenzje, ekspertyzy, decyzje personalno-kadrowe, „postępowania wyjaśniające”, dochodzenia i śledztwa, procedury sądowe zwieńczone umorzeniem sprawy lub salomonowym wyrokiem. Z drugiej strony, dla tak zwanych porządnych ludzi (zwanych niegdyś klerkami) regułą postępowania staje się ucieczka przed problemem. Im bardziej mętne sprawki obserwują, tym bardziej jasne jest dla nich, że od tego trzeba trzymać się z daleka. Pięknoduchy pięknie łudzą się, że żyją w innym świecie niż ludzie bez wyrazu i krętacze, że gdy tamci „kręcą swoje lody”, ich to nie dotyczy. A w każdym razie wierzą, że mają czyste rączki, że nie są współsprawcami patologii. Niestety, rzeczy inaczej się mają. Uwznioślony wyznawca i obrońca abstrakcyjnych wartości i zasad, choć o każdej z nich mógłby wygłosić wykład i napisać dzieło, w zderzeniu z powszednim smrodkiem afer, skandali, haniebnych nadużyć okazuje się… mętniakiem na opak.

PROF. DR HAB. MIROSŁAW KARWAT

Uniwersytet Warszawski

W wydaniu nr 198, maj 2018, ISSN 2300-6692 również

  1. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    O Prusach prawie wszystko
  2. LEKTURY DECYDENTA

    O naszym Nowym Świecie
  3. EURO I CO?

    Włosi myślą o równoległej walucie
  4. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Romans dworski
  5. NOWE PRAWO UNIJNE

    Ochrona danych osobowych
  6. A PROPOS...

    ...Nowoczesnego Ryszarda
  7. LEKTURY DECYDENTA

    O II wojnie światowej wiemy więcej
  8. FILOZOFIA I DYPLOMACJA

    Nieboszczyk Układ Warszawski
  9. BIBLIOTEKA DECYDENTA

    Publikacja w duecie
  10. WIATR OD MORZA

    Gdy polityka odbiera rozum
  11. DECYDENT POLIGLOTA

    Uczymy się rosyjskiego
  12. Z KRONIKI BYWALCA

    Wieczór na cześć Hejdara Alijewa
  13. DECYDENT GLOBTROTER

    Jedziemy na Litwę!
  14. LEKTURY DECYDENTA

    Sekta i romans pani komisarz
  15. CO SIĘ W GŁOWIE MIEŚCI

    Mętna władza w mętnej wodzie
  16. WIATR OD MORZA

    Bracia bliźniacy
  17. PRAWA - WŁADZA - PROBLEMY

    Z PiS-u do PRL-u